Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2017, 17:55   #16
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Matrix has You (vol.2)




Siedziba Melissy w Terrytown, wieczór
- O co chodzi z tym treningiem? - spytał leżąc nieruchomo aby lekarz mógł swobodnie uruchomić medskan. - Jakiego rodzaju to trening?
- Wszystko w swoim czasie -
Melissa uśmiechnęła się chochlikowato. - Nie chcę psuć niespodzianki.
- Elektrolity obniżone, podać kroplówkę wzmacniającą -
doktor skończył skan i zaczął wydawać polecenia pielęgniarkom. - Przygotować regulator poziomu hormonów, speedhealer, oraz standardowy zestaw antybiotyków i przeciwciał (…)
Tyrada, której Heen zresztą przestał słuchać, okraszona była specjalistyczną nomenklaturą medyczną powtarzaną i odnotowywaną przez dwie pomocnice.
- Będę żył doktorze? - Lucifer udał przejęcie i napięcie w głosie, gdy cel jego pytania umilkł w końcu i skupił się na odczytach.
- Złamany obojczyk zazwyczaj nie bywa przyczyną śmierci - stwierdził humorystycznie lekarz - a co do reszty… raczej tak. W każdym bądź razie zrobimy wszystko, żebyś przeżył, synku. - poklepał pacjenta po ręce.
- Jak się domyślam w kwestii terapii biogenowej to dopiero tam na miejscu? - Solos odruchowo zerknął na rudowłosą, która przeglądała coś na padzie. Uniosła głowę, ale zanim odpowiedziała sam czarnoskóry lekarz zaciekawił się tematem:
- Terapii biogenowej?
- Wzmocnienie mięśni i kości, nie chcę syntetycznych wzmocnień, a fajnie byłoby, gdybym nie pękał co chwila. -
Lekko poklepał się po obojczyku.
- 24 godziny odpoczynku po leczeniu. Sam zabieg powinien zająć jakieś 12 godzin. Kuracja kolejne 24-48 godzin w zależności od wytrzymałości.
- Czyli jakieś 3 dni? -
Solos skrzywił się mimo iż było było i tak lepiej niż operacje bardziej ingerujące w ciało, lub instalowanie mocniejszych wszczepów. - Dostanę zwolnienie lekarskie z treningu? - spytał teatralnie ściszając głos. - Szefowa może kręcić noskiem, że mnie na nim nie będzie. - Kiwnął lekko głową w kierunku Melissy.
- Nie chcesz go przegapić. Uwierz mi. - Dobiegł go głos wspomnianej, a lekarz zrobił minę pod tytułem “co ja mogę”. - Zróbmy tak: jak Ci się nie spodoba trening, to pójdziesz na operację - rzuciła wyzwanie przekrzywiając głowę.
- Zaintrygowałaś mnie. W porządku. - Uśmiechnął się. - A co z Kirą? Mamy tu siedzieć do jutra, potem konspiracja i treningi. Ona jest zagrożona, trzeba ją wyciągnąć z tego szpitala.
- Kirą-żoną? Przygotowujemy placówkę, papiery. Planujemy ją wyciągnąć ze szpitala w ciągu 24 godzin.
- Nie wiem czy ma 24 godziny -
westchnął, ale zaraz przypomniał sobie o czymś innym. - Skoro jesteśmy udupieni, będę potrzebował przesłać stare CB radio działające na dalekie zasięgi do jednego mieszkania w Woodbridge. Miałem to zrobić wieczorem lub jutro, ale … - rozłożył ręce.
- Jakie radio? Adres? O niczym więcej nie zapomniałeś?
- Radio. Stare. Takie co odbiera na falach. CB, których już się nie używa. Nie wiem czy o czymś zapomniałem Melissa. Sytuacja jest… dynamiczna. adres prześlę ci na skrzynkę.
Westchnęła krótko i z lekkim niezadowleniem, le już po chwili się wypogodziła.
- Ok, już idzie syn z przyjaciółką. Dam wam trochę sam na sam byście się mogli rozejrzeć. Lekarz sprawdzi i ich gdy się pojawią. Jeśli czegoś potrzebujesz, daj znać. - Ruszyła w stronę kuchni z widokiem na morze.

Po chwili do mieszkania wszedł Ali z Kirą i dziewczyną, która wyglądała jak modelowy przykład WeGuard. Wysztywniona, pewna w ruchach, z nieruchomą twarzą i epatująca profesjonalizmem. Chłopiec nie wyglądał na przestraszonego i rozglądał się ciekawsko trzymając pod pachą Crowa, a gdy zobaczył Luca, podbiegł do niego z radosną miną.
- Tata!!!
- Tata -
zgodził się Luc z uśmiechem i poczochrał małego po głowie. - Jest ok Ali. - Przeniósł spojrzenie na Kirę. - Zgarnęli Edka. W sensie M., nie gliny… - poprawił się. - Mieliśmy małą zasadzkę, będą pewnie za 10 minut.
Mały wykorzystał nieuwagę Luca i “rozbiegł się”, znikając za rogiem. Czuł się zupełnie jak u siebie. Kira zrzuciła wielką torbę, koło wora wojskowego, który dźwigała jej towarzyszka. Wyglądała na lekko podirytowaną i zmartwioną.
- Co tam się stało?
- Policja obstawiła miejsce spotkania. Albo jakoś nas nakryli albo Matrix stwierdził, że nas wsypie by nie dać nam wyboru -
Solos powiedział bezczelnie na przekór tego, że obok z M. było tu kilka osób. - Spieprzylismy, wyciągnęli nas, jesteśmy. - Spojrzał ciekawie na towarzyszkę Kiry, która nie wyglądała na specjalnie zainteresowaną nową twarzą. Kiwnęła zdawkowo głową i ruszyła ku Melissie.
- Mhm… Ed cały? - Barmanka rozglądała się ciekawie. - Niezła chawira.
- Niezła. Melissa mówiła, że niedługo będzie, a czy cały…? Próbowali nas złapać, nie zabić. Chyba wszystko ok. To twoja współlokatorka? Stwierdziła, że się załapie?
- To? -
zdziwiła się Kira, ale zaraz złapała o co mu chodzi. - Nie. To pani, która nas odebrała. Linda. A przynajmniej tak się przedstawiła.
- Jutro przerzucą nas do bardziej zakonspirowanej miejscówki. Wiesz Kira, negocjowałem pewne rzeczy z tą lalą co nas werbuje, ale nie wiedziałem co ty chcesz. Masz jakieś życzenia względem M. na wstęp?
- Mam. Info do Clock, żeby Lady J. nie ruszała z odsieczą. Nie zdążyłam dać jej znać. Reszta wyjdzie w praniu pewnie… -
dodała na koniec jakoś średnio pewnie.
- Mhm, koniecznie kurierem, czy starczy puścić jej info siecią?
- Styknie sieć. Kuriera pewnie i tak nie przyjmie obcego. -
Dziewczyna dmuchnęła w grzywkę, a Ali dobrał się do zestawu lekarza. Pielęgniarki delikatnie acz zdecydowanie odbierały małemu poszczególne sprzęty i odsuwały natrętne paluszki malca od przycisków. Ali jedną ręką kombinował, drugą podciągał zlatujące mu z tyłeczka spodnie. Crow siedział dumnie na jednym z foteli nieopodal.

- Można tu palić? - Kira oceniająco oglądała Heena, który po podanych mu koktajlach lekarskich poczuł się odświeżony i z nowymi pokładami energii buzującymi w jego sfatygowanym ciele. Obojczyk też już nie nakaszaniał bólem, acz mocniejsze ruchy szybko zostały udaremnione przez lekarza, który nałożył taśmy usztywniające.
- Daj do niej adres, to wyślę info. Masz jakiś kod…? Słowa jakie zwykle używasz w korespondencji? Coś by wiedziała że od Ciebie wiadomość? I chyba można, sam bym zapalił. Ali, weź to zostaw, nie jesteś u siebie… - urwał i zastanowił się nad czymś. Po chwili znów zwrócił się do syna z miną tyleż niewinną co znamionującą planowanie jakiejś perfidii: - Tam w kuchni jest taka ruda pani, spytaj jej z miłym uśmiechem czy możesz się tu czuć jak w domu…
- Mazzie? -
Malec rozpromienił się cały.
- Nie, Mazz będzie niedługo.
- Aha -
odmruknął z rozczarowaniem, ale ruszył i tak w kierunku wskazanym przez ojca.

Kira w końcu klapnęła zapalając papierosa i z paczki tworząc naprędce popielniczkę.
- Mmmmmm - zaciągnęła się dymem - jak wyślesz jej coś od siebie to Cię nie namierzą - w ostatniej chwili się zreflektowała.
- Puszczę z bocznej skrzynki, nie powinni.
- Ok. To -
zmrużyła lekko oko wydmuchując kącikiem ust papierosowy dymek - napisz jej, że “show must go on chociaż kurtyna opada”. - Uśmiechnęła się szelmowsko, szeroko, po swojemu. - Będzie dobrze.
Solos kiwnął głową i przymknął oczy.
- Zrobione - powiedział po chwili. - Odpocznij, Ed i Mazz zaraz powinni być - dodał spoglądając w stronę kuchni z której wychodził właśnie Alisteir i gospodyni. Mały gaworzył na temat smaków żelków i dinozaurów:
- ...a sztegosaury to były niesłe. - Kiwał łepetynką żując żelka wyciągniętego z kieszeni. Odbierał też od rudej kubek z sokiem. - A czo jest na górze?
- Pokoje -
odparła ruda z lekkim uśmiechem. - Fajny widok mają. Chcesz to idź zobacz.
Mały chłeptał soczek z kubka i nie mógł odpowiedzieć ale pokiwał łebkiem. Otarł pomarańczowy wąs spod nosa i podciągając opadające gatki ruszył kurcgalopkiem w stronę schodów. Po drodze złapał Crowa.

Przez chwilę zapadła cisza wypełniona krokami małego.
A potem zgasło światło w całym apartamencie.
- Oops - dobiegło cicho z góry i mieszkanie ponownie zostało rozświetlone.


* * *
.

Zgodnie z obietnicą Melissy, po kilkunastu minutach drzwi do apartamentu otworzyły się ponownie.
Tym razem stanęła w nich Ruda i Edzio w otoczeniu trójki zupełnie nowych osób, na co Luc zareagował westchnieniem ulgi. Punczur był nieco poharatany, kurtkę miał rozoroną i przemoczoną krwią. Ruda zaś miała rozorany policzek z na szybko nałożona łatą sztucznej skóry. Obydwoje rozglądali się po pomieszczeniu z podejrzliwymi minami i lekkim wkurwem. Trójka ich obstawy: dwóch mężczyzn i kobieta ruszyli do Melissy by zdawało się zdać jej raport.

Kira ruszyła ku Edkowi już po drodze ochrzaniając go od góry do dołu, Mazz podeszła do jednego z foteli. Zapaliła papierosa nim zdążyła usiąść, a Heen wstał i krzywiąc się przez bolący obojczyk podszedł do niej, objął i oparł czoło o czoło.
- Chcesz kawy? - zapytał z głupia frant.
Westchnęła i pokiwała głową z przymkniętymi oczami. Gdy się ruszył, nie pozwoliła się odsunąć, lecz zamiast tego spojrzała wprost w oczy:
- Dobrze zrobiliśmy, nie? - Ciche pytanie padło jakby nie mogła się powstrzymać.
- To była dobrze zorganizowana akcja. Czekali tam na nas. Nie mieliśmy już wyboru.
Pokiwała głową.
- Chcę tej kawy. - Widać było po niej, że będzie chciała pogadać. - A co z Alim?
- Buszuje na górze, ogarnia teren, jest wszystko ok. -
Pocałował ją w czubek głowy i poszedł do kuchni, gdzie nie zwracając większej uwagi na Melissę i trójkę przybyłych zaczął robić kawę.

Gdy wrócił z parującym kubkiem podał go dziewczynie i oparł się, a właściwie półusiadł na oparciu. Zmiana “warty” nastąpiła również i u lekarza: tym razem Edek był na tapecie, pod musztrą Kiry dając się grzecznie badać.
- Dałem znać od razu Kyle’owi by spierdalał z mojego mieszkania. Nie ogarnęli go wtedy jeszcze, w pierwszej kolejności zasadzili się na nas.
- Myślisz, że spotkanie to była pułapka? -
Mazz siorbnęła kawy podmuchawszy na niego uprzednio.
- Skarbie. Przyjechaliśmy na gotowe, wysiedliśmy, a oni już czekali. Opcje są trzy. Mam podsłuch na linii tel, M. ma kreta, lub wystawili nas specjalnie by zobaczyć nas w akcji i nie dać wyboru. Chyba, że masz inny pomysł.
- Optowałam za tym ostatnim -
mruknęła opierając się o udo Lucifera na co syknął i odruchowo się wyprężył. - Fuuuuuck! - odsunęła się raptownie balansując kawą i spoglądając ze zdziwioną miną. - Co do...?!… Aaaa… przepraszam ropuszku, zapomniałam. Siadaj. - Wstała z fotela robiąc Luciferowi miejsce.
- Też to ostatnie wydaje mi się najbardziej sensowne. Gdybym miał rozpracowane łącze net, czy phone, to Melisa by bardziej się przejęła, albo zakazała korzystać. Gdyby to był kret u nich nie siedziałaby chyba z nami tu na dupie. Kret w M. to byłaby dla nich cholernie gruba schiza.
- Z drugiej strony, nie mieli pewności, że nie pokażemy im palca środkowego po takim numerze…
- A co mielibysmy zrobić? -
udał zaciekawienie przyciągając ją aby usiadła mu na nieprzestrzelonej jakiś czas temu nodze. - Pojechać do Mo, by Dave'a schował nas w dziurze pod remontowanym autem?
- Średnio fajny start… -
mruknęła i ucichła bo zauważyła zbliżającą się do nich ich obecną szefową. Heen też podniósł na nią wzrok, ale nie odezwał się licząc na to, że ze swej kuchennej twierdzy wyszła bo ma coś do zakomunikowania.
Nie mylił się.

- Okej, słuchajcie. Za 20 minut będziecie mieć transport do bazy docelowej. Tam zostaniecie wdrożeni, wyposażeni, przydzieleni do odpowiednich zespołów i przeszkoleni. To wszystko zajmie jakiś tydzień. Jakieś pytania na chwilę obecną?
- Działamy razem, żadnego przydzielania do zespołów. Pytań parę się znajdzie. -
Lucifer skrzywił się lekko. - Kiedy Kira? Jak mam odzyskać tożsamość siedząc tam? Nie mamy tygodnia. I co z kretem u was, który wydał miejsce spotkania?
Z góry zbiegł Ali, a Kira na dźwięk swojego imienia rozejrzała się lekko.
- Tak, działacie razem - Melissa odpowiedziała z lekką irytacją jakby powtarzali to samo w kółko. - Do zespołów będziecie przydzieleni choćby po to, by przejść szkolenie. Kirą zajmują się już oddelegowani ludzie. Na miejscu spotkasz się z szefem bazy, z nim będziecie działać w kwestii umawianej. Na temat kreta nic mi nie wiadomo… Jeszcze coś? - spojrzała kolejno na pozostałych zebranych.
- Co z tuszowaniem naszych śladów - spytała tym razem barmanka wskazując na Edka i siebie. - Tak po prostu znikniemy? Nie mieliśmy za wiele czasu na reakcję.
- Oficjalnie wyjedziecie na wakacje. Po kilku dniach wasza wycieczka okaże się błędem i zaginiecie. Dostaniecie nowe tożsamości. -
Melissa odpowiedziała patrząc na dziewczynę.
- Bullshit - przerwał jej Heen. - Jedną z sił, amunicji jaka mam na police jest casus Chell. Muszę odzyskać swoją tożsamość i jebnąć ich z pozycji Van Den Heena, oskarżenia o fingowanie śmierci, zrzut do strefy tajnych więzień bez procesu i zarzutów. dowody w postaci ocalonych z Chell. Tydzień szkoleń to pozamiatają w tym czasie, nie będzie o co się nawet zaczepić. Nowe tożsamości? Ja muszę działać ze starej. To jakieś żarty? A jak nie kret to skąd wiedzieli gdzie mamy spotkanie?
Melissa zachowywała zimną krew wobec wybuchu solosa.
- Nowe tożsamości dla pozostałych - wskazała na Edka, Kirę i Mazz - w twojej kwestii, zgadzam się, że musisz objawić się swej glorii i chwale. Do tego czasu musimy zabezpieczyć żonę i syna. - Spojrzała na n'Reportera. - Zgadza się? Co do kreta, sprawdzę to raz jeszcze, ale info nie wyszło od nas.
- I mamy wierzyć na słowo? -
zaperzyła się Ruda.
- Info gdzie się spotykamy mieliście tylko wy, ja i Halo. Nawet oni dwoje nie wiedzieli gdzie jedziemy. - Luc kiwnął głową na Mazz i Edka. - Jedynie mniej więcej czas spotkania. Albo zatem sugerujesz że ja się wystawiłem, albo że to Halo wystawił między innymi własną siostrę.
- Nic nie sugeruję. Stwierdzam jedynie fakty. Jeśli oczekujecie, że będę się biczować by wam sprawić przyjemność to raczej nie czekajcie. Nie wyszło info od nas, a skoro tak znaczy że nie wyszło i od Halo.

Ruda spojrzała nieco uważniej na Melissę:
- Co to znaczy? - spytała ostrożnie spoglądają też na Heena.
- Co znaczy co?
- Że jeśli nie wyszło od was to i nie od Halo…
- Halo -
Melissa zaczęła i urwała. - Hm… Halo dołączył do nas. Jeśli Ci o tym nie powiedział wcześniej, najwyraźniej miał jakieś powody - dokończyła zanim Ruda miała szansę coś dodać. Mazz wyglądała przez chwilę na wstrząśniętą i wkurzoną. Zaciągnęła się papierosem.
- Słuchajcie… wszyscy jesteśmy zdenerwowani i zmęczeni - wtrąciła się barmanka. - Może dajmy na dzisiaj spokój kłótniom? - zasugerowała pomagając Edkowi usiąść.
- Wkurwieni nawet. Miejsce spotkania nie wyszło od M. Czyli zostaję tylko ja, tak? - Solos wstał. - Mówiłaś u D. jak to działa, że wysłuchujecie wskazań co trzeba zrobić bezhierarchijnie. No to powiem Ci coś Mell. Nie ma czasu. Wiedzą że jestem poza Chell, to pozamiatają ślady dotyczące tej kwestii. Tygodniowe szkolenia to wręcz sabotaż w temacie starań by dobrać im się do dupy. Nie niekompetencja, sabotaż. Trzeba rozpętać piekło medialne i dopiero się zaszywać, a nie wypływać po tygodniu gdy ogarną temat. Szczególnie, że jest koło dziesiątki dzieciaków, które taki sabotaż mogą przypłacić życiem, jak nie zadziała się natychmiast.
- Owszem. Ale nie stąd. Dlatego przerzut. -
Mellisa założyła ramiona za siebie stając naprzeciw Heena, który górował nad nią całkiem sporo. - Szkolenie po to…


“...byś nie musiał reagować paniką, gdy zrobię tak.”

Luc usłyszał wyraźnie ten głos w swojej głowie. Nie jako przekaz audio idący przez implant i oddziałujący na mózg z pominięciem zmysłu słuchu. To nawet nie był sam głos, to było jak przekaz zabarwiony czymś co od razu skojarzył z osobą Melissy. Coś jak sam sens zdania połączony z jej tonem i barwą głosu. Fale uczuć, obrazów. Kobieta wydawała się w tym czasie całkowicie spokojna i opanowana.
- Nie jestem murzynkiem z dżungli w Kongo, który paniką reaguje na nany. Macie mocne techno, to wiem - odpowiedział wciąż jeszcze pewnie, ale ta pewność lekko chybotała się pod nim. - Jak na razie mówiłaś o tygodniu szkoleń w bazie. Jaki jest plan odzyskania mojej tożsamość, i rozpętania jazd z mediami?

“To nie nany, ani technologia, Lucifer.”
Pokazała Heenowi wyciągnięte puste dłonie, a ‘głos’ wypełniał jego umysł

“Choć to też. To coś zupełnie nowego. I stanowi część planu”. Wiem, że się martwisz o nich. Im dłużej się wykłócamy i pokazujemy kto ma większe cojones, tym bardziej przedłużamy całość.”
- Jasne, nie technologia. Niegrzecznie jest rozmawiać via net rippując procka gdy inni stoją obok. I mam podstawy by się martwić. Powtarzam: jaki jest plan?

“Sprawdź zatem logi, to przecież ledwo ułamek sekundy.”
Melissa uśmiechnęła się lekko.
- Spytaj Halo co sądzi o mojej wiedzy o techno, on sam mógłby robić takie rzeczy, że logi… - Lucifer urwał marszcząc brwi.

Suka sugerowała używanie telepatii. Zaczął myśleć o jej cyckach, bezczelnie i nawet na nie nie spoglądając, oraz rzecz jasna w ogóle bez związku z toczonym tematem.

“Myślisz, że powinnam powiedzieć o tym Mazz? Czy wolisz to zostawić między nami? I czemu suka?”
Rozbawienie było wyczuwalne mimo, że w rzeczywistości Mellisa stojąca przed nim wyglądała jak wcześniej: na wkurwiająco opanowaną i spokojną.



Cofnął się odruchowo, a mina mu zrzedła.
Oblizał spierzchnięte wargi w nerwowym geście i spojrzał na Mazzy, potem potoczył nerwowo wzrokiem po pomieszczeniu zahaczając o Edka i Kirę. Cała ich trójka wyglądała na zaalarmowanych, a Ruda wręcz zaczęła się podnosić widząc jego minę.

“Wiesz czemu. To wy nas wystawiliście. Test i brak innych opcji, a teraz próbujesz żonglowac nami jak piłeczkami. Zero planu. Tylko, że gdzieś jedziemy, coś będziemy robić. Kurrrwaa!!!”
“Lucifer, uspokój się.”
Chłodny ton wręcz chlasnął go, w pierwszej chwili nie zrozumiał… Dopiero zaraz pojął, że odruchowo i bezwiednie sam przeszedł na obustronną komunikację już tylko poprzez jego głowę. Myślał, a ona to odbierała. Odpowiedzi wkładała mu w jego myśli.

“Plan jest, nikt was nie wystawiał. Test stresowy w obecnej sytuacji nie ma sensu. Zobacz do czego prowadzi. Jedziecie do bazy, bo tam jest sprzęt, ludzie i pozostałe zasoby. Chcę byś omówił lokację Chell i szczegóły dostępu z szefem bazy. Zaplanował z nim ile osób potrzebne, ile pojazdów i pozostałe szczegóły. W tym czasie, chcę byś pracował z naszymi informatykami i przygotował przekaz. Hologram. Nie możemy zrobić tego tutaj. Nie chcę byście opuszczali bazę bez ważnego powodu. Możesz pracować z Halo i puścić przekaz swoim kanałem z czasowym wyprzedzeniem nim pójdzie po kanałach ogólnokrajowych. Do tego potrzeba by Kira była u nas. Chcę byś przygotował listę nazwisk, aby przekazać ją do sprawdzenia z naszymi informacjami i dopięcia ewentualnych powiązań. Jesteś w stanie przekazać to wszystko co teraz wiesz pozostałym? Bez zdradzania zbyt wielu informacji na temat sposobu przekazania?
“Nie. Zresztą powinni wiedzieć”
Myślał apatycznie, jakby z rezygnacją. Spoglądał przy tym na Melissę z lekkim przestrachem.
Pokiwała głową bez kontynuowania ciągu porozumienia.
- Proszę zbierzcie się. Jesteście bezpieczni i nic wam nie grozi. Przerzut będzie za 7 minut. Podczas drogi przekażę wam ogólny zarys planu, szczegóły omówicie w bazie. - Spojrzała na Heena uważnie, wycofując się nieco jakby robiąc mu miejsce.
Poszerzając przestrzeń między nimi.
- Ttoo… - popatrzył na Mazz, Edka, Kirę - ...to telepatka. Czyta w myślach, przekazuje swoje…
Rudzi, którzy podchodzili do Luca by stanąć po obu jego stronach, spojrzeli raptownie na niego z osłupiałymi minami.
- Co?! - zduszone wykrzyknięcie padło z ust punka. - Naszprycowali Cię czyms?!
- Jak to telepatka? Luc, wszystko ok? -
Ruda z miną troskliwej niedźwiedzicy łypała to na Melisse to na swojego chłopaka.
- Czyta w myślach. Rozmawiała ze mną, przed chwilą. Widzieliście, tak?
- Mówiłeś, że nany. Myślałam, że przeszliście na priv.
- Robisz se jaja, stary. Nie widziałem, żeby czytała w myślach. Staliście naprzeciw siebie. Wyglądało to na pogaduchy online. -
Edek miał szeroki uśmiech na ryju przekonany, że Luc go wkręca w jakiś numer .
- To nie był priv online. Czego kurwa nie rozumiecie w “czyta w myślach”? - Solos był lekko spanikowany, nie wiedział na ile Melissa sięgnęła w głąb jego głowy.
Oboje wymienili się spojrzeniami
- Ok, ok, ona jest telepatką - Edzio uniósł łapska do góry - a Ja jestem Wolverine.
- Zbierajmy się, niedługo transport. -
Lucifer bąknął tylko nie brnąc dalej w temat.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline