Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2017, 10:19   #45
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Młody mężczyzna przed trzydziestką siedział za biurkiem z czarnego mahoniu. Siedział na wózku inwalidzkim, nogi natomiast okryte miał kocem w kolorze jaskrawej zieleni - tak jakby starał się zarazem zamaskować swoje inwalidztwo i zwrócić na nie uwagę obserwatora. Tak, aby wytrącić go z równowagi. Nie było to trudnym zadaniem. Nie jeśli wzięło się pod uwagę fakt, że za rozmówcę miał maluczkiego handlarza lewym towarem z Westside, który bał się własnego cienia równie mocno jak ingerencji policji w swoje interesy. Jules wyciągnął dłoń po leżące na tacy z owocami jabłko, ale Charlie czuł się tak, jakby chłopak sięgał przez stół z zamiarem zaciśnięcia rąk na jego krtani. Każda sekunda spędzona w tym staromodnym, wyglądającym jak profesorska kanciapa gabinecie sprawiała, że przymusowy gość podwajał wysiłki wkręcenia się w zajmowany fotel i ukrycia własnego jestestwa, które zdawało się być plamą – skazą na idealnie komponującej się całości stworzonej przy użyciu mieszanki ekstrawagancji i powściągliwości. Wszystko – od półek wypełnionych dziełami siwych głów, o których nigdy nie słyszał, aż po świeżo naoliwione drewniane powierzchnie – mówiło mu, że tu nie pasuje. Że jest ludzkim zerem, marnotrawstwem genów. Kimś, kto popadnie zapomnienie w pięć minut po swoim pogrzebie, nigdy nie osiągając niczego godnego uwagi. Ale mimo obecności tego kąsającego uczucia, mimo tego, że waliło ono nań falami z każdej strony, Charlie nie czuł się do końca jak zlepek fekaliów. Nadal miał w sobie nie do końca wygaszoną iskierkę nadziei. Głównym powodem tej buty były oczy gospodarza. Nie odnalazł w nich bowiem pogardy ani zniesmaczenia, jak wstępnie się spodziewał. Nie. Były to ślepia zakrapiane sympatią i ojcowską troską, a ziejące z nich spojrzenie nie zawierało nowobogackiej arogancji czy chęci zmieszania goszczonej osoby z błotem. To był wzrok kogoś, kto nie miał nic do udowodnienia, kogoś, kto gratyfikację własnego ego stawia niżej niż realizację wyższych celów.

- Charlie… Charlie Clutch, prawda? Jak się pan ma? Mam nadzieję, że życie dobrze pana traktuje. Jak się trzyma Marie? Słyszałem, że kilka tygodni temu urodziła się wam mała pociecha? – zapytał uprzejmie Jules. W pierwszej chwili miał zamiar nagryźć złapany owoc, ale zatrzymał go w połowie drogi do ust, najwidoczniej wiedziony jakąś formą szacunku dla goszczonego mężczyzny.

- Tak – dobiegła chwiejna odpowiedź z drugiej strony biurka – Chłopiec, nazwaliśmy go Timothy. Po moim ojcu, który zginął w Zatoce Perskiej – odległość pomiędzy dwoma osobami wypełniła chwila niezręcznej ciszy. Przerwał ją Jules.

- Rozumiem. Jestem pewien, że będzie nosił je z dumą. To jedna z tych tradycji, które powinno się kultywować częściej. Powiem szczerze, że miałem zamiar wysłać Marie kwiaty i kosz z owocami, ale… także byłem w tamtym okresie dosyć poważnie niedysponowany.

„Niedysponowany”, tak? Charlie uważał to za spore niedopowiedzenie. Chłopak winien był się cieszyć, że w ogóle jest jeszcze wśród żywych. Z którego to piętra wypadł? Ósmego? Dziewiątego? No I gdzie zakończył swój lot? Na dachu czyjegoś samochodu? A mimo to siedział tu jak jakaś parodia Ojca Chrzestnego I pieprzył w najlepsze o jego żonie. Najwidocnziej przez ten balkonowy wyskok do końca posypało mu się w głowie. Strugał wielkie ważniaka, kiedy w rzeczywistości był tylko podrzędnym, pieprzącym wszystko, co się dało obszczymurem, który za grosz nie rozumiał praw rządzących ulicą. A teraz strugał wielkiego dona? Nigdy nie będzie nawet w połowie człowiekiem, jakim był jego o…

- Kat? Katherine? – wywołana do odpowiedzi, przez boczne drzwi gabinetu weszła nastoletnia dziewczyna o rudych włosach. Podobno pełniła funkcję opiekunki inwalidy, ale powierzane jej zadania przywodziły na myśl raczej sekretarkę. Taka z amerykańskiej telenoweli. Wzgardliwy uśmieszek wyższości bijący z jej oczu zdawał się kategoryzować Charlie’go jako coś tylko nieznacznie lepszego od wiadra fekaliów.

- Tak, Wasza Dostojność? – nawet swojego szefa traktowała mieszanka wzgardy i ironii.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline