Odczekałem chwilę, żeby nie dominować swoją osobą dyskusji (jeszcze by nam się przydało słowo z ambony MG
), więc dopiero teraz się wypowiem.
Przede wszystkim: proponując system walki miałem na myśli coś w stylu potyczek w grach z serii "Civilization". Niestety, szczegółowy system zaproponowany przez Zormara wydaje mi się niemożliwy do zastosowania ze względów organizacyjnych - starczy zauważyć jaka jest prędkość gry w ostatnim tygodniu, by uznać, że rozgrywanie bitewniaka w naszych realiach jest po prostu niemożliwe. Jednocześnie uważam, że sickboiowy pesymizm w tej materii jest przesadzony.
Podstawową motywacją stojącą za moją propozycją jest potrzeba określenia jakimś wskaźnikiem swojej siły militarnej i wprowadzenie widocznego ograniczenia na rekrutację wojów oraz określenie sposobu jej przeprowadzania. W czasie inwazji azagai połączonej z atakiem orkowej hordy nie miałem praktycznie pojęcia jak określić siłę mojej armii, czy mogę przeprowadzić dodatkowy zaciąg, albo jaki jest zasięg moich sił. Nie mówiąc już o tym, że utrzymanie armii i rekrutacja mogą mieć duży wpływ na gospodarkę wewnętrzną albo nawet i zagraniczną (np. jeśli będzie wymierna motywacja do kupienia żelaza, czy koni).
Osobiście widziałbym coś w stylu jakiejś krzyżówki między "Civilization" a "King of Dragon Pass". Zakładam, że każdy z nas grał przynajmniej w jedną część z pierwszej serii, więc opiszę krótko mechanikę starć z "KoDP".
Walka zasadniczo sprowadza się do tego, by po wyborze ilu piechurów oraz tanów bierze w tym udział określić swoje nastawienie w 4 kluczowych kwestiach:
- Ile punktów magii przeznaczamy na pomoc w tej walce;
- Czy przed walką składamy ofiarę (i któremu) bogu, oraz ile krów na to poświęcimy;
- Do jakiego celu ma starcie doprowadzić (zajęcie ziemi, łapanie jeńców, odparcie natarcia przy jak najmniejszych stratach, zarżnięcie tylu wrogów ilu się da, kradzież bydła, etc.)
- Jaką przyjmujemy taktykę (ostrzał i odsuwanie się od wroga, unikanie walnego starcia, szarża, etc.) .
Oprócz tego w czasie bitwy mogą wystąpić ważne wydarzenia, w których dowodzący jest np. otoczony i trzeba zdecydować czy: a) dać się pojmać, b) oczekiwać odsieczy, c) przebić się do swoich, d) szaleńczo starać się zasiec wszystkich w pobliżu.
Po walce określane jest ilu "martwych" udało się odratować i są tylko ranni.
Oczywiście za tym kryją się numerki, ale w "KoDP" są niewidoczne dla gracza i po zaaplikowaniu karty w spreadsheecie nie wydaje mi się by sprawiały wielki problem.
Jak ja dla przykładu rozumiałbym tę mechanikę:
- Składanie ofiar, nawet jeśliby nie działało magicznie mogłoby dodać otuchy wojsku, kosztem utraty inicjatywy taktycznej.
- Cel starcia określałby czy dążymy tylko do rozbicia wrogiej armii (bo mamy dość wyrównane siły), co sprawi, że wraże oddziały rozdzielą się; czy dążymy do mordowania, co zwiększa straty własne; czy może łapanie jeńców, co też podnosiłoby śmiertelność etc.
- Taktyka mogłaby być bonusami dawanymi przez MG w zależności od pomysłów gracza.
- Stopień technologii i ilość kapłanów w armii wpływałyby na odratowanie swoich rannych (tak jak odległość od swojego miasta, w końcu łatwiej o leczenie na swoim terenie).
"Rasa rasie nierówna", tak mawiał starożytny mędrzec sickboi - tu bym przyjął właśnie zasadę równości. Jak tai'atalai mają więcej broni w łapach, to kenku mają dzioby, pazury i upierzenie zapewniające pewną ochronę, nesjanie może są zwinniejsi ze swoimi opływowymi ciałami i nie potykają się o dodatkowe ręce, jaszczury mają łuski kosztem mobilności itp. Wydaje mi się, że można uogólnić to bezboleśnie i uznać, że każda rasa opracowała swój optymalny sposób walki, mniej więcej równy każdemu innemu. A wyjątki typu Jotunnów to coś w stylu "1 olbrzym = 10 ludziom", kosztem np. małej liczebności (co już chyba jest stosowane).
Innych modyfikatorów nie musi być zaś dużo - wszystko zależy od tego jak bardzo chcemy się zagłębić. Co do formacji - też dobrze byłoby ustalić skuteczność. Np. 1 konny = 2 piechurom, ale 1 eksploatowany (lub sprowadzany) "surowiec konia" pozwala na posiadanie do 200 członków konnicy. To także mogłoby kopnąć trochę nasze gospodarki, bo się trzeba przyszykować porządnie na wojnę.