Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2017, 21:34   #38
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Czarodziejka siedziała w obozie jak jakiś weteran wojenny, z partyzaną opartą o swoje ramię. Lustrowała liżące opał płomyki nieobecnym spojrzeniem, wsłuchując się w kojące jej umysł trzaski. Poza tym panowała głucha cisza - nie licząc modlitw Diziego wkłuwających się w jej przemęczone myśli jak sztylety w świeże masło. Drażniło ją to, ale nie chciało jej się nic z tym robić, już nie teraz. Miała pewne problemy jeśli o bogów chodzi, lecz były to jedynie zagadnienia filozoficzne, których lepiej nie powtarzać przy kapłanach. Mało kto zagłębia się w czyjąś przeszłość, a ona sobie ceniła swoje życie pomimo pewnych własnych problemów… a przynajmniej na razie je ceniła. Okropności Marszu Upadłego wyryły w jej pamięci zbyt głębokie bruzdy. “Bywa”, tak sobie to tłumaczyła, chociaż wciąż nie potrafiła pojąć dlaczego to akurat ona tam była. “Poznać taktyki bitewne”, jasne. Żeby do czegokolwiek się przydały.
Ostatecznie nie była żadnym weteranem. Była jedynie pokrzywdzoną dziewczyną przez coś, co zrobiły demony - opętaną. Od tamtego momentu praktycznie większość swojego życia spędziła pod kapturem, ukrywając swoją bladość prostymi iluzjami. Jej przyszłość… zdołała się już dowiedzieć, że mogła być znacznie silniejsza niż teraz gdyby zaufała Hebaldowi. Bała się mu jednak wtedy spojrzeć w oczy.
Zdała sobie sprawę, że nawet teraz się boi.
Miała przez chwilę błogie wrażenie, jakby nie słyszała już Diziego, ale się pomyliła. Tak naprawdę nie minęła nawet krótka chwila na tych przemyśleniach. Westchnęła ciężko, usiadła nieco wygodniej i zaczęła odmawiać w głowie uspokajające mantry, których się uczyła na Uniwersytecie.
Minęło kilka minut, nim zdołała się wprowadzić w stan transu medytacyjnego. Przypominał on trochę… sen, ale taki świadomy. Miała całkowitą kontrolę nad tym, co mogła ujrzeć w trakcie takiego “seansu". Używała go między innymi po to, by oswajać się z własnymi iluzjami lub po prostu dla zwykłego kaprysu, gdy to chciała polatać wraz z powietrznymi stworzeniami wśród puchatych chmur, pooglądać rozwijające się pod jej komendą miasto, pogapić się w gwiazdy i potańczyć w świetle księżyca lub zajmować się rzeczami natury przyjemniejszej… jak na przykład planowaniem co wypożyczyć z biblioteki gdy wróci do stolicy.
Miała pełną kontrolę. Ale bywało tak, że siedząc w tym swoim iluzorycznym świecie marzeń traciła ją. Wtedy jest… źle.
Umysł wypaczony wydarzeniami Krucjaty wystarczy że lekko się zachwieje i już znowu wszystko powraca. Nie dało się tego horroru opisać słowami - jedynie emocjami, a były one wyłącznie negatywne. Ból, strach, cierpienie to tylko marna ich cząstka. Tym razem, gdy jej łąka pełna księżycowych kwiatów oświetlonych srebrem nocnego nieba się rozpłynęła, znowu znalazła się na tym koszmarnym polu bitwy. Dominowały czerwień i czerń. Trudno było rozróżnić jakiekolwiek kontury. Czerwień, czerwień, czerń, czerwień, krewśmierćczerwieńczerńczerńczerń. Ona kurczowo ściskała w drżącej dłoni swoją partyzanę, stojąc na środku rzeźniczej areny jak owieczka czekająca na pożarcie. Wszystko dookoła było zamglone, zamazane, wykarykaturowane.
Poczuła spojrzenie na sobie. Wygłodniały demon o tuzinie kończyn, a może dwóch tuzinach, kończynach zbliżał się powoli w jej stronę chcąc zrobić sobie z jej wnętrzności obiad. Z otwierającej się szeroko paszczy zwisał mu długi czerwono-niebieski język… a może była to ręka jednego z jej przyjaciół?
Jej instynkt przetrwania wziął nad nią górę. Użyła telekinezy na znajdującym się w pobliżu głazie, cisnęła nim w szarżujące plugastwo…
… i wybiła wielką dziurę w ruinach starej posiadłości, wzniecając tumany kurzu. Roztrzaskana biblioteczka leżała teraz w sąsiednim pokoju, przygniatając bezlitośnie stare książki. Lily nawet nie zdawała sobie sprawy ile hałasu to wywołało. Czuła jednak jak jej prawa ręka trzymająca teraz hebanowe berło rwie ją od telekinetycznego wysiłku.
-Nie! Moje książki! - niemal pisnęła z boleścią w głosie, dopadła do nich i zaczęła oddzielać to, co jeszcze było zdatne do przeczytania od zniszczonych sztuk.
Może nie widać tego, by się przejmowała tym, co się właśnie stało, ale jej zachowanie teraz było jedynie próbą zagłuszenia nieprzyjemnych myśli.
Wyglądało na to, że nawet w trakcie medytacji nie zazna spokoju.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline