Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2017, 21:04   #188
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Ferraro zgrzytnął zębami, po czym zacisnął pięści.
- Wkurwiacie mnie już od kilku ładnych minut. Interesów z wami żadnych nie robię, zmarnowaliście tylko mój czas - Wycedził przez zęby, po czym dodał już głośniej -Won stąd, i żebym was więcej nie widział!

Nightfall spojrzał na Fenn'a, unosząc lekko podbródek. Osobiście miał dość niewydarzonego ciecia, który to zmarnował *ich* czas, nie na odwrót. Czekał na decyzję towarzysza, dyskretną zgodę. Mogli wyjść spokojnie, albo przestrzelić mu kolana i patrzeć jak pełza. Potem rzucić na stół Kruksissa i dać okazję blaszakowi do wykazania swoich umiejętności. Wystarczył mały znak. Pirat niby wychodząc przemieszczał się w stronę wyłącznika światła, gotowy na oba warianty.

Się im trafił mafiozo od siedmiu boleści. Jak nic tatuś kupił synusiowi na urodziny klub, ten się naoglądał gangsterskich videodysków i teraz kozaczy. Pewnie nigdy nawet nie było mu nic więcej niż zacięcie podczas golenia.
- Ty mnie wkuriwasz od początku. A szkoda. Mogło być tak pięknie, wszyscy byliby zadowoleni. Tak to tylko my będziemy się bawić. - Fenn skinął lekko głową dając sygnał Nightowi. “Pół sekundy” później miał już pistolet w ręce chcąc oddać strzał w sprawniejszą rękę “wielkiego gangstera” a następnie uskoczył w bok.

Nightfall wychodząc trącał w złości ręką różne przedmioty. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dostrzegł potwierdzenie od Fenn'a. Mijając włącznik oświetlenia uderzył również w niego. Odpalił jetpack, zmieniając oczywistą pozycję, chcąc unieść się pod sam sufit, poza zasięg ramion przybocznych małpiszonów. Jeszcze w locie wyszarpnął broń z kabury na udzie. Miał zamiar dać Stelliosowi potężną lekcję bólu. Nie planował go zabijać, jedynie mocno i boleśnie okaleczyć, na początek. Na początek pozbawić możliwości ucieczki. Celownik błądził po dolnych partiach ciała gangstera, szukając jego kręgosłupa w części lędźwiowej lub stawów kolanowych.

Zgasło światło, wystrzeliły pistolety plazmowe. Night zranił Stelliosa w biodro, a Fenn poprawił w prawą rękę. W ciemności rozległy się wrzaski ranionego gangstera, po czym i on wystrzelił, dobywając broni lewą dłonią, jednocześnie uciekając za jakieś biurko… strzelec wzniósł się w powietrze, dzięki jetpackowi wzlatując pod sufit. Dużych możliwości jednak nie miał, przestrzeń była ograniczona, i jeden z goryli złapał go za nogę, po czym z ogromną siłą cisnął mężczyzną po podłogę, niczym jakąś lalką. Oj bolało, i to bardzo(był krytyk), zwłaszcza, gdy przywalił gębą o glebę.

Drugi z mięśniaków z kolei zamachnął się na Fenna Stunt Battonem, trafiając go… prosto w twarz. Zdecydowanie coś pękło, polała się krew, posypały i zęby. Valarian został tak dotkliwie rąbnięty, iż był oszołomiony. Upuścił pistolet, po czy złapał się za zakrwawioną twarz, na dłuższą chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością.

- Zdrada - Powiedział pozbawionym uczuć głosem Kruksiss, po czym zrobił użytek z pistoletu Flechette, pakując serię igieł-pocisków strzelcowi w plecy.

Od uderzenia o podłogę Nightowi pociemniało przed oczami. Wokół głowy przeleciało kilka gwiezdnych konstelacji, a zęby od wstrząsu zazgrzytały nieprzyjemnie. Chyba jeden się nawet ukruszył, bo coś twardego zaplątało się na języku. No tak, wyczuł koniuszkiem szczerbę, górny kieł. Poszło im lepiej niż się spodziewał, albo Fenn przynosił pecha. Utrata ramienia to wyraźny sygnał od losu, taka wskazówka - szczęście cię opuściło stary, czas odpuścić, bo jako następne zabiorę twoje życie. Spojrzał na swoją dłoń i aż się zdziwił, że nie wypuścił z niej pistoletu. Skoro tak, grzechem byłoby nie skorzystać. Spróbował zebrać siły, ale zbyt mocno szumiało mu pod kopułą. Odpuścił ambitniejsze plany. Fortuna jednak do końca go nie opuściła, bo łeb Stelliosa zamajaczył gdzieś na linii strzału. Ze swojej pozycji uniósł lufę, wymierzył w ten durny czerep i pociągnął dwukrotnie za spust. Potem goryle mogą go dopaść i przetrącić kręgosłup. Chujowo ginąć w tej śmierdzącej melinie, ale miał satysfakcję, że sam zdecydował o walce. Nie jakaś pierdolona Unia, czy inne fioletowe ścierwa. On sam.

Pierwszy strzał Nightfalla, do chowającego się za osłoną Stelliosa, okazał się niecelny, trafiając w biurko. Drugi z kolei… trafił zafajdanego wielkiego-mi-gangstera, prosto w czółko. Typek padł na plecy z dymiącą czaszką…
- Panie Ferraro! - Krzyknął Kruksiss, po czym rzucił się do swojego szefa, ignorując całkowicie samego Nighta… który poczuł wielki bucior, opadający na jego plecy. Jednak nie bolało, nie złamało mu kręgosłupa, właściwie to nie poczuł nic, poza samym tąpnięciem na jego ciele. Czyżby ochronił go pancerz?? Odwrócił się w stronę napastnika, wciąż leżąc na podłodze, kierując pistolet w jego stronę. Mięśniak wkurzony na całego, podniósł jakąś pobliską szafkę, unosząc ją ponad głowę, gotowy ją zrzucić prosto na strzelca, i w ten sposób zakończyć jego żywot…

Półprzytomny, lekko pochylony Fenn, z dłońmi wciąż przy prawej stronie szczęki, kątem oka obserwował całe zajście, póki cholerny Stun Baton nie opadł po raz kolejny na jego ciało, tym razem trafiając w lewy bark. Valeriana posłało to również na glebę, a cholerne wyładowanie energetyczne z główki tej parszywej broni znów pomąciło mu w głowie.

Jak nic zdechną w tej piwnicy, kończąc w tak parszywy sposób, z takimi leszczami jako przeciwnikami…

- Steeeeeeeliooooooos!!! - Rozległ się kobiecy wrzask od strony wejścia do pomieszczenia, i ciemność została rozświetlona oślepiającym blaskiem wiązek, wypluwanych wśród jazgotu karabinu.

Obydwaj goryle zostali ścięci długą serią, która zalała całe pomieszczenie, kosząc wszystko powyżej wysokości 1,5m. Całe te szaleństwo skończyło się równie szybko, co zaczęło, i ktoś zapalił światło. Wśród dymu, poranionych, zabitych, i skwierczących urządzeń wypełniających piwnicę, stała laseczka z kanapy, wciąż w samej bieliźnie, i z karabinem plazmowym w dłoniach. Na widok, co tu też się wydarzyło, i co sama zrobiła, upuściła broń z łoskotem na podłogę, po czym schowała twarz w dłoniach, i zaczęła szlochać. Osunęła się plecami po ścianie, po czym zaległa tam na podłodze, trzęsąc się na całym ciele, i wciąż płacząc.

Night znosił razy zanosząc się cichym śmiechem, który stopniowo wypełniał go od środka, narastał, narastał i gdy minęła nawałnica rozbrzmiewał donośnie w całym pomieszczeniu. Pirat przetoczył się na plecy i uniósł na łokciach, wciąż trzymając w ręku pistolet, z którego lufy unosiły się opary po rozgrzanej plazmie. Poderwał się, orientując w sytuacji, chwycił karabin, który porzuciła dziewczyna i wycelował w robota.
- Nie wiesz gdzie byłem! Nie wiesz gdzie byłem! - powtarzał jak opętany z manierą jakby on i tylko on, poznał największą z tajemnic wszechświata. Otworzył ogień.

Fenn próbował się podnieść, jednak coś tu było nie teges. Wszczepy zwariowały w momencie kiedy przez jego ciało została przepuszczona elektryczność. Na protezie ręki było nawet przez chwilę widać małe wyładowania. Chciał ruszyć ręką ale to noga drgnęła, no to chciał wyprostować tą nogę a oczy mu się przymknęły. Coś mu nie pasowało, i dlaczego nagle zamiast mendy która go lała widzi podłogę? Jeszcze raz spróbował się podnieść, wyprostować. I już prawie, już opierał się na łokciach, kiedy ręcę odmówiły mu posłuszeństwa i się rozjechały. Obrócił się na plecy, i widział tylko błyski i prześwitujący między nimi sufit.

Jatka, tam gdzie przybywali śmierć zbierała żniwo. Nightfall opuścił broń lufą do podłogi. Stali się anomalią, aktorami, którzy wynieśli swe role poza scenę. Zanurzono ich w takiej dawce negatywnych emocji, że nie sposób już było pozostać przy zmysłach. Szaleńcy nie wiedzą, że są szaleni. Pirat rozejrzał się wokół, jakby oglądał coś najzwyczajniejszego na świecie, spoglądał na okręty szybujące po niebie, czy wybierał płatki śniadaniowe. Płaczu kobiety też nie rozumiał. Coś podobnego do upadku dziecka i zawodzenia po obtarciu sobie kolana. Patrz, przecież to najzwyklejsze w świecie.

Wziął głęboki oddech, nareszcie obraz przestał mu migać i się wyostrzył, dźwięki zaczęły do niego docierać. Ktoś płakał. Co jest kurwa? Podniósł się do pozycji siedzącej, i tym razem mu się to udało, bez problemów, bez rozjazdów. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jeden chuj co go lał leżał z rozsmarowanymi i przypieczonymi flakami na podłodzę, drugi goryl podobnie, tyle że jego głowa została dodatkowo wciśnięta między jakąś szafkę a podłogę. Dziwne, skąd szafka na środku pomieszczenia? Jakiś nowy trend? Przeniósł wzrok w stronę płaczu, jakaś laska, ta z góry chyba, sądząc po bieliźnie, ze schowaną twarzą w dłoniach, nie daleko niej stał Night z karabinem w łapie. Nagle usłyszał strzał jak przy spięciu, więc i tam się odwrócił. Zezłomowany bot z dziurami i w strzępach, leżał obok bliżej niezidentyfikowanej miazgi zwłok. Fenn wstał na nogi przy okazji zgarniając swój pistolet.
- I jak ja mu teraz w dupę wsadzę ten jego pierdolony gnat, skoro nie rozróżniam dupy od twarzy? - spojrzał się na Nighta, na dziewczynę i na trupy szukając u kogokolwiek odpowiedzi.
Bolała go twarz, a raczej szczęka, w końcu zaczynał odzyskiwać w niej czucie, a to co czuł mu się nie podobało. Zmacał się po szczęce i zobaczył że na ręcę zostało całkiem sporo krwi. Miał rozcięty policzek, a i w ustach poczuł gromadzącą się ślinę wymieszaną z krwią, wypluł więc jej spory nadmiar na podłogę, i zobaczył że wśród plwocin i krwi leży coś białego.
- Co kurwa? - sprawdził dłonią uzębienie, okazało się że fragles jeden jebany wywalił mu dwa zęby, gdzieś z prawego boku!
- Ty chuju. - nie przejmując się że gość jest martwy i nic nie czuje zaczął kopać truchło - Kto. Mi. Teraz. Zwróci. Za. Zęby! - każdemu słowu towarzyszył kopniak. - Teraz jestem tak brzydki jak Stellios 5 minut temu.
Podniósł z ziemi swoje zęby i schował je do kieszeni. Znów wziął głęboki oddech i rozejrzał się na spokojnie po pomieszczeniu. Trochę tu brudno. Zresztą buty też sobie ubrudził. Wycierając je o gościa na ziemi odezwał się do Nighta.
- Bierz jego pukawkę, i może jeszcze coś ciekawego wyhaczysz. Ja mam ochotę puścić tę budę z dymem. Nie wiem jak ty.

Nightowi zawsze podobał się spokój, który opadał na pole bitwy, gdy wybrzmiało już echo ostatniego wystrzału, a konający wydali ostatnie tchnienie. Przyprawiał o zadumę. Był jak cisza po gwałtownej ulewie, gdy oczyszczone z brudu rześkie powietrze miało ten niepowtarzalny zapach ozonu. Plazma pozostawiała podobny efekt. Fenn się ocknął, zaczął wiercić, hałasować i zepsuł cały nastrój.
- Chuj mnie obchodzi jego pukawka, mam już dwie - świeżo mianowany kwatermistrz najwyraźniej wpadł w pułapkę nadgorlizmu nowo zajętego stanowiska. - Trzymał ją ręką, którą dłubał w nosie, pierdole - najemnik wyraził swoją dezaprobatę.

- Księżniczka się znalazła. - już chciał podejść do papki, nawet zrobił kilka kroków po czym zatrzymał się i spojrzał to na buty to na krew wymieszaną z flakami i gównem, i machnął w tą stronę ręką. - Więcej brudu niż to warte. I tak mamy za dużo. Masz ochotę na małe ognisko? I tak w tej dzielni, albo i całym mieście już mamy przejebane.
Night sparodiował księżniczkowe dygnięcie, machając karabinem jak atrapą magicznej różdżki.
- Czary mary, dwa browary. Kurwa, nie działa... - przeniósł wzrok na kobietę. - A może wcześniej zapytamy grzecznie panią Stellios, gdzie trzymają kredyty. Nie żebym był pazerny, ale szkoda by przepadły w pożarze.
- A myślisz że będzie tak miła i poda nam hasła? Ciekawe czy mają wolne kredstick’i na przelew.
Podszedł do kobiety siedzącej przy schodach i kucnął naprzeciw niej przyglądając się bez słowa. Ta jednak nie reagowała, i nie zauważała Fenna, nadal bucząc we własne dłonie.
- Ej. Paniusiu. - Popstrykał palcami przed jej rękoma - Proszę pani, interes jest do zrobienia.
- Nie ma się co mazać, gość nie był ciebie warty. Ci co dłubią w nosie przy kobietach to najniższa kategoria. Lepiej pomyśl o przyszłości, bo jak spalimy tę budę nie zostaną ci ani żadne ciuchy, ani drobne na waciki - Night przekonywał. - A tak wyrwiesz se coś na zapas. Jak mówiłem, nie jesteśmy bardzo pazerni.
- On… on ma do góry w biurze sejf... - Wydusiła w końcu z siebie panienka, zabierając dłonie z twarzy.
Miał, w zasadzie, ale nawet Fenn nie jest potworem, i takie rzeczy poprawia dopiero po 10 minutach od zgonu.
- Chodź, pokażesz. - wyciągnął do niej rękę by pomóc jej wstać.

Panienka zaprowadziła ich do znanego im już pomieszczenia piętro wyżej, po czym odsłoniła jeden z obrazów na ścianie, pokazując wbudowany sejf.
- Nie wiem jak go otworzyć... - Burknęła, po czym usiadła znowu na kanapie, i łyknęła kilka kolorowych tabletek. Chyba chciała znów mieć jakiś odlot, czy coś…

Gdy weszli do pomieszczenia pierwsze co zrobił to zgarnął z podłogi swój datapad.
- Zajebiście. Chyba sobie jaja robisz. - burknął do siebie pod nosem oglądając dokładniej sejf -[i] No, jeśli nie masz gdzieś tu skitranej małej bombki, to miejmy nadzieję że ten przygłup zapisał gdzieś sobie kombinacje -[i] rozejrzał się po pomieszczeniu za komputerem albo innym datapadem. Jako odpowiedź od półnagiej panienki, otrzymał z kolei jedynie gest, w postaci przystawionego na chwilę do skroni palca… mogło to oznaczać, że ten - martwy już - jełop, miał go w głowie, albo, że należało ją odstrzelić, bo miała już wszystko gdzieś? W każdym bądź razie lala ułożyła się znowu wygodnie na kanapie, nie zwracając już chyba uwagi na dwóch załogantów Fenixa buszujących po pokoju.

A zatem stan dziewczyny wrócił do normy. Night zastanowił się krótko, czy bardziej zależało jej na mężczyźnie, czy na jego dragach. Długo nie musiał, odpowiedź sama uderzała w oczy. A więc sejf. Sejf jak sejf, metalowy taki, pewnie z jakimiś wzmocnieniami w środku i alarmem. Zbliżył się, gdy Fenn wybrał się na wędrówkę w poszukiwaniu żółtej karteczki samoprzylepnej z zapisanym kodem. Pruć go nie zamierzał, tajniki szlachetnego zawodu kasiarzy były mu obce, ale wzrok miał bystry, a Stellios był fleją. Przyjrzał się uważnie śladom, które mogły zostawić jego lepkie od glutów i piwa paluchy, w chwilach gdy otwierał sezam. Zrobił powiększenie obrazu w HUD'zie. Analizował zabrudzenia piksel po pikselu i starał się wyodrębnić zbiór wchodzący w skład sekwencji.

Nightfall po krótkich kombinacjach przy sejfie, odkrył iż mała klawiatura miała nieco bardziej wytarte, czy tam i pobrudzone przyciski o liczbach 2, 6, 8, 9. Więc kod był czerocyfrowy, jednak możliwości było sporo… co innego zwróciło jednak uwagę obu mężczyzn. Spojrzeli po sobie, po czym obaj zrobili dziwne miny.

Cisza. Absolutna cisza dobiegająca od korytarza w stronę baru. Nie było muzyki, nie było rozmów, żadnych odgłosów. Zupełnie, jakby bar za 2 parami drzwi był pusty… fuck.

No tak jak się pierdoliło to czemu i nie po całości. Czy naprawdę tak ciężko w tych czasach podpieprzyć martwemu gangsterzynie jego kasy? Jak nie kurwa sejf z pieprzonym kodem, to kurwa jak nic blokada budynku. Swoją drogą szybko działali. W kilka minut ewakuacja lokalu i obstawienie? Nieźle, trzeba im przyznać.
- Laska, zaczynam tracić cierpliwość. - podszedł do niej i widząc że odpływa potrząsnął nią - Nigdzie się teraz nie wybierasz, nie skończyliśmy gadać. Masz mi przelać ładną sumkę na wolne kredstici, albo chociaż nas stąd wyprowadzić. Ubierać się nie musisz jak nie chcesz.
- Daj mi gościu spokój... - Burknęła panna - Poszukaj se w biurku... - Wskazała niedbale na mebel, po czym odwróciła się do niego półnagim tyłkiem.
- Kod złożony jest z cyfr 2,6,8,9... - Night wszedł w tryb Sherlocka. - Szkoda, że nie mamy więcej czasu. Nie lubię zostawiać zagadek bez rozwiązania. Kurwa, moja broń została w jebanym depozycie. Jak następnym razem jakiś pierdolony robot każe mi się rozstać z karabinem, przypomnij mi żebym dla zasady odstrzelił mu łeb.
Mężczyzna był wkurwiony, bardzo lubił swój karabin. Miał świetne modyfikacje, równie świetnie wyglądał i wiele razem przeszli. Na pałę wklepał w klawiaturkę 9,2,6,8.

Ściągnął brwi, zastanawiając się nad innym wariantem i nagle przypomniał sobie o Becky, która została przecież na sali, odpalił unicom.
- B. jesteś jeszcze w klubie? Przepraszam za piwo i całą resztę - tak, karabin był jedną z tych rzeczy, dla których mógłby się kajać na kolanach. - Uratuj proszę moją broń z depozytu, będę wdzięczny, baaardzo wdzięczny. Proszę, raczej nie zdołamy tam wrócić.

Fenn podszedł do biurka zostawiając kobietę na sofie. Może nie był święty, ale mordercą też nie był… oficjalnie, bo rodziny poległych mogły mieć inne zdanie. W każdym razie zaczął przeszukiwać biurko, może chociaż jakimś zupełnym trafem, los się przypadkiem do nich uśmiechnie i znajdzie tam chociaż plan budynku. W co wątpił, co taka rzecz robiłaby w takim miejscu.

Strzelec zagadał do Becky przez komunikator, ale pilotka nie odpowiadała… Fenn w tym czasie przetrząsnął biurko, znajdując kilka błyskotek, które mogły być warte tak na oko z tysiączka, odkrył również kasetkę, zamknięta, bez klucza, ale po potrząśnięciu zadźwięczała miło kredytami… znalazł również 2 przyciski pod blatem biurka. Jeden już migał czerwonym światełkiem…

- Przynajmniej nie wyjdziemy stąd z pustymi rękami. - puścił oko do Nighta i rzucił w jego kierunku naszyjnik, do kieszeni chowając dwa pierścienie.
Kasetkę schował do saszetki przy pasie, która już nic więcej, notabene, nie zmieści, a i teraz ledwo się domyka.
- Mam też przyczynę ciszy na sali. Laska musiała wcisnąć ten alarm. Sprawdzimy do czego jest drugi guzik? - usadowił się naprzeciwko komputera i zaczął szukać monitoringu.

- Też mi załoga, w ogóle nie można na nich liczyć. Wszystko trzeba robić samemu - Night przechwycił w locie błyskotkę i schował w oporządzeniu. Wklepał tak po prostu 2,6,8,9 zwyczajnie rosnąco, bez udziwnień, jak na właściciela idiotę przystało. - Lecę po moje graty, zanim na głowę zwali nam się dużo więcej i lepiej uzbrojonych karków - zakomunikował. Nie żeby przez drzwi - oknem lub przez dach, wmieszać się w tłum i od frontu byle do depozytu, jako jeden z tych zapominalskich klientów.

- Nie chcesz sprawdzić sali z kamer? - spytał się go Fenn zanim ten opuścił pomieszczenie.

- Wolałbym nagranie stąd, ze zbliżeniem na Stelliosa otwierającego sejf. Masz tam coś takiego? - Night zapytał, rozglądając się za dogodną drogą ewakuacji na zewnątrz budynku.

- Szukam. - padła odpowiedź od strony biurka.

Nightfall stanął plecami do ściany przy oknie i wychylając się nieznacznie, próbował wychwycić zagrożenia, ewentualnych napastników i miejsca na dachach lub między uliczkami, gdzie dałoby się ukryć.

- Dupa, idziemy w ciemno. Nie złamię hasła. - Fenn wstał od stołu, wyciągnął pistolet i podszedł do drzwi - Chcesz wyjść pierwszy? Czy szukamy wyjścia na około? - rzucił do kumpla.

- Lepiej na około, łatwiej zgubić pościg między uliczkami, wśród przechodniów i wielu zakamarków, niż wpaść w ogień krzyżowy w zamkniętym pomieszczeniu - pirat podzielił się wieloletnim doświadczeniem.

- Nie chcesz iść po swój karabin? Chyba że wejście od frontu będzie otwarte, to może uda się wejść niepostrze, niepooo, niezauważonym.

- Czemu niezauważonym? Jestem, kurwa biednym poszkodowanym klientem, którego wyrzucono z lokalu i który w całym tym zamieszaniu nie zdążył zabrać co jego. Muszę tylko stać się częścią tłumu. Ty tam, laska, nie podsłuchuj naszych przebiegłych planów - zaśmiał się pod nosem.

-No tak, zachowajmy optymizm. Nie powinni znać naszych twarz. - spojrzał się na Nighta - Albo pancerzy. - ruszył się szukać innego wyjścia.

- Na zewnątrz wydaje się spokojnie - Nightfall spróbował otworzyć okno. Do pomieszczenia wpłynęło świeże powietrze rozpraszające nieprzyjemną gamę zapachów Stelliosowego syfu. - A co z tym drugim przyciskiem? Może odwołuje alarm. - zgadywał.

- Spróbuj, najwyżej nas wysadzi. - Fenn wzruszyła ramionami.

- No co ty? Liczę, że wysunie się łóżko, przygaśnie światło, włączy przyjemna muzyczka, a z sufitu zjadą na rurach cztery panienki - ta koncepcja była dużo przyjemniejsza, niż jakieś nieprzystojne wizje Fenn'a. - Dobra, pierdolić, spadamy.
Nightfall przesadził parapet i przywarł do ściany. Trzymając się cieni, rozejrzał raz jeszcze po otoczeniu.

Fenn podszedł do okna czekając aż zwolni mu się miejsce na dole. Usłyszał, jak panienka na kanapie zaczyna dziwnie kaszleć, prawie jak odgłosy wymiotowania, po czym dało się słyszeć harczenie i… ciszę. Czyżby właśnie zeszła??

Z kolei do uszu obu mężczyzn dotarły przytłumione odgłosy specyficznych syren, jak nic należących do jednostek porządkowych tej planety…

- Powinni nam być wdzięczni i pewnie będą, choć się nie przyznają. Nie ma nic lepszego dla służb niż kryminaliści podrzynający sobie nawzajem gardła. Jak jeszcze nikt postronny nie ucierpi, to tylko otwierać szampana - Nightfall z pewną dozą nostalgii wsłuchiwał się w znajome pulsujące dźwięki. - Nie ma co wracać, crime scene do odwołania. Wmieszajmy się w tłum i oddalmy niepostrzeżenie.


Suzh nie przejął się zbytnio laską, nie jego brocha, nie był od ratowania życia a od zabijania, do tego dochodzi ewidentny laski brak ochoty na oddychanie, a kimże on jest by jej tego zabraniać?
Gdy Night się ruszył spod okna Fenn zeskoczył za nim. Wylądowali w jakiejś obskurnym zaułku, zaniedbanym i pozostawionym samemu sobie. Ruszyli więc w odwrotnym kierunku niż syreny i wejście do klubu.
- Pieprzony sierściuch. - Suzh przeklął pod nosem jakąś włochatą kulkę który ośmielił się wystraszona skoczyć z kubła na śmieci mu przed nosem i jeszcze się odgrażała syczeniem - Doświadczenie? Co ci odwaliło że wstąpiłeś do glin? - zagadał z nudów, chociaż rzeczywiście go to od dawna ciekawiło.

- To nie wiesz? - Night wygrzebał papierosa z kieszeni. - Czy chcesz usłyszeć u źródła, bo plotki, które krążyły po kompanii ci nie wystarczą? Kurwa, stare dzieje, ile to lat temu? Jakby zupełnie inne życie.
Night szedł rozglądając się uważnie, by zawczasu i nie zwracając na siebie uwagi omijać ewentualne patrole.

- To było inne życie - westchnął Fenn - Plotek było kilka. Osobiście moja ulubiona to ta że żeś wydymał żonę płk. Greystona a ten się dowiedział, i wolałeś uciec zanim cię złapie w swoje łapy. Ale wiesz, plotki plotkami.

- To też moja ulubiona - pirat się zaśmiał. - Cholera, żeby faktycznie tak było. Prawda jak to prawda, dla odmiany bywa do bólu gówniana. Nie wiem, czemu chcesz se zepsuć wyobrażenia o moich podbojach, ale twoja wola - zaciągnął się dymem. - Jak wiesz miałem despotycznych starych i jak na porządnych tyranów przystało całkiem wpływowych. Nie podobało im się, że wstąpiłem do armii, bo to oznaczało utratę kontroli, ale robili co mogli. Dodaj dwa do dwóch, a domyślisz się dlaczego po egzaminach zabrakło mi punktów by wstąpić do space marines, naszej małej wojskowej elity. Wciąż mogłem iść tam gdzie ty, ale brzmiało jak kompania karna i nie rozumiem dlaczego sam się ostatecznie na nią zdecydowałeś.

- Oficjalnie? Wysłali mnie bo miałem odpowiednie umiejętności. Ale raczej to było zwykłe uzupełnienie a ja się im albo nawinąłem, albo tylko na mnie pasował pancerz. Ale szczerze? Nie tego żałuję, ładny żołd, a jak się później okazało, na boku łatwiej coś wyrwać dla siebie. I kilka innych zalet też było. - uśmiechnął się na wspomnienia - Jedynie początek, jak to dla kota był przejebany.

- Nie gadaj, umiejętności potrzebne do służby w oddziałach samobójców to brak zdrowego rozsądku, instynktu samozachowawczego, czerpanie przyjemności z szarżowania w ogniu zaporowym oraz oczywiście cierpliwość do długotrwałej rekonwalescencji i spożywania pokarmów przez rurkę - Night miał wyrobioną opinię o formacji. - Bix i Iss nawet podchodzą pod profil.

- No to sam obaliłeś oficjalne stanowisko byłych przełożonych. Głodny jestem. - Suzh rozejrzał się to w lewo to prawo aż dostrzegł jakieś uliczne stanowisko z żarciem do którego ruszył - Ale coś w tym musi być. Kto normalny pchałby się do przodu na okopy czy mechy. To pan daj. - wskazał palcem na jakieś mięso nabite na patyk - Kurde, sam sobie przygadałem. - puścił oko do kumpla.

- Byli przełożeni to skorumpowane dziady, a oficjalne stanowiska tonęły w bezczelnej propagandzie. Ale prawda, potrzeba było czasu, by w końcu zrozumieć na jakich falach statek się buja.
Nightfall nie miał ochoty na jedzenie. Po pierwsze, musiałby zdjąć hełm, po drugie postrzały w brzuch lepiej rokowały na pusty żołądek.

- Ummm. Dobre, ostre. - skomentował smak z pełnymi ustami - Jesteś pewien że nie chcesz?
Fenn wcale się nie przejmował postrzałami czy zagrożeniem, widać że chyba jednak przesiąkł coś OS.
- Przydałoby się dowiedzieć co z Becky. - odezwał się gdy w końcu przełknął.

- Nie odbiera wiadomości. Pewnie jest zajęta pokątnym mizianiem z ufolem z planety Hardcock XxX - Night wzruszył ramionami. - A wiesz, wezmę se tę jaszczurkę, na wynos.
Skierował się w stronę kucharza.
- Kto co lubi. - wzruszając ramionami Fenn skomentował krótko nie odrywając się od jedzenia.
 
Raist2 jest offline