Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2017, 11:14   #129
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Udało mu się. Po raz kolejny owe szczęście, w które nie wierzył, uśmiechnęło się do niego, szczerząc te swoje ostre niczym sztylety zębiska. Horst wiedział że prędzej czy później zostaną one wbite w jego ciało by przywrócić równowagę. Pytanie tylko czy równowaga ta zostanie przywrócona przez popełniony przez niego błąd, jak w przypadku cysterny, czy z przyczyn nad którymi nie miał kontroli. Nie łudził się bowiem że ma ją nad każdym aspektem, jego ego nie zdołało jeszcze urosnąć do potrzebnego ku temu poziomu.
Zanim jednak jego myśli zostały całkiem zajęte snuciem coraz to większych planów, musiał je zmusić do skupienia na obecnej chwili i problemowi przed którym stanął. Jak zwykle czas odgrywał znacząca rolę. Uciekający czas przez który nie miał szans na przemyślenie co powinien zabrać, a co niekoniecznie będzie mu potrzebne. Najpierw jednak musiał się pozbierać z ziemi, co też zaraz uczynił. Następnym krokiem było zbadanie zawartości kapsuły, poświęcając na tą czynność możliwie mało czasu. Dokładnie piętnaście sekund. Kolejne przeznaczył na uzupełnienie zużytych stimpaków i materiałów wybuchowych. Po krótkim namyśle dobrał jeszcze drugie tyle, a po kolejnym jeszcze dwie cegły. Do tego dorzucił sześć granatów po czym zgarnął jedną z ofiarowanych jego grupie toreb na sprzęt i upchnął do niej ten ekstra sprzęt. Przy sobie zostawił tylko to co miał na starcie, tak żeby się niepotrzebnie nie obciążać. Quad mógł swobodnie przewieźć zapasowy sprzęt, który mógł się okazać niezbędny w najbliższym czasie, a kto wie czy nie dalszym. Wolał być przygotowany. No i nie mógł zapomnieć o pościgu. Nie, za żadne skarby nie mógł o tym zapomnieć. Z tego też powodu przygotował dodatkowe dwie sztuki materiałów wybuchowych, specjalnie na jego powitanie. Zamierzał ustawić krótki czas i zostawić pierwszą cegiełkę przy kapsule, a następną przytwierdzić do pierwszego drzewa, które minie w drodze powrotnej. Okrężnej drodze, tak by ominąć przebytą przez siebie trasę łukiem, który ponownie miał go doprowadzić w rejony kina. Co dalej… O tym będzie myślał gdy poprzedzające ten punkt plany zostaną wykonane i w zależności od ich efektów. Małe kroczki, niczym u dziecka które dopiero chodzić się uczy. Wpierw przywitanie, później pożegnanie. Dwa wybuchy. Od nich zależały kolejne kroki.

Green 4 się spieszył. Był już na miejscu ale pościg prawie też. Quad okazał się całkiem pożyteczną maszyną. Na przykład wspomagał tragarzowanie zapasowego ekwipunku. Tym razem dr Horst wziął głównie plastik i granaty. Mały, zapasowy plecak zmieścił się w bagażniku czterokołowca bez problemu. Jeszcze plan z dwoma plastikami. Były na tyle wygodne w użyciu, że chyba każdy kto umiał obsłużyć granat czy broń mógł sobie z nimi poradzić. Objawiało się to także w chwilach takich jak ta gdy trzeba było się śpieszyć. Przymocować, wstukać od oznaczający ilość czasu i koniec. Oddalić się zanim nastąpi eksplozja.

Doktor musiał się jednak śpieszyć. Gdy odjeżdżał z tej wyłamanej i wypalonej z dziewiczej zdawałoby się dżungli polany jaką uczynił przed paroma godzinami orbitalny lądownik już zdawało mu się, że nie tylko słyszy ale i widzi czoło pościgu. Dodał gazu i mały, mechaniczny wierzchowiec przyśpieszył choć nie za dużo. Ot wskazówka powędrowała gdzieś na połowę skali szybkościomierza. Mały pojazd przedzierał się przez dżunglowe trawy, krzaki, gałęzie chłostały w ramiona, hełm i napierśnik Parcha z numerami zielonej 4. Pościg jeśli zainteresował się kapsułą to chyba minimalnie. Ruszył, za warczącą silnikiem zwierzyną. Pościg zbliżał się szybko. Na tyle szybko, że Green 4 dość łatwo uzmysłowił sobie, że zwierzaki w tym gąszczu są szybsze od jego quada. Ale mimo to quad nadal był szybszy od najszybszego pieszego. Gdy wziął poprawkę na to co wyświetlał HUD i na prędkość z jaką stado skracało odległość wynik mógł co nieco niepokoić. Bowiem gdyby nie wystąpiły nowe zmienne pościg by ogarnął quada zanim by pokonał połowę odległości do krawędzi dżungli gdzie planował wyjechać. Ale jednak nastąpiły pewne nowe zmienne które przetestowały karty w tym dżunglowym stoliku.

Eksplozja gdzieś tam, za rufą quada i plecami kierowcy nastąpiła zgodnie z planem. Ale jednak eksplozja była znacznie potężniejsza niż wybuch samej kostki plastiku. Za plecami doktora stała się światłość. Prawie jednocześnie huk i grzmot a przez dżunglę przetoczyła się fala uderzeniowa która mimo, że wytłumiona odległością i licznymi drzewami dżungli szarpnęła zarówno quadem jak i kierowcą. Kapsuła eksplodowała. Wraz z nią jej paliwo, ładunki wybuchowe wmontowane “dla bezpieczeństwa” no i te wszystkie miny, granaty i amunicja jakie były tam zgromadzone. Podmuch cisnął czterokołowcem tak, że doktorem rzuciło w najbliższe krzaki. Rzucił też xenosami bo widział jak tam i tu leżały bezwładne lub dogorywające ciała obcych. Doktor zdołał wstać na własne nogi. Większość xenos jakie widział nie. Te które były z tyłu a więc bliżej eksplozji pewnie nie wyglądały lepiej. Te małe pewnie zmiotło. Ale jak coś z tego było większe albo dalej nadal mogło gdzieś tam być w tej dżungli. Teraz miał już zdecydowanie bliżej do głównej drogi niż jechać na przełaj w stronę kina.

Po raz kolejny odniósł sukces, chociaż ponownie też siła owego sukcesu przekroczyła jego oczekiwania. Na świętowanie nie miał jednak czasu, ten bowiem nadal umykał, nie bacząc na nic ani na nikogo. Jeżeli coś przetrwało ten wybuch to z pewnością nadal będzie za nim podążać. Nie sądził bowiem żeby chęć mordu jaką wykazywały te stworzenia zmalała tylko dlatego że większość z nich poległa. Powiedziałby wręcz, że mogła się zwiększyć. Jego wiedza na ich temat nie była jednak wystarczająca by ze stuprocentową pewnością określić ich zachowanie oraz ustalić pobudki, które kierowały ich działaniami. Postanowił zatem skupić się na tym co wiedział. Jego plan zakładający pozbycie się pościgu lub jego spowolnienie działał nad wyraz dobrze. Kolejnym etapem było dotarcie do miejsca, w którym mógłby przetrwać zapowiedziany ostrzał. Żeby tego dokonać musiał powrócić do okolic kina i spróbować dostać się do budynku laboratorium lub podjąć próbę znalezienia innego, zdatnego do tego celu, miejsca. Jeżeli przebicie się do chronionego budynku okaże się niemożliwe, nie miał innego wyjścia. Przede wszystkim musiał przeżyć.

Zbierając się z ziemi i wsiadając na quada, sprawdził położenie pozostałych Parchów, którzy znajdowali się w okolicy. Ich ruchy mogły mu wskazać kierunek, w którym najlepiej było podążyć. Obroża informowała że trójka z nich znajduje się tam, gdzie zamierzał dotrzeć na pierwszym miejscu, a reszta znajduje się w klubie Haven, chociaż ta grupa wyraźnie nie trzymałą się razem, pozostając rozdzieloną kolejnymi poziomami lokalu. To dawało mu pewien obraz sytuacji. Logika podpowiadała dołączenie do grupy pierwszej. Nie dość, że trzymali się razem, a co za tym szło reprezentowali sobą większą siłę rażenia, a co za tym szło także i większe możliwości obrony w przypadku ataku, to na dodatek znaleźli sposób na dotarcie tam, gdzie także jemu wydawało się rozsądne dotrzeć. Pamiętał jednak odgłosy ciężkiego ostrzału, który mógł pochodzić tylko z wieżyczek otaczających laboratorium. Pytanie pozostawało, czy cisza, która później zadzwoniła mu w uszach była wynikiem działań tamtej grupy, a jeżeli tak to ilu xenos, zdołało przez to wedrzeć się do wnętrza budynku, a tym samym znaleźć się na jego drodze. Oczywiście były to przypuszczenia snute jedynie z domysłów, jednak nie mógł ich tak całkiem zignorować.

Druga grupa zdawała się stawiać znacznie mniejszy nacisk na współpracę, jednak nie obserwował ich poczynań na tyle uważnie by móc mieć co do tego pewność. Ich rozmieszczenie mogło wskazywać, że nadal szukają schronienia, a jeżeli do tej pory go nie znaleźli to możliwym było, że takowego zwyczajnie nie ma. To z kolei kłóciłoby się nieco ze zwyczajem dodawania takowych pomieszczeń do większości publicznych obiektów, a takim bez wątpienia był klub Haven. Ponownie jednak bazował głównie na swoich przypuszczeniach, nie popartych na tyle solidnymi faktami by móc zbudować z nich pewną podstawę dla dalszych poczynań. Z tego też powodu, po raz kolejny postanowił skupić się na małych krokach, a konkretnie na pierwszym z nich czyli na samym dotarciu do budynków, nad którymi odbył tą małą naradę z samym sobą. Miał przed sobą opcję trudniejsza i zapewne obfitująca w większą ilość niebezpieczeństw, oraz tą, która miała takowych, przynajmniej w teorii, mniej. Po krótkiej chwili namysłu którą wykorzystał także by odpalić quada i ustawić go przodem do kierunku jazdy, skierował się w stronę opcji z mniejszym ryzykiem, którą była główna droga, prowadząca do kompleksu budynków będących w zakresie jego zainteresowania. Istniała pewna szansa na to, że dzięki temu będzie mógł rozwinąć nieco większą szybkość, a co za tym szło, zaoszczędzić na czasie i być może mieć mieć go wystarczająco by zdążyć zlokalizować schron i znaleźć się w nim, zanim rozpęta się piekło.

Quad wydał się doktorowi nieco pogięty. Chyba bardziej niż gdy go znalazł nie tak dawno temu. Na pewno był znacznie bardziej usyfiony. Miał chyba w sobie i na sobie wszystko co chyba mógł mieć. Dziury po zderzeniach, wgniecenia blach, zadrapania, rozchlapane błoto, żółtawe rozbryzgi xenosowej krwi, może nawet coś co mogło być jakimś narządem, trawę, liście i pomniejsze gałązki przyklejone do tego wszystkiego no i znów leżał na dwóch kołach.

Jednak gdy doktor nauk medycznych postawił go do pionu wydawało się, że maszyna jest przyzwoitym stanie. W każdym razie gdy ją odpalił nic nie świeciło się na czerwono a to było najczęściej umownym znakiem, że z jakąś maszyną czy urządzeniem jest coś nie tak. Tym razem choć odpalił pyrkoczący motor za którymś razem to jak już jechał to jechał równo i prosto. Znaczy tak równo i prosto jak się na przełaj przez dżunglę dało. Na razie chyba nic go nie ścigało.

Widział najpierw na mapie HUD, że zbliża się do końca dżungli i dobrze, bo bez niej każdy kierunek dżungli wydawał mu się jednakowo mroczny i zielony. W końcu jednak zauważył jaśniejsze prześwity oznaczające koniec dżungli a wreszcie z niej wyjechał! Jak jasno! Po wyjechaniu z mroków zielnego baldachimu aż musiał zmrużyć oczy gdy “stała się światłość”. Chyba dlatego zauważył ją dopiero po chwili.

Biegnąca sylwetka w tylnym, ułamanym i zachlapanym lusterku. Kobieta. Pewnie szczupła i młoda skoro tak biegła. Pewnie coś wołała i pewnie do niego choć przez pracujący silnik i dzwonienie w uszach nie słyszał jej głosu. Ale machanie rękami nad głową było typowym, ludzkim gestem gdy się chciało zwrócić na siebie uwagę. Kobieta biegła po drodze za odjeżdżającym quadem. Naturalnie nie miała szans dogonić na piechotę odjeżdżający i nabierający prędkości pojazd. Zatrzymać się? Odjechać? Oba wyjścia miały swoje plusy i minusy.

Nad obiema opcjami należało się zatem zastanowić. Za zatrzymaniem przemawiały zwykłe, ludzkie odruchy. Chęć niesienia pomocy, chęć łączenia się w pary, pragnienie towarzystwa. Żaden z tych odruchów zwykle nie stanowił dla niego problemu. Były ignorowane do chwili, w której podążenie za nimi nie przeważało związanego z tym ryzyka, a i wtedy ostrożność i chłodna kalkulacja dyktowała jego krokami. W obecnej chwili pomoc nieznajomej wiązała się z możliwym pozyskaniem potrzebnych mu informacji. Kobieta mogła także okazać się przydatna i z innych względów. Jakby nie spojrzeć miał zapasowy plecak, który ktoś wszak musiał nieść, a on już przecież miał co dźwigać. W razie konieczności mógł ją także potraktować jako wabik dla xenos, który mógłby skutecznie odciągnąć te stworzenia od niego. Były i inne zalety wynikające z jej towarzystwa, które jednak, póki co, zmuszony był odrzucić.

Z zaletami szły jednak i wady. Zatrzymanie się w tej chwili groziło utratą cennych minut. Groziło także i tym, że obity i wymęczony pojazd odmówi jednak posłuszeństwa, odcinając mu najlepszy sposób dotarcia do zabudowań, a co za tym szło, mogło mu nie starczyć czasu na znalezienie schronu czy chociażby piwnicy czy nory w ziemi dość głębokiej by mógł się skryć przed pociskami. Do tego dochodziły scenariusze poboczne. Kobieta mogła nie być sama, mogła mieć kogoś, kto potrzebowałby pomocy, mogła być uzbrojona i niekoniecznie pokojowo nastawiona. Mogła też mieć na karku pogoń. To że jeszcze jej nie widział, nie znaczyło że nie istniała.

Myśli kołaczące się mu po głowie spowodowały skrzywienie ust, które wyrażało głębokie niezadowolenie, jakie poczuł gdy zdał sobie sprawę, że zaczyna się zachowywać niczym paranoik. Oczywiście, w jego obecnej sytuacji ostrożność była wskazana, jednak on najwyraźniej przekroczył wątłą granicę, która oddzielała ją od manii prześladowczej. Nie zmieniało to jednak tego, że musiał podjąć decyzję. Mógł oczywiście zignorować nieznajomą i nie miałby z tym większego problemu. Pojechałby dalej i na własną rękę znalazł to, co potrzebował lub podążył za odnogą głównego planu biorącą pod uwagę połączenie się z jedną z grup i wraz z nimi znalezienie bezpiecznego schronienia. Zamiast tego zaczął zwalniać. Dlaczego? Ponieważ zalety takiego postępowania, nieznacznie bo nieznacznie, przewyższały wady. Co prawda nie miał dość danych by mieć co do tego pewność, to jednak postanowił podjąć ryzyko. Kalkulowane ryzyko, wszak nawet gdyby musiał ją zabić i gdyby quad nie wystartował to wciąż powinien zdążyć na czas by dotrzeć do klubu, który nie wymagał przedzierania się przez zabezpieczenia, lub do laboratorium, o ile wieżyczki faktycznie zostały wyłączone z gry. Musiałby co prawda porzucić dodatkowy sprzęt, który by go spowalniał, ale…

Cóż, był tylko człowiekiem, wbrew temu co twierdzono, i jako taki nie był wolny od wad. Jedną z nich była ta, którą zwano pierwszym stopniem do piekła. Miejsce to nigdy go szczególnie nie przerażało, zatem nie miał nic przeciwko wkroczeniu na ów pierwszy stopień, a nawet na kolejne. Lubił także okazjonalnie ulegać swym słabościom, tak jak czynił to teraz, odwracając się w stronę nieznajomej i czekając aż do niego dobiegnie. Nie wyłączył silnika nie chcąc tracić przewagi wynikającej z możliwości szybkiego, ponownego ruszenia w drogę, a także pozwalać na to by jedna z wad podjętego przez niego wyboru, miała jakąkolwiek szansę zaistnienia. Usta wygiął w przyjazny, acz ostrożny uśmiech, jaki pasował do obecnej sytuacji. Sięgnął także po pistolet, wychodząc naprzeciw swej paranoi. Trzymał go jednak nisko, lufą do ziemi, sygnalizując brak chęci do jego natychmiastowego użycia, jednocześnie dając także znak, że w razie konieczności jest gotowy do tego, by strzelić. Ot, drobne zabezpieczenie.


Kobieta nie była żołnierzem. Ani policjantem. Ani, żadnym mundurowym. Była ubrana jak jakiś cywil. Nie miała żadnych emblematów ani innych oznak funkcji, stopni czy sugerujących, że umie posługiwać się bronią. Broni raczej też chyba nie miała. Przynajmniej żadnej widocznej. Musiała być jednak albo zdesperowana albo przyzwoicie biegać bo gdy terenowy wszędołaz się zatrzymał doganiała go dość prędko. Choć naturalnie ani ona, ani, żaden inny człowiek nie był tak prędki jak czworonóg czy sześcionóg o zbliżonych gabarytach. Green 4 więc widział ścianę dżungli biegnącą postrzępionymi zębami przy przydrożnej polanie. Był zbyt blisko niej by widzieć efekt eksplozji kapsuły ale jednak wciąż na ziemię, tu i tam nadal spadały jakieś cząstki jej lub okolicznej dżungli. Gdzieś z tej ściany właśnie w każdej chwili mogły wybiec pierwsze xenos. Zatrzymanie pojazdu na pewno nie wpływało na zwiększenie szans zgubienia pościgu.

Podobnie było z drogą. Ten element jednak był ciężki do oszacowania dla doktora z braku danych do badań. Zapewne na równym, cywilizowanym asfalcie, nawet jeśli czasem zawalonych jakimś lejem po bombie czy czymś podobnym quad zapewne powinien zasuwać znacznie szybciej niż na przełaj przez dżunglę. Ale na otwartym terenie szybciej pewnie też zasuwały by potwory. Jak bardzo nowe warunki by modyfikowały te dwie prędkości właśnie ciężko było to ustalić choć mała terenówka na pewno była skonstruowana z myślą o pokonywaniu terenu a nie biciu rekordów prędkości. Zaś te xenos jakie ostatnio go ścigały były jednymi z tych szybszych. No i pasażer. Pasażer też oczywiście zwiększał i zużycie energii i zmniejszał prędkość tak małego pojazdu. Pasażer właśnie dobiegał do quada.

- Zatrzymaj się! Zaczekaj! Nie odjeżdżaj! - urwane okrzyki wyraźnie przestraszonej kobiety dotarły do Parcha siedzącego na siodełku terenówki. Chyba bała się, że w ostatniej chwili zmieni zdanie i odjedzie. Z bliska widział, że jest jednak młoda. A przynajmniej w sile wieku. Długie pukle włosów skakały w górę i w dół w rytm jej biegu. Wreszcie dziewczyna a właściwie młoda kobieta dopadła do pojazdu. Wskoczyła na tylne siodełko sadowiąc się w biegu za pancerzem dr. Horsta. Płynnie objęła jego tors dłońmi przyciskając się do niego. - Jedź! Teraz jedź prędko, zanim wrócą! - krzyknęła wciąż tym swoim przestraszonym głosem oglądając się nerwowo za siebie.

Pytania… Ciąg pytań rozwinął się w umyśle mężczyzny, niczym sztandar. Kim była? Co tu robiła? Czy postąpił właściwie zatrzymując się by jej pomóc? Ile go to będzie kosztowało? Czy ścigający ją należeli do xenos czy może do rodzaju ludzkiego? Te i kolejne wypełniały mu głowę gdy ponownie ruszył w swoją drogę, obarczony niespodziewanym balastem. Wbrew jej życzeniom nie zamierzał zwiększać prędkości do maksymalnego poziomu o ile nie nastąpiłaby ku temu absolutna konieczność. Koniecznością tą, dla przykładu, byłby ewentualny pościg, chociaż nawet wtedy najpierw rozważyłby próbę pozbycia się go lub opóźnienia, a dopiero później ryzykował skręcenie karku. Względnie zrzucenie balastu, którego wada przelicytowała by wtedy zaletę.
- Co samotna kobieta robi w takim miejscu? - Zapytał, nie dodając do tego oczywistego faktu iż znajdowała się na terenie opanowanym przez xenos i nie miała przy sobie broni. Pytanie to miało także za zadanie ustalić czy była tu z kimś, co wydawało mu się oczywistym jednak potrzebował potwierdzenia, a także tego czy te osoby poległy, schroniły się gdzieś zostawiając ją samą, a także przy odrobinie szczęścia, dlaczego ją zostawiono. Wariacje te miały zwyczajowo wiele ale i powstały przy założeniach iż kolejne odpowiedzi będą potwierdzać następujące po sobie tezy. Tak być wcale nie musiało. Mogła odpowiedzieć, że się zgubiła. Mogła poinformować go, że reszta jej towarzyszy nie żyje lub że faktycznie jest tu sama niczym palec i zdołała jakoś przetrwać bez posiadania broni oraz jakiegokolwiek pancerza. Możliwości było wiele i były niczym puzzle kolorowej układanki, jaką stanowiła. Zagadki, którą należało rozgryźć by poznać jej słodki smak.
Uśmiech na ustach mężczyzny poszerzył się, odsłaniając równe rzędy zębów. Wspomnienia nie były wszak aż tak odległe, wciąż był w stanie wymusić na nich by podały mu na srebrnej tacy odpowiednie odczucia i emocje, które im towarzyszyły, a które potrafiły pobudzić jego ciało nawet tu i teraz, z dala od blasku świec i woni czerwonych róż w wazonie. Mógł je smakować, rozkoszować się nimi, czerpać z nich moc. Wspomnienia jednak, nie ważne jak wyraźne, były jedynie tym czym były. Ulotnymi urywkami dawnego życia, które zostało mu odebrane. Dałby wiele by ponownie móc wbić w nie zęby i wypełnić usta sokiem niosącym rozkosz spełnienia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline