Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2017, 14:03   #2
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pierwsza misja. Jej pierwsza misja i wylądowała w miejscu takim jak Eden Prime. Powiedzieć, że była w czepku urodzona to chyba za mało. Teraz jednak miała opuścić to cudowne miejsce, nad którego odbudową spędziła ostatnie trzy miesiące, od momentu w którym dołączyła do oddziału Steven’a Johansson’a. Dowódca od samego początku budził w niej szacunek i zwykle nie miała najmniejszych problemów z wykonywaniem jego rozkazów. Jedyne co ją drażniło to to, że niekiedy zdarzało mu się traktować ją jak dziecko. To, że był od niej dwa razy starszy i miał wyższy stopień wcale tego w jej oczach nie usprawiedliwiało. No ale chyba by ją trafiło, gdyby miała się komuś zwierzyć z tych myśli. O nie, nie było o tym mowy.
Reszta oddziału także jej do gustu przypadła, przez co właściwie nie miała ani jednego, złego wspomnienia z pobytu na Eden Prime i w Laurales. Co prawda nie do końca dogadywała się z Millerem, głównie dlatego że za często zrzędził, za to całkiem nieźle jej szło z Klenn’em i Erol’em. Na nich zawsze można było liczyć jeżeli chodziło o rozluźnienie sytuacji, o zabawę, o śmiech i ogólnie pojęte sprawy niezwiązane z obowiązkami. I nie żeby obaj wymigiwali się od nich jak się dało ale zwyczajnie mieli do nich zdrowe, przynajmniej wedle Mii, podejście. Przecież nie można było być wiecznie poważnym i skupionym. No, chyba że się było Johansson’em. Względnie Landem, ale on zdawał się żyć w zupełnie innym świecie, do którego wstęp mieli tylko porucznik i Santiago.



Kolejną osobą, z którą szeregowa Trust nawiązała dobre relacje był Riedel. Chociaż określenie “dobre relacje” nie do końca określało to co ich łączyło. Już w pierwszym tygodniu Mia odkryła w nim bratnią duszę. Podobnie jak ona był typem spokojnego faceta, który wszystko co mu los zsyła przyjmuje z uśmiechem na ustach. Szybko też stało się jasne że i jemu obecność nowego członka oddziału, do tego młodszego od niego o dobre dziesięć lat, wcale nie przeszkadzało. Mogli ze sobą gadać o wszystkim lub nie gadać wcale, wykonując robotę w zgodnej, nie ciążącej nikomu ciszy. Miał dryg do zwierząt, co strasznie się jej podobało. Często też opowiadał o farmie, na której się wychował, a która przypominała jej miejsce, z którego sama pochodziła, chociaż wujostwo zajmowali się głównie uprawą, a nie hodowlą.
Sama Mia nie lubiła zagłębiać się w życie, które za sobą zostawiła. Nie żeby było złe czy coś. Zarówno ciotka Victoria jak i wujek Lars byli porządnymi ludźmi, którzy zajęli się nią z troską i wychowali jak własną córkę, której nigdy nie udało się im dorobić. Farma jednak nigdy nie była dla niej miejscem, które mogła nazwać domem. Nie pasowała tam, więc gdy tylko nadarzyła się okazja ku temu by ją opuścić, natychmiast z niej skorzystała. Jej opiekunowie na szczęście nie zamierzali jej powstrzymywać uznając, że powinna rozwijać swoje umiejętności. W ten sposób trafiła do Akademii Grissoma, a po niej do akademii wojskowej.
Pójście w ślady rodziców odpowiadało jej znacznie bardziej niż troska o to czy plony obrodzą i jaka pogoda będzie następnego dnia. Ten świat zwyczajnie jej nie pasował. W przeciwieństwie do tego, co robiła teraz, gdy już zakończyła naukę i świat stał przed nią otworem. Na samą myśl o ty, że miałaby teraz zajmować się domem wraz z ciotką, zamiast poznawać nowe gatunki zwierząt i roślin, poznawać nowych ludzi, nowe miejsca… Cóż tu dużo mówić, na samą myśl ciarki ją przechodziły.

Podobnie jak przeszły ją na wieść o ich nowym zadaniu. Luźna atmosfera, która towarzyszyła planom ostatniego wypadu do miasta, prysła niczym bańka mydlana. Wszyscy w jednej sekundzie zaczęli przygotowywać się na możliwość zbrojnego starcia. Mia także, czując przy tym jak serce zaczyna walić jej w piersi na przyspieszonych obrotach. Zaraz jednak poczuła uspokajający dotyk dłoni na ramieniu. No tak, przecież ćwiczyła takie akcje wręcz do znudzenia, pewnie że sobie poradzi, nie było się czym tak podniecać… Tak, może kiedyś dojdzie do tego poziomu ale póki co było jej do niego daleko.
Odprawa wcale jej nie uspokoiła. Jak pozostali, także i ona słyszała o Talogu, a co za tym szło domyślała się, że jeżeli to faktycznie o niego chodzi to nie obejdzie się bez wymiany ognia. Wymiana ognia z kolei oznaczała rany i czyjąś śmierć, bo nie była na tyle naiwna żeby sądzić iż jedna i druga grupa ograniczą się do obezwładniania czy strzałów w nogi. Teoria, a nawet ćwiczenia, przestały wydawać się wystarczające. Praktyka… Ile to razy z kolegami w akademii snuli opowieści o tym jak to będzie gdy nadejdzie chwila, w której akcja nie będzie symulacją. Te wszystkie przechwałki i śmiechy jakoś przestały być śmieszne teraz, w obliczu prawdziwego życia.

Na słowa porucznika odpowiedziała tylko cichym
- Przyjęłam.
Nie miała zamiaru robić niczego bez jego rozkazu. W tym panikować, chociaż to mogło się okazać dość trudne. Ukradkowe spojrzenie rzucone na pozostałych dodało jej nieco pewności siebie. Będzie dobrze, wmawiała sobie, siląc się nawet by odpowiedzieć na uśmiech Dylana i oczko, które puścił jej Josef. Oczywiście obecność porucznika także dodawała odwagi. Był jak skała o która można się było oprzeć, wiedząc że ani drgnie. Nie mogła go zawieść. Nie mogła zawieść ich wszystkich.
Okazja do wykazania się nadarzyła się nawet wcześniej niż się spodziewała. Nie wzbudziła jednak w Mii entuzjazmu, a wręcz przeciwnie, na kilka sekund jej serce wręcz stanęło. Mina? Dylan i mina? Próbowała przetrawić tą informację przez co czas jej reakcji na rozkaz był zdecydowanie poniżej krytyki. Ocknęła się jednak musiał jej powtórzyć co ma robić. Pewnie, ukryć opóźnienia nie było jak, ale gdy już przystąpiła do działania, jej ruchy były pewne i szybkie. W końcu chodziło o życie kogoś, na kim jej zależało. I nie chodziło tu o to, że dla pozostałych starałaby się mniej, ale jednak…
Nie patrząc na Dylana skupiła się na minie. Był to standardowy okaz, z którym wielokrotnie miała do czynienia na ćwiczeniach. Z tego też powodu zmusiła umysł, żeby myślał o całej sytuacji właśnie w pryzmacie ćwiczeń. Ćwiczeń, które koniecznie musiała zaliczyć, bo innej opcji zwyczajnie nie było, a nawet jeżeli to uznała za stosowne nie brania jej pod uwagę. Z dostępnych jej opcji poradzenia sobie z tematem, wybrała techniczną. Wciąż czekała ich walka więc logicznym było oszczędzanie sił, szczególnie gdy problem dało się rozwiązać w inny sposób. Nie chciała żeby w kluczowym momencie okazało się, że nie jest w stanie wesprzeć reszty oddziału bo zmarnowała energię na coś, co spokojnie dało się zrobić bez jej marnowania. Przede wszystkim należało zbadać minę omi-kluczem, co też zaraz zrobiła, wiedząc, że każda kolejna sekunda zwiększa szansę na to, że zostaną wykryci przez przeciwnika i zaatakowani. Informacje, które otrzymała pozwoliły zidentyfikowanie zapalnika i na obranie właściwych podzespołów, które następnie należało przeciążyć. Nic prostszego gdy się miało do czynienia z miną treningową. Ta nie była treningowa i w dodatku stopa, która ją przygniatała, należała do kogoś bliskiego Mii. Utrudniało to właściwie wszystko, w tym opanowanie drżenia dłoni trzymającej omi-klucz. No ale przecież nie mogła się wycofać. Czuła na sobie spojrzenia całej trójki, chociaż nie unosiła wzroku by sprawdzić czy to tylko jej wrażenie. Pewnie było to jedynie wrażenie, bo jako wyszkoleni żołnierze ze stażem znacznie dłuższym niż jej, z pewnością zamiast nad nią wisieć, obserwowali otoczenie wypatrując przeciwnika. Jedyny słaby punkt stanowiła ona i w tej chwili ta świadomość ciążyła jej wyjątkowo mocno. Ktoś bardziej doświadczony już by sobie z tym poradził. gdyby mieli tu Landa to już by ruszali dalej. Niestety, mieli ją…

Wdech i wydech… Licząc powoli do dziesięciu, przeprogramowała minę ustawiając większe zapotrzebowanie energii dla wybranych wcześniej podzespołów. Użyła ilości, której ją nauczono i którą stosowała na ćwiczeniach praktycznych. Czas który minął od opuszczenia akademii był na tyle krótki, że wszystkie dane miała wciąż w głowie i mogła z nich korzystać nawet przez sen. W tej chwili wolałaby, żeby to był właśnie sen z którego zaraz się obudzi by ponownie rozpocząć ten dzień z nieco innym scenariuszem. Wiedziała też jednak, że prędzej czy później musiała stawić czoła rzeczywistości i że nie musiała ona być wcale taka jak na ćwiczeniach. Doświadczenia nie wynosiło się z bezpiecznych, kontrolowanych symulacji. Wynosiło się je z bolesnych pomyłek i okraszonych cierpkim posmakiem śmierci, zwycięstw. Mając nadzieję, że tym razem będzie to po prostu błogie uczucie ulgi, aktywowała program.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline