Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2017, 08:04   #104
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Siedział na podłodze w piwnicy, dysząc ciężko i próbując zebrać myśli. Wygrali. Udało im się. Zwyciężyli z czymś, czego istnienia nigdy w życiu nie dopuściłby do swojej świadomości, a tego, kto próbowałby mu wmówić, że istnieją sprawy paranormalne o których człowiek nie ma pojęcia, po prostu by wyśmiał. Był zmęczony, ale na swój sposób szczęśliwy, bo nie poddali się do końca i wysłali tego popaprańca tam, gdzie jego miejsce. Niewielkie zranienia na barkach i nogach piekły, ale nie zwracał na nie większej uwagi. Liczyło się to, że wyszli z tego cali.

Przecierając pot z czoła, spojrzał na siedzącą nieopodal Gwen i uśmiechnął się do niej ciepło. Żadna ze znanych Wesowi kobiet nie miała w sobie tyle siły, odwagi i zimnej krwi. W najgorszym momencie, momencie próby, dziennikarka zachowała się tak, jak trzeba. Tak naprawdę to jej zawdzięczali życie. Życie, w którym nie warto było marnować szans i uciekać przed tym, co chciało się zrobić, bo potem można było tylko żałować. Dlatego też podniósł się ciężko i na czworaka doczłapał do Gwendoline i nim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć, ujął jej twarz w obie dłonie i złożył na ustach mocny, długi pocałunek.


Miała delikatne, wspaniałe usta, których dotyk w mig odegnał paskudne wspomnienia tego, co wydarzyło się przed chwilą.
- Świetnie się spisałaś, Gwen. Cieszę się, że nic ci się nie stało. - Uśmiechnął się do niej, patrząc w oczy i wciąż nie wypuszczając jej twarzy z dłoni. Pocałował ją kolejny raz i dopiero wtedy odkleił się od niej, uśmiechając szeroko. - Pewnie to nie jest najodpowiedniejszy moment, ale może zostałabyś tutaj jeszcze kilka dni? Skoro problem Roberta został rozwiązany, mógłbym pokazać ci dokładniej miasteczko i okolice. Lasy wokół Pine Springs o tej porze roku są naprawdę magiczne.

Przejechał dłonią po twarzy i dopiero wtedy przypomniał sobie o Henry'm. Zerknął na rannego towarzysza.
- Jak noga, Henry? Nie ruszaj sie stąd, pójdziemy sprowadzić jakąś pomoc, może linie telefoniczne są już sprawne - powiedział, zbierając się na równe nogi. Pomógł wstać Gwendoline i wtedy usłyszeli hałasy dochodzące z góry.
Wesowi znów przeszedł wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz. Nienawidził tego uczucia. Czyżby jednak nie poradzili sobie z tym potworem i jednak jakimś cudem wrócił? Kamień nieco spadł mu z serca, gdy pośród krzyków uchwycił głos Roberta, choć to mogła być kolejna podpucha, tak jak to miało miejsce w przypadku Saoirse.
- To może być Robert, ale nie musi. Miejmy się na baczności. - Spojrzał na Gwendoline i podniósł leżący nieopodal nóż. Wrócił do niego pochmurny nastrój, gdy przypomniał sobie, co stało się z Seer i Emmą.

Ruszył powoli w kierunku schodów na górę, pozostając czujnym i wciąż nasłuchując, skąd dochodziły nawoływania. Nie miał zamiaru znów dać się zaskoczyć, choć coś podpowiadało mu, że tym razem jednak miło się zaskoczą i nie wyskoczy na nich horda opętanych pracowników hotelu. Należało jednak zachować konieczną ostrożność, bo ostatnimi czasy w tym hotelu stracić życie było kurewsko łatwo.
 
Kenshi jest offline