Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2017, 21:10   #101
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Odleć stąd i zostaw nas w spokoju, raz na zawsze! Zostaw swoją broń i odejdź stąd! - rozkazał Azmodan zwracając się do Zawiści. Ta spojrzała na niego z nienawiścią i syknęła pod nosem ze złości. Wydawało się, jakby miała zamiar rzucić się do lotu i powalić mężczyznę z zamiarem rozszarpania go na kawałki jednak zamiast tego, zwyczajnie w świecie posłuchała rozkazu. Nie zrobiła tego jednak z własnej woli, a pod wpływem zaklęcia, jakim objął ją Demon. Anielica wzniosła się na swoich wielkich, czerniejących skrzydłach i odleciała, pozostawiając po sobie liczne rany, krew i złe wspomnienia.
Niemal natychmiast Azmodan podbiegł do Johanny, obejmując ją ciepło i nie zważając na to, że ktokolwiek na nich teraz patrzy.
- Prosiłem cię byś tego nie robiła - westchnął cicho. Johanna jednak stała jak słup soli, poddając się uściskowi. Zerknęła ukradkiem na Rolanda, potem Tazoka i na końcu na Bazylię. Słaby uśmiech wymalował się na jej twarzy.
- Dużo dla mnie zrobili bym mogła teraz tutaj być. Nie mogę stać bezczynnie… Nie było cię ze mną od początku, odkąd obudziłam się w Utraceniu… - zamilkła na chwilę by wziąć głębszy oddech. Przez te parę sekund Azmodan zdołał ją puścić, odetchnąć z ulgą, że nic jej nie jest. - Nie spotkalibyśmy się, samotnie umierałabym wiele razy, nim zrobiłabym krok w przód, wiesz o tym.
Diabelstwo popatrzyło za odlatującą anielicą. Bazylia nie pragnęła jej śmierci, ale uważała, że byłoby lepiej gdyby umarła. Na to było jednak za późno. Kobieta odetchnęła opuszczając broń opierając dłonie na kolanach. Wyprostowała się po kilku oddechach i podeszła do Aurory aby delikatnie położyć dłoń na jej ramieniu patrząc czy klątwa dodatkowo jej nie osłabiła. Następnie podeszła do Johanny i wejrzała jej w oczy. Uśmiechnęła się.
- Podoba mi się co widzę - stwierdziła i jak gdyby niby nic podeszła z powrotem do ściany grzebiąc w swojej imitacji worka. Wyciągnęłą z nigo linę i prześcieradła nie będąc pewną czy starczy na całą długość.
- Nie wiem gdzie będzie bezpieczniej, ale dam radę wejść na górę. Spuszczę wam linę. - zaproponowała.
- Kiedyś umiałem się wspinać - powiedział Shade, podobnie jak i Bazylia oglądajac skałę. - Może przyda się moja pomoc - dodał.
Tazok zarzucił ramiona na dwie najbliższe osoby, żeby podeprzeć się po wyczerpującej walce. Przycisnął dwie kobietki do siebie i chociaż był zmęczony oraz ranny, można było poczuć, jaka siła napędzała jego pięści przy każdym wyprowadzonym ciosie.
Dobra robota.
Popuścił uchwyt i wciąż się wspierając, zwrócił się do Azmodana.
Nie mogłeś od tego zacząć? Wolałeś patrzeć, jak się wykrwawiamy, dopóki Johanna nie dołączyła? Czar pryska, kiedy okazuje się, że dziewczyna radzi sobie bez ciebie?
- Oczywiście, że sobie radzi! Mimo swych słabości ta dziewczyna ma talent. Sprawne oko, zwinne dłonie, precyzyjną celność. W porównaniu do was, ja nigdy jej nie osądzałem - tutaj Azmodan zerkal ukradkiem na Rolanda, którego zdecydowanie nie lubił bardziej niż Tazoka. Hobgoblin mimo charakteru wynikającego z rasy, był według białowłosego godniejszy zaufania. Przede wszystkim Johanna mu bardziej ufała, a on wierzył w jej osąd.
- Ale sam widzisz co się dzieje, gdy jest z wami. Nie potraficie jej dać bezpieczeństwa. Zamiast tego niektórzy z was postępują wręcz egoistycznie - tutaj ponownie doczepił się Rolanda, a dokładniej momentu, w którym ten użył czaru błyskawicy.
- Mówisz tak jakbyśmy nie mogli popełniać błędów. Ja nie czuję się wszystko wiedząca. Następnym razem będziemy wiedzieć. Stojąc w miejscu niczego byśmy się nie dowiedzieli.
- wtrąciła się Bazylia. - Ale ja już widzę, że ty Johanno potrafisz więcej niż kiedy się poznałyśmy w więziennej celi.
Chuda kobieta uśmiechnęła się nieśmiało na słowa Diabelstwa, jednak wciąż pozostawała w cieniu Azmodana, którego osobowość przebijała się tak silnie, że Johanna nawet nie próbowała się wtrącić. Ciężko powiedzieć czy nie chciała, czy może się bała. Demon zaś nie przestawał.
- Dla niej błędów chyba już wystarczy, ileż można cierpieć? Myślicie, że przejdziecie przez wszystkie kręgi i będziecie wolni? Poważnie? Nikt stąd nie wyjdzie, a nawet jeśli to nigdy nie będzie w pełni wolnym istnieniem. Piekło was zniszczy, jak niszczyć potrafi każdego. W niektórych z was już kiełkuje ziarenko chaosu. Nie każdego musi to spotykać. Godząc się na dalszą podróż, godzicie się na zaprzepaszczenie swej duchowej formy. - powiedział pewny siebie zerkając na każdego po kolei. Nawet Bazylia, która gotowa była się wspinać, przystanęła na chwilę wsłuchując się w słowa.
- Hm, straszne - mruknęło diabelstwo. - Ty twierdzisz, że nie wyjdziemy, Raziel twierdzi, że możemy. Nie wiem dlaczego, ale wolę uwierzyć aniołowi mimo tego, że jeden mnie zepchnął z nieba. Cholernie mi się nie chce, ale na pewno jak tutaj zostaniemy to zawsze będziemy tym kim byliśmy wcześniej. Znaczy nieprawda, bo już nie jesteśmy tacy sami w sumie - diabelstwo musiało na moment umilknąć aby odszukać swoje splątane myśli. Po chwili podniosła wzrok na Johanne.
- Wierzę w to, że Asmo chce cię chronić. Wierzę też w to, że poprzez działanie jesteś silniejsza. Ale tak po prawdzie smutno mi będzie jak zostaniesz.
Roland nie miał ochoty brać udziału w tej dyskusji. Miał dość Azmodana i czekał tylko, aż da im spokój. Mimo to, słysząc jego wywody, postanowił w końcu się odezwać.
- Każda forma życia dąży do tego, żeby przedłużyć swoje istnienie. Tak właśnie brzmi prawo egzystencji - powiedział bezbarwnym głosem. Nastała krótka pauza, jednak nim ktokolwiek zdążył się odezwać, wiedźmiarz ponownie otworzył usta, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk. - To prawda. Być może nasza podróż nie ma sensu. Będziemy upadać. Będziemy cierpieć. Być może zaprzedamy duszę temu miejscu, tak jak mówisz… Ale słabi ludzie wierzą w to, co im zostanie narzucone, a mocni w to, w co chcą uwierzyć, sprawiając, że staje się to rzeczywistością. Ja wierzę w to, że wydostanę się stąd. Mogę się zmienić, jednak moje marzenie nigdy się nie zmieni.
Następnie Roland zwrócił się do Johanny.
- Naszym niewybaczalnym grzechem jest to, że możemy być tylko tym, kim jesteśmy - zaczął Roland, spoglądając dziewczynie w oczy. - Nie mogę udawać, że wciąż jestem tą samą osobą co wcześniej, tą samą którą pokochałaś. Bardzo bym chciał by tamten Roland powrócił, jednak żadna, nawet najpotężniejsza magia nie jest w stanie tego dokonać... Kochał cię, więc ktoś inny też może cię pokochać. Kochasz go, więc możesz także pokochać innego.
- Na naszej drodzę wciąż czeka wiele nieszczęść i bólu. Jednak wczoraj i dziś udowodniłaś nam wszystkim, że jesteś w stanie dotrzymać nam kroku, że w żadnym razie nie będziesz dla nikogo ciężarem. Właśnie to chciałem zobaczyć w tobie. Nie mogę cię zmusić Johanno, żebyś ruszyła z nami. Jednak pamiętaj, że nawet tu, wraz z Azmodianem nie unikniesz cierpienia. - Roland zrobił ponownie krótką pauzę, w czasie której przeszył wzrokiem demona. - Pamiętaj, że wszyscy kochają tych, których niszczą i wykorzystują…
Chyba na odwrót, pomyślał Shade.
W dyskusję filozoficzną na temat tego, na ile piekło zmienia charakter ludzi i nieludzi, tudzież co by było, gdyby im się udało wydostać w tego poziomu w szczególności i z piekła w ogóle, początkowo nie zamierzał się wtrącać. Na temat straconych uczuć i tego, czy w piekle można znaleźć szczęście - również nie zamierzał się wypowiadać. Ale szczerze mówiąc wolałby, by Johanna poszła z nimi.
- Johanno, nikt nie zagwarantuje, że wydostaniemy się z piekła - powiedział. - Nikt nie zagwarantuje. że tam, dokąd pójdziemy, byłoby ci lepiej. Uważam jednak, że powinnaś spróbować. Lepsze to, niż żal, za jakiś czas, że nie podjęłaś próby. Jeśli tu zostaniesz, piekło w końcu cię zniszczy, tak jak każdego, kto tu przebywa. Może jednak warto spróbować uniknąć tego losu.
 
Asderuki jest offline