Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2017, 22:32   #29
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wyszli drogą, którą tu przyszli i jak już Gaheris zaczął się przyzwyczajać, czekała na nich dorożka. Strain podał dłoń Annie pomagając jej wsiąść. Po chwili jechali w dalszą drogę. Anna wysadziła ich sporo dalej, w dzielnicy, która już w żaden sposób nie przypominała “głównego” Soho. Dorożka zaparkowała przed wielkim pałacem, przed którym Gaheris nie dojrzał żadnej ochrony.


Gdy Strain wprowadził go do środka, odkrył że pałac jest mimo wszystko wypełniony “ochroną”. Spotkał tu sporo kobiet i mężczyzn, z czego te pierwsze mimo wszystko kojarzyły mu się z kobietami, które spotkał “U mamy”. Były dużo bardziej eleganckie, ale raz na jakiś czas widział jak, któraś zgarniała jakiegoś z mężczyzn i szli w ustronne miejsce. Strain przywitał się z kilkoma osobami i poprowadził go w kierunku schodów. Na górze czekała na nich kobieta, odziana tylko w przejrzysty szal.


- Kogo sprowadziłeś Strain? Wiesz, że Pani już odpoczywa. - Wokół kobiety roztaczała się dziwna aura. Aura, którą nawet znał. Aura prezencji i władzy, dosyć popularna w jego klanie. Do tego wampirzyca, bo był pewny, że to była jedna z jego gatunku, była bardzo typową przedstawicielką Torreadorów. Piękna, kobieca, pełna dostojeństwa. Nie wykonywała, żadnego zbędnego ruchu, przez co przypominała trochę rzeźbę. Jej głos był głęboki, ale dźwięczny.

Strain przyklęknął na schodach.
- Wybacz Sylvio. To Henry Ashmore. - Gaheris zauważył, że wzrok wampirzycy przeniósł się na niego. - Przyniósł pilną informację dla Pani.
- Ashmore powiadasz… - Kobieta obejrzała go sobie dokładnie. - Jestem Sylvia i jestem dzieckiem Pani Florence. Czy życzysz sobie się z nią widzieć?
- Piękna pani - Gaheris pochylił się w ukłonie ujmując jej dłoń oraz całując, jak zwykle, nieco dłużej niżeli wymaga kurtuazja i nieco krócej niżeli mogłoby to być uznane za nieprzyzwoitość. - Piękna pani - powtórzył tym bardziej, iż niemal naga kobieta podobała mu się. Ostatecznie właściwie nie byłby Toreadorem, gdyby nie pociągało go piękno, zaś nie byłby sobą, gdyby nie interesował się kobietami oraz ich słodkimi wdziękami - pan Strain rzeczywiście powtórzył moje pragnienie, gdyż sprawa wydaje się dosyć pilna, zaskakująca i ważna. Zapewne lady Florence uznałaby podobnie, zaś w takich sytuacjach, zdarza się, iż konieczna jest szybka reakcja - wymawiał to głosem, który nie potrzebował dodatkowej, magicznej czy wampirzej zachęty. Stanowczo jednak był elegancki, uwodzicielski, miły, pełen z jednej strony swego rodzaju szacunku przynależnego partnerce, z drugiej zaś delikatnej zachęty.

Sylvia gdy tylko puściła jej dłoń, przesunęła jej wierzchem, po twarzy wampira, uważnie mu się przyglądając.
- Należysz do klanu Torreadorów? - Spytała z niewzruszoną miną, nie odrywając dłoni od jego twarzy.
- Tam mam honor i przyjemność być Rzemieślnikiem - odparł trochę dziwiąc się jej reakcji. Czyżby była niewidoma? Możliwe, jednak akurat to nie przeszkadzało być prawdziwie piękną kobietą. - Dokładnie tak, jak ty, piękna pani.

Wampirzyca przesunęła dłoń na jego podbródek i uniosła jego głowę ich oczy spotkały się i teraz był pewny, że Sylvia widzi i to widzi dużo. Jej oczy były skupione i Gaheris był pewny, że robi teraz to co on robił nieraz sam. Badała jego emocje.
- Zaprowadzę cię do Pani. - Puściła jego twarz i spojrzała na Straina. - Helmer ma coś dla ciebie Strain.

Ghul wstał z klęczek i uśmiechnął się.
- Oczywiście Sylvio. Zostawiam was wobec tego. - Zdążył się obrócić i wampirzyca odezwała się ponownie.
- Potem tu przyjdź. Na pewno będzie chciała zobaczyć cię przed snem. - Gaheris mógł przysiąc, że na ułamek sekundy na twarzy Sylvi pojawił się uśmiech.
- Oczywiście. - Ghul przytaknął nie odwracając się i ruszył w dół schodów.

Stojąc cierpliwie Gaheris był nieco rozbity. Trochę nie wiedział, co się dzieje, ale zależało mu na Charlie oraz rzeczywiście chciał podejść z szacunkiem do Florence. Ucieszył się jednak, kiedy Sylwia zadecydowała, iż odwiedzą Starszą Toreadorów. Wystarczyło czekać oraz wykonywać jej polecenia.
Sylvia powróciła do niego wzrokiem.
- Zapraszam za mną. - Ruszyła korytarzem. Niesamowite było to że gdy szła bardziej przypominało to taniec. Bardzo dostojny i elegancki, ale taniec. Wampirzyca wprowadziła go do rozległego salonu i podeszła do kolejnych drzwi. - Zaczekaj tutaj, dobrze?
- Oczywiście Sylwio, bardzo chętnie - nie dodał, że tym chętniej, iż bardzo przyjemnie mu się ogląda jej wdzięczną figurę pod cienkim okryciem szala. Jednakże poza tym oczywiście tak czy siak po prostu musiał jej słuchać, jeśli chciał się dostać do lady Róży.

Sylvia weszła do pokoju jedynie lekko uchylając potężne wrota. Przez ułamek sekundy Gaheris dostrzegł wypełnione atłasami wnętrze i został sam. Tym bardziej więc musiał czekać.


Minęła dłuższa chwila, już sam zauważył, że pomalutku robi się senny. Do świtu było jeszcze sporo czasu, ale niebawem musiał zacząć myśleć o powrocie jeśli chciał spać w swoim leżu. Z pokoju wyłoniła się Sylvia, otwierając jedno skrzydło i wpuszczając go do środka.
Pokój nie miał okien i był niemal w całości wypełniony przez wielkie łoże, na którym panował lekki ruch. Gdy jego oczy przywykły do półmroku rozpoznał w tym ruchu kilkanaście śpiących obok siebie nagich kobiet, pomiędzy którymi siedziała blada piękność… powiedzmy że prawie ubrana.


- Pani to Henry Ashmore. Henry to starsza klanu Torreadorów, opiekunka elizjum północnego, harpia Londynu Lady Florence Halbard. - Sylvia zaprezentowała swą matkę będąc w lekkim pokłonie.
- Tak, tak… - Głos Florence był bardziej dziewczęcy niż kobiecy, przypominał drobne dzwoneczki. Wampirzyca przeciągnęła się. - Zostaw nas samych, chciałabym szybko wrócić do snu.

Sylvia skłoniła się i opuściła pokój zamykając za sobą drzwi. Jedna ze śpiących dziewcząt zareagowała na hałas obracając się i wtulając się w starszą wampirzycę. Gaheris nie mógł nie zauważyć, że jej dłoń powędrowała poniżej gorsetu, gdzieś pod pościel.
- Co cię sprowadza? Bo chyba coś więcej niż zwykłe odmeldowanie się.
- Nawet zwykłe odmeldowanie się byłoby doskonałym pretekstem, żeby spotkać się z tak piękną kobietą - powiedział, ale nie przesadzał. Wampirzyca musiała słyszeć miliony komplementów, więc kolejny mógł ją tylko nudzić. Właściwie bardzo mocno zdziwiła go także tamta dziewczyna oraz owa wsuwająca się dłoń. Jednak po namyśle uznał, że widocznie coś ją zaswędziało. Bywa. Czyli nic mu do tego. - Ale nie, masz rację, lady Róży, przybyłem nie tylko dla tego, żeby się z tobą spotkać, choć gdybym wiedział, jaka jesteś, przyjechałbym najszybszą dorożką jaką potrafiłbym znaleźć. Sprawa jest jednak taka, panna Ashmore zaginęła. Wychodząc od ciebie, po prostu zaginęła. Nie powróciła do domu. Nie dała znać swojej landlady, że nie wróci, a jak mnie owa pani poinformowała, zawsze to robiła. Zwyczajnie, wyszła od ciebie i rozpłynęła się - skłonił się lekko. Owszem Starsza Rzemieślników była piękna, jednak on także nie należał do brzydali. Dlatego starał się wykorzystać swoje atuty tak samo, jak właśnie ona.

Nagle poczuł, że atmosfera w pomieszczeniu gęstnieje. Mina Florence była niewzruszona, ale dziewczęta chyba też to wyczuwały bo zaczęły się budzić i przekręcać, niepewnie spoglądając na swą panią.

- Henry Ashmore tak… a skąd masz niby takie informacje? - Głos starszej był spokojny, ale wampir zaczynał czuć dziwną presję, że powinien opuścić to miejsce. Mocno jednak się temu przeciwstawił. Owszem szczerze mówiąc Florence miała najcudowniejszy biust, jaki zdarzyło mu się widzieć. Obłędnie kształtny oraz taki, że wręcz chciałby się go objąć oraz pieścić. Jednak nie miał ochoty być robionym w konia. Szczególnie, że miał całkiem sporo lat, nawet jeśli były to lata przespane.
- Tak lady Florence, na potrzeby tej epoki Henry Ashmore. Odwiedziłem kolejno pana Brewera, lady Annę, księcia Peela, lady Rebeccę, wreszcie pana Straina. Każda spośród tych osób prowadziła mnie do kolejnej, każda informowała o tej sprawie, wreszcie doprowadziło mnie to tutaj, gdzie pragnę ci złożyć hołd wasalny, jak należy się to szlachetnej pani od rycerza, po wtóre zaś prosić panią, by pomogła mi odnaleźć zaginioną pannę Ashmore - wyjaśnił godnie skłaniając się oraz przyklękając na kolano.

Wampirzyca przyglądała mu się z tym samym spokojnym wyrazem twarzy. Atmosfera przestała gęstnieć, nie czuł też już takiej presji. Jednak nadal nie było tu komfortowo.
- Kim jest dla ciebie moja Charlotta? - Na dźwięk tego imienia, część kobiet otworzyło oczy.
- Między innymi kimś, komu uratowałem życie. Została bodaj cztery dni właściwie niemal zastrzelona, zamordowana, choć nie wiem, przez kogo. Spotkaliśmy się przypadkiem. Nie wiedziałem, że nazywasz ją, pani, “swoją”. Jednak skoro ty zwróciłaś na nią uwagę, nic dziwnego wszak, że ja również. Wtedy jednak nie zajmowałem się niczym poza ratowaniem jej. Byłaby albo zwłokami wypełnionymi metalem, albo kimś komu pomogę swoją krwią. Zdecydowałem się na to pierwsze. Absolutnie nie wiedząc, iż ma tak piękną panią, przywódczynią Róży. Rycerskie słowo honoru, że tak było - podniósł się spoglądając dumnie, choć pełen szacunku.
Wampir był pewny, że mógłby nawet nie przysięgać. Florence z pewnością obserwowała jego aurę i czytała w jego emocjach jak w otwartej książce. Wampirzyca delikatnie pogładziła głowę jednej z dziewcząt, a Gaheris poczuł, że atmosfera lekko się rozluźniła.
- Będziesz musiał mi to wynagrodzić. - Stwierdziła jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Ale tym zajmiemy się gdy to maleństwo znów zirytowane będzie stało przede mną. - Spojrzała na wampira i nagle gniew, który wyczuwał zaczął przeradzać się w coś innego. Smutek… ah był pewny że to to. - Widziałam się z nią dwie noce temu i opuściła miejsce spotkania cała i zdrowa. Przyniosła mi dziennik i mimo iż bardzo się starała wyciągnęłam z niej co nieco informacji. Chcesz mi opowiedzieć swoją wersję?

Podniósł głowę.
- Nie, pani. Jestem rycerzem i nie ma wersji mojej i nie mojej. Jest po prostu prawdziwa wersja. Zaś ty pani jesteś Starszym Toreadorów, moim sezerenem, więc nie ma możliwości żebym tobie skłamał. Rycerz tak nie robi - powiedział dumnie. - Na pewno więc nie skłamię tobie, ani nie będę zmyślał. Nie wiem co przyniosła ci panna Ashmore, zaś o tobie usłyszałem dopiero tej nocy, być może od księcia Peela. Charlotta była pod tym względem bardzo dyskretna. Nie mówiła o tobie nic, ja zaś nie naciskałem. Rycerz tak nie robi. Zaś co do wynagrodzenia ci, pani, to jest słuszne. Każdy rycerz powinien umieć płacić za swoje postępowanie, dobre, czy złe - uśmiechnął się przesuwając dłoń arcyzgrabnie. Był nie tylko przystojny, ale też potwornie zręczny, gibki i tej elegancji wystudiowanych ruchów niewielu ludzi czy wampirów potrafiło dorównać.
- Dbałam o to by Charlotta nic nie wiedziała. Jedyne czego mogła przed tobą strzec to swego własnego życia. - Florence dłuższą chwilę bawiła się włosami jednej z kobiet, która powoli sięgnęła do piersi wampirzycy i zaczęła je miętosić powodując, że Gaheris niemal otworzył usta ze zdziwienia zawstydzając się. Dama Florence była jego damą, jego Starszą, jednak trochę poczuł się niczym nieuświadomiona dziewczyna podczas pierwszej nocy.

- Niestety dla tej istotki mam nad nią znaczną przewagę… - Florence podniosła na niego wzrok - … sir Gaheris.
- Witaj milady. Jeśli więc znasz moje prawdziwe imię, tym bardziej wiesz, że potrafię dotrzymywać rycerskich obietnic - powiedział coś trochę gubiąc rytm, bowiem odruchowo zerkał na owe cudowne cycuszki, które właśnie były w użyciu przez jedną z dziewcząt.
- Powierzyłam Charlotcie kolejne zadanie, mimo iż byłam na nią bardzo rozgniewana. - Na chwilę w powietrzu znów dało się wyczuć drobne iskierki gniewu. - Teraz zdaje sobie sprawę w jakie niebezpieczeństwo mogłam ją tym samym wrzucić.

Kolejna kobieta sięgnęła do wampirzycy, obejmując ją w pasie, jakby pocieszając.
- Też potrafię być rycerska, szczególnie jeśli chodzi o dotrzymywnie obietnic, sir Gaherisie. - Spojrzała na niego tą samą spokojną miną. - I obiecuję, że jeśli w przeciągu tygodnia nie przyprowadzisz tu mojej Charlotty, zadbam o to by cię stracono. Możesz nie znać tutejszych zasad, ale nic nie tłumaczy tego, że nie dbasz o swego ghula. - Gdy wymawiała ostatnie słowo, w jej głosie pojawiła się odrobina jadu.

- Starsza Róży, zazwyczaj dobrze jest mieć we mnie przyjaciela, a źle wroga. Mam dla ciebie w tej chwili wyłącznie postawę pełną szacunku, więc proszę zachowajmy te relacje. Jestem Gaheris, zaś moją matką była Pani Jeziora. Klękałem przed królem Arturem przed wiekami i przysięgałem bronić niewiast. Będę bronił więc oraz poszukiwał także Charlotty. Bardzo nie spodoba mi się, jeżeli ktoś będzie utrudniał mi tą misję, skoro ty ją sama osobiście zlecasz. Skoro zaś tak, oczekuję że zgodnie z własną wolą wyjaśnisz mi dokładnie, na jaką misję wysłałaś pannę Ashmore, bowiem wtedy będę wiedział, jak rozpocząć poszukiwania - mówił spokojnie oraz godnie. Szanował Starszą, ale nie był smarkaczem, ani kimś kim można pomiatać.
- Nie wymieniałabym tych imion gdy nie jesteś w stanie odpowiedzieć za kradzież, której się dopuściłeś, choćby nieświadomie. - Florence odwróciła wzrok, ale jej głos złagodniał. Widać Pani Jeziora była w jakimś stopniu jej znana. - Miała dla mnie sprawdzić kilka osób… ale wracała do domu. Zazwyczaj zalecałam by zajmowała się tymi rzeczami w dzień, by nie dopadł jej żaden z naszych. Charlotta wracała do ciebie, nie wiem gdzie zaginęła… nawet nie wiedziałam, że zaginęła.

Chciał jej już odpowiedzieć, że skoro nie wiedziała, że zaginęła osoba, którą zatrudniała najprawdopodobniej właśnie ze względu na poleconą misję, albo przynajmniej tuż po zleceniu, to się nie nadaje na jej wodza oraz powinna przed sobą postawić zadanie: albo sama ją znajdzie przez tydzień, albo wyjdzie się jakoś poopalać. Nie powiedział, bowiem rycerz nie odzywa się tak do damy. Nie bał się jej gróźb i nie obchodziło go, jakie ma ona znaczenie dla niej. Był prostym, twardogłowym rycerzem.

- Pani, Charlotta zaginęła w drodze od ciebie do domu. Oznacza to, iż możliwe, że ma to związek z owym zadaniem, które właśnie jej przydzieliłaś. Skoro sama twierdzisz, ze to takie niebezpieczne, więc zapewne sama zakładasz, że coś się mogło stać z nią, albo raczej, że ktoś mógł jej przeszkodzić podczas wykonywania owego zadania. Jeśli oczekujesz więc, że odnajdę Charlottę, to oczekuję pełnego wsparcia od ciebie. Czyli prosiłbym, byś powiedziała kogo miała szukać, dlaczego to niebezpieczne oraz wskazała mi tropy, lub kogoś, kto zna tropy. Niewątpliwie także znasz osoby, które wszystko wiedzą w tej dzielnicy, które zaś mogą wiele powiedzieć. Prosiłbym o wskazanie ich. Wreszcie o przydzielenie mi kogoś do pomocy, na przykład panny Sylwii. Niewątpliwie będę potrzebował kogoś znającego tutaj sytuację.
- Wybacz sir Gaherisie ale jedyne wsparcie jakie ode mnie dostaniesz to informacje. - Florence nawet nie podniosła na niego wzroku. - Sylvia ma swoje obowiązki i jednym z nich będzie zdobycie tych informacji, a ty jesteś dorosłym wampirem i nie musi ciebie niańczyć moje childe. - Wampirzyca spojrzała na niego. - Przeszukam swoją dzielnicę i zadbam o to by każdy kto widział cokolwiek mi się z tego wyspowiadał, Strain przyniesie ci jutro wszystko czego uda mi się dowiedzieć. Nic nie wiesz, a mówisz jakbyś wiedział cokolwiek… - Florence zamyśliła się. - Pierwszym celem był Henry Mayhew.
- Niewiele wiem, ale pragnę się dowiedzieć i na pewno nic nie ukrywam. Pana Mayhew mogę spotkać, mamy wspólnego znajomego. Czy Charlotta znała inne, powiedzmy, cele?
- Powiedziałam, że będą cztery, ale nie podawalam jej innych nazwisk by musiała tu przychodzić ze sprawozdaniami. Lubię tą zadziorną istotkę. - Na twarzy wampirzycy pojawił się lekki uśmiech.

- Więc wreszcie mamy coś wspólnego, pani. Także ją lubię. Czy ktokolwiek oprócz ciebie oraz jej wiedział cokolwiek na temat tej misji? - pytał grzecznie, choć myślał także o jej groźbach. Bardzo nie lubił takich rzeczy oraz właściwe pogardzał takimi niehonorowymi zachowaniami. Oczywiście zależało mu na Charlotcie, ale bardzo stracił zainteresowanie Starszą. Ładne cycki to naprawdę nie wszystko.

- Tylko Silva, była ze mną na spotkaniu. Strain przekazywał jej informacje, ale nie wdrażałam go im mniej osób wie tym zazwyczaj mniej trzeba potem sprzątać.
- Wobec tego jakim cudem ktoś się dowiedział?
- Obawiam się, że mogli ją przechwycić bo ktoś ją zghulizował, a Charlotta nie posłuchała i zadziałała w nocy. Choć kto ich wie, jest kilka potężnych ghuli chodzących po Londynie, też bez problemu rozpoznaliby swojego.
- Kim są owi ci, bowiem proszę wybaczyć, nie byłaby pani Starszą, gdyby nie miała pani swoich przypuszczeń?

- Jeśli chodzi o ghuli ich imion ci nie wymienię, to co słyszę to plotki, bo wszyscy dobrze pilnujemy takich informacji. - Zamyśliła się. - A jeśli chodzi o moje podejrzenia to… ventrue. Regularnie uprzykrzamy sobie nawzajem życie. Tylko nie wiem jaki mieliby mieć w tym interes, skoro mnie nie szantażują.
- Gdzie mogę spotkać owych Ventrue? - spytał spokojnie, choć mógł jutro popytać Annę. Szczerze mówiąc tamto elizjum oraz tamte osoby znacznie bardziej przypadały mo do gustu. Może nie były tak seksowne, ale miały więcej uroku, który to Toreador cenił nadzwyczajnie. Kobieta pełna uroku z przeciętnej stawała się piękna, z pięknej była wręcz Wenus z obrazów Boticellego oraz Tycjana. Tyle, że działało to również na odwrót, jednak tego wątku myślowego nie chciał tutaj rozwijać.
- Dziś spotkałeś dwójkę. - Florence uśmiechnęła się. - Ale z nimi ostatnio jakoś nie konkuruję, udało nam się wypracować jakieś porozumienie. Ale jestem pewna, że Peel i Rebecca będą doskonale wiedzieli kto ma zakusy na moją działkę.
- Rozumiem - właściwie rozumiał tyle, że był to koniec audiencji u tej arcycudnej burdelmamy. - Wobec tego pani, będę jutro w Carlton klubie rozmawiając z tymi osobami oraz czekając na informację od ciebie, pani - skłonił się.
- Ah.. to wyślę tam Straina.
- Czy coś powinienem jeszcze wiedzieć rozpoczynając poszukiwania?
- Charlotta jest bardzo utalentowana, nie bez powodu ją zwerbowałam. Wierzę, że jest w stanie ukryć się przed słabszym wampirem i z pewnością większością ghuli. Ktokolwiek ją dopadł musiał ją wziąć sposobem, albo nie jest pierwszym lepszym rozrabiaką.
- Rozumiem, będę więc oczekiwał na informacje łaskawej pani - skłonił się jeszcze raz. - Pani pozwolę, że powiem do kolejnego przyjemnego widzenia. Życzę miłego wypoczynku - mówił arcygrzecznie, jak to miał wypraktykowane na najlepszym, najwspanialszym dworze całej Anglii.

Florence przyglądała mu się bacznie.
- Nie musisz mnie lubić Gaheris, nie musisz grać… Charlotta zawsze żegnała się ze mną mówiąc bym zdechła. - Wampirzyca uśmiechnęła się, jakby to było bardzo miłe wspomnienie. - Nie wiedziała, że już dawno jestem po tym etapie egzystencji. Łączy nas interes i nic więcej.
- Nie gram. Składałem przysięgę szacunku wobec niewiast, więc jej dotrzymuję. Gdybym był tobą, chciałbym mieć kogoś takiego po swojej stronie, kto stanie przy tobie nie dlatego że cię lubi, ale że uważa, iż tak właśnie trzeba - dokonał klasycznego ukłonu zbierając się do wyjścia, ale jako mężczyzna musiał dać jej szansę odpyskowania, jeśli sobie tego życzyła..
- Na razie nie widzę twojej przydatności. Wyciągnęłam sporo z Charlotty. Na ten czas jesteś moim obciążeniem, osobą za którą odpowiadam stając przed Peelem.

Uśmiechnął się bardzo szczerze. Wiedziała, jak stary był. Wiedziała, iż skoro tak, musi kryć odpowiednią siłę. Nie była idiotką, więc wiedziała, że jego stan poznawania obecnej rzeczywistości jest chwilowy. I z tego co powiedziała mu Rebecca wiedział też, że rzeczywiście starsza poniesie częściowo konsekwencje wszystkich jego naruszeń. Dlatego tym bardziej powinna go wesprzeć w pierwszym etapie choćby pomagając, lub dając pomocnika, który mógłby uchronić go od tych potencjalnych błędów. Ona tego nie zrobiła. Teraz zaś mówiła, jaki jest nieprzydatny. Dlatego się uśmiechnął. Łgała niczym pies, według niego przynajmniej. Jeśli zaś mówiła prawdę, to chyba świat oszalał, zaś on się do niego kompletnie nie nadawał, bowiem nic nie pojmował.

- Udanej nocy sir Gaherisie. - Florence opadła na poduchy, gdzie zaraz dopadły ją dziewczęta.
- Udanej nocy, Starsza klanu Róży – powiedział uprzejmie. To było arcypiękne nic, albo raczej nic czym byłby zainteresowany. Co jest łatwiejsze: nauczyć kogoś zasad obowiązujących w mieście, czy znaleźć przyjaznego sobie starszego wampira? Odpowiedź była banalna. Jednak Florence widocznie, tak przynajmniej przypuszczał, wolała odrzucić ofertę jego współpracy oraz wsparcia. Więcej, odrzuciła ją ze wzgardliwą obojętnością. Tego zaś Gaheris nigdy nie zapominał. Nie mścił się nigdy, szczególnie na kobietach, jednak takie osoby nie mogły na niego liczyć. Jeśli właściwie się orientował na wampirzym rynku, był starym pokoleniowo przedstawicielem tego gatunku. Jeśli będzie więc ostrożny, znajdzie sobie odpowiednie miejsce, zaś Florence niechaj się kisi we własnym sosie.


Drzwi uchyliły się i gdy wampir wyszedł zobaczył stojących tam Straina i Silvę. Ghul bez słowa wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Odprowadzę cię. - Silva miała niewzruszoną minę.
- Oczywiście, dziękuję – odpowiedział uprzejmie Sylvii. - Będzie mi niezwykle miło dzięki twojemu towarzystwu.

Przytaknęła, akceptując pochwałę i ruszyła korytarzem.
- Pozwoliłam sobie wezwać bryczkę, do centrum. Zalecam dojazd do Westminster i tam przesiadkę. W obecnej sytuacji będzie to bezpieczniejsze. - Mówiła odrobinę beznamiętnie.
- Dziękuję piękna Silvio, niewątpliwie skorzystam z twoich porad. Życzę miłej nocy pod księżycem. Przy okazji, czy wzywałaś także dorożkę dla panny Ashmore? Albo może widziałaś, gdzie się udała, jeśli ją odprowadzałaś - uznał, że może ta niewiasta cokolwiek ciekawego powie, jeśli wie. Martwił się o Charlottę. Obawiał się, iż pomimo deklaracji Florence, wampirzyca może niezupełnie traktować poważnie zaginięcie Charlie. Chociaż oczywiście tego pewien nie był, zbyt mało znał Florence. Istniała możliwość, że miała taki sposób bycia, rzeczywiście pasujący do jej profesji, ech szkoda, przepiękna kobieca oraz cudowne piersi, westchnął cichutko.

- Z uwagi na charakter zleceń panny Ashmore wychodziłyśmy zazwyczaj różnymi wyjściami i w różnych porach, tak by zbyt wiele osób nas nie widziało razem. Pani Florence zawsze wysyła swoje ghule by odprowadziły ją do granic dzielnicy, by mieć pewność, że nic się jej nie stanie. Niestety ostatnio widziałyśmy się w lokalu tuż przy granicy domeny… panna Ashmore miała wziąć bryczkę tuż obok.
- Rozumiem, dziękuję. Każda informacja mile widziana, każda pomoc także. Po prostu dla zrealizowania pragnienia twojej matki. Niechaj księżyc sprzyja twoim zamiarom – wyruszył ku dorożce, która miała zostać wezwana przez Silvię. Później jeszcze ponownie planował zmienić na kolejny powóz, aż wreszcie ruszyć spać.

Sylva odprowadziła go wzrokiem, aż do dorożki. Wampirzyca wyglądała niesamowicie stojąc po środku otwartych wrót, skąpana w wypadającym z wnętrza świetle. Dorożkarz upewnił się, że ma jechać na Westminster. Zdawało się, że w ogóle nie widzi Sylvy, która gdy tylko pojazd ruszył, wróciła się do środka.


Wysadził go niedaleko postoju dorożek, z którego korzystali razem z Charlie. Wtedy zamówił kolejną już do domu. Ponieważ zaś dochodził poranek, wszedł do siebie, zamknął drzwi i położył się spać. Jeszcze tylko wcześniej w drzwi pani Dosett włożył karteczkę, ze nic nie zdziałał oraz będzie wieczorem an moment. Nie chciał, żeby kobieta mająca niewątpliwie swoje klucze usiłowała czegoś poszukać. Usnął wampirzym snem kiedy tylko rozebrał się, umył oraz położył.
 
Aiko jest offline