Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2017, 23:07   #40
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Esmond i Gveir

Dwójka najemników zabrała się do zacierania kręgu. Na magii się nie znali, a Esmondowi instynkt podpowiadał aby właśnie tak zrobić. Gveir starając się zagłuszyć głód robił wszstko, byleby o tym nie myśleć. Chwilę im zajęło nim farba została zdrapana. Jeden ze sztyletów łowcy został poświęcony i jego czubek nadawał się do naostrzenia. Skrobanie po kamiennej posadzce nie posłużyło mu na dobre. Mag został jednak uwolniony. A przynajmniej tak się najemnikom zdawało. Ristoff otworzył oczy, ale jego spojrzenie było nieobecne. Trzeba było go podnieść i wywlec z budynku aby zrozumiał, że idzie i powinien zacząć przebierać nogami. Nie wyglądało na to aby w najbliższym czasie był na siłach zmierzyć się z wiedźmą. Bełkotał coś w niezrozumiałym języku i nie szło go zrozumieć. Dawał się jednak prowadzić, nie opierając się pomocy od najemników. Skierowali się do posiadłości.

Hektor

Utopiec pognał za groteskową staruchą. Ta jednak biegła jak wicher i szybko oddalała się od goniącego ją rycerza. Ten uparcie nie odpuszczał mimo wyraźnej przewagi. Biegł, czy też chciał, brodząc przez wysoki śnieg. Zbroja ciążąca cały dzień dobijała go do ziemi, ale nie takie rzeczy robił. Chyba. Poza uciekającym zagrożeniem coś jeszcze przykuło uwagę. Szczególny tembr szczeku. Basowo-radosny szczek niosący się przez nocne powietrze. Wielka ciemna plama futrzastego przeszczęścia przybiegła do Hektora aby w swoim przeszczenięciu wpaść na niego z wywieszonym jęzorem. Ryborzer powrócił.

Lily

Magini zaskoczyła karła swoim nagłym zrywem. W milczeniu patrzył na jej krzątaninę z książkami. Kobieta starała sobie poradzić z własnymi wspomnieniami i traumą. Układając zbutwiałe książki widziała insygnia podobne do broszy na obrazach w pokoju wyżej. Nim mogła się nad tym poważniej zastanowić drzwi do holu się otworzyły.
- Nie, nie, nie, nie! Zwierzęta w holu? Kto śmiał? Won na zewnątrz! No już! Uparte!. Ugh! Argh! Wchodzą mi do domostwa i krzywdzą! Zwierzęta do holu wprowadzają. Chamy jedne! Brak kultury! Urgh! Aaaarrrghhh..! - ostatnie wycie zanikło gdy skrzecząca osoba wybiegła z powrotem na zewnątrz. Jataki stały w holu, jak wcześniej, kompletnie nieporuszone całą sytuacją. Pomukiwały do siebie niczym w cichej rozmowie. Ktokolwiek nagle wbiegł i wybiegł udał się do budynków po prawej stronie posiadłości. Z bliżej niewiadomego powodu obiegał on zrujnowane skrzydło na zewnątrz zamiast skorzystać z dziury w budynku.

Dizi złapał za rękaw Lily upewniając się, że nie pobiegnie za nagłym wizytorem.
- To... to chyba była wiedźma. S-samej nie idź. Och bogowie... czym zasłużyliśmy..? Trzeba sprawdzić czy reszta jest... czy żyją.

Alenderas

Pozostawione przez swojego dużego włochatego towarzysza postanowił iść po śladach wozu. Droga była długa. Cisza towarzyszyła mu przez drogę pomijając czasowe ćwierkanie gryfika. Zwierzątko albo latało koło niego, albo siadało mu na barkach. Reghar ważył akurat tyle by zapaść się w głębokim śniegu to i niespecjalnie zbierał się do zanurzania w zimnym puchu. Uczony szedł. Księżycowe światło przebijało się pomiędzy nagimi konarami drzew tworząc cienistą mozaikę na śniegu. Drzewa odpuściły w końcu otwartej przestrzeni gdzie przed oczyma długowiecznego majestatycznie stanęła ośnieżona posiadłość oświetlona przez blady blask księżyca. Wiele tajemnic czekało na odkrycie w tych ruinach czyjegoś bogactwa. Ktoś jednak naruszył te tereny i wóz stał przed wejściem do posiadłości.

Przed posiadłością

W mroźnym powietrzy zimowej nocy czas lubił się ciągnąć niemiłosiernie. Szybka jak wiatr wiedźma uciekła lecz za nią podążyli wojownicy. Magini po chwili czekania dostrzegła wpierw Hektora i o dziwo Rybożera. Kolejny był najemnik z półprzytomnym Ristoffem powłóczącym nogami. Nieznany mężczyzna towarzyszył Esmondowi. Rosły i starszy groźnie patrzył dookoła. Do tego wszystkiego nadchodziła jeszcze kolejna osoba. Szczupła i patykowata. Gdy się zbliżyła okazała się też bardzo wysoka. Miała łagodny uśmiech na twarzy jakby była nieświadoma potworności dziejących się w tej posiadłości.
- W-wiedźma - jękną Dizi patrząc na wszystkich nie wiedząc kompletnie co zrobić.
 
Asderuki jest offline