| Dowiedzenie się czegoś o modzie na jaszczurczym okręcie wojennym nie było wcale łatwe, choć zdecydowanie prostsze niż można by się spodziewać. Trakisi mimo wszystko wysoko sobie cenili zdolność do wtapiania się w otoczenie. Byli też praktyczną nacją i nieprzywiązywani się do własnych tradycyjnych strojów i byli otwarci na nowości. Choć dla większości szaroskórych ten świat był niemal tak nowy jak dla niego, to coś już byli wiedzieli.
Z tego co udało mu się dowiedzieć, większość miejscowych wydawała się być spokrewnieni z mieszkańcami Karatur i Kozakury (faerunowa Japonia), choć byli podzieleni na cztery narody odpowiadające tradycyjnym żywiołom. To jest narody były trzy bo jeden chyba jakiś czas temu wyleciał w powietrze. Prawie, bo kilku nadal mieszkało w mieście republiki, gdzie płynęli.
No właśnie republika. To ponoć była o wiele bardziej skomplikowana kwestia. Te młode państwo powstało po ostatniej stuletniej wojnie którą toczył Naród Ognia z resztą świata na skutek jakiś postanowień ze spornych terenów. Było, jak to określił Trakis, nowoczesne. Trochę trudno było wywiedzieć się, co oznacza nowoczesność. W końcu jakiś Trakiszki oficer, który miał w rodzinie tak zwanych „dziennikarzy” czyli zawodowych, ale legalnych oszustów, , zaczął wyjaśniać. Na początku myślał, że chodzi o zwyczajną republikę kupiecką, potem była mowa o kapitalsitach, które w rozumieniu Mistrza Wiedzy były czymś pomiędzy laotańskimi gnomami, a koboldami. W końcu zrozumiał. W nowoczesnym społeczeństwie filarem była technologia, która była tu niczym magia, lecz można było ją powielać, tak że wiele z rzeczy dostępnych niegdyś tylko dla czarodziejów, teraz mogła być używana przez zwykłych śmiertelników. Żyli tu magowie, władcy żywiołów, zdolni tkać żywioły z wprawą, jaka nie śniła się nawet Czerwonym czarnoksiężnikom, lecz po za tym byłi bardzo ograniczeni w porównaniu z magami. Trakisi potrafili łączyć magię z techniką z nieprawdopodobnymi rezultatami, ale nie miejscowi. O bogach nie potrafił za wiele powiedzie, coś błknął, że statuły budują tu jakiemuś awatarowi, a także ma chyba nawet swoją świątynię, choć nie wiadomo czym miał się zajmować.
W kwestii mody polecono mu się udać do zastępcy kwatermistrza, który ponoć dysponował odpowiednimi informacjami. Zastał go rozwiązującego w biurze krzyżówki, kolejny wielce podejrzany wynalazek, miejący jego zdaniem o wiele za dużo wspólnego o z tajnymi szyframi sług Cyrika i Zhentarimów, aby wzbudzały jego zaufanie. Wszedł do biura i czekał, a jaszczur dalej pisał swym samopisem niespecjalnie się przejmował obecnością czarodzieja. Po czterech yhym hymach, westchnął boleściwie, odłożył papiery i popatrzył na Brilchana z rozpaczą godną człowieka, któremu kazano utopić jego ukochanego ślicznego szczeniaczka. Gdy dowiedział się . czego chciał odeń czarodziej, z wysiłkiem sięgnął na półkę.
- O modzie czegoś mówisz. Mam tu kilka pism, tylko tam niewiele jest ubrań, właściwie to ich brak jest kwintesencją istnieno=ia tych pism. Mamy takie o gołych dziewczynach, gołych chłopakach i i z jedzeniem, ale ubrań brak… Zagareee! – wrzasnął i zza drzwi wyszła czarnoskóra kobieta, już po samych gestach widać było, że jest całkowicie zaasimilowana do społeczeństwa Trakisraadu. Po krótkiej wymianie zdań, z której wynikało, że jest bliżej nieokreśloną krewną traki sam przyniosła całe naręcze gazet wykonanych z byle jakiego papieru i podała je Chanowi.
Tymczasem Quasar polował na myszy. Myszy zawsze były istotami pozbawionymi honoru, które jak tylko mogły oszukiwały w pradawnej grze w łowcę i zwierzynę, to jest oszukiwały i uciekały zamiast walczyć twarzą w twarz, lecz tutejsze przeszły same siebie i wyhodowały sobie skrzydła na podobieństwo ptaków, co było już pogwałceniem wszelakich norm Zdegustowany kondycją świata, który zapomniał o elementarnych wartościach takich jak zadowolenie kota, poszedł do spiżarni by tam nad pisj=ką mleka pogrążyć się w egzystencjalnych rozmyślaniach na temat kondycji cywilizacji, gdy usłyszał rozmowę dwóch trakiskich żołnierzy.
- I gdzie my właściwie płyniemy.
- Do miasta. Miasta republiki. W zjednoczonej republice. Miejscowi nie cechują się zbyt wielką kreatywnością.
- A co tam mamy niby robić. To Dreadnought. Co dreadnought ma robić w mieście? Pzować do zdjęć?
- Nie, ponoć ktoś zatopił im pół floty i my mamy tymczasowo zastąpić tych zatopionych.
- Że niby co? Kto do biedy nierządnicy zatopił pół floty. Nie po to się buduje się floty, aby je zatapiać
- Bo mieli latadła. My jesteśmy uszykowani, mamy miotacze. Na wypadek smoki
- A więc po to wzięli tego latającego maga. Fajny ma fotel. Też bym taki chciał. Od wartowania bolą mnie nogi.
- A widziałeś tego jego kota? Bo wiesz, dzisiaj był gulasz
- Nie, to za mądry kot, specjalnie czarodziejowaty. On gada. Cholera, zrobiłbym herabtę na jego ogonie i podał mojej siostrze. Może by umilkła. Śpi na pryczy nade mną
- Nie gadaj bzdur. Od gadającego kota by jeszcze bardziej… To ja jestem twoją siostrą
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija |