Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2017, 23:08   #154
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Me’Ghan ze Wzgórza, Enoch Ognisty, Wachlarz

Wachlarz miał wrażenie, że wszystko minęło jak jedna chwila. Powitanie z Var Nar Varem, człowiekiem którego można by wziąć za olbrzyma. Powitanie przy którym prawie upuścił nieprzytomną Trikię leżąca na jego dłoni. Powitanie, które przyniosło również kolejne przypomnienie. Kolejną wizję z przeszłości.

A chwilę potem było kolejne spotkanie.

Spotkanie, które odbyło się z początku w milczeniu. Milczenie to jednak niosło ze sobą taką dawkę emocji, która można by obdzielić niejedna konwersację. Wachlarz czuł się jakby spotkał najbliższe sobie istoty. Kogoś z rodziny ale nie takiej o jakiej mówi się, że najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Takiej, która nie jest ci obojętna. Taka, która jest cząstką ciebie. Taka, która powoduje, że myśl o śmierci u ich boku nie jest już taka straszna.

Kiedy obecny przy nich lud Nar wiwatował, Wachlarz wpatrywał się w oczy Me’Ghan i Enocha. Wzrokiem błądził po ich sylwetkach, badał ich rysy, patrzył w oczy. Poznawał choć wcześniej znał. Starał sobie na nowo ich przypomnieć. Me’Ghan wyglądała podobnie jak wtedy, gdy się rozstawali - skórzana kamizelkę, spodnie, wysokie buty, dwa topory i tatuaże. Ale miał wrażenie, ze coś się w niej zmieniło. Nie czas było o tym rozważać. Spoglądał na nich. Jak na brata i siostrę. Jak na cząstkę siebie.
- Cześć - powiedział w końcu a jego słowa zgrały się z dźwiękiem rogu, którego tubylcy zwali Rogiem Hora. Ponurym dźwiękiem zwiastującym to co jest nieuniknione.

Śmierć.

Zwiastowanie armii Maski a może i jej samej.
Wachlarz nie mógł zatem czekać. Nie mógł nacieszyć się spotkaniem. Wszystko działo się tak szybko,
- Me’Ghan Potrzebuję Twojej pomocy ! - Przekrzykując wrzawę jaka opanowała to miejsce uniósł w jej kierunku dłoń na której spoczywało małe ciałko skrzydlatej istoty.

Megan rozpoznała mężczyznę, choć ubrany był jak akrobata z cyrku w niebieskie, obcisłe wdzianko. Nie pasowało do niego. Choć z drugiej strony – pasowało. Znów to poczucie rozdwojenia. Skupiła spojrzenie na istocie. Sylfidzie.

Rozdrażnienie, a później gniew urosły szybko u Enocha. Teraz? Nie było lepszej chwili? Wściekły na Maskę za profanację tak podniosłego momentu lichą manifestacją siły uniósł topór w górę. Zakłębiły się w nim fale ognia, by rozpędzić go w krwawym amoku. “Pomocy…” słowa skierowane do Me’Ghan podziałały jak wiadro zimnej wody. Nie opuszczając topora pytająco spojrzał na Wachlarz i niemal sycząc rzucił przez zęby :
- Co z tym trzeba zrobić?
- Daj mi ją
- Megan wyciągnęła dłoń czekając, żeby Wachlarz przełożył sylfidę.
Uklękła, układając dłoń ze stworzeniem na udzie.
- Najpierw ją obejrzę, potem powiesz, co się stało - powiedziała, a potem jakby wbrew swoim słowom zamknęła oczy.

Wprowadziła się w trans. Powoli, ostrożnie zestroiła fale swojego umysłu z umysłem sylfidy. Nie chciała, żeby tamta zaczęła oporować, kiedy zacznie badać jej obrażenia. Pozwoliła sobie na moment poczuć to samo, co czuje stworzenie, a potem zaczęła ja skanować, przesuwając się powoli wewnątrz jej ciała. Po chwili już wiedziała.

Mały impuls przeskoczył między dłonią Me’Ghan a skrzydlatą kobietką i ta zatrzepotała skrzydłami kaszląc tak, jakby tonęła. Maleńka pacjentka otworzyła oczy.
- Kurwa mać - powiedziała na tyle głośno, że stojący najbliżej mogli ją usłyszeć.
- Też się cieszę, ze wróciłaś. Jestem Megan ze Wzgórza.
- Kurwa … mać …
- wyjęczała sylfida jak zacięta płyta.
Megan zrozumiała, ze coś jest nie ok.
- Nie ruszaj się. Pozwól mi sprawdzić, co się dzieje.
- Skrzydełka… mam sztywne skrzydełka…. Pani …


Enoch z szacunkiem przyglądał się magii Me’Ghan i nawet choć spodziewał się sukcesu, to i tak poczuł dziwne zmieszanie gdy zadziałała.
- Są ci niezbędne do życia? - może nieco zbyt ostro warknął do malutkiej osóbki. - Słuchaj co się dzieje - skręcił głową w kierunku, z którego dobiegała coraz głośniejsza wrzawa szykujących się do walki. - Mamy ważniejsze sprawy na głowie. - Popatrzył po kolei na Me’Ghan i Wachlarz. - Są tu po nas. Musimy wybrać, czy włączamy się do walki, czy przebijamy by szukać reszty z nas. - Niełatwo było mu rozważać drugą opcję. Buzowało w nim pragnienie walki, a ucieczka go mierziła. Z drugiej strony to była tylko jedna bitwa. Na pewno nie decydująca.

Wieloświatowiec ubrany w strój akrobaty cyrkowego uśmiechnął się słysząc bluzgi Triki. Jego dobry humor nie zgasł nawet kiedy wrzawa o zbliżającej się armii wzrastała ani kiedy dowiedział się, że Trikia nie mogła ruszać swoimi skrzydełkami.
- Tym dziewczyno - zwrócił się do Sylfidy - zajmiemy się później. Teraz mamy coś innego do zrobienia.
- Najpierw oszacujmy z czym mamy do czynienia Enochu
- zwrócił się do drugiego mężczyzny - a potem zdecydujemy co robimy. Lud Var Nar Vara to bitny lud ale nie zostawię ich kiedy miałoby się okazać, że Maska postanowiła uderzyć jednak znaczną ilością swoich potworków.
- Spróbuj je delikatnie rozruszać
- poradziła Megan, podnosząc się na nogi. - Dobrze cię znów widzieć, Wachlarz, w jednym kawałku.
Popatrzyła na obu Wieloświatowców.
- Pamiętam was stąd, ale w moim życiu potem was nie było. Teraz nie wiem, co jest prawdziwe. To rozdwojenie jaźni mnie dobija. - przeniosła spojrzenie na istotkę. - Jak tam? Próbujesz?

- Prawdziwe jest tu i teraz
. - Uniesiony młot w końcu opadł. - Myślenie inaczej grozi śmiercią. Choć z tym wszystkim co się tutaj dzieje… - zaciął się i nie dokończył zdania. - Hej, ale czy przybyliśmy z tego samego świata? W moim wybory wygrał Donald Trump. - wyartykułował myśl, która nagle przyszła mu do głowy.
Megan spojrzała na niego a na jej twarzy odmalował się udawany szok.
- To niemożliwe - potrząsnęła głową. Po chwili kąciki jej ust zaczęła drgać, a po kolejnej - śmiała się głośno. Napięcie schodziło . Nie zwariowała.
- To dlatego tak łatwo uwierzyć w ten. - śmiech Me’Ghan okazał się zaraźliwy.
- Dobrze wiedzieć, że nie jestem tu sama - powiedziała w końcu, klepiąc go po ramieniu. - Znaczy, wiem, że nie jestem, ale jesteś na raz stąd i stamtąd. - poczuła, że traci wątek. Przeszła więc do konkretów: - Myślę , że nie mamy dość czasu aby szukać innych. Maska nie będzie czekać. Raczej powinniśmy rozesłać wici, że tu jesteśmy i oni dotrą do nas. Z drugiej stron - nie jestem strategiem, tylko lekarzem, nie mam pojęcia, jak ta walka ma wyglądać .
- W takim razie walka
- zgodził się z Wachlarz i Me’Ghan, i krzywiąc się w uśmiechu dodał - Zrobimy tyle zamieszania, że znajdą nas choćby byli teraz na końcu świata.

Wachlarz milczał podczas tej wymiany zdań zerkając w kierunku Var Nar Vara i na nieporadne ruchy Triki chcącej ruszyć skrzydełkami.
- To już nie jest istotne skąd przybyliśmy bo światów jest wiele i pewnie przenikają się - zawyrokował - Teraz jesteśmy tam gdzie być powinniśmy, aż do kolejnego obrotu koła. Dla mnie najgorsza jest ta pustka w głowie. Pustka wspomnień choćby tych najboleśniejszych. Co do innych - ponownie przeniósł wzrok na Me’Ghan i Enocha - to Var Nar Var wysłał po nich swoich ludzi, więc jak będą mieli szczęście to wrócą albo podążają już w tą stronę. Teraz jednak Me’Ghan daj się uściskać bo jestem Ci dziewczyno dozgonnie wdzięczny - zbliżył się do niej rozkładając ramiona
- Masz też kilka niezapłaconych długów z przeszłości - przypomniała, obejmując go mocno. - Sylfidę dopiszę do listy. Nie wypłacisz się przez kolejne obroty koła, Wachlarz.
- Dobrze by było, żebym przypomniał sobie za co one były - wybuchnął śmiechem i zbliżył się do Enocha by i jego uściskać.
- Skoro nie pamiętasz, to dorzucę kilka więcej .
- Ludzie już o Tobie mówią Enochu ognisty.
- Wachlarz zwrócił się do drugiego mężczyzny - Czyżbyś tak szybko odzyskał swoje wspomnienia?
- Taaa…
- mruknął niechętnie po tym jak sam wyściskał kształtną Me’Ghan - wspomnienia wracają, szczególnie te bolesne. Naprawdę nie polecam. Okazało się, że zrobiłem wiele żeby znaleźć się w tym miejscu. - odtworzony przez pamięć widok rzucanych w ogień ciał wstrząsnął zimnym dreszczem. Nagle jego oczy się rozszerzyły i zapłonęły ogniem - Zbyt wiele, jeśli okaże się, że Maska wygra. Osobiście wbiję go na rożen - rzucił gniewnie.

- Lub ją - dopowiedziała Megan. - Ale Maska nie będzie walczyć osobiście.. rzuci swoich sojuszników. Nawet kiedy ich pokonamy czy uda nam się dotrzeć wprost do siedziby Maski? Czy podejmie się konfrontacji? Tyle już istnień poświęciłam, a Maska ciągle żyje - Megan ciągle targały wątpliwości. I poczucie winy.
- Porozmawiamy o tym w spokojniejszej chwili, o ile taka jeszcze nastanie. Najpierw zerknijmy na to co przybyło by przywitać się z ludem Nar - rzucił do swego Brata i Siostry
- Trikia? Ruszasz ze mną czy znaleźć Ci jakieś bezpieczne schronienie do czasu aż tutaj się nie uspokoi? - tym razem skupił całą swoją uwagę na Sylfidzie.
- Nie kłopotaj się o mnie - zaciągnęła lekko “z wieśniacka”. - Poradzem se.

- Dość gadania, idziemy bić niewiernych! – wykrzyknął Enoch.
Tobias skinął głową małej kobietce i ruszył w kierunku zagrożenia o którym już od dłuższego czasu trąbił róg. Megan - mimo wątpliwości – poszła z mężczyznami.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 30-05-2017 o 23:11.
kanna jest offline