Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2017, 21:33   #37
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Esmond zmrużył oczy niezadowolony. Gestem zasugerował rycerzowi by się rozdzielić. Sam dobył bliźniaczych mieczy jednosiecznych, poczerniałych sadzą. Zaciągnowszy szal na twarz zakradł się pod ściany budynku zamierzając wejść przez jedno z ciemnych okien.
Hektor skinął głową i wyciągnął miecz trzymając go póki co ostrzem do dołu. Szybkim krokiem ruszył do przodu. Nie od dziś uważał się za mistrza w sztuce skradania, więc postanowił wejść głównymi drzwiami… raz z nimi, jeśli te byłyby zamknięte.
Plan był prosty. Jeden zakradł się cicho, a drugi narobił hałasu. Drzwi nie wytrzymały pod naporem mięśni skrywanych pod płytową zbroją. Zbutwiałe drewno rozsypało się i przed Hektorem ukazał się wąski korytarz. Ciemny pomijając światło dochodzące z jednej z odnóg. Czyjś cień nagle zaczął je zasłaniać, aż pojawiła się postać na korytarzu. Niska z burzą skołtunionych włosów i długimi pazurami u dłoni. Spojrzała na Hektora.
W tym czasie Esmond wskoczył przez okno. Jego kroki zostały zagłuszone przez nagłe zniszczenie drzwi przez hektora. Był w pustym pokoju. Przynajmniej jeśli chodzi o meble. Po podłodze walały się szczątki. Ludzkie kości oświetlone przez światło z okna. Na korytarzu widać było lekką łunę z pokoju obok.
Rycerz zawsze był przeciwny rzucaniu pochopnych osądów i nieprzemyślanych uwag. Tutaj jednak nie mogło być mowy o pomyłce. Mieszkająca na odludziu istota o przydługich paznokciach nie sprawiała wrażenia miłego gospodarza lub gospodyni.
- Wiedźma! - krzyknął ni to ostrzegawczo, ni to spostrzegawczo. - Gdzie zabrałaś Ristofa nędzna kreaturo!?
Postąpił krok do przodu stając w korytarzu i unosząc miecz.
W tym samym czasie łowca kierował się w stronę pomieszczenia, z którego biła łuna światła. Poruszał się krawędziami pokoju, starając się narobić jak najmniej hałasu.
Szczęściem dla Esmonda, rycerz robił dużo harmidru. Gdy szedł do pokoju słyszał każde słowo, które wypowiadała wiedźma.
- A kto to? Kto to Ristoff? Ristoff? Nie znam. Kreatur też nie znam. Nędzna nie jestem, więc niegrzecznie tak. Niegrzecznie. Kto idzie? Kim jesteś? Czego do mego domostwa wtargujesz niegrzeczny gościu? Hę??
Wiedźma zbliżała się do rycerza stawiając drobne kroki jeden po drugim.
- Na hobgrhnor! - żachnął się bulgocząc Hektor. - Nie zaprzeczaj! Widziałem ślady na śniegu. Cóżghreś z nim poczyniła kobieto!? Gadghraj, albowiem skrócę cię o głowę.
Złapał miecz obiema dłońmi i skierował go do dołu, gotów w każdej chwili szarpnąć nim ku górze. Wąski korytarz uniemożliwiał zamaszyste ciosy. Tak też i uniki. Dlatego Hektor stał bokiem do wiedźmi, by nie wadzić w razie czego naramiennikiem o kamienną ścianę.
Korzystając z przeprowadzanej przez rycerza dywersji, Esmond zajrzał do oświetlonego pomieszczenia.
Pomieszczenie było dłuższe niż pokój do którego wszedł. Był oświetlony masą świeczek. Wiedźma znikała powoli zza krawędzią drugiego wyjścia. Choć to ona stanowiła największe niebezpieczeństwo, to nie ona przykuła uwagę łowcy. Na środku pokoju leżał w wymalowanym kręgu Ristoff. Krople potu ściekały po po zroszonym czole, a jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Nagle, na uderzenia serca, bladozielona poświata uniosła się lekko nad jego ciało zaraz powracając. Mag stęknął zaciskając dłonie w pięści. Oczy miał zamknięte a poszarpane ubranie świadczyło, że nie poddał się czarownicy bez walki.
- Honorr?? Hahahaha! HAHAHA! Co ty wiesz o honorze rybi pomiocie? - uniosła ręce i jakaś niewidzialna siła pchnęła rycerza do tyłu. Wiedźma przekrzywiła głowę wyglądając na zaskoczoną. Syknęła.
- Nie lubię ryb. Są zbyt ościste!
- Ha wiedźmo! - rycerz był równie zaskoczony co wiedźma, ale nie tracił rezonu - Na pchły rzucaj swe uroghrhki!
Biorąc za dobry omen fakt, że czary kobiety nie wyrzuciły go z domostwa, ruszył do przodu stawiając miecz na sztorc, gotów nabić czarownicę niczem na rożen dobrą pieczeń. Świadomy tego skojarzenia mimowolnie oblizał się między jednym a drugim stuknięciem swych ciężkich butów o posadzkę.
W międzyczasie łowca zbliżył się do uwięzionego maga. Nie znał się na czarach ale zakładał że należało przerwać krąg. Szedł ostrożnie, nasłuchując. Wiedźma mogła nie być sama.
Starucha skrzywiła się szpetnie. Cofnęłą się kilka kroków a jej postura się zmieniła. Spod jej szat wyłonił się ogon, urosła, ręce i nogi wydłużyły się a twarz zrobiła się jeszcze bardziej szpetna. Prychnęła i machnęła ręką zbijając pazurami ostrze. Drugą złapała rycerza za naramiennik i ryknęła mu prosto w twarz ukazując rząd ostrych niczym szpilki zębów.
Esmond usłyszał nagłą zmianę w zachowaniu wiedźmy. Rycerz chyba potrzebował pomocy.
- Bgrhl! - Hektor zagulgotał zaskoczony. Puścił miecz świadom że w tak bliskim zwarciu nic mu po długości. Lewicą złapał za jej szczękę, zaś prawicą za jej prawe ramię i przyciągnął ją ku sobie próbując samemu wgryźć się w jej kark.
Esmond walczył z chęcią rzucenia się na pomoc towarzyszowi. Podchodząc do kręgu spróbował go przerwać, licząc że to uwolni maga, który jak sądził mógł okazać się niezwykle przydatny w walce z wiedźmią magią.
Nagle wiele rzeczy stało się na raz. Esmond kątem oka dostrzegł jak ktoś skoczył ku wiedźmie wbijając jej coś, co okazało się kością, w plecy. Hektor przejechał zębami po szyi staruchy, a ta wrzasnęła przeraźliwie. Jej krzyk rzucił wszystkich trzech mężczyzn do tyłu nie ważne gdzie stali. Esmond uderzył o ścianę pełną półek ze słoikami tłukąc je. Hektor i Gveir polecieli w przeciwległe strony korytarza, przy czym utopca wyrzuciło na zewnątrz. Starucha dyszała gdy ci podnosili się. Patrzyła za siebie, przed siebie i zaglądała do pokoju. Zaklęła i wybiegła przez frontowe drzwi mijając gramolącego się utopca. Zaczęła uciekać w stronę posiadłości.
Gveir podniósł się z trudem, strzelając kośćmi i masując siniaki, które zarobiła mu wiedźma.
- Gveir Iskall, do usług - splunął. - A teraz, skoro mamy grzeczności za sobą, czy ktoś byłby łaskawy powiedzieć mi, co tutaj się dzieje? Jestem trzeźwy, ale hulanka taka, jakbym wypił całą beczkę.
Łowca wstał masując tył głowy.

- Esmond jestem- odpowiedział podnosząc jeden z mieczy, który wytrąciło mu z dłoni- ale co się stało nie wyjaśnie. Zdaje się że trafiliśmy wszyscy na kryjówkę wiedźmy.
Otrzepując się z fragmentów słoi i ich zawartości zbliżył się ponownie do kręgu, chcąc uwolnić maga.
- Maszkara pognała w stronę obozu, powinniśmy ostrzec naszych.
- Wgrhracghrhaj! - wygulgotał Hektor podnosząc się ze śniegu wyciągając rękę w kierunku uciekającej wiedźmy. Potrząsnął głową stając na równych nogach i ryknął wyraźniej. - Wracaj walczyć paskudo!.
Miecz został w środku, ale nie było czasu by po niego wracać. Ruszył za czarownicą ile sił w nogach.
- Starucha zabrała moje rzeczy. Zdaje się, chciała mnie zjeść - rzekł Gveir, rozglądając się po pomieszczeniu. Szukał swojego miecza lub czegokolwiek, co nadawałoby się na lepszą broń niż ułamana kość. - Obóz, powiadasz? W takim razie idę z wami. Ale najpierw zobaczę, czy w tym śmieciowisku nie jest schowany mój niedźwiedź i cała reszta. Karhu! - zawołał.
Nie dostał odpowiedzi. Karhu nie było w tym miejscu. Zapewne. Za to w pomieszczeniu gdzie leżał nieprzytomny człowiek był plecak Gveira. W jego zawartości brakowało jednak racji żywnościowych. Najemnik żył, bo wiedźma najpierw zjadła jego zapasy.
Najemnik schylił się i spojrzał do środka. Z zadowoleniem stwierdził, że większość - poza jedzeniem - została mniej więcej taka, jak ją zostawił. Głód trapił go niemiłosiernie, więc bez dalszego wahania pomógł Esmondowi uwolnić Ristoffa. Potem zamierzał dołączyć do reszty i wbić miecz w serce wiedźmy. Oczywiście, jeśli utopiec nie dokona tego pierwszy.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 02-06-2017 o 21:38.
Jaracz jest offline