Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2017, 21:12   #67
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese powitała swoją ghulicę i ucałowała ją. Jak mogła być zazdrosna o Gillę? Kobiety przeszły do garderoby i kobieta zabrała się za wybieranie sukni dla swej Pani. Agnese przyglądała się sobie w lustrze. Naprawdę…. panna młoda, po raz trzeci? Odetchnęła i przyjęła podaną halkę. Do trzech razy sztuka, powiadają. Gillą bardzo starannie sznurowała wszystkie paseczki, stroju wampirzycy, trochę jakby szykowała ją na bal, a nie zwyczajne wyjście z domu. Pewnie słyszała o tym, że chcą odwiedzić Sophie i chciała nadać temu uroczystego charakteru.


Wampirzyca przysiadła na fotelu i dała ułożyć sobie włosy i się umalować. Dopiero tak przygotowana udała się do gabinetu, gdzie już oczekiwał jej markiz. On też był elegancko przystrojony, chociaż nie aż tak wspaniale, jak Agnese.
- Wyglądasz niesamowicie, moja ukochana damo - nie mógł się oprzeć. Signora zaś doskonale widziała, jak spogląda na nią pełen podziwu.
Wspólnie ruszyli do pokojów jego siostry.

Komnaty panny Sophi nie były daleko. Ogólnie młodzi Colonnowie zajmowali to samo piętro, co Agnese. Co ciekawe, zbliżając się Agnese usłyszała z pokoju dziewczyny głos Kowalskiego. Przez drzwi było niewyraźnie, nawet dla jej zmysłów, nie rozpoznała więc, co mówi, ale to na pewno był on. Oczywiście markiz nie miał pojęcia o niczym. Szedł dumny niczym paw, któremu udało się złowić wyjątkowo cudną pawicę i zastukał.
- Proszę - usłyszeli dosyć silny głos Sophii. Chyba więc Kowalski miał rację uspokajając braciszka.

Rzeczywiście kiedy weszli, dziewczyna siedziała przy stoliku. Popijała jakieś ziółka. Była też ładnie ubrana, po drugiej stronie stolika na krzesełku siedział Kowalski mając minę trochę jakby nieodgadnioną. Wstał widząc nadchodzących skłaniając się.
- Signorina, nie będę wam przeszkadzał - skłonił się lekko. - Signora, markizie, pani Gillo - skinął także wchodzącym.
- Proszę jeszcze przyjść później, signor Kowalski - krzyknęła za nim Sophia, na co skinął. Przechodząc obok Contarini Polak jeszcze szepnął.
- Byłbym wdzięczny za chwilę rozmowy. Będę przy tamtym piekarzu z Alessio.
- Dziękuję
. - Agnese uśmiechnęła się i zachęcająco skinęła na markiza głową. Oboje podeszli do Sophie, ale to po jego stronie leżało poinformowanie jej.

Pokój Sophi był spory, nawet jak na pałacowe standardy oraz bardzo piękny.


Wspaniale malowany, zdobiony makatami, rzeczywiście wspaniały buduar dla kobiety. Prawdopodobnie najładniejsze pomieszczenie pałacowe. Świadczyło to naprawdę o uczuciach markiza do swojej siostry.
- Cieszę się, że odwiedziliście mnie - spojrzała na nich bardzo bystro. - Czyżby coś się stało? Służba wspominała mi, że było jakieś zamieszanie po nocy, jakieś fajerwerki, ale ponieważ sami spali nie wiedzieli, co się dzieje.
- Fajerwerk rzeczywiście był
- przyznał markiz. - Jednak chciałem rzeczywiście powiedzieć coś istotnego. Droga siostro, kochana Sophio, jak wiesz kilka dni temu signora Contarini zaszczyciła nasz pałac swoją obecnością. Wiem, że może ci się to wydać szybkie, ale zakochałem się w niej prosząc o rękę. Odpowiedź signory uczyniła mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Sophia podskoczyła wręcz na swoim siedlisku. Co ciekawe, podbiegła do Agnese.
- Tak bardzo się cieszę - krzyknęła uśmiechnięta. - Gratuluję wam obydwojgu. Tak dobrze. Mój braciszek wcześniej nie zwracał raczej uwagi na kobiety. Czy to oznacza, że będę mogła nazywać cię siostrą, oraz kiedy ślub, jakie plany i mówcie wszystko. Proszę usiądźcie i opowiadajcie - mówiła szybciutko niczym trajkotka. - Może macie ochotę na pączki? - wskazała na stojącą tackę. - Nasza kucharka zrobiła wspaniałe. Och, przepraszam - nagle dotknęła ust. - Ty chyba tego nie jadasz, Agnese, tak mi przykro, są naprawdę smaczne. To może wino, albo cokolwiek - spróbowała tuszować swoją niezręczność. - Albo po prostu opowiadajcie - spoglądała bardziej na Agnese, jakby czując, iż jako kobieta wspomni jej więcej spraw, które ją także zainteresują.
Agnese zajęła miejsce.
- Chętnie porozmawiam dokładniej na ten temat później. Chcieliśmy cię poinformować jak najszybciej. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Ślub odbędzie się zapewne po konklawe. Na razie mam w planie spytać kardynała Medici by poprowadził ceremonię. Ale jest coś ważniejszego… jak się czujesz moja droga? Niepokoi mnie, że tak długo trwa twoje osłabienie.
- Giuliano Medici? Świetnie. Jakże cieszę się
- powtórzyła. - Zaś moje osłabienie. Cóż, drobiazg. Rozmawiałam z signorem Kowalskim sporo i wyjaśnił mi, że to dosyć normalna sytuacja oraz że poczuję się lepiej.
- Czy to wszystko
- spytał brat.
- Wspomniał jeszcze, że mogą zdarzyć mi się drobne przywidzenia lub osłabienia, lecz że to naprawdę normalne.
- Normalne?
- Tak jak najbardziej. Przynajmniej tak wspomniał. Wydaje mi się, że warto mu zaufać
.
Agnese skrzywiła się. Przywidzenia nie były normalne, chyba rzeczywiście powinna porozmawiać z Kowalskim. Agnese uśmiechnęła się.
- Jeśli chcesz mogę ci dać trochę mojej krwi… może pomoże.
- Nie dziękuję. Kowalski wspomniał, że gdybyś zaproponowała coś takiego, bardzo prosi, żeby z nim najpierw pomówić. Zdaję sobie sprawę, że tylko Kowalski i ciągle Kowalski, ale wspomniał, że wie co mi dolega i to absolutnie nie jest nic złego. Po prostu nazwał to … przepraszam, nie pamiętam, użył jakiejś łacińskiej nazwy, a ja nie znam łaciny, choć zaczęłam się uczyć …
- Łaciny
? - aż się zdziwił markiz. Kobiety raczej rzadko potrzebowały starożytnego języka. Wprawdzie Sophię nauczono literek, ale było to właściwie niepotrzebne, bowiem wszystkie książki oraz większość dokumentów sporządzano właśnie językiem łacińskim.
- Tak, właśnie dlatego Kowalski mnie odwiedził, oprócz zaś niego ojciec Joanito.
- To nasz kapłan
- wyjaśnił markiz. - Chyba naprawdę konieczne jest porozmawianie z signorem Kowalskim - dodał trochę zafrasowany. Chyba niespecjalnie orientował się, co się właściwie dzieje.
- Ale najpierw opowiadające o ślubie. Rozumiem, że po konklawe - przyznała. - Inaczej nawet nie wypadałoby. Ponadto trzeba przygotować ślub oraz wesele, zaprosić gości. Trochę jednak to potrwa - mówiła Sophia. - Agnese, znam przyjaciół oraz rodzinę, ale musisz także przygotować listę swoich gości.
- Wszyscy martwi
. - Agnese uśmiechnęła się. - Gilla, Borso, niby mam ojca, ale kto go ściągnie z północy Europy. Możliwe że zaprosiłabym kilka osób z Florencji, troszkę wampirków, kilku ludzi, ale to tyle. Zajmijcie się swoją rodziną, a ja po udaję że mam jakąś. - Mówiła o tym jakby nie miała specjalnie znajomych. Prawda była taka a nie inna nie miała rodziny, wszyscy wymarli, a do reszty nie mogła się przyznać. - Suknie pewnie niebawem zamówię, mam kilka tkanin, i mogę ci je pokazać później. Chciałam polecić Gilli by je rano oddała do krawcowej. Miałam nadzieję, że czujesz się lepiej i będziesz mogła się z nią udać.
- Ależ czuję się lepiej
- wykrzyknęła entuzjastycznie - zaś Gilla na pewno mi pomoże, jakby co … - dodała niepewnie. - Jednak wiesz, to nie może być tak, żebyś nie miała swoich gości. Dla każdego ślub, ale szczególnie dla kobiety, to czas, gdzie wszyscy bliscy, powinni widzieć, jaka jest piękna. Dlatego proszę, naprawdę bardzo przemyśl wszystkich, żebyś nie pominęła kogoś istotnego, widziałam choćby, że także tutaj odwiedzali cię znajomi ... - Sophia chyba lubiła huczne wesela, skoro zaś swojego jeszcze nie miała, chciała jak najwspanialej urządzić radosne chwile brata i Agnese Contarini. - Czy mogę być pierwszą druhną?
- Nie nazwałabym osób, które mnie tu odwiedzają znajomymi, ale obiecuję że zastanowię się nad tym
. - Agnese obejrzała się na Gille. - Co do druhny…
- Chyba mogę
… - spojrzała zdezorientowana Sophia. Jako siostra jedyna pana młodego oraz przy stwierdzeniu Agnese co do braku rodziny raczej nie tylko mogła liczyć, ale była jedyną poważną kandydatką, której odsunięcie miałoby swoją konkretną wymowę. - Ale jeśli nie chcesz mnie, rozumiem. To panna młoda wybiera tych, którzy jej towarzyszą podczas najważniejszej uroczystości.
- Będę bardzo szczęśliwa, ale proszę daj mi chwilę. To wszystko dzieje się tak szybko
. - Agnese uśmiechnęła się do Sophie. - Po prostu jeszcze sama nie wiem jak bym chciała by ten ślub wyglądał.

Wampirzyca sprytnie ominęła rafę etykiety szlacheckiej. Powołanie Gilli na pierwszą druhnę mogłoby być bardzo poważną obrazą, po prostu dlatego, że ślub był sprawą oficjalną. Gilla nie należała do elity społecznej, choć niewątpliwie była taką pod względem serca, odwagi oraz bliskości ze swoją panią. Te jednak cechy mniej się liczyły w stanowym społeczeństwie. Panna młoda i pan młody należeli do najwyższej warstwy i takich też musieli szukać świadków. Może warto byłoby pomyśleć, żeby podnieść status jej i Borso? Choćby papież mógł zadośćuczynić tej drobnej prośbie. Skoro jednak mieli tak czy siak wziąć ślub potem … wtedy nawet, jeśli Gilla czy Borso nie mogliby stanąć na pierwszym miejscu, byliby w oczach gości kimś równym.

Markiz raczej słuchał. Kiedy piękna Agnese spojrzała na niego, widać, że był zadumany oraz pełen niepokoju wpatrywał się w Sophię. Pewnie myślał, co jednak właściwie jest jego siostrze. Wydawało się bowiem, że uspokojenia Kowalskiego nie są całkiem prawdziwe.
- Może moglibyśmy pozostawić Sophię - spytał Agnese - z łaciną oraz rozmyślaniami na temat kreacji? - uśmiechnął się czule. - Wybacz siostrzyczko, ale wiesz, jest jeszcze wiele do załatwienia i tak naprawdę, przepraszam cię za nagłe najście, jednak
Agnese natomiast podniosła się i pomachała karcąco palcem.
- Masz odpocząć Sophie. Prześpij się. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Chciałabym jeszcze tej nocy omówić z tobą tkaniny.
- Oczywiście
- zgodziła się radośnie Sophia, której słabością chyba były właśnie stroje, cóż podobnie jak większości niewiast. - Przyjdź, kiedy będziesz chciała i zbudź mnie. Za radą Kowalskiego spałam sporo podczas dnia i nie muszę przespać całej nocy, żeby się czuć dobrze. Naprawdę, kochani moi, już jest mi duuuuużo lepiej - podkreśliła kładąc odpowiedni akcent. - Zajmijcie się przygotowaniami oraz sobą - powiedziała tonem, jakby była ich babcią, a nie najmłodszą w tym sympatycznym gronie.
- Alessandro dajmy odpocząć twojej siostrze. - Sophie wyciągnęła do niego dłoń. Ujął ją oraz skinąwszy wyszli na korytarz. Kiedy już byli sami, zwrócił swoje zafrasowane oblicze do swojej narzeczonej.
- Właściwie kompletnie nie rozumiem. Coś jest jej, czy nie jest? Przecież to moja siostra - podrapał się w głowę, czego nigdy nie robił. Właśnie choćby to świadczyło, jak bardzo myślał o niej oraz jak chciał ją wesprzeć. - Może rzeczywiście powinniśmy porozmawiać z Kowalskim?

Dosłownie, kiedy zadawał pytanie podleciał jeden ze służących Agnese. Skłonił się swojej pani oraz markizowi.
- Signora, przyszły do ciebie jakieś pisma. Przyniósł je poseł kardynała Carvajala.
- Doskonale. Przyjmę go w gabinecie
. - Agnese uśmiechnęła się. Zaś sługa skoczył, żeby przynieść odpowiedź.
- Czyli gdzie najpierw? - spytał markiz. On oczywiście wolałby Kowalskiego ze względu na swój niepokój, jednak rozumiał, że Agnese może mieć jakieś powody. Zresztą może chciała z posłem się spotkać sama.
- Zaraz poproszę kogoś by przysłał do nas i Kowalskiego i Alessio. - Agnese obejrzała się na Gille. - Mogłabyś moja droga?
- Oczywiście signora, już idę. Rozumiem, że także mają przyjść do gabinetu. Czy chciałaby pani, żeby weszli dopiero po wyjściu posła
? - spytała.
- Dajmy wyjść dla pana posła. - Wampirzyca mrugnęła do niej. Zwróciła się do Alessandro. - Choć skarbie pobawimy się trochę w politykę.

Usłyszawszy odpowiedź ruszyli do gabinetu. Widać było, że markiz czuje się doceniony mogąc towarzyszyć narzeczonej. Robił pewną siebie minę, choć widać było lekką niepewność.

Poseł kardynała Carvajala był starszym człowiekiem, mającym niezwykle bystre spojrzenie. Ubrany był w liberię z herbami rodziny.


Kiedy dostrzegł wchodzących oczywiście wstał oraz skłonił się głęboko.
- Signora Contarini, wasza dostojność markizie. Jego Eminencja polecił przekazać pani zestaw dokumentów. Jego Eminencja wspomniał, że pani będzie wiedzieć, co to takiego - wyjął z szacunkiem plik dokumentów opatrzonych potężnymi czerwonymi pieczęciami. Idąc w ukłonie z wyciągniętą ręką trzymającą listy, podszedł do Agnese podając jej. Wampirzyca przyjęła podane dokumenty. Usiadła za biurkiem. Wskazując Alessandro fotel obok siebie.
- Niech pan usiądzie - zwróciła się do przybysza wskazując krzesło przed biurkiem.
- Oczywiście signora, dziękuję - poseł uśmiechnął się zadowolony grzecznością Florentynki. Wiadomo wprawdzie, że na tą chwilę reprezentował swojego dostojnego pana, ale mimo wszytsko niektórzy wzięliby oraz po prostu kazali się wynosić. - Czy będzie jakaś odpowiedź signora, pisemna lub ustna? - spytał szlachetną panią. Pobieżny rzut oka Agnese wskazywał, że było to jedenaście listów z nazwiskami kardynalskimi oraz dokument skarbowy, pozwalający na wypłatę 5 tysięcy dukatów z banku za trzy dni opieczętowane herbem Cesare. Natomiast kardynał? Wampirzyca poza nazwiskiem oraz faktem, że został mianowany przez Aleksandra VI niespecjalnie wiele wiedziała na jego temat. Na pewno był Hiszpanem, czyli kimś bliskim Cesare. Zresztą innego posłańca Borgia nie wykorzystywałby. Jednak poza tym kardynał Carvajal niczym się nie wyróżniał, albo po prostu tak doskonale ukrywał.
Agnese przez chwilę przeglądała pisma wczytując się w nie, mimo wszystko bardzo dokładnie. Sprawa bardzo prosta jeśli od kilkudziesięciu lat zarządza się bądź co bądź wielkim majątkiem.
-Sporządzę list. Wszystko wydaje się być satysfakcjonujące. - odłożyła papiery na bok i wydobyła przybory do pisania. Sam proces zajął chwilę z uwagi na konieczność osuszenia tuszu jak i zalakowania listu. Wampirzyca dziękowała w nim na okazane wsparcie i wyrażała chęć spotkania się. Tak sporządzony dokument przekazała posłowi.
- Liczne na rychłe spotkanie. - uśmiechnęła się do mężczyzny.

Najczęściej tego typu dokumenty sporządzali sekretarze, ale też podczas spraw nagłych zdarzało się, że robił to ktoś klasy wyższej. Było to jednak dziwactwo na które Agnese pozwalała sobie nagminnie. Nie ufała skrybom szczególnie jeśli chodziło o jej pieniądze i dobra. Poseł chętnie odebrał dokument chowając za pazuchę.
- Dzięki, signora. Czy mogę już odejść do mojego pana?
- Tak
. - Wampirzyca nie podniosła się, sięgnęła jedynie po dokumenty, które otrzymała, całkowicie odwracając uwagę od posła. Jednak wysłannika kardynała, cóż miał zrobić. słowa signory potwierdziły, iż swojego poselstwa dokonał, więc powinien powrócić. Skłonił się ponownie głęboko oraz wyszedł. Agnese wiedziała, że do wyjścia na pewno odprowadził go któryś ze strażników.

Minęła dosłownie jednak chwila, kiedy rozległo się ponowne pukanie. Zabrzmiał głos Gilli.
- Signora, czekają panowie Alessio i Kowalski.
- Niech wejdą
. - Agnese odłożyła dokumenty i spojrzała na siedzącego obok Alessandro. - Nie martwi cię, że twoja narzeczona bawi się w politykę?
- Trochę martwi
- przyznał - nie znam się na polityce, ale wiem, że to bardzo niebezpieczna gra. Skoro zaś prowadzisz podwójna politykę, wampirzą oraz zwyczajną, pewnie jest to jeszcze bardziej ryzykowne. Ale przecież to się nie zmieni, prawda? Pozostaje mi więc cię po prostu jak najbardziej wspierać. Żeby uczynić politykę bezpieczniejszym - powiedział prosto.
- Kiedyś też będziesz musiał się dołączyć. - Agnese powiedziała to jakby to było równie oczywiste jak wschód słońca.
- Wiem że masz swoje zobowiązania i pragnienia, ja zaś na pewno nie jestem draniem, żeby coś na tobie wymuszać, jeśli nawet nie wiem, czy to jest nawet konieczne.

Tymczasem do gabinetu weszła trójka współpracowników Agnese. Wszyscy stanęli kłaniając się leciutko, tylko Gilla mocniej. Ona stanęła, zaś Kowalski i Alessio po prostu usiedli. Oni mieli zdecydowanie inny status, więc mogli sobie na to pozwolić. Ghulica jak zwykle przeszła stając za plecami swej pani.
- Co dolega dokładnie Sophie?
- Zasadniczo nic, co nie oznacza, że nic się nie dzieje, bo dzieje
- zaczął Kowalski dosyć podniesionym głosem zwiastującym coś istotnego do przekazania zebranym. - Dlatego właśnie prosiłem pannę di Colonna, żeby ewentualnie nie korzystała z pani krwi, signora oraz chciałem porozmawiać. Gdyby bowiem do czegoś doszło, mogłaby się stać niepowetowana strata. Otóż, szanowni państwo, wiecie co się stało? - podniósł palec, zaś Agnese dojrzała jego autentyczne podniecenie sytuacją. - Zaczął się przebudzać jej awatar! Tak, dokładnie właśnie tak się dzieje. Sprawdziłem wielokrotnie.
- Co to znaczy
? - nie zrozumiał Alessandro.
- To znaczy, że jest magiem oraz właśnie budzą się jej zdolności - uzupełnił Polak. - Wampirze przemiany niszczą takie umiejętności, zaś nawet krew podczas przebudzenia mogłaby zachwiać proces. Dlatego za pańskim pozwoleniem markizie oraz pani, signora, chciałbym zająć się panną Sophią oraz prowadzić ją, wskazując na arkana niezbędne do opanowania tego. Inaczej mogłoby to być … trochę ryzykowne. Przebudzenie awatara, które zdarza się pod wpływem najczęściej jakichś zewnętrznych czynników, jak choćby pojawienie się wilkołaka, nie zawsze przebiega identycznie. Konieczne jest czuwanie nad tym procesem, żeby pozwolił bezpiecznie przerwać takiej osobie oraz wznieść się na wyższy poziom świadomości.
- No, no
… - Agnese obejrzała się na markiza, który otworzył usta ze zdziwienia. - Masz bardzo utalentowaną siostrzyczkę.
- Ja … ja … ja … mieliśmy w rodzinie poetę, kardynała, wodza, nawet kilku wariatów się podobno trafiło, ale mag, co to właściwie znaczy mag? Moja siostra ma warzyć ropuchy oraz mieć czarnego kota, czy jak
… - widać było, że młodzian naprawdę nie wie, co jest grane oraz co to znaczy.
- Nie szlachetny panie - objaśnił Kowalski - oznacza to, że pańska siostra będzie potrafiła zmieniać rzeczywistość, jeśli się tego nauczy, a to długa nauka, czasem dziesiątki, czasem nawet więcej. Dużo więcej …
- Co to oznacza, prosze powiedzieć wprost
- widać było nerwy markiza, który nie znał świata cudów.
- Skarbie… poznałeś już talenta Kowalskiego. Nasz szlachetny towarzysz też jest magiem. Nie wiadomo czy twoja siostra będzie miała podobne zdolności, ale znając was i tę waszą cudowną dobroć raczej będzie to coś przyjemnego. - Agnese uśmiechała się cały czas. Troszkę zaczęła się martwić, że podając krew markizowi mogła zabić jego zdolności, ale… już nic się na to nie poradzi.
- Szczerze mówiąc szlachetny panie
- rzekł Kowalski - na pańskim miejscu skakałbym z radości jak górski kozioł. To wspaniała nowina, to tak naprawdę dla pana wielki zaszczyt, i dla mnie także, że to odkryłem. Bycie magiem nie jest różne od bycia człowiekiem, poza posiadaniem pewnych mocy, czasem takich drobnych, jak spowodowanie zaświecenia lampy oliwnej bez podchodzenia, ale niekiedy znacznie potężniejszych. Najwięksi spośród nas mają umiejętności pozwalające dorównać największym wampirom czy wilkołakom. Oczywiście, są inne, ale choćby moje umiejętności dotyczące leczenia. Wykorzystuję je najczęściej. Jeszcze nie wiem, jakie będzie posiadała pana siostra, ale jest to po prostu wspaniałe, choć proponowałbym objąć ją przez jakiś czas nadzorem. Jeśli gdziekolwiek idzie, niechaj towarzyszy jej zbrojna straż - zaproponowała. Agnese wiedziała zresztą także, że jeśli ktoś by wyczuł jej awatara … istnieli tacy, którzy lubili taką właśnie krew.
- Czy naprawdę powinienem się cieszyć? - spytał narzeczoną markiz.
- Tak skarbie, Sophie właśnie dołącza do naszej szalonej gromadki. - Agnese uważnie przyjrzała się Kowalskiemu i faerie. - Będę chciałą na osobności porozmawiać z Alessio, jednak chciałabym ci złożyć propozycję Kowalski. Prawdopodobnie z uwagi na nasze zaręczyny z markizem. - Agnese zerknęła na siedzącego obok Alessandro. - Pozostanę dłużej w Rzymie, jednak chciałabym mieć wsparcie twoje i twojej drużyny. Jeśli tylko wyrazisz chęć poproszę Gillę by omówiła z tobą tematy bardziej przyziemne.
- Umówmy się tak, signora
- powiedział poważnie - znasz naszą stawkę. dopóki płacisz i nie robisz niczego … powiedzmy niezgodnego z względną przyzwoitością, a nie zauważyłem, żebyś tak postępowała, zostaniemy przy tobie. Podoba mi się tutaj … właściwie myślałem, żeby osiąść gdzieś oraz zająć się badaniami. Może przyjąć jakąś uczennicę … - uśmiechnął się.
- Oczywiście Agnese - odparł Alessio - także chciałem porozmawiać, ale lepiej w tym gronie, bowiem dotyczy to nas wszystkich, jeśli można? - spojrzał na signorę.
- Ech… - Wampirzyca przesuwała palcem papiery. - Mówiąc, że chcę cię mieć na dłużej Kowalski to na dłużej w moim rozumieniu… wampirzym. A co do twojej prośby Alessio, śmiało.
- Może za jakieś sto lat panna di Colonna nauczy się podstaw
- odparł Polak potwierdzając, że on także myślał o czymś podobnym. Jednak niewątpliwie chciał zachować pewną ostrożność. Wszakże doskonale Agnese wiedziała, jaki bywa jej gatunek. Tak, wampirzyca aż nadto dobrze zdawała sobie sprawę, że mogła nie przeżyć sama 100 lat.
Alessio zaś zaczął mówić.
- Drodzy państwo, wygłupiłem się, albo raczej, zostałem oszukany.
- Nie tylko ty
… - mruknął Kowalski.
- Właśnie. Najpierw signora sprowadziła tę małą do pałacu, potem rozpoznałem w niej faerie, zaś Kowalski potwierdził. Tymczasem to było sprytne zagranie. Otóż zbadaliśmy szczegóły. Ktoś tego stwora napełnił na chwilę krwią faerie w takiej ilości, że stłumiła mocno inne szczegóły. Była leciutka mroczna poświata, ale raczej brałem ją za wpływ dworu Unseelie. To takie nie najmilsze faerie - dodał dla mniej wtajemniczonych, czyli głównie markiza, choć pewnie ghule także nie znały szczegółów. - Także
- Tak, byłem zbyt zajęty leczeniem tamtego, więc sprawdziłem bardzo pobieżnie … - potwierdził skrzywiony, wkurzony na samego siebie Kowalski.
- Przeciwnika więc mamy nie tylko silnego, ale też przebiegłego. Sami dajemy mu atuty do ręki. Dlatego chciałbym bardzo prosić wszystkich obecnych o podwójną ostrożność. Gdyby wtedy Gilla nie zareagowała szybko, mielibyśmy pewnie jatkę. Jednak nie mamy pewności, że da się jej uniknąć ponownie.
- Czyli to co lekko pogruchotało mi rączki to był jednak demon
? - Agnese nadal wydawała się być w dobrym nastroju. Cóż kwit na 5 tysięcy dukatów sprzyjał takiemu nastrojowi.
- Nie, bowiem rozpłynąłby się - ocenił Kowalski - chyba że jest to coś, czego nie znam. Według mnie to po prostu jakiś stwór, nie wiem jak to określić. Jakby to był człowiek, któremu podano jakąś miksturę przekształcającą go. Wtedy mogła go posiąść jakaś zła istota, lecz obecnie tego nie stwierdzimy - odparł Polak. - Ale to nie wszystko. Piekarz odzyskał przytomność oraz chciałbym, żebyście z nim porozmawiali, bo to co się dzieje oznacza, przynajmniej to co mówi, że to była zaplanowana pułapka.
- Och naprawdę
? - Agnese była lekko rozbawiona.
- Tak signora, bowiem tadam, twierdzi, że nie ma nastoletniej córki, a to już znaczy całkiem sporo - potwierdził Kowalski nie precyzując jednak myśli.
- Przyznam się, że obawiałam się pułapki ale wolałam to, niż ewentualne posądzenie o bycie wiedźmą która rzuciła na biednego piekarza urok i łowców na karku w tej posiadłości. - Agnese uśmiechała się do mężczyzn. - Wolałam się bić z ewentualnymi konsekwencjami tutaj. - Zerknęła na markiza. - Wybacz skarbie, to rzeczywiście było dla ciebie niebezpieczne.
- Jeśli jednak dobrze zrozumiałem pani służbę, signora, to ową dziewczynę wcale nie przysłał pani piekarz, lecz jego żona, jeśli oczywiście taką w ogóle jest. Mamy więc już kolejną osobę wciągniętą. Dlatego właśnie tym bardziej chciałbym, żebyśmy się wszyscy starali uważać oraz rozważać konsekwencje. Wiem doskonale, że zahacza to o jakąś paranoję, jednak doprawdy, nie wiem, co na to poradzić
- stwierdził Kowalski. - Chyba oczywiście, że wyeliminowane zostanie źródło zagrożenia. Ale obecnie nawet nie wiemy, dlaczego wzięło ciebie signora na cel? Chyba, że ty wiesz - spojrzał na nią wnikliwie.
Agnese uniosła dłonie w bezradnym geście.
- Ach Kowalski widzę tu tylko milion możliwości i powodów. Jestem wampirem, jestem bogata, jestem mieczem Florencji, obecnie gram na cztery fronty w batalii zwanej konklawe, ciągnę ze sobą maga, faerie … sam wybierz. Moje podejście nie odpowiada zarówno wielu wampirom jak i ludziom.
- Ale jeśli dobrze pojmuję, jednak nie reprezentujesz tutaj samej siebie. Przypuszczam raczej, iż gdyby coś takiego dotyczyło bezpośrednio ciebie pewnie skojarzyłabyś to, signora. Obawiam się więc, że albo to sprawa wrogów twojego księcia
- mag nie wiedział, iż w tym mieście rządzą księżne - albo właśnie twój książę uznał, że stałaś się zbyt potężna oraz niezależna, próbuje więc cię trafić daleko od swych włości oraz zwalić na kogoś.
- Mam też wrogów swego rodu. Pazzich, którym zatruwam życie, oraz Grittich, którzy dopadli mego męża i polują na mnie od jakiegoś czasu
. - Agnese zerknęła na Gillę, która toż też była najemnikiem Grittich. - Ale wątpię by zaangażowali maga i to tak silnego.
- Nie znam się polityce wampirzej, ale naprawdę rozważ signora, czy to twój książę nie zaangażował się przeciwko tobie. Od samej Florencji mamy kłopoty, jakby ktoś wiedział zbyt wiele
- mruknął Kowalski.
- Hm… W sumie siostry mogły się chcieć mnie pozbyć z Florencji, są mi dłużne co nieco pieniędzy. Jednak przyznam, że jestem dla księżnej dosyć wygodnym sługą, nie zależy mi na jej stołku. Choć nie wykluczam, że mogła znaleźć kogoś wygodniejszego. - Agnese spojrzała na Gillę. - Mamy jakieś wieści z domu?
- Nie pani. Wysłałam kuriera z poleconą przez ciebie pocztą, jednak samo dotarcie do Florencji to ponad tydzień, zakładając, że wszystko będzie dobrze. Najprawdopodobniej powróci za jakąś dekadę, wtedy będziemy wiedzieli, na czym stoimy.
- Zaraz
- powiedział nagle markiz - to masz we Florencji siostry? - spojrzał na Agnese zdezorientowany.
- Ja nie, ale księżna ma. Pewną przeuroczą zachodzącą mi za skórę siostrę. - Wampirzyca przez chwilę zastanawiała się stukając palcem w blat stołu. - To od niej dostałam specyfik, dzięki któremu mogłam ci ruszyć na ratunek. Emmanuella macza palce a alchemii. Niebezpiecznie blisko magyi
Co mogło zaskoczyć Kowalskiego wampirzyca poprawnie wypowiedziała nazwę sztuki, którą się posługiwał. Chyba zresztą właśnie się tak jakoś stało, bowiem spojrzał na nią z uznaniem.
- A czy - tak niepewnie zaczął Alessio - jest możliwe, że siostry owe prowadzą co do ciebie zupełnie odrębną politykę?
- Och niemal pewne, nie ma dwóch identycznych wampirów, a nie ma istot bardziej różnych niż siostry bliźniaczki. Ale byłoby ryzykownym usuwanie mnie, chociaż poza Florencją
… - Agnese znów pogrążyła się w myślach. - … mój ojciec jest potężnym wampirem. Bardzo wpływowym. Gdyby okazało się, że księżna lub jej siostra chcą mi zaszkodzić, mógłby… lekko unieść się dumą.
- Wobec tego właśnie tym rozsądniej byłoby cię usunąć poza Florencją oraz jeszcze zwalić na kogoś
- odparł Alessio. - Zauważ, jeśli są tu Setyci, przecież zaś byli, czyżby nie mogli być wspaniałym obiektem, na który da się zrzucić każdą właściwie zbrodnię?
- Będę musiała posłać kogoś do Florencji… i chyba mam nawet pomysł kogo. Oraz posłać list do mojego tatusia
. - Po tych słowach uśmiech powrócił na jej twarz. - Chciałabym porozmawiać jeszcze Alessio o moich wampirzych sprawach i lokalnej księżnej. Pozostawię wam odpytanie piekarza, gdyż są obowiązki, których nie mogę zbyt długo odwlekać.
 
Kelly jest offline