Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2017, 13:05   #107
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Nic na nich wyskoczyło, nic się na nich nie rzuciło. Parter był pusty, a o koszmarze, który mieli za sobą przypominały jedynie zniekształcone zwłoki Virginii Dalber leżące u wejścia i ciało Ronniego Schwartza na piętrze, które jakimś cudem znów znalazło się na swoim miejscu. Odgłosy nawoływania i przekrzykiwania dochodziły ze strychu, zatem Wesley cofnął się na parter, skąd z jednego z pomieszczeń gospodarczych przytargał drabinę. Ostrożnie odsunął zasuwy i gdy otworzył właz, z nożem w ręku, oczom stolarza i dziennikarki ukazały się zmęczone, przestraszone ale i pełne otuchy twarze Roberta i pozostałych pracowników hotelu.

Gdy wszyscy zeszli ze strychu i usiedli w salonie, Woodward opowiedział, jak wielkie, cieniste łapy wciągnęły go w mrok i przetrzymywały tam wraz z pozostałymi. Dopiero pokonanie demona uwolniło ich spod jego uścisku, dzięki czemu mogli wezwać pomoc. Linia telefoniczna w hotelu znów była sprawna, zatem nie było problemu z wezwaniem ambulansu do rannego Henry'ego i powiadomienie o wszystkim, co zaszło szeryfa Beckermanna. Śnieg zupełnie przestał padać, jakby pokonanie potwora miało też wpływ na panującą w okolicy aurę. Z problemami, ale po dwóch godzinach szeryf i jego ludzie byli na miejscu.

Nie spodobało mu się to, co usłyszał, a zwłaszcza nie spodobały mu się trupy, choć ostatecznie nie mógł poddać historii opowiedzianej przez Wesa, Gwen i pozostałych pod wątpliwość po przyjrzeniu się przemienionej twarzy Virginii Dalber i ranach, które otrzymali mężczyźni. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że to, co się tutaj wydarzyło, nigdy nie może wydostać się poza mury "Goodrest Inn". Beckermann - choć niechętnie - zgodził się zatuszować całą sprawę biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Virginia Dalber i Ronnie Schwartz zostali po cichu wywiezieni na okoliczne trzęsawiska, gdzie ich ciała zatopiono w mulistym bagnie, mającym być ostatnim świadkiem ponurych wydarzeń w hotelu.

Emmy Thompson, Saoirse McDyer i jednego z gości - Edwarda Tellera nie udało się odnaleźć i jeszcze przez wiele lat dla swoich rodzin figurować będą jako zaginieni, choć Wes, Gwen i pozostali związani ze sprawą demona doskonale wiedzieli, co się z nimi stało. Prawda była jednak zbyt szokująca i nieprawdopodobna, by ją ujawniać, a Pine Springs dopisało do swojej historii kolejny ponury sekret, jakich podobne małe miasteczka posiadały wiele. Henry po założeniu gipsu na złamaną nogę niemal od razu opuścił Stany Zjednoczone i wrócił do UK, starając się zapomnieć o tym, w czym uczestniczył, lecz wydarzenia z "Goodrest Inn" jeszcze wiele lat prześladowały go w snach i wspomnieniach.

Gwen i Wes pierwsze dni po walce z demonem spędzili w Pine Springs, a stolarz wywiązał się z obietnicy i pokazał dziennikarce co ciekawsze miejsca w miasteczku i okolicach. Ich romans rozkwitł, gdy wybrali się razem na tygodniową wycieczkę na Hawaje, dzięki której mogli skupić się na sobie, choć czasami wspomnienia strasznych wydarzeń w hotelu powracały i nie dawały o sobie zapomnieć. Nie dane było im jednak związać się ze sobą na dłużej, bo choć wiele ich łączyło, tak każde z nich miało własne życie, z którego nie chciało rezygnować. Wes nie zamierzał porzucić rodzinnej firmy Woodhaven i przeprowadzić się do Nowego Jorku, a dla Gwen Pine Springs było po prostu za ciasne, zwłaszcza, że sama miała swoje zobowiązania i zaczęła tęsknić za kolejnymi dziennikarskimi wyzwaniami oraz dreszczykiem emocji. Związek na odległość nie miał większego sensu, więc ostatecznie rozstali się, utrzymując jednak ze sobą kontakt aż po dziś dzień.

Robert Woodward natomiast sprzedał swój hotel równo rok po makabrycznych wydarzeniach i wyjechał do Europy. Po kilku latach Gwen, Wes i Henry dostali od niego wiadomość, że żyje i pracuje w Londynie. Otworzył niewielką, ale dobrze prosperującą kafeterię, poznał kobietę swojego życia i spłodził potomka. Przystanąwszy na chwilę i powróciwszy myślami do tamtych wydarzeń, można się było jedynie zastanawiać, jak potoczyłyby się dalsze losy Emmy i Seer, gdyby już na zawsze nie zostały pośród murów przeklętego hotelu na wzgórzu.

* * *

Dwadzieścia lat później,
Posiadłość "Goodrest",
North Bay Road, hrabstwo St. Croix,
WI 52011, Stany Zjednoczone,


Janice Templeton, pulchna kobieta przed czterdziestką, nuciła pod nosem jakąś przyjemną melodię, zmywając naczynia w kuchni. Od kilku tygodni była w siódmym niebie, bowiem udało im się wraz z mężem kupić wymarzoną posiadłość na wsi, nieopodal niewielkiego miasteczka Pine Springs. I to za pół ceny, a Janice wiedziała, ile trzeba było zapłacić za taki dom w innych częściach Stanów. Taka okazja trafia się tylko raz w życiu i po prostu musieli ją wykorzystać! Dzieciaki były wniebowzięte, bo w końcu każde z nich miało własny pokój wielkości salonu w ich poprzednim lokum. Tylko Barry, stary i niewidzący na jedno oko labrador nie był zachwycony, co chwilę powarkując to na drzwi, to na schody, ale Janice doszła do wniosku, że pewnie na starość nie chciało mu się przenosić z miejsca, które doskonale znał.

Tak sobie właśnie rozmyślała, gdy do rzeczywistości przywróciło ją głośne uderzenie dochodzące spod podłogi. Leżący w drzwiach Barry warknął i położył po sobie uszy, obrzucając swoją panią czujnym spojrzeniem. Janice odwróciła się w stronę klapy do piwnicy i wtedy hałas powtórzył się, zupełnie jakby coś spadło z półek w zielarni. Kobieta poukładała tam w zeszłym tygodniu swoje przetwory, więc może to zwabiło szczury? Albo inne zwierzę łase na łatwą przekąskę? Kolejne uderzenie sprawiło, że aż podskoczyła w miejscu, a Barry uniósł łeb.
- To na pewno szczury, piesku. Przyszły nam zeżreć trochę zapasów, co je pańcia zrobiła na zimę - rzuciła do Barry'ego nieco niespokojnym głosem. - Pańciu Andrew wróci z pracy, to się tym zajmie...

Hałasy powtórzyły się, a Janice miała wrażenie, że słyszała rozbijany o podłogę słoik. Zagotowała się w środku; nikt nie będzie rozbijał jej przetworów, które przygotowała dla rodziny w pocie czoła!
- No tego to już za wiele. - Ściągnęła gumowe rękawiczki z dłoni, cisnęła je na blat i chwyciła za wielką szczotkę stojącą w kącie kuchni.
Chwilę potem, z niemałym wysiłkiem, bo i Janice nie należała do najszczuplejszych kobiet, podniosła klapę do piwnicy i poświeciła sobie na schody latarką ze smartfona. Westchnęła ciężko i odwróciła się w stronę Barry'ego, który popiskując cicho leżał wciąż w drzwiach do kuchni. - Pańcia zaraz wraca, czas zapolować na szkodniki...
Chwilę później schodziła już po trzeszczących pod stopami schodach, wprost w mrok piwnicy.

 
Tabasa jest offline