Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2017, 23:07   #116
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Jack Dove była blada niemal cały kilkugodzinny lot. Niestety podróż była służbowa, to też amerykanka nie mogła znieczulić się odpowiednią ilością alkoholu. Dlatego kiedy opuściła samolot i stanęła na twardym lądzie, odetchnęła z ulgą, która zaraz zmieniła się w niepewność, związaną z tym po co tutaj przybyli. Jack wiedziała, że David tak naprawdę, mógł zająć się tym sam i nie potrzebował jej u swojego boku, ale chyba jego chęci przeważyły w tym wypadku nad potrzebami. Cheza, nie narzekała na taki obrót sprawy, choć początkowo bardzo wzbraniała się by być może użyć innego środka lokomocji, jednakowoż Jakiro ostatecznie przekonał ją, że nie mogą sobie pozwolić na nic innego, jak tylko podróż samolotem. Ostatecznie, mimo niedogodności, cieszyła się z przyjazdu do Ameryki Środkowej. Dean był w Meksyku, a po ostatnich wydarzeniach powinna odezwać się do chłopaka i znaleźć chwilę czasu by się z nim zobaczyć. Musiała to jednak ustalić z Davidem, a przez cały stres związany z lotem, zupełnie zapomniała zapytać Jakiro, jak ich wizyta ma wyglądać. Dlatego też, kiedy odetchnęła głębiej, wilgotnym, ciepłym powietrzem, popatrzyła na obdarzonego modrymi oczyma, z delikatnym uśmiechem.
- Jakiro - mimo wszystko, do tej pory nie potrafiła, zwracać się do Davida, po jego imieniu, kiedy byli w pracy - O której mamy umówione jakieś spotkanie?
- Za godzinę spotykam się z tutejszym pierwszym ministrem, później od razu jedziemy do centrali - w jego głosie czuła olbrzymią determinację. - Musimy jak najszybciej porozmawiać z Valquezem i przywołać go do porządku.
- Czyli mamy napięty grafik. Hmmm - mruknęła zastanawiając się czy to dobry moment, by poprosić Davida, by “podskoczyć” do Meksyku. Uznała jednak, że to może poczekać.
- Myślę, że Valquez zdaje sobie sprawę, że nie postąpił zbyt rozsądnie, szczególnie po niedawnym wybryku Marco. Dopiero co przestali o tym mówić, ale nie sądzę, by reprymenda cokolwiek dała.- wzruszyła ramionami popatrując na Davide z ukosa.
- Jeśli masz jakąś propozycję, to nie wahaj się jej zaproponować. Bo w tym momencie mam ochotę stłuc Mysterio na kwaśne jabłko - zazgrzytał zębami.

Ruda zaśmiała się, kręcąc głową.
- Po pierwsze, stłuczenie go na kwaśne jabłko jest złym pomysłem. - rozbawienie malowało się na jej twarzy. - Myślę, że był sfrustrowany, popełnił błąd, ale pamiętaj, że nikt przy tym nie ucierpiał.
- Tego tylko by brakowało. W każdym razie, chyba możemy spokojnie zagrać złego i dobrego glinę. Powinno mi to przyjść zupełnie naturalnie - odetchnął i uśmiechnął się do niej. Po raz pierwszy od momentu wylotu.
- W obecnym stanie? Na pewno - znów się zaśmiała, zaraz jednak spoważniała - Korzystając, że poprawiłam Ci humor, mam prośbę.
- Tak? - podniósł brew otwierając jej drzwi do suva, którym miał ich zabrać do centrali w Caracas.
- Dean MacWolf, jest w Meksyku - zaczęła bez ogródek, bo nie było po co chodzić wokół tematu. Wsiadła do auta, poprawiając rozkloszowaną sukienkę. - Chciałbym się z nim zobaczyć, jeśli znajdziemy czas, albo jeśli uznasz, że poradzisz sobie tu beze mnie, gdy będzie chwila.
Zaskoczyła go tą prośbą. Przez chwilę wpatrywał się w nią by wreszcie stwierdzić:
- Lubisz tego chłopaka, co? Czyżbym miał powód by czuć się zazdrosnym? - na jego ustach zadrgał delikatny uśmiech.
Przewróciła oczami, kręcąc rudą głową.
- Tak, właśnie tak jest, dlatego otwarcie Ci mówię, że chciałbym się z nim umówić - prawie udało jej się zachować powagę, gdy wypowiadała to zdanie.

On natomiast zaśmiał się już na cały głos. Ewidentnie wiedziała jak do niego dotrzeć.
- Zobaczymy jak się tutaj uwiniemy.- odpowiedział jak już otarł łzy z kącików oczu. - Tylko zdajesz sobie sprawę, że jeśli znajdziemy lukę czasową dla ciebie, to będziesz musiała skorzystać z transportu powietrznego?
Oczywiście, że się tego spodziewała, ale tak długo, jak nikt nie powiedział tego na głos, tak długo mogła odpychać te myśli. Kiedy zadał pytanie, mina Jack trochę zrzedła, ale zaraz machnęła dłonią w lekceważący sposób.
-Wrabiając mnie w to stanowisko i tak zapewniłeś mi masę roboczych godzin w powietrzu. Chyba muszę się zacząć przyzwyczajać.
Na to Lovan odpowiedział jedynie uśmiechem. Był zadowolony z tego, że Dove coraz łatwiej przełamywała swój strach przed lataniem. Prawdą było to, że w takiej pracy innego wyboru nie miała.

[MEDIA]http://s.tvp.pl/images2/8/7/b/uid_87b7c6fd7230dd67fc6cd1d8a20265be1433037819448_ width_633_play_0_pos_0_gs_0_height_355.jpg[/MEDIA]

Zawieziono ich bezpośrednio pod pałac prezydencki, gdzie trwały właśnie nieustanne protesty. Żeby dojechać do wejścia musieli skorzystać z utworzonego przez siły wojskowe korytarza. Na szyby samochodu poleciały jajka i pomidory.

Kiedy wypuszczano ich z samochodu dwóch żołnierzy stało z rozłożonymi parasolami. Co prawda za kordon dorzucić jakiś zgniły owoc mógł jedynie mistrz olimpijski w rzucie dyskiem, bądź oszczepem, ale widać nie zamierzali ryzykować.

Poprowadzono ich do szerokiego gabinetu, gdzie oprócz premiera czekał na nich także prezydent Wenezueli.
Rozmowa była krótka, ale bardzo burzliwa. Rządzący de facto krajem prezydent Maduro żądał, żeby Jakiro pokazał się razem z nimi na oficjalnej konferencji prasowej, a następnie przemaszerował w formie zbroi przed parlamentem. To był ich warunek, żeby dalej udzielać poparcia sprawie Światła na forum Narodów Zjednoczonych.

David aż się cały zagotował. Właśnie w tej chwili domagali się od ich tego, za co przywołany do porządku miał być Mysterio. Niewiele brakowało, by Lovan wybuchnął, ale na szczęście nie bez powodu został mianowany na stanowisko Nadzorcy na Amerykę Południową.
Odetchnął głęboko i wyrecytował formułkę:
- Światło jest organizacją apolityczną i wszystkie jej zasady dotyczą także Obdarzonych. Ich zdolności nie mogą być wykorzystane w celach wojskowych, politycznych czy policyjnych w celu wpływu na zwykłych ludzi. Od tych założeń nie ma wyjątków - dzięki temu zdołał ochłonąć. - Dlatego moja odpowiedź brzmi “nie”. Załatwimy sprawę z naszym podopiecznym, a reszta waszej sytuacji politycznej nas nie obchodzi.
- Ale to musi zostać zadośćuczynione! Protestujący myślą, że Obdarzeni stoją po ich stronie, my też musimy mieć kogoś po swojej!
- Przygotujemy dla was notkę wyjaśniającą i nią będziecie mogli się podeprzeć - odparł David. - Tymczasem wychodzimy - skierował się w kierunku drzwi.
Prezydent krzyknął za nim.
- Nie wypuszczę was, zanim nie przystaniecie na nasze warunki!
Jakiro bardzo powoli się odwrócił w jego kierunku.
- Nasze stanowisko nie ulegnie żadnej korekcie. A teraz… otworzy mi pan drzwi, czy mam wyjść przez sufit? - jego sugestia była oczywista.

Chwilę później byli już z powrotem w SUV-ie. Kierowca ponownie wyjechał przez korytarz sił wojskowych omijając protesty i ruszył w kierunku osiedla, gdzie zameldowany był Mysterio.
- Zawsze to samo… - David przetarł twarz dłońmi. Zapowiadał się długi dzień.
Jack nie odzywała się całą drogę do Pałacu Prezydenckiego. Udawała, że nie dostrzega tego co dzieje się przed bramą, starała się nie zrobić głupiej miny, kiedy osłonięto ich parasolkami, ale przede wszystkim pilnowała by cały czas uśmiechać się miło i uprzejmie, aby nie sprowadzać napiętej atmosfery już na samym początku. Podczas całego spotkania, była milcząca, pozwalała by David zajął się wszystkim, wszka ona była tylko jego prawą ręką i to on powinien prowadzić rozmowy na wysokim szczeblu. Robiła więc to, co potrafiła najlepiej, po prostu ładnie wyglądała, dodatkowo robiąc dobrą minę do złej gry, idealnie maskował swoje zniesmaczenie, całą propozycją. Podziwiała Lovana, że nie wybuchnął i mimo wszystko zachował zimną krew. Wiedziała, że ostatnio działał na resztkach swojej wytrzymałości i szczerze wcale mu się nie dziwiła, a Prezydent sam sobie grabił, traktując ich jak swoje zabaweczki na pokaz, którymi z jakiegoś powodu ma prawo rozporządzać. Sama zagotowała się w środku. Dlatego kiedy tylko wsiedli do auta i poza kierowcą nie było z nimi nikogo, położyła swoją dłoń na dłoni Lovana i delikatnie ścisnęła palce. Ciepły uśmiech wymalował się na wargach obdarzonej, kiedy spoglądała na Davida.
- Świetnie sobie poradziłeś – niemal wyszeptała do niego – szczególnie wizja, Twojego wyjścia przez sufit mi się spodobała.
- Dzięki - odpowiedział. - Dyskusje z politykami to najgorsze co się w tej pracy trafia. W takich chwilach tym bardziej podziwiam Białego.
- Ty rozmawiasz, z politykami, ja latam samolotem, dla każdego coś miłego - wzruszyła ramionami z delikatnym uśmiechem malującym się na pełnych wargach.
- To co, następnym razem się zamieniamy? - spojrzał na nią z uśmiechem.
- Zgoda - przytaknęła, ciesząc się, że znów udało jej się porpawić humor obdarzonemu. Nie lubiła kiedy się denerwował.
- Z Mysterio powinno pójść łatwiej.
- Mam nadzieję, że wykaże się rozsądkiem - skwitował to.

Lucas Valqez mieszkał na przedmieściach w niedużym domku z sporym podwórkiem. Wokół nie było wielu sąsiadów, posesja była raczej na uboczu. Było to nowe budownictwo, więc można było wywnioskować, że mężczyzna specjalnie zamieszkał z dala od zwykłych ludzi, żeby nie narazić ich podczas konieczności przemiany na miejscu.
Ledwo wysiedli z samochodów, a na ganku stał już gospodarz.

[MEDIA]http://bandasonora.pro/images/actor/869/actor_carlos_montilla.jpg[/MEDIA]

Mężczyzna był średniego wzrostu, ale był bardzo szeroki w barach. Nie opuszczał żadnego dnia z przydziałowej siłowni.
Założył ręce na piersi wpatrując się w wychodzących Jakiro i Chezę.
- Huhu, takie towarzystwo żeby zrobić mi opierdol? Czy po prostu wiesz, że sam nie dałbyś mi rady? - słowa skierowane do Lovana miały oczywisty wydźwięk.
- Uważaj na każde następne słowo - odpowiedział mu spokojnie, ale twardo. - Będzie od tego zależeć ile przemian będziesz potrzebował żeby wrócić do formy.
- Czy panowie, już naprężyli swoje muskuły i nastroszyli piórka? - popatrzyła na jednego to na drugiego i nawet nie czekając na odpowiedź, ruszyła w kierunku domu.
- Kiedy przestaniecie zachowywać się jak przedszkolaki, możecie mnie zawołać. - skarciła ich wzrokiem, jakby rzeczywiście byli parą przedszkolaków, którzy postanowili pobić się o resoraka.
Żaden z nich nie zmienił swojej postawy, ale przestali się już przegadywać. Mysterio otworzył drzwi przed Jack i wpuścił ją do środka. David wszedł jako ostatni.

Wnętrze było urządzone w typowo luźny sposób, jak na kawalera przystało, ale Dove zauważyła zdjęcia Obdarzonego wraz z dwójką dzieci. Wedle akt miał je z starszą o dwa lata kobietą, znajomą z dzieciństwa, która opuściła go rok temu.
- Coś do picia? - sztucznie uprzejmym tonem głosu zaproponował gospodarz gdy zaprowadził ich do niedużego salonu połączonego z jadalnią.
- Wodę, gazowaną i najlepiej z lodem - uśmiechnęła się do niego uprzejmie. To miała być rozmowa na poziomie, więc Jack miała zamiar tak prowadzić dialog i tak się zachowywać, by wyznaczony przez nią wcześniej poziom został osiągnięty.
- To samo - dodał David. Kiedy Mysterio otwierał lodówkę Lovan spojrzał na Dove błagalnym wzrokiem. - Zacznij ty, bo ja mu za chwilę naprawdę spuszczę łomot. Tak się nie odzywa do przełożonego - mruknął cicho.
Ruda, jedynie skinęła głową, na prośbę Davida i pozwoliła sobie usiąść na brzegu kanapy.
- Mysterio ...- Jack zaczęła, odwracając się w kierunku mężczyzny – skoro już nie słyszy nas pół Twojego osiedla, może powiesz, tak od siebie, dlaczego mimo zakazu obowiązującego nas wszystkich, postanowiłeś wystąpić publicznie w formie zbroi i to w takich okolicznościach?
 
Lunatyczka jest offline