Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2017, 15:40   #14
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Matrix has You (vol. 1)




W drodze po NYC, późne popołudnie
Tych kul, które trafiły w (jak się okazało) pancerne poszycie to już właściwie nie usłyszał. Adrenalina i pęd wydarzeń wyparły odbiór tak mało znacznych odgłosów jak garść gradu tłucząca w karoserię. Nawet jeżeli był to grad , który w przypadku braku osłony miałby stworzyć kilka gustownych dziurek w jego plecach definitywnie kończących karierę.
Jak widać NYPD przestali się cackać. Najpierw wysłanie do Chell zamiast po prostu zatłuc, potem akcja na przechwycenie celu zamiast paru snajperów. I im kończyła się cierpliwość, a te pociski na karoserii oznaczały przejście na nowy etap relationships z nowojorską policją.
Lucifer nie czuł się gotowy na aż tak głęboki poziom ich związku.

Gdy zbierał się z podłogi gramoląc na tyle siedzenie przez łeb przebiegały mu też inne myśli. Jak u diabła dowiedzieli się o miejscu spotkania aby być tam na tyle wcześniej aby zrobić zasadzkę. Tworzoną co prawda naprędce, co było jednym z powodów przez które się nie udała, ale zawsze. Pewne wytłumaczenia kolebały mu się w głowie i nie były to dobre myśli. Podniósł wzrok spoglądając na Melissę, która spokojnie siedziała z noga założoną na nogę i zerkała na niego z miną z której ciężko było cokolwiek wyczytać.
- Cześć - rzuciła jakby się witali przy popołudniowej herbatce. - Podobno chciałeś porozmawiać?
- Co z resztą? -
spytał spoglądając na nią zimnym wzrokiem.
Nie wyglądała na przestraszoną. Zarzuciło nią lekko gdy kierowca wymijał przeszkody na drodze: przechodniów, inne auta…
- Zgarniamy ich. Jesteś w jednym kawałku? - Wskazała na bezwładne ramię.
- Bywało lepiej. - W końcu udało mu się wgramolić na siedzenie. Painkiler odpalony jeszcze na Times Square blokował impulsy bólu zmieniając je w jedynie sygnalizacyjne pulsowanie, ale nawet podeprzeć się nie mógł. - Gorzej też. Jakim cudem wiedzieli?
- Są szybsi niż zakładaliśmy. -
Wzruszyła ramionami. - Sprawdzamy to. Dobrze, że nic się wam nie stało. Jedziemy w bezpieczne miejsce.
- Jedziemy po mojego syna.
- Podaj adres, wyślę po niego ludzi. -
Melissa nie wyglądała jakby zamierzała dyskutować.
- Źle reaguje na obcych. Sam go muszę odebrać.
- Poradzą sobie, odrobina zaufania? -
spytała by zmiękczyć nieco odpowiedź.
- Zaufania? Daliście adres miejsca spotkania, a nie było tam was tylko policja. Ciężko u mnie w tej chwili z zaufaniem. Nie poradzą sobie. Jedziemy po Alisteira. - Spojrzał na nią. - Jak to było? ten kto zna się lepiej: prowadzi? W jego kwesti ja wiem co lepsze.
- Byliście przed czasem. Gdy zorientowaliśmy się w sytuacji, wycofaliśmy się by przygotować plan wyjścia. Przykro mi, że tak się stało. Ale jeśli uważasz, że będziesz decydował o wszystkim i działał wedle własnego widzimisię, to się mylisz, Lucifer. Zabieram Cię do bezpiecznej miejscówki. Moi ludzie przywiozą Twojego syna wraz z dwójką twoich znajomych. Jeśli Ci to nie odpowiada, możesz wysiąść w tej chwili. Jeśli jednak chcesz jechać dalej, to będziesz wykazywał chociaż odrobinę woli kooperacji. -
Tym razem to wzrok kobiety stał się chłodny.
- Której nie wykazujecie Wy? Rozpracowujecie mnie od początku, wiecie o mnie wszystko, na spotkanie u D., gracie psychologicznie wysyłając takie osoby które się spodobają rozmówcom jak mi i Mazz? - Melissa zmarszczyła brwi przy tym stwierdzeniu. - A teraz będę robił co każecie. Fajnie się zaczyna. Arasaka pełną gębą. - Uśmiechnął się drwiąco.
- Jedziesz czy wysiadasz?
- Jadę, ale jak mały to odczuje, to będzie problem -
odpowiedział próbując znów połączyć się z Kylem
Rudowłosa pokiwała głową ale nie zdawało się by zamierzała ciągnąć jałową dyskusję.

- Tak? - w połączeniu telefonicznym dało się słyszeć srogie ziewnięcie.
- Kyle spierdalaj z chaty. Jak nie masz na sobie spodni to wylatuj na golasa. Zaszyj się w jakimś hotelu nie mów mi gdzie. Byle kurwa szybko.
- CO?! -
Brat chwilowo osłupiał po czym rzucił szybkie “OK”, gdy w końcu zaskoczył i dodał dwa do dwóch.
- Wiesz, że musimy zakończyć ten sposób komunikacji z rodziną? - Kobieta nawet nie podniosła głowy znad epada, którego przeklikiwała.
- Rób jak chcesz, byłbym niegrzeczny gdybym wnikał jak kontaktujesz się z rodziną Melissa.
- Jeśli od tego zależałoby nieco więcej niż mój tyłek, to nie. -
Podniosła spojrzenie znad urządzenia. - Dlaczego zakładasz, że jestem Twoim wrogiem?
- Bo zakładam, że jest pewna możliwość. -
Spojrzał na nią. - Umówić mnie na Time Square i dać cynk policji. Po pierwsze test czy sobie poradzimy, po drugie nie pozostawić mi już żadnego wyboru.
Rudowłosa agentka Matrixa uśmiechnęła się
- Tak. To by było perfidne rozwiązanie. - Przez chwilę coś rozważała. - Jeśli chcesz, możesz trzymać się tej wersji. - Złożyła dłonie zamykając je na gadżecie. - Tyle, że to zbyt piękne by było prawdziwe. Miałam spotkanie w tej okolicy. Miejsce charakterystyczne, dużo ludzi. Jutro mnie już nie będzie w USA więc pomyślałam, że to całkiem przyjemne zakończenie. Z klasą. Wbrew temu co o mnie sądzisz, nie lubię stawiać ludzi pod ścianą. No, chyba, że nie pozostawiają mi wyboru.
- Przyjemna randka w TS, to policjanci źli, że się przypałętali -
pokiwał głową z udawanym ubolewaniem - a ci co nie pozostawiają Ci wyboru, to Ci co chcą robić po swojemu? - zainteresował się.
- Nie - odparła krótko.
- Chcemy wejść całą grupą.
- To znaczy? -
Spojrzała na epada, który rozświetlił się w międzyczasie.
- Ja, Mazzy, ten punk który był z nami, jego dziewczyna, brat Mazzy.
- O Mazzy i jej bracie wiem. Co możesz mi powiedzieć o pozostałej dwójce?
- On cięty na policję, ona ma za uszami nielegalne handle. Są zagrożeni przez to, że policja może uderzyć w nich przeze mnie. Wiedzą na co się piszą.
- Nielegalne handle? -
Melissa uniosła brwi. - Czym?
- To przyjaciółka, nie mogę powiedzieć. Sama ją spytasz, jedzie z moim synem.
- Nie chcesz czy nie możesz bo sam nie wiesz?
- Nie chcę, bo to jej sprawa, sama opowie.

Melissa westchnęła.
- I chcecie zapewne zostać razem w tej samej miejscówce?
- Nasze miejscówki są spalone przecież. Musimy znaleźć jakieś lokum.
- Lucifer, mówię o mieście, kraju…
- Udam, że tego nie słyszałem, tak jak ty o tym wychodzeniu na imprezy u D. -
Uśmiechnął się do niej. - Poza tym, każde z nas ma tu coś do załatwienia. Ja na ten przykład rozpierdolić nNYPD.
- Dlatego pytam o miejscówkę. Przyjmować planowaliśmy Ciebie. A nie krewnych i znajomych królika. I nie planowałam też raptownej wyprowadzki na biegun ale dla Twojego i Twojego syna bezpieczeństwa lepszym rozwiązaniem byłoby zmienienie miasta. Jeśli planowana akcja się uda. Może nawet i kraju.
- To nas nie przyjmujcie. Ani mnie ani ich. Weźcie nas jako oddział najemnych kontraktorów. -
Znów na nią spojrzał. - Dajcie nam wsparcie tu. W nNY. Dajcie ochronę mojej żonie i synowi. W czasie kooperacji w tej akcji… Obie strony przekonają się czy współpracę zmieniamy w sakramentalne aż do śmierci. Czy nam można ufać, a czy my chcemy wchodzić w coś bez wyjścia. Przekroczyć Rubicon. Hm?
- Już o tym mówiliśmy, Lucifer. Nie widzę opcji na niezależnych kontrahentów. -
Ruda szopa włosów poruszyła się, gdy Melissa pokręciła przecząco głową. - Przykro mi.
- To bierzecie wszystkich albo nikogo. Nie zostawię przyjaciół samych sobie zabezpieczając własną dupę. A co do dup, to chce się dobrać do niektórych tu. Mazz, Ed, Kira? Przekonasz ich do wyjazdu gdzie indziej? Dorośli są, sami zdecydują. Ale większą wartość przedstawimy jako zespół w terenie jaki znamy. Że syna i żonę będę musiał odesłać… liczę się z tym Melissa.
- Odesłać? -
spytała z niejaką ciekawością. - Dokąd?
- Sama mówiłaś. Bezpieczeństwo. Zmiana miasta, kraju.
- Samych?
- Nie drąż. Nie wiem. To mniej istotne. -
Luc odwrócił głowę zerkając za okno jakby oceniał po okolicy gdzie u diabła jadą.

W końcu odwrócił się do niej znowu.
- Chcę byście znaleźli dla mnie parę osób. Finn Falcon, ‘solo of war’ z wojen korporacyjnych na Fili. Tutejszy. Zniknął niecały rok temu. Ślad się urwał jakby zapadł się pod ziemię. Może zginął… może nie. Dobry kompan, dobry żołnierz. On i Mazz namówili mnie do przyjazdu tutaj. Zwał swoje NY ‘miastem wolności’. - Solos wykrzywił się szyderczo.
- Jeszcze jakieś życzenia? - Uśmiechnęła się lekko rudowłosa.
- Callmee Layter. Fixer..ka..er… - Luc zająknął się. - Zniknąl niedawno. Oraz to. - Luc wyciągnął obrożę Nixx. - Druga taka była raczej na tym samym oprogramowaniu. Dobry haker namierzy. Chcę wiedzieć czy spoczywa owinięta wokół szyi trupa pod Chell, czy jest gdzie indziej. Choćby biedna, samotna i porzucona.
- A w zamian za to wszystko, dostaniemy wasze wsparcie, pomoc w kwestii policji. -
Uniosła brew biorąc obrożkę.
- Chyba że wolisz buziaczka.
- Zachowam tę ofertę na później. Oprócz tego chcę czegoś jeszcze. -
Melissa z rozbawienia płynnie przeszła w poważny ton. - Wykorzystania twojego kanału.
- Kanału? -
Lucifer zachował minę pokerzysty, ale jej mina mówiła wyraźnie co myśli o jego poker-face.
- Tak.
- Zależy jak. Dziwki z nReportera zrobić nie dam reklamując nowy sprzęt RTV. Moja żona, pomożecie ją wyciągnąć i dacie schronienie jej i synowi, dopóki nie będzie wiadomo co z nimi dalej.
- Na co mi reklamowanie RTV? Nie. Chcę upubliczniać niektóre akcje. To raczej w ramach zainteresowań nReportera?

Skinął głową.
- Myśleliśmy o tym, win-win scenario dla mnie, dla was… nas? Siać propagandy jednak nie będę. Co do Edka, tego wielkiego punka. Wypaliliście mu kumpla. Czysta walka, ale jest wkurwiony. Najemca nie wypłacił jego rodzinie pośmiertnie doli. Zrobicie to wy i wystawicie tych zjebów, to jego lojalność będzie kwestią akademicką. Dla was to pryszcz. Mamy info, że na zasobach wam nie zbywa.
- Zobaczymy -
mruknęła dziewczyna. - Co do propagandy. Nie. Chcemy siać prawdę. Twój kanał to umożliwia. Możesz zachowywać dochody z akcji w pełni. - Tym razem to ona uśmiechnęła się z lekką drwiną. - Co do wynagrodzenia: zapewniamy utrzymanie. Bez pierdół i brawury. Trufli i fois gras nie oczekuj. Co ponad to zależy od zleceń jakie przyjmować będziesz. Dodatkowo otrzymasz szkolenie. Może dwa. Pierwsze wprowadzające zajmie około tygodnia.
- Pozostanę przy kawiorze i francuskim szampanie. Nigdy nie lubiłem trufli. -
Heen spojrzał jej w oczy, po raz pierwszy w jego ślepi zamigotał wesoły ognik. - OtrzymaMY szkolenie. Mówiłem, bez przyjaciół nie wchodzę.
- A ja w tej chwili rozmawiam z Tobą. Tak samo jak będę rozmawiać z każdym z nich. -
Melissa była nieustępliwa. - Co do żony, musimy ją oczywiście wydostać by stwierdzić z całą pewnością, ale istnieje możliwość całkowitego wyleczenia. Przynajmniej w teorii. - Dodała jakby po namyśle.

Ponownie odwrócił głowę, by nie widziała jego twarzy i lekko trzęsącą się ręką wyciągnął papierosy.
- To byłoby… - starał się kontrolować głos by przykryć rozbudzoną nadzieję. - Świetne, dla małego. - Zapalił. - Aha, i chcę… - zmienił temat zanim znów na nią spojrzał. - Prezencik na wejście od ciebie.
- Buziaczki zostawmy na później.
- ….nic tak emocjonalnego jak głębokie buzi, zwykła kwestia ciała.

Machnęła dłonią by kontynuował z przekorną miną.
- Jesteś w stanie załatwić by memu ciału było dobrze? - W jego oku znów coś błysnęło.
- To zależy. Ty zrobisz dobrze nam, my zrobimy tobie. - Jej brew powędrowała do góry.
- Mówiłem o prezencie od Ciebie. Nie od Was.

Melissa bez słowa przysunęła się i powoli uniosła dłoń z pytaniem o pozwolenie w oczach.
Kierowała się w stronę karku Luca, a on nie oponował, patrzył na nią jedynie z ciekawością.
Nie odrywając spojrzenia od oczu solosa, wsunęła ciepłą dłoń na kark mężczyzny. Luc poczuł narastające ciepło, które rozkosznie rozchodziło się po całym jego ciele i rozluźniało napięte mięśnie. Ból jaki blokował do tej pory z automatu jakby przycichł, nie rozbrzmiewał głucho w jego organizmie. Błogostan trwał jeszcze kilka chwil po tym, gdy Melissa dawno się odsunęła i ponownie zajęła epadem.
- Cóż, nie o to mi chodziło Melissa - odezwał się po chwili lekko rozleniwiony.
- Cóż, nie sprecyzowałeś bardziej, Lucifer.
- Liczyłem, na Twoją kreatywność Mel. -
Uśmiechnął się drapieżnie. - Od tego mam painkilera czarodziejko. - Przez głowę przechodziły mu myśli czy ona pojechała nanami czy… wspomniał rozmowę z Edkiem przed feralnym wyjściem do Clockwork Rosebud wedle której ludzie uważali iż Matrix ma moce wręcz magiczne.
- Melissa - poprawiła, po czym jakby straciła zainteresowanie i wróciła do epada. - Ciesz się prezentem. Za darmo niewiele jest rzeczy rozdawanych tak szczodrze. Jeszcze jakieś życzenia i pragnienia?

Milczał przez chwilę.

- Chodziło mi o kurację biogenetyczną. - Lucifer z pewnym zawodem zakończył w końcu dwuznaczną grę. Zawód nie polegał jednak na tym, że chciał ją przelecieć, bo choć mu się podobała, to realia były dalekie od tego aby myśleć fiutem o szybkich numerkach. Gdybyjednak dała się złapać i wykazała chęć spełnienia jego coraz bardziej niedwuznacznej zachcianki, wskazało by to jak mocno chcą go w Matrix. Na ile jest dla nich cenny i ile gotowi są poświęcić by go zwerbować. Od jednostki jak ona, po samą organizację.
Klęska otrzeźwiła go nieco.
Był dla nich cenny, ale nie na tyle by Melissa zechciała się kurwić na tylnym siedzeniu samochodu, a zatem sam “Matrix” też był o wiele dalej niż bliżej układu “za wszelką cenę”.

- Miałem sobie zrobić nim trafiłem do Chell. Wzmocnienie mięśni i kości, ale nie jestem debilem odcinającym sobie kończyny by wstawiać cyberprotezy, a syntetyczne wzmocnienia to chore cholerstwo. Do kliniki aktualnie mam… Hm... jakby to powiedzieć… - zrobił sztucznie przesmuconą minę - brak wstępu. Wy macie specjalistów w swoim podziemiu.
- Na ten temat możesz pomówić z lekarzem przy badaniach wstępnych. -
Uśmiechnęła się tym razem profesjonalnie. - Lepiej omówić to z kimś, kto jest na miejscu.

Nie ciągnął dłużej. Skupił się na widoku próbując odgadnąć gdzie jechali.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline