Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2017, 18:59   #185
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becky

Becky siedziała samotnie przy stoliku, ogólnie niezadowolona, obmyślając plan, jak tu zdobyć, by uzupełnić zapasy wszelkiego możliwego, dobrego alkoholu i jedzenia, na Fenixie, gdy nagle…
- Hhhhhhhhhhhelo ppppppiękna, napppppppijesz się? - Zagadnął ją jakiś humanoid.


Becky spojrzała na rozmówcę. Nie był w jej typie i szczerze mówiąc bardziej przypominał jej jakiegoś milusińskiego zwierzaczka. Nic dziwnego, że oczy miał na czubku głowy - nie miał nawet półtora metra wzrostu, więc przy większości gatunków jakie się widywało, zmuszony był patrzeć w górę. No cóż, wyglądał naprawdę niegroźnie.
- Tak, nie, eee... - Becky nie miała już na nic ochoty. - Właściwie to miałam już wyjść - powiedziała zgodnie z prawdą i zobaczyła że zawiodła nadzieje małego... kimkolwiek on był. - Ale może chcesz mnie odprowadzić? - zagadała.
Rozmówcy zabłyszczały oczy. I to dosłownie. Pojawił się w nich niesamowity blask, przypominając na drobny moment widoki, jakie się często spotykało w kosmosie, tylko że tu było wszystko o czerwonym odbarwieniu. Chyba był ucieszony, poruszony, a może i zszokowany taką propozycją? W każdym bądź razie, wyglądał, jakby się cieszył…
- A dddokąd ppppppppppójdziemy pppppani? - Przestąpił z nogi na nogę.
Becky jednak nie podzieliła radości... stworka. Uniosła lekko brwi, sądząc że mógł pomyśleć sobie więcej niż powiedziała. Warto było obyć się bez niedomówień.
- Wracam na mój statek, w porcie - odpowiedziała Becky, co oznaczało jakieś dziesięć minut szybkiego marszu, lub dwadzieścia spacerkiem. - Blisko, więc możemy pogadać po drodze i wrócisz tu nie tracąc całego wieczoru - podsumowała delikatnie.
- Ooooo… sssssstateeeeek - Humanoid był wyraźnie pod wrażeniem - Ppppppppójdziemy na ssssstateeeek pppppani? Sssssspppppacerkiem?
- No tak i pogadamy po drodze, ale tam się rozstaniemy - odpowiedziała Becky. - To co, idziemy? - zagadała wstając z miejsca. Wtedy to jej spojrzenie padło na stolik, dwie puste szklanki i jedną ledwo naruszoną.
- Tylko dopiję - powiedziała i chwyciła tę należącą do Fenna. Upiła z niej solidny łyk, a potem kolejny... Smakowało jak smakowało, ale w końcu swoje zniosła żeby to dostać i zapłaciła za to, więc dlaczego miałaby zostawiać. Mały więc najpierw się wpatrywał w pijącą Becky, po czym sam wychlał, co trzymał w swojej łapce. Byli więc gotowi do wyjścia…
- Ja Roootoh - Wskazał swój tors, chyba się przedstawiając.
Pilotka dopiła ostatni łyk, lekko się przy tym krzywiąc, ale ogólnie zadowolona że wiele się nie zmarnowało.
- Miło poznać, Rootoh. Ja jestem Becky - powiedziała, a gdy już razem udali się w stronę wyjścia, rozglądała się bacznie dookoła - ale tylko oczami, aby nie było to takie oczywiste. Nie zauważyła jednak niczego, co mogłoby wzbudzić jej niepokój...

Oboje wyszli więc na ulicę, po czym pilotka skierowała swoje kroki w stronę portu kosmicznego, a mały humanoid deptał obok niej, co pewien czas na nią spoglądając… w sumie ciekawe, czemu tak się w nią wptrywał.
Dla Becky była to wyraźna zachęta, aby to ona mówiła. Mały miał z tym pewien problem, co wynikało przypuszczalnie z używania innego rodzaju języka. Jednocześnie zorientowała się, że miał on mniejsze nogi, więc zwolniła nieco tempa, aby dla nich oboje był to spacer.
- Zdenerwowali mnie, ci moi załoganci. Koledzy. Ciężko z takimi przebywać - pożaliła się, gdy wyszli już na główną ulicę.
- Ale zazwyczaj. Ostatnio... A zresztą lepiej o tym nie rozmawiać. Są lepsze tematy... Skąd pochodzisz? Obawiam się, że nie poznałam twojego gatunku - zagadała z pewnym zainteresowaniem.
- Ppppani Becky kapppppitan sssstatku? Oooo - Roootoh znowu był pod wrażeniem - Roootoh z Grashmania, Vakshaa System. Ppppppani Becky kapppppitan ppppiękna - Dodał po chwili wahania.
Niestety nazwy własne, świadczące o pochodzeniu rozmówcy, były dla Becky zagadką. Nie kojarzyła ich, ale powtórzyła je w myślach i zapamiętała, aby mieć później możliwość sprawdzić - choćby z czystej ciekawości.
Podobało jej się, gdy jej rozmówca tak się wszystkim zachwycał. Trochę jak dziecko, ale to dobrze - łatwo go było uszczęśliwić.
- Oj nie, kapitanem nie jestem. No tak tylko czasami w zastępstwie - sprostowała z delikatnym uśmiechem. - Kiedyś dowodziłam, ale na innym, mniejszym statku. A tak ogólnie to jestem pilotem. Kieruję różnymi pojazdami, w tym statkami kosmicznymi. Dużo latałam i zwiedziłam wiele miejsc, planet, układów... Ale w systemie Vakshaa jeszcze nie byłam - powiedziała spokojnie, idąc powoli, noga za nogą.
- Grashmania ma księżyce? - zagadała tylko. Chętnie by się dowiedziała czegoś o tej planecie, ale skoro Roootoh ją opuścił, mógł nie chcieć o niej opowiadać. Z tym jednym prostym pytaniem na nic wielkiego nie nalegała, ale dała mu możliwość opowiedzenia o swoim domu.
Mały humanoid słuchał Becky chłonąc każde jej wypowiedziane słowo. Przyglądał się jej całej, z góry do dołu, z dużym uśmiechem na swojej sympatycznej gębie, co chwilę potakując głową.
- Ksssssssiężyc, taaaak. Mały, pussssty - Powiedział w końcu - Ppppani Becky lata dużo? Ppppani Becky zabrać Roootoh? Roootoh pppppomagać… napppprawiać, sssssppprzątać?
Pilotka już miała odpowiedzieć, gdy poczuła… parcie na pęcherz. W końcu kilkanaście minut wcześniej wypiła nieco więcej niż pół litra trunku, który właśnie dawał o sobie znać. Oprócz tego, same piwo doprowadziło ją do minimalnego rauszu, nie, żeby była pijana, jednak wyraźnie czuła, iż co nieco wypiła, w każdym bądź razie, było jej “lżej” na duchu, niż jeszcze w samym barze, wcześniej.
A właśnie wymijali kolejny taki lokal, choć tym razem w wersji mini. Na ulicy znajdował się mały bar, w którym parę osób popijało procenty, i chyba mieli tu gdzieś toaletę… a propo samego baru i alkoholu, Becky przypomniało się, iż chciała zająć się pozyskaniem zapasów procentów na samego Fenixa.


Miejsce wyglądało dość swojsko. Bar na dole, dostępny od razu z pasażu, a miejsca siedzące na pięterku. Wszystko na świeżym powietrzu, a co Becky i jej tyłkowi odpowiadało, nie było tu tłoku, czy kolejek... Toaleta też się może przydać, bo choć do Feniksa było najwyżej dziesięć minut spaceru i tyle na pewno wytrzyma, to rozmowa zeszła na trudny temat i mogła im się przeciągnąć.
- Dużo latam. Brałam też udziały w wyścigach, swego czasu. Lubię statki i pojazdy, dlatego jestem pilotem - odpowiedziała Becky, przyglądając się mijanemu barowi. Zatrzymała się w miejscu, a
Roootoh zrobił to samo.
- A jeśli chodzi o zabranie cię, to dość trudna kwestia - powiedziała spoglądając na rozmówcę, chcąc dobrze przedstawić mu ich sytuację i aby dobrze wszystko zrozumiał.
- Widzisz. Przebywać z nami jest teraz bardzo niebezpiecznie. Mieliśmy ostatnio ciężkie przejścia i to się niestety nie poprawi. Walka i strzelaniny. Naprawdę nieprzyjemne przeżycia... Teraz mamy dwie osoby na skraju śmierci, podłączone pod aparaturą medyczną, a wcześniej ja sama tam byłam, parę dni temu... wtedy gdy straciłam rękę - Becky tłumaczyła Roootoh’owi w co miał się zamiar wpakować, a z każdym jej słowem ton jej głosu stawał się coraz bardziej przybity, szczególnie w ostatnim zdaniu, gdy podciągnęła rękaw bluzki, pokazując rozmówcy swoją protezę.
- Więc wiesz. Jeśli chcesz dołączyć do załogi, bo ci się podobam, to naprawdę nie warto ryzykować życia... - przedstawiła jasno sytuację... Chyba że mały miał jakieś inne motywy...
- A może po prostu chcesz się stąd wyrwać? Wrócić na swoją rodzinną planetę? - zgadywała Becky. - Chodź, zobaczymy co tu mają. Powiedz mi jaka jest twoja sytuacja. Pracujesz gdzieś? - powiedziała i powoli skierowała ich w stronę baru.
- Pppppani Becky i taaaak pppppppiękna - Mały humanoid wyszczerzył ząbki do pilotki, na widok cybernetycznej ręki - I ppppppewnie odważna, chronić Roootoh, a Roootoh sssppprzątać, napppprawiać, ppppomagać, ppppranie. Drinka ppppodać...

Barman przyjął zamówienie, a Becky i Roootoh usiedli przy jednym ze stolików na pięterku. Mały od razu wypił połowę ze swojej szklanki, po czym mlasnął z zadowolenia i otarł gębę dłonią.
- Roootoh praca… Baka… Bakura… grrr... - Mały się nieco zdenerwował, nie umiejąc chyba znaleźć odpowiedniego słowa - Dużo śśśśśmieci, Roootoh ppppik, ppppik - Tu zaczął naśladować chyba stukanie na klawiaturze - Dużo śśśmieci pppppuf, mało śśśśmieci. Roootoh też napppprawiać rzeczy, taaaak, i śśśśmieci dalej ppppuf - Tłumaczył rękami i nogami - Roootoh ppppraca zła, Roootoh inna pppppraca… pppppiękna Becky zabrać Roootoh taaak?? - Zrobił minkę proszącego psiaka.
Ryder też upiła nieco swojego drinka, pomarańczowego mentnego płynu, podanego w wysokiej wąskiej szklance. Był trochę kwaskowy, ale całkiem dobry... tylko czy nie za drogi.
Z zadowoleniem słuchała przemówienia Roootoha, przyglądając mu się też, gdy tak ciekawie gestykulował. Zabawny był.
- Cóż, nadal obawiam się co będzie jeśli nie będę cię mogła obronić, nawet z pomocą reszty załogi - zdradziła Becky, zakładając nogę na nogę aby było jej lżej. - Ale widzę, że jesteś zdeterminowany... Dobrze więc, zgoda! Pomówię z naszym doktorem, który obecnie zastępuje kapitan i załatwimy sprawę twojego przydziału do załogi - oznajmiła z zadowoleniem.
Roootoh zrobił o wiele większe ślipka niż normalnie, wpatrując się w pilotkę dodatkowo z rozdziawioną gębą. Po chwili zaś zaczął się uśmiechać na całego… wskoczył nawet na krzesło, i zaczął na nim podskakiwać z radości, podpierając się o blat stołu.
- Ja być załoga pppppięknej Becky! Ja być załoga ppppięknej Becky! - Powtarzał, uradowany na całego.
Pilotka uśmiechnęła się zadowolona, widząc reakcję małego grashmanina. Naprawdę miło było dać komuś odrobinę radości, zwłaszcza że od siebie wymagało to tylko dobrej woli... Oby tylko nic złego mu się nie stało.
Becky upiła nieco swojego drinka, nie przerywając rozmówcy jego chwili radości. Zabrała głos dopiero potem, po dobrej minucie, gdy Roootoh usiadł na swoim siedzeniu - nadal nieco na nim podskakując.
- Jeszcze inni muszą się zgodzić, ale to da się zrobić. Tymczasem szukałam zaopatrzenia, w drinki i napoje - powiedziała, pokazując swoją szklankę. - Znasz to miasto? Gdzieś tu da się kupić tanio większą ilość? - zagadała.
- Ja zrobić dla ppppiękna Becky wszszyssstko - Pisnął Roootoh, po czym zeskoczył z krzesła, i… padł przed kobietą na kolana. Pochwycił szybko tą uniesioną wyżej nogę, a konkretniej złapał za sandał, po czym zaczął całować Becky po stopie!
- Och, jejku - wyrwało się, szczerze uśmiechniętej kobiecie. Mały był naprawdę pocieszny i tak ją łaskotał, że aż musiała zacisnąć uda.
- Dobrze, ale przestań już - powiedziała, nadal rozbawiona i zadowolona. - Najlepiej jak sam zobaczysz jak to będzie, ale sądzę że dużo lepiej niż przy śmieciach - powiedziała. - Ale powiedz mi, jak z tym alkoholem? Wiesz coś, czy nie bardzo? - zagadała.
Grashmanin spojrzał na Becky, przerywając całowanie, choć nadal trzymał jej stopę w dłoniach.
- Drinki taaak? Tanie drinki na sssstatek? Dużo drinki… taaak, Roootoh załatwić - Powiedział.
- O to fajnie - pochwaliła go pilotka. - Ale najpierw chciałabym popróbować. Niekoniecznie dzisiaj, bo sądzę że mamy czas... Ten tu jest niezły w smaku, nie za mocny - dodała, popijając swojego drinka prawie do końca. - Załatwisz najpierw jakieś próbki? Tak na degustację? - spytała.
Roootoh słuchał Becky, przytakując cały czas głową. Minę miał zadowoloną, ale jego oczy co chwilę uciekały w kierunku stopy kobiety.
- Taaak, mamy czassss? - Powtórzył za Becky - Ja zaprowadzić ppppiękna Becky! - Powiedział, po czym… wrócił do całowania stopy pilotki, której nagle zaschło w gardle. Kobieta poczuła bowiem, jak język Roootha zaczyna śmiałe harce, pchając się chociażby między jej palce, badając zakamarki stóp. A to już nie było raczej pocieszne i wesołe, to już był mały przejaw perwersji… do tego jedna, czy dwie osoby siedzące stolik dalej, zaczęły przyglądać się z zaciekawieniem rozgrywającej się scence.
- To dobrze, ale przestań już... Oj, za bardzo... już... zostaw... nie teraz... - kobieta nie wiedziała nawet co powiedzieć, a z wielu względów nie miała zamiaru podnosić głosu. Jednocześnie starała się za to delikatnie odsunąć stopę, tylko bez jakiegoś siłowania się, aby nie wzbudzać dodatkowych sensacji.
Roootoh puścił jej stopę, po czym spojrzał zbitym wzrokiem na Becky. Usiadł markotny na swoim miejscu, wypił szybko resztę własnego drinka, po czym siedział tam, ze wzrokiem wbitym w stół.
- Pppppiękna Becky zła? - Szepnął, na pilotkę nie spoglądając.
- Ależ nie, nie jestem zła. Tylko mnie zaskoczyłeś, bo wiesz, zwykle tak się nie robi. I przy ludziach - Becky starała się powiedzieć to delikatnie, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku.
- No, już dobrze... O, a to kto? - powiedziała i klepnęła go leciutko w ramię, ale to drugie, aby pomyślał, że ktoś go zaszedł z drugiej strony.
- Term’aak! - Krzyknął wystraszony grashmanin, po czym spadł z krzesła na podłogę. Rozglądał się na wszystkie strony, będąc naprawdę w strachu, z zaciśniętymi pięściami. Czyżby kogoś się bał?
Becky zrobiło się słabo i głupio. Chciała pocieszyć rozmówcę i zażartować, a wystraszyła go... nie na żarty.
- Nie nie, to tylko ja. Żartowałam tylko, spokojnie. To tylko ja - powiedziała spoglądając na wystraszonego malca i kładąc rękę na jego plecach. - O jejku przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś ci źle życzy - usprawiedliwiła się, głaszcząc go parę razy po placach dla uspokojenia.
Roootoh przetarł oczy obiema dłońmi(pozbywając się łez?), po czym usiadł na swoim krześle. Bez pytania chwycił za drinka Becky, po czym wypił go duszkiem do dna… dopiero po chwili zdając sobie sprawę, co zrobił. Spojrzał na kobietę z przepraszającą miną.
- Ja kupppić nowy? - Powiedział - Czy my iśśśść?
Becky obeszłaby się bez kolejnego drinka, ale miała wrażenie że jemu raczej by się przydał.
- Nic się nie stało. To ja cię niepotrzebnie wystraszyłam - powiedziała na wstępie Becky. - Ja już dziękuję na razie, będzie jeszcze ta degustacja. Tak? Ale jak chcesz to zamów dla siebie. Chcesz? - dodała z lekkim uśmiechem.
- Chodźmy na dół - zachęciła. Bez względu czy Roootoh zamówi kolejnego drinka, ona musiała zagadać o toaletę, więc musieli zejść do baru. Grashmanin z kolei poszedł za nią krok w krok, nic chwilowo nie zamawiając. Barman z kolei posłał pilotkę do “piwnicy”, tam bowiem, właściwie to wprost pod ulicą, znajdowały się szukane przez nią miejsca potrzeb.
Wyglądało dość typowo, czystko, choć bez luksusów. Pilotka wolała już to, niż męczenie się przez całą pozostałą drogę na Feniksa… Roootoh jednak uporczywie lazł za nią, aż pod drzwi do damskiej toalety.
- Dobrze, ale dalej pójdę już sama. Zaczekasz tu na mnie grzecznie? - zagadała Becky podkulając w desperacji nogi i zaciskając uda. Grashamanin wzruszył ramionami z dziwną miną...

Nie dłużej jak minutę później Becky wróciła do Rootoha, czując się już znacznie lepiej.
- I jak tam, zamówiłeś sobie coś? - zagadała z lekkim uśmiechem.
- Pppiękna Becky nie pić, Roootoh nie pić - Odpowiedział mały.
- No dobrze. To chodźmy - powiedziała Becky. - Najpierw na Feniksa zagadamy o twój przydział. A potem na degustację, tak? - zagadała.
- Jak pppppiękna Becky chcieć. Teraz sssstatek? Oooo - Pokiwał głową jej nowy przyjaciel - Ppppićććć dalej też… pppppróbować… de-guuu-sssss-taaa-c-jaaa? - Roootoh uśmiechnął się, po czym jakoś tak zaczął węszeć - w miejscu nosa pojawiły się na skórze dwie dziurki, które wcześniej były nie do zauważenia.
Pilotka była zadowolona, że jej rozmówcy wrócił dobry humor. Nie miała zamiaru mu go psuć pytaniami o Term’aaka, to spokojnie mogło poczekać aż opuszczą planetę, albo przynajmniej aż znajdą się na Feniksie, do którego już powoli dochodzili.
- Statek już blisko - powiedziała, kiwając nieznacznie głową. - Co tam? Czujesz coś? - dodała i rozejrzała się dookoła, lekko zdezorientowana.
Roootoh zaś węszył dalej, powoli zbliżając się do Becky… do… podbrzusza Becky. W końcu to była tak mniej więcej wysokość, na jakiej miał głowę...
- Ja... - Zaczął niepewnie grashamanin, będąc już ledwie pół metra od niej, wciąż się zbliżając do ciała pilotki - Ja czuć pppiękna Becky. Ppppiękna Becky pppięknie ppachnieć... - Mruknął, wciąż wąchając i będąc już (chyba) zbyt blisko kobiety.
- Aha... A dziękuję - odpowiedziała zaskoczona Becky. Czyli nie wyczuwał potencjalnych wrogów - dobrze. Nie bardzo jednak kojarzyła co się mogło zmienić podczas jej wizyty w toalecie, skoro nie używała żadnych perfum... czyżby “zapach natury”? Nic nie mówiąc pokręciła przecząco głową, woląc już o tym nie myśleć.
- Czy będziesz chciał zabrać na pokład jakieś rzeczy? Da radę w rękach, czy potrzebny będzie pojazd? - zagadała dla zmiany tematu, a jednocześnie idąc zaczęła się delikatnie odsuwać od rozmówcy, tak tylko odrobinę aby utrzymać przyzwoity dystans - mogli iść tuż obok siebie, ale niekoniecznie aż tak blisko że mały obwąchiwał jej krocze.
- Taak. Tyle - Roootoh pokazał łapkami mniej więcej coś wielkości małej skrzynki, czy tam torby, w każdym bądź razie wyglądało to bardzo skromnie…
- O, to niewiele - wyrwało się Becky. - Więc pewnie uda się to załatwić jeszcze dziś. A masz coś jeszcze czym chciałbyś się zająć? Pożegnać się z kimś? Powiedzieć że wybywasz, tam gdzie masz lokum? Oznajmić urlop w pracy? - zagadała. Niewiele wiedziała o jego sytuacji i relacjach z innymi, ale nie chciała aby z jej powodu Roootoh spalił za sobą wszystkie mosty - w końcu możliwe było, że będzie zmuszony tutaj wrócić. A nawet jeśli nie, to może warto było zachować się w porządku.
- Roootoh zabrać rzeczy i na ssssstatek z pppiękna Becky, Roootoh zaraz - Mały humanoid starał się chyba wytłumaczyć, iż jest gotowy do drogi od razu, i nie musi się z nikim żegnać i tym podobnych… czyli jak Ryder sobie myślała, chciał zostawić za sobą wszystko i wszystkich w cholibę. I tym lepiej się czuła, dając mu nowe opcje do wyboru.

W końcu dotarli do portu kosmicznego, a następnie do lądowiska zajmowanego przez Fenixa. Na widok statku Grashamanin wydał kolejne, długie “Oooo” będąc pod wrażeniem jednostki, i tak mu pozostało. Wpatrywał się to w corvettę, to w pilotkę z rozdziawionymi ustami, będąc aż tak wielce zaskoczonym.
- I ja go pilotuję... Steruję całą tą wielką maszyną... A mimo wielkości jest zwinna i szybka - Becky dodatkowo pochwaliła statek, gdy Roootoh go podziwiał. Oczywiście dała mu dłuższą chwilę, aby się nacieszył widokiem i nowymi perspektywami... Nawet jeśli się później zawiedzie, to tu i teraz, właśnie to była jego wyjątkowy moment. W tej właśnie chwili, stanął przed czymś nowym i otwierającym liczne możliwości, a same perspektywy dawały więcej radości niż może dać ich spełnienie.
- No to chodźmy. Postaramy się ciebie zaokrętować - zachęciła pilotka i oboje ruszyli w stronę śluzy. - Postaraj się zostawić gadanie mnie, ale jeśli o coś cię zapytają, to śmiało odpowiedz a wszystko powinno pójść gładko - powiedziała jeszcze z lekkim uśmiechem na dodanie otuchy.
Ich doktora, tymczasowego zastępcy kapitana, nie było jednak na pokładzie, o czym poinformował ją Bix przez intercom. Cóż, szkoda że szli na próżno. Pozostało więc tylko jedno.

- Bullit, jesteś? Odbiór - zagadała Becky przez unicom, wywołując doktora.
- Jestem jestem… co się stało? - mruknął w odpowiedzi Bullit.
- Poznałam jednego z tutejszych, bardzo chętnego do wstąpienia do naszej załogi. Mechanik, pokojówka, coś się znajdzie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - przedstawiła sprawę, posyłając Roootoh’owi sympatyczny uśmiech.
- A po co mielibyśmy go brać… co on takiego potrafi? - zapytał w odpowiedzi Bullit.
- No... - Zająknęła się Becky, ale gotowa była wstawić się za nowo poznanym i nie dać się zbić z tropu nastawieniem Doca.
- On chce za wszelką cenę opuścić planetę. Zgłosił się jako sprzątacz, mechanik, pokojówka… cokolwiek mu damy do roboty. Wygląda na zdesperowanego - pilotka kombinowała jak tu wpłynąć na Bullita.
- Możemy podrzucić na najbliższą kupę kamieni jaką się natkniemy, ale to tyle… jesteśmy statkiem pirackim. Nie potrzebujemy pokojówek. - odparł Doc.
- To tyle... No dobra. Zgoda... Do zobaczenia - odpowiedziała pilotka, pokazując małemu towarzyszowi pozytywnego kciuka.

Gdy zaś Becky zakończyła rozmowę z Dociem przez Uni, i spojrzała na Roootoh, jakoś tak… zrobiło jej się ciężko na sercu. Mały najwyraźniej miał własne problemy, i szukał dla siebie miejsca w tym ogromnym, pustym wszechświecie, jednak Bullit wyraźnie nie miał zamiaru pomóc bezpośrednio. Co najwyżej chwilowo, i tyle, bez możliwości dania małemu Grashamaninowi zbyt optymistycznych perspektyw na przyszłość. Zawiodła się na ich doktorku i to solidnie... ale miała się czym pocieszyć - przecież zanim dolecą na inną planetę, Leena prawdopodobnie wróci na swoje stanowisko i to do niej będą należały takie decyzje. Ba, Hezal może nawet odzyska przytomność zanim odlecą z tej, zwłaszcza że nie mieli żadnych innych wytycznych. Oby tylko nic jej nie było.
- No to w porządku - powiedziała i kiwnęła potwierdzająco głową swemu małemu towarzyszowi. Myślała, że będzie lepiej, ale nie było tak źle.
W tym czasie sam mały humanoid wpatrywał się w pilotkę z uśmiechem, po czym wskazał palcem jej osobę.
- [/i]Ja… kupić Twoje Kushi… pppiękna Becky?[/i] - Powiedział, po czym wyciągnął z kieszeni 100 kredytów - Ja kupić Twoje...maj-tecz-ki? - Powtórzył, niby nic.
O żesz w mordę... Becky wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami... Owszem, swego czasu sprzedała nieco swojej bielizny, ale to było na zakontraktowanych aukcjach. A raz jeden facet zabrał jej bieliznę, ale to było po wspólnie spędzonej nocy... Ale żeby od ot tak, bez żadnych podstaw, nie wiadomo skąd?
- Yyyymmm - wymamrotała zaskoczona propozycją, po czym potrząsnęła energicznie głową na otrzeźwienie. - Emm, zatrzymaj swoje kredyty, naprawdę... Za dużo... Ale do kwestii moich majtek wrócimy później - powiedziała uprzejmie i spokojnie, powoli machnąwszy jednocześnie dłonią. - Tu na lądowisku i tak nie mam jak ich zdjąć - dodała, wzruszając ramionami.

- Em. To jak z tym alkoholem? Przyda się też coś do jedzenia, wiesz? - zagadała, po części dla zmiany tematu, a po części dla chęci załatwienia podstawowego zaopatrzenia.
Roootoh wpatrywał się przez chwilę w Becky w milczeniu.
- Taaak, drinki, zakupppy - Powiedział w końcu - My jechać taxi. Do F'hajifam. On mieć dużo drinki.
- Chodzi o to, aby były dobre i niedrogie. A jedzenie trwałe - zauważyła Becky. - Jechać taxi mówisz... jak to daleko? Znasz drogę? - zagadała z uśmiechem. Widać zapowiadała się pierwsza okazja do użycia jednego z nowych pojazdów.
- On mieć dobre rzeczy, taaak - Zapewnił mały humanoid, po czym pokazał obie dłonie - My tyle lećśśśieć.
- Hmm, mam trzy pojazdy, ale chyba żaden nie będzie odpowiedni - pilotka zastanawiała się na głos. Podnośnik był za wolny, Rover za duży i za ciężki, a Hooverbike zbyt cenny i szkoda było ryzykować. - Zgoda, weźmiemy taxi. Nie będzie za drogie, prawda? - powiedziała i gestem dłoni zachęciła go do udania się w odpowiednim kierunku.

* * *

Wezwana hoovertaxi zjawiła się po kilku minutach, po czym Becky i Roootoh udali się nią na spotkanie z F'hajifam. Podróż trwała niecałe 10 minut, a sam przelot taxi nie był specjalnie drogi… już na miejscu Grashmanin wprost poleciał pędem do jakiegoś sklepu, z daleka już coś wołając w swym narzeczu. Gdy z kolei w progi owego przybytku weszła Ryder, usłyszała (i oczywiście zobaczyła), samego F’hajifama, chyba krzyczącego ze złością na Roootoh, ledwie jednak zobaczył on Becky, od razu zamknął jadaczkę, a na jego gębie pojawił się wielce przyjazny uśmiech.
- Witam witam, w czym mogę pomóc? - Odezwał się uprzejmym tonem, wysoki na 2 metry osobnik.


- Witam - odpowiedziała na wstępie kobieta, przyglądając się zarówno rozmówcy, jak i jego przybytkowi. - Szukam dobrego zaopatrzenia i polecono mi ten lokal... Chyba, że nie zgadza się pan ze zdaniem polecającego - zagadała i nieznacznie wskazała dłonią na Roootoha.
- Hmmm… tak, tak - Sprzedawca spojrzał jakoś tak krzywo na małego - Co pani sobie życzy?
- Na początek poproszę coś do zjedzenia, najlepiej smażonego - odpowiedziała Becky. Od śniadania nic tylko łazili i szukali, a lunch składał się z dwóch piw, przez co głód dawało o sobie znać. Na szczęście kobieta miała już doświadczenie w piciu i wiedziała, że nie powinna robić degustacji trunków na pusty żołądek. - Chciałabym przeprowadzić degustację alkoholi. Po jednym małym drinku, tego co może pan polecić. Czy żywnością też pan handluje? Chodzi mi o trwałe zapasy - powiedziała, przyglądając mu się z ciekawością.
- Mamy tu kilka miejscowych płynnych przysmaków - F’hajifama zatoczył dłonią łuk po swym przybytku - Przekąski również się znajdą, więc zapraszam na degustację, zapraszam... - Poprowadził Becky na tyły sklepu, gdzie w dosyć dużym, schludnym pomieszczeniu, zaproponował pilotce miejsce przy okrągłym stole.
- Ceny mam przystępne, chyba jedne z najniższych w dzielnicy... - Powiedział, podczas gdy i Roootoh zajął miejsce przy stole, po czym warknął coś w swym języku do małego, beczułkowatego robocika, który ruszył do roboty.
- Zaraz podamy co trzeba - F’hajifama ukłonił się, po czym zostawił na moment Becky na zapleczu samą z Grashmaninem.
Becky zdjęła z grzbietu kamizelkę i powiesiła ją na oparciu swojego krzesła.
- Wszystko w porządku? Co on tak wcześniej krzyczał? - zagadała szeptem pilotka, nachylając się jednocześnie do kolegi.
- On mie czassssem nie lubiććć… ja podjadaććć - Powiedział nieco speszony Roootoh.
- Mhmmm - mruknęła Becky na znak zrozumienia i kiwnęła mu głową. Uśmiechnęła się lekko, wyciągając z kieszeni mały elektroniczny notatnik.
Podano przekąskę… Zodiański burger z wysuszonymi jajkami żuczków Kamazi.


Po dwóch minutach robocik przyturlał się z tacą pełną szklanic o różnych kształtach i kolorach. Becky zaczęła więc degustację… Oczywiście nadal musiała uważać, aby się nie upić. Bardziej więc od efektów picia, liczył się sam smak napoju, pozostawiony przez niego posmak, konsystencję i oczywiście zawartość procentów. Ostatnią liczącą się wartością była cena za litr, ale tym już zajmą się po wszystkim.
Tymczasem kobieta brała do ręki kolejne kieliszki i szklanki, najpierw oglądając i wąchając zawartość, a następnie upijając kolejne napoje, przetrzymując je w ustach przez dłuższą chwilę, aby doszukać się smaku i zbadać zawartość alkoholu. Na koniec oczywiście notowała nazwę i swoje spostrzeżenia.

Biały, podany w szklance. Pachniało jak dobre wino, a smakowało jak whiskey… aż F’hajifama zarechotał, po czym wyjaśnił pilotce, iż ten był bezalkoholowy. A to ciężko było wyczuć. Dobre, zwłaszcza dla Isabell jak już będzie w ciąży. Kolejny był beżowy z niebieskimi plamkami, pachniał mocno alkoholem, a smakował ostro. Średnio jej przypadł do gustu. Później Becky spróbowała fioletowego w finezyjnie powykręcanej szklanicy, z dużą ilością pianki, który pachniał cudownie a smakował jeszcze lepiej, na owoce, i absolutnie nie było go czuć na alkohol… i ulała kilka plamek na swoje spodnie, co wypaliło jej dziurę! Wystraszoną kobietę uspokoił jednak sprzedawca, iż materiały owszem, przepala, ale dla organizmów, czy tam ogólnego picia, jest całkowicie niegroźny… no oczywiście poza samym faktem, bycia alkoholem. No cóż - jako napitek świetne, ale... jakieś dziwne.

Błękitny drink z pianką i listkiem mięty, podany w kuflu. Pachniało jak… atrament(!), ale smakowało wybornie. Był to chyba jakiś rodzaj piwa, ale taki lekko-gazowany.
- Pani pije, niczym mistrz! - Zaśmiał się sprzedawca, posyłając robocika po kolejne próbki. Becky uśmiechnęła się miło do niego, choć czuła, iż powoli szumi jej już w głowie… - Mam trochę wprawy - odparła zadowolona Becky i podjadła więc nieco z postawionych na stole przekąsek. Pojawiły się piklowane wątróbki jaszczurek Lisko, owoce Chuppiwi, czy i fluroscencyjna bio-pasta Lumariańska na bagietce.


Kolejnym drinkiem był biały z bąbelkami, podawany w grubym szkle. Pachniało słodko i tak też smakowało, smakowało jak karmel. I po tym drinku to Ryder dostała prawdziwego ataku głodu.
- Ppppiękna Becky missstrz! - Zaśmiał się i Roootoh, spijając resztki, i objadając się czym popadnie. Na stole było coraz więcej pustych szklanic i talerzy, a oboje “degustatorów” coraz bardziej ubzdyngolonych.
- Podać coś jeszcze, podać? - F’hajifama węsząc dobry interes, już szykował kolejne trunki i jadła.
Kobieta wzięła głębszy oddech, starając się ogarnąć sytuację.
- Emm, tak poproszę, ale... - zaczęła, zastanawiając się przez krótką chwilę, aby dobrać słowa bardziej dyplomatycznie. - Widzę, że u ciebie jest dość duży wybór - pochwaliła. - O jakiej ilości drinków i potraw mówimy? - spytała, zastanawiając się czy są na półmetku czy też gdzieś indziej. W końcu spróbowała tylko pięciu drinków... ale za to czuła już efekty upojenia. A tylko jeden był tak naprawdę mocny. Może nie powinna była mieszać alkoholi?

- To zależy od pani - Ukłonił się sprzedawca - Czy już starczy, czy próbujemy kolejne drinki, czy podać jeszcze jakieś przekąski? Czy może przechodzimy już do omawiania interesów... czy może połączymy jedno z drugim?
- Taaaak, taaaak - Wstawiony już Rootoh zaczął podskakiwać na kolejnym krześle, uradowany szczególnie ostatnią propozycją.
- No dobrze... - zaczęła Becky i zastanowiła się przez chwilę. Znała swoje możliwości i z całą pewnością coś tam jeszcze da radę wypić zachowując trzeźwość umysłu.
- Może jest jeszcze coś popularnego, wśród ludzi, czego jeszcze nie próbowaliśmy? Albo jakiś likier, tak na deser? I coś słodkiego do jedzenia? - zagadała. Ostatnie dwa drinki i będzie mogła przejść do ustalania cen, oraz formy zapłaty.
- Już podaję... - F’hajifama poszedł po kolejne przysmaki...

W tym czasie zaś Unicom Becky oznajmił cichym brzęczeniem, iż ma zostawioną wiadomość...
- B. jesteś jeszcze w klubie? Przepraszam za piwo i całą resztę. Uratuj proszę moją broń z depozytu, będę wdzięczny, baaardzo wdzięczny. Proszę, raczej nie zdołamy tam wrócić. - Odezwał się nagrany Nightfall.

Becky miała dość mieszane uczucia. Z jednej strony Night naprawdę ją ostatnio uraził, trzy razy. A teraz tyle w międzyczasie zrobiła, a oni myśleli że nadal siedzi w tamtej knajpie. I odezwali się tylko dlatego, że coś chcieli... Z drugiej zaś, będzie mogła pokazać że jest lepsza od nich i załatwić sprawę wspomnianej broni... później. Póki co zajęta była załatwianiem prowiantu, a miała ten komfort, że nie musiała nawet odpowiadać.

- Jak się czujesz? - Zagadała do Roootoh’a, który był znacznie mniejszy od niej, ale wypił przynajmniej tyle samo.
- Ja… taaaak... - Mały podpierał głowę ręką na stole, szczerząc do Becky ząbki - Być dobra… taaaak... - Poklepał się po brzuchu, a pilotka uśmiechnęła się zadowolona.

Sprzedawca zaś przyniósł dwa kolejne drinki, oraz dwie nowe przekąski. Niebieskawy drink z solą na brzegu szklaneczki. Pachniał jak likier, a smakował na poziomki. Ostatni zaś - i ten według zapewnień sprzedawcy, miał być wypity jako właśnie finałowy - był lekko brązowy, ze srebrnym… brokatem. Pachniał czekoladą, a smakował jak ciepła czekolada, mimo iż był zimny. Ten był wprost przepyszny. Oba były znakomite, a efekt ciepła tego drugiego wynikał pewnie z zawartości alkoholu. Ciekawa receptura.
- Wyborne - pochwaliła Becky z uśmiechem i zanotowała do tego odpowiedni komentarz.
Do jedzenia z kolei Wixiańskie ciasto bąbelkowe, oraz ciastka drożdżowe, z których sam jedno zjadł.


- Więc, co pani zamówi i ile? - Spytał z uśmiechem.
Uczta dobiegła więc końca i nastał czas na interesy. Becky nie traciła ducha i skupiła się na tym co trzeba.
- Cóż, to zależy - zaczęła z uśmiechem i przeciągnęła się jak kotka, prężąc cały swój korpus i “przypadkiem” prezentując także biust. Nastał czas na negocjacje. - od tego ile co kosztuje i jaką cenę ustalimy. Chyba dostanę jakąś zniżkę za kupno większej ilości, prawda? - zagadała uśmiechając się szeroko. - A interesują cię wyłącznie kredyty, czy może handel wymienny? - dodała.
Wzrok F’hajifamy prześliznął się po ciele prężącej przed nim pilotki, po czym i on uśmiechnął się wyjątkowo szeroko… Roootoh zaś na takie widoki przy stole, zabulgotał w obrabianej właśnie szklanicy.
- Myślę, że się dogadamy. Handel wymienny może być jak najbardziej - Sprzedawca podsunął Becky pod nos drink czekoladowy, chyba żeby wypiła do końca - Jakie więc ilości, czego, i co w zamian? - F’hajifama zjadł kolejne ciastko.

Becky przeanalizowała dane i zaproponowane ceny. Na szczęście te z reguły nie były zbyt wygórowane. Zapowiedziała się na pięćdziesiąt butelek białego wino-whiskay’a, które z racji bezalkoholowości był naprawdę tani. Trzydzieści droższego, ostrego i mocnego, beżowego z niebieskimi plamkami. Tylko dziesięć owocowego “wypalacza tkanin”, który co prawda nawet jej smakował, ale miał dziwne działanie. Dwadzieścia butelek białego słodkiego karmelu z bąbelkami. Czterdzieści niebieskiego likieru poziomkowego, oraz pięćdziesiąt gorącej czekolady na zimno. Zaś tamtego atramentowego piwa zapisała, od razu na cztery beczki - dwieście litrów... Samego jedzenie też nie poskąpiła i podobnie jak z trunkami nie było czegoś co by jej nie zasmakowało. Ogólnie rzecz biorąc - zamówiła naprawdę dużo zapasów jedzenia.
- To razem będzie... nieco ponad pięć tysięcy. A jeśli chodzi o nasz towar, to mam tu akurat listę. Zobacz, może coś cię szczególnie zainteresuje? - powiedziała, przełączając notatnik na inną stronę z listą sprzętu na sprzedaż... i fotką lekko uśmiechniętej Becky w tle - na tapecie.
Sprzedawca przejrzał szybko listę, po czym pokiwał głową.
- Dogadamy się! - Odłożył elektroniczny notatnik na stół - Dorzucę co extra, a wezmę podnośnik, może być? - Wstał, i wyciągnął do niej dłoń, by przybić interes.
Becky zastanowiła się, ale tylko przez krótką chwilę. Podnośnik był jedną z jej maszyn - jej zabawką, ale w sumie go nie potrzebowali. A tu dostali miłe przyjęcie, darmową(chyba) degustację i jeszcze “co extra”.
- Zgoda! - odpowiedziała zadowolona Becky i od razu coś jej wpadło do głowy. - To ja też coś dorzucę. Małą lekcję obsługi podnośnika - najlepiej jak wspólnie zawieziemy nim prowiant na statek. Co prawda kabina jest jednoosobowa, ale jakoś się pomieścimy - powiedziała uśmiechając się zadowolona... i nieco podpita. Wstała i... No właśnie - F’hajifam oczekiwał przypieczętowania umowy przyjacielskim uściskiem ręki. Prawej ręki! Ogólnie Becky nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby nadal miała prawą rękę! No cóż, teraz i tak się z tego nie wymiga. Starając się nie budzić nieufności, wyciągnęła swoją protezę i chwyciła jego dłoń, pieczętując zawarcie umowy.


A cały pokój zawirował jej przed oczami. Oj nie, nie… ona nie była podpita, była już nieźle ubzdyngolona, i gdyby ją F’hajifama nie podtrzymał jakoś tak pod łokieć, to pewnie by się wykopyrtnęła zgarniając zawartość stołu.
- Oj, oj - Powiedział sprzedawca, po czym się uśmiał, ale tylko krótko - Jednak pani za dużo wypiła… tam jest kanapa, proszę się położyć, przyniosę wody - Odwrócił ją we właściwym kierunku, po czym leciutko popchnął do kanapy, przez moment się przyglądając, czy czasem nigdzie po drodze nie wyrżnie.
Ruszyła w stronę kanapy, zaskoczona nieco że tak ją nagle strzeliło. Może po prostu za szybko wstała? Nie to przez zmieszanie... A może jedno i drugie?
- Dzięki... a bo to dobre drinki były. Załoga będzie zadowolona - powiedziała... chyba normalnie.
- Roootoh, nie dotykaj jej! - Syknął do małego, po czym sam poszedł po co wspomniał.
- Roootoh? Nie no, Roootoh jest w porządku - rzuciła Becky już pobpitym głosem, nie zdając sobie sprawy, że F’hajifam już wyszedł z pokoju.

A stan Becky był z chwili na chwilę coraz gorszy… wirowało w cholerę, rozmazywało się wszystko nieco, oj zdecydowanie przesadziła z tą degustacją. Jak nic wróci nawalona na Fenixa, oby tylko nie napaskudzić w taxi?? No ale chyba aż tak źle jej nie było… Sprzedawca wrócił z wodą, i zimnym kompresem na czoło. Znał się chyba na fachu, pewnie wielu już przy degustacji tak “zasłabło”... hihi...

Ryder jakoś doczłapała do kanapy, po czym się położyła, przy okazji mało nie przewracając, jednak się udało bez wypadków. Kręciło jej się w głowie, a język był troszkę otępiały, jakoś się jednak jeszcze trzymała. Położyła głowę na bocznym oparciu, by mieć ją wyżej niż resztę ciała, po czym przetarła dłonią twarz. Oj ładnie się urządziła, jutro jak nic będzie wielki kac.
- Roootoh… taxi... - Wymamrotała.

W tym czasie wrócił F’hajifama ze szklanką wody i mokrą szmatką.
- Proszę się nie martwić, zaraz panią postawię na nogi - Położył jej zimną szmatkę na czole, po czym podstawił szklankę pod usta - Proszę wypić, to własnej roboty specyfik, poczuje się pani po tym lepiej… no cóż, zdarza się, nie pani pierwsza, nie ostatnia - Uśmiechnął się do niej sprzedawca - Zaraz wezwiemy hoovertaxi. Jaki adres?
- Port kosmiczny... stanowisko B18... Roootoh zna adres - Wymamrotała pilotka, po czym wypiła zawartość szklanki. Woda miała metaliczny posmak, a rozchodziła się w jej żołądku ciepłem.
- Zaraz będzie dobrze - Powiedział sprzedawca, lekko się nad nią pochylając, i pomagając wypić lekarstwo.

Wtedy też, Becky poczuła, jak ktoś jej ściąga sandały, po czym znów na jednej z jej stóp dało się wyczuć.. język. Wzdrygnęła się, i chyba nawet odkopnęła.
- Roootoh ty mała świnio - Warknął F’hajifama, po czym chyba trzasnął Grashamanina przez łeb - Zostaw w spokoju jej nogi!

Z Becky było jednak coraz gorzej. Gorąco z brzucha rozeszło się po całym ciele, język odmawiał już posłuszeństwa, a wzrok powoli nie nadawał się już do niczego. Całe ciało było ociężałe, odrętwiałe… wypadła jej szklanka z resztką wody.
- Przykro mi, że to się tak skończyło - Pochylał się nad nią ponownie F’hajifama z uśmiechem. Ale w tym uśmiechu i spojrzeniu było coś… niepokojącego. Becky odpłynęła.
 
Mekow jest offline