Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2017, 15:17   #155
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
„A może jednak trzeba było uciekać?” Natrętna myśl błąkała się po umyśle Arii. Po co w końcu zmieniać coś, co do tej pory działało? Może nie perfekcyjnie, może nie do końca dobrze, ale wystarczająco.

Teraz już na takie rozterki było odrobinę za późno, chociaż oczywiście umysł dziewczyny i tak podrzucał jej, co chwilę te próżne i zbędne dywagacje.

Taranis pomiędzy wymyślaniem tych kompletnie nieprzydatnych: może, gdyby oraz jeśli udało się jednak rozważyć w miarę logicznie swoje położenie.

Poszła za kompletnie nieznaną sobie osobą, do innej nieznanej sobie osoby i wylądowało w całkowicie obcym miejscu nie potrafiąc nawet określić jego przybliżonego położenia. Znała tylko nazwę: Gniazdo, która niewiele jej mówiła tak jak i imiona osób zamieszkujących ową siedzibę. Córa Jónsa, Jóns i Ravennevar brzmiały dla niej jak wymyślone imiona z jakiejś książki aż do czasu, kiedy kolejny przebłysk jej wspomnienia nakreślił jej nieco sytuację władcy Gniazda.

- Jóns zdradził! Jego oddziały wycofują się z pola walki. Molochy Dominatora zmasakrują nasze odwody. Musisz tam iść Burzowy Pomruku! Musisz wspomóc naszych żołnierzy! Inaczej już po nas!

No to pięknie. Wychodziło, że ten cały Jóns okazał się zdrajcą podczas ostatniej wojny i teraz albo chciał odkupić swoje winy albo dalej kontynuował poprzednią politykę i po prostu liczył na jej niepamięć.

- Mówiłaś coś, pani? – Zapytał ją Ravennevar.

- Ależ skądże. - Zaprzeczyła Aria - A coś słyszałeś?- Zapytała niewinnie. - Przez te przeciągi pewnie trudno wam się tutaj porozumiewać.- Dodała.

- Przeciągi? - Zapytał pozbawionym emocji tonem.

- Wiejący wiatr. – Dziewczyna rzuciła okiem w stronę lądowiska zastanawiając się czy dałaby radę zeskoczyć stąd na ziemię - Z resztą nieważne. – Dodała szybko - Rzeczywiście chciałabym odpocząć chwilę, jeśli to możliwe, ale najpierw mam jedno istotne pytanie. Za kogo mnie uważasz? To znaczy, kim myślisz, że jestem?

- Jesteś jedną z tych, co powróciły. Wieloświatowa. Jedna z Dziesiątki. Nie wiem jednak, która. Czy Niebieski Ptak, czy Szalona Dox, czy Burzowy Pomruk, czy Me’Ghan ze Wzgórza. Wiem jednak, że mój ojciec, Jóns, pozna twoją twarz. Był tam z Dziesiatką, w czasie, gdy upadał Dominator. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje, o wielka pani?

Mimo pozornej służalczości słyszała w jego tonie jakąś fałszywą, niepokojącą nutkę.

- Zatem jeśli wiesz kim jestem to dlaczego nosisz ten miecz w mojej obecności?- Wskazała dłonią oręż mężczyzny, oręż, który z jakiegoś powodu przyprawiał ją o gęsią skórkę.

- Zawsze noszę broń. Jestem Rycerzem Gniazda. Moim zadaniem jest je chronić. Nie przed tobą, wielka pani, lecz przed wrogami, którzy tylko czekają na dogodny moment by zaatakować mego Ojca i moją rodzinę.

- Kim są ci wrogowie, których aż tak się lękacie, żeby we własnym domu ciągle nosić broń przy sobie? – Zapytała nawet niezbyt drwiąco.

- Ojciec ma wielu wrogów. Ale równie wielu sojuszników.

- Mogą nas tutaj zaatakować? Ci wrogowie? – Naciskała dalej.

- Tak.

- Twoja hmm siostra nie uprzedziła mnie o tym zagrożeniu.

- One nie mówią za wiele. To ojciec mówi za nie.

- Rozumiem. To gdzie w takim razie mogę odpocząć?

- Zaprowadzę cię…

Słowa mężczyzny zakończył dziwny ryk. Wrzask w jej głowie, niczym szaleńczy okrzyk bólu. Poniósł się echem po ścianach przechodząc w coś, co przypominało jękliwe rzężenie. Rycerz szedł jakby nigdy nic prowadząc ją w stronę jednego z przejść.

- Co to było?!!!! - Wykrzyknęła rozpaczliwie. - Co to byłoooo?!!!!!

Obrócił głowę w jej stronę i posłał jej dziwne spojrzenie.

- Co takiego?

- Nie słyszałeś tego głośnego ryku?

- Nic nie słyszałem.

Aria wzięła się w garść i poszła dalej za swoim przewodnikiem. W końcu i tak nie potrafiłaby powiedzieć skąd dokładnie pochodził ten ryk a do tego więcej się już nie powtórzył.

Szli, zatem dalej. Z terenu “lądowiska” z otwartą na przepaść ścianą wkroczyli w szeroki i bardzo wysoki korytarz. Przez dziury w suficie wpadał tutaj słoneczny blask tnąc mrok szerokimi smugami. Otwory wykonano w równomiernych odstępach tak, że Arii mogło się zdawać, że wkracza ze światła w cień.

Nagle naprzeciwko nich pojawiła się dziwaczna istota. Ni to kruk, ni nie wiadomo co. Stworzenie wydawało dziwaczne dźwięki, szeleszcząc piórami i bełkocząc coś niewyraźnie.

Wzbudzała w Arii odruch ucieczki, tym bardziej, kiedy dziewczyna pojęła, że istota mamrotała jej imię wymawiając je jak Ayy-ryyy-iyya.

Dziewczyna nie wytrzymała i zatrzymała się.

- Kto lub co to jest?! - Krzyknęła do Ravennevara.

- Prakruk - odpowiedział rycerz jakby wyjaśniał coś dziecku.

- Czego on chce?

- Niczego. To zwierzę. Chodźmy dalej. Twoja kwatera jest już niedaleko.

Aria spojrzała na przewodnika z niedowierzaniem. Miała wyminąć prakruka na bardzo wąskim korytarzu a już teraz jego kwaśny, mdlący odór prawie zwalał ją z nóg.

Przycisnęła plecy do ściany zaczęła przemieszczać się tak, aby obejść tego człowieko- ptaka jak najszerszym łukiem.

Kiedy już go prawie minęła to stwór nagle załopotał skrzydłami i rozsiewając wokół siebie ten przeraźliwy fetor przybliżył się do Arii próbując schwytać ją w swoje szponiska. Przerażona dziewczyna zobaczyła także kątem oka, że Ravennevar po prostu się odsunął nie zamierzając pomóc jej pozbyć się natręta.

- Poszedł! Sio! – Wrzasnęła na ptaszysko.

I spróbowała go złapać za nadgarstki, tuż za szponami tak żeby mu je unieruchomić i powstrzymać przed podrapaniem jej. Z jednej strony była wystraszona, ale z drugiej wściekła na Ravennevara i gotowa do zaciekłej obrony, do tego wiedziała, że jeśli uda jej się unieruchomić i złapać prakruka to ciśnie go prosto w tego pieprzonego Ravennevara.
 
Ravanesh jest offline