Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2017, 09:11   #253
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
Waightstill miał ułatwione zadanie. W chacie zostało tylko kilka osób: Marwald, nowopowstała rada wsi oraz oczywiście czwórka jeńców. Dzięki takiemu składowi Bartnik nie musiał się powstrzymywać, aby nie wystraszyć bojaźliwych chłopów, którzy w przypływie strachu mogliby zrobić coś głupiego. A tak, nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał i każdy był zadowolony. No może poza rzeczonymi jeńcami, którzy pomimo tego iż na początku byli twardzi, teraz wyglądali jak zapłakane dzieci które ktoś odsunął od matczynego cyca. Waightstill miał dużą siłę przebicia, jednakże najemnicy też nie byli w ciemię bici, nie chcieli przyznać się do tego co uczynili, lecz ich wymijające odpowiedzi tylko jeszcze bardziej wkurzały Bartnika. Tylko kwestią czasu było aż Waightstill dowie się wszystkiego co chciał i zabije jeńców, a oni doskonale o tym wiedzieli, gdyż cokolwiek by nie mówili wskazywało ich jako współwinnych, ludzi którzy za pieniądze byli w stanie sprzedać własną moralności. Waightstill nie znał się na torturach, a nie chcąc zbyt wcześnie zabić przesłuchiwanych, testował na nich metody które w jego rozumieniu miałby przynieść skutek. Dlatego też minęło naprawdę sporo czasu zanim wszystkie sekrety ujrzały światło dzienne. Z zeznań jeńców wyklarowała się dość jasna sytuacja tego co właściwie zaszło:

- Burkhard, korzystając z niechęci ludzi gór do obcych, postanowił pozbyć się nowoprzybyłych w bardziej wysublimowany sposób, gdyż wyglądali na zbyt inteligentnych i silnych, aby dać się omamić bujnym słowom kapłana. Prostych chłopów można było zbałamucić i cichaczem zabić jednocześnie utwierdzając mieszkańców że nie jest im potrzebny nikt więcej, i że wszędzie czai się zło, czego żywym przykładem był "ten ostatni" który chciał zabić kapłana. Oczywiście sam Burkhard ostro protestowałby przed agresywnymi rozwiązaniami aby wykreować się na tego dobrego i miłosiernego. Koniec końców wyszłoby na to że to ludzie nie chcą nikogo nowego, bo to zło, mutacje i tak dalej. W przypadku bohaterów było gorzej, zasada działania taka sama, lecz sam plan musiał być bardziej ambitny aby ochotnicy się nabrali. Plan zakładał wywołanie zamieszania, a następnie pojedyncze odciąganie od grupy i zabijanie. Tym zamieszaniem miało być zabójstwo Wilfreda oraz jego rodziny. Były to dwie pieczenie na jednym ogniu. Kapłan miał już bardzo dużą władzę, lecz Will często go blokował, ciężko byłoby wytłumaczyć że jakiś wieśniak zdołał zakraść się do domu Willa, zabić go, jego rodzinę i jeszcze uciec, ale co innego bohaterowie. Jeśli chodzi o śmierć przywódcy, to Burkhard zrobił to sam, mówił że użyje jakiejś trucizny, lecz żaden z najemników nie znał się na tym na tyle dobrze aby określić co to za środek. Widzieli tylko jak wchodził do chaty w okolicy wieczerzy. Następnego dnia, zgodnie z planem, mieszkańcy nie żyli, oskarżeni zostali bohaterowie którzy mieli zostać straceni podczas rytuału. Burkhard miał przygotowane odpowiednie fiolki, jedna z nich była neutralna a druga zawierała silny środek wywołujący coś w rodzaju dzikiego szału. Ludzie widząc człowieka w takim stanie mieli uznać że rytuał się nie udał a prawdziwa natura człowieka, tudzież bestii wyszła na wierzch. Ciało Victorii, otrutej razem z rodziną Willa, zostało wyniesione daleko do lasu, polane dużą ilością świeżej krwi (dla pewności) i pozostawione, aby upozorować ucieczkę oraz śmierć od dzikich zwierząt które momentalnie poczułyby świeżą krew. Z Maxem było tak że został on wysłany z Pieterem na poszukiwania, a ich tropem trójka najemników. Znalazł nawet odpowiedni trop, lecz zanim doszedł do celu został podstępnie zaatakowany i zabity. Bronił się dość długo, był przebiegły i nawet zdołał zabić jednego z najemników - Fritza. Kapłanka która była tu przed Burkhardem również została zabita przez jego intrygę, podobnie jak w przypadku Marwalda.

Wszyscy byli wściekli, lecz to Waightstill był tym który zadaje ból, więc nikt nawet nie myślał aby zbliżyć się do jeńców, a sam Bartnik, pomimo kipiącej w nim złości powstrzymywał się przed ostatecznym ciosem, w nadzieli na wyciągnięcie jeszcze jakiejś informacji. Z czasem gdy jeńcy powiedzieli już naprawdę wszystko co wiedzą, zaczęli opowiadać o rzeczach tak samo mało istotnych jak ich zeszłotygodniowe śniadanie, a pomimo tego Bartnik dalej był nienasycony, do budynku wszedł nikt inny jak Simon - 12-14 letni młodzieniaszek który na początku przygody przyprowadził Felixa oskarżając go o zabójstwo Willa i jego rodziny. Był bardzo smutny i tylko dla zasady rzucił okiem na to co działo się z jeńcami. Ciężko przełknął ślinę i delikatnie się jąkając zdał relację:

- Znaleźliśmy Waszego przyjaciela, niestety jest martwy. Panią Victorię również, lecz jej ciała nie ... nie byliśmy .. nie byliśmy w stanie przynieść do wsi.

Głos chłopaka łamał sie, widać że bardzo przeżył to co zobaczył, więc gdy tylko powiedział co miał powiedzieć z powrotem schował się za drzwiami. Uczestnicy przesłuchania natychmiast wybiegli z budynku. Na głównym placu, na saniach leżało ciało ich druha. Jego skóra była bladozimna, krew wypływająca z niewielkiej aczkolwiek poważnej rany na głowie zakrzepnięta, ręka pogruchotana, a z piersi wystawały dwie strzały wbite w ciało na dobre kilka palców. Maxowi nie dane było odejść w spokoju. Rany wskazywały na pościg za rannym i kulejącym, nad którymi najemnicy musieli się znęcać. Zeznania jeńców sprawdziły się, lecz prawdomówność ich nie uratowała, Waightstill jeszcze przez chwilę spoglądał na sponiewierane ciało druha, jakby upewniając sie że nie żyje i nie mogąc w to uwierzyć, a następnie chwycił swój oręż oburącz tak mocno, że aż wśród panującej grobowej ciszy dało się słyszeć tarcie skórzanych rękawic o metalowy drąg. Wszyscy wiedzieli co sie zaraz stanie, lecz nikt nie próbował nawet słowem zatrzymywać Bartnika. Tylko Marwald skinął druhowi głową na potwierdzenie i odwrócił się od tymczasowego więzienia. Ludzie uczynili podobnie, akceptując los więźniów. Waightstill biegiem ruszył do budynku, potem tylko trzaśniecie drzwiami, i lamęty jeńców, zmniejszające swoją intensywność z chwili na chwilę, aż nastała cisza. Cisza jakiej ostatnio bardzo często doświadczali zarówno ludzie gór jak i bohaterowie, lecz tym razem nie było to opłakiwanie zmarłych, lecz triumf nad złem którego koniec nastąpił wraz z ostatnim tchnieniem szajki terroryzującej wieś.

***

Dzień chylił się ku końcowi, lecz pomimo tego że główny problem we wsi został rozwiązany a bohaterowie usatysfakcjonowani, pozostała jeszcze jedna rzecz do zrobienia, przed wyruszeniem w dalszą drogę. Po obu stronach były straty w ludziach, pomimo tego że każdy kogoś stracił, nikt już nikogo nie obwiniał, lecz nie zmienia to faktu że ciała należało pochować. Podobnie sprawa miała się z kapłanem i jego szajką. Nawet jeśli nie zasługują na godny pochówek, to nie można zostawić ich trucheł w chacie ani też zwyczajnie "wyrzucić za mury, sępom na pożarcie", gdyż świeże mięso mogło przyciągnąć dzikie zwierzęta i nie tylko. Starszyzna wioski postanowiła pozbyć się ciał poprzez wywiezienie ich z dala od zabudowań, gdzie zostaną zasypani śniegiem i pozostawieni. Aby nie ściągać zagrożenia na wieś, odległość musiała być naprawdę spora, dlatego też zadanie to zostało przełożone na następny dzień, aby nie szwędać się po nocach. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe ciała, zgodnie z tradycją...

- ... zostaną pochowani w jaskini cmentarnej tak jak wszyscy dotychczasowi mieszkańcy. Oczywiście dla Waszych przyjaciół również znajdzie się tam miejsce. Zgodnie z naszą tradycją, ciała zostaną zabalsamowane i złożone w krypcie. Panują w niej odpowiednie warunki, lekko wyższa temperatura niźli teraz na zewnątrz i bardzo niska wilgotność, tak więc zwłoki powoli ususzą się i pozostaną na wieki. Przez resztę wieczoru przygotujemy ciała do pochówku, a następnego dnia z rana odprawimy obrządek pogrzebowy. Myślę że tak będzie najlepiej, hm? - przedstawił Mathias.

- Aha - odezwał się Jan - chciałeś jeszcze spytać o ...

- Ach tak, właśnie. Wygląda na to, że tajemnica została rozwiązana i wasza wieś oczyszczona. Teraz musimy ruszyć dalej, a dalej to jest świątynia gdzie muszę wraz w moim przyjaciółmi zrobić co w mojej mocy aby nasz świat był znów taki jak niegdyś. Dlatego też chciałbym zapytać, czy może znacie jakieś sekretne przejście do świątyni? - Marwald wiedział, że uczył się aby je wyszukać samemu, ale był po prostu ciekawy, czy tutejsza ludność nie ma innego, może jeszcze szybszego.

- Jedyną pewną drogą do świątyni jest ta przez grzbiet góry, aczkolwiek starsze podania mówią iż podobno da się przejść jaskiniami, jednakże grzbietem idzie się cały dzień w jedną stronę, a co dopiero przeciskając sie pomiędzy skałami, zakładając że to w ogóle możliwe. Co prawda sami korzystamy z niektórych korytarzy, a właściwie większych jaskiń, gdyż w lecie panuje tam niższa temperatura niż na zewnatrz, ale nie nazwałbym tego przejsciem do świątyni. Jeszcze dzieci się czasami tam bawią, choć im zabraniamy. Wiadomo, masa korytarzy, rozpadliny, niestabilne sklepienie, ale dzieci nie słuchają, np Simon, raz na jakiś czas zapomina że tam się nie wchodzi - Heidrun spojrzała karcącym wzrokiem na Simona, a następnie ponownie spojrzała na bohaterów, lecz nie zdążyła się odezwać gdyż przerwało jej dziecko.

- Hej, ale to prawda, tam jest cała masa korytarzy, a ja się w nich nie gubiłem, po prostu je zwiedzałem, one są bardzo ciekawe, mogę Wam pokazać!

- Dobrze dobrze - dyskusję przerwał Jan - porozmawiamy o tym jutro, po obrządku, tymczasem pora do domów, to był bardzo ciężki i wyczerpujący dzień. Marwaldzie będziemy zaskoczeni jeśli zechcecie przyjąć nasze zaproszenie na wieczerze oraz spoczynek.

Chata Jana była skromna, jak i wszystkie inne zresztą. Ochotnicy ulokowani zostali w jednym pomieszczeniu. Marwald sporo czasu poświęcił na poprawieniu stanu zdrowia Waightstilla, który mimo że trzymał się dzielnie, dalej nie był w pełni sił. Aby odciążyć swój umysł od używania magii, wspomógł się tradycyjnymi technikami, a dopiero do cięższych ran użył czarów. Bartnik poczuł przyjemne ciepło i zasnął gdy tylko zabieg się skończył. Podobnie uczynił Marwald zmęczony całym tym dniem. Było grubo po północy.

***
O poranku wszyscy ludzie ruszyli na pogrzeb. Waightstill czuł się jak nowo narodzony, przybyło mu kilka blizn, lecz nie czuł już bólu. Procesja wyszła ze wsi i po jakimś czasie dotarła do wystającej skały. Przejście było wąskie, lecz bez problemu mieściło się w min dwoje wyprostowanych ludzi stojących obok siebie. Sama krypta była rozmiarów mniej więcej chaty, a ciała owinięte w szmaty leżały na licznych występach skalnych. W powietrzu czuć było intensywny, duszący wręcz zapach olejków eterycznych i ziół, lecz nic nie wskazywało na rozkład pośmiertny, także najwyraźniej starszyzna miała racje i ciała złożone w tej krypcie faktycznie ususzają się zamiast psuć.

Ceremonia nie była długa, Marwald przywołał kilka pieśni i modlitw które pamiętał jeszcze z rodzimej wsi, po czym ciała zostały przeniesione na półki, na których w skale ktoś już wcześniej wyrył imiona zmarłych. Wdowy po zabitych przez Konrada mężczyznach lamentowały, lecz widać było iż pogodziły się z losem. Marwald miał poważanie u tych bogobojnych ludzi, pokazał kim jest i nikt nawet nie śmiałby chociażby pisnąć złego słowa. Z drugiej strony sam Kolekcjoner widział że ludzie traktują go coraz bardziej jak obdarzonego mocą człowieka któremu powierzona została specjalna misja, a nie prawie półboga którego należy czcić - co zresztą powinno podobać się wybrańcowi, gdyż właśnie na takim się czuł. Pozwalało mu to również na zadawanie pytań, posiadanie wątpliwości oraz zwyczajne interakcje międzyludzkie, nikt nie oczekiwał od niego wszechwiedzy i wszechmądrości.

***

Wejść do korytarzy o których mówili chłopi było kilka, jedno z nich prowadziło do krypty, lecz z uwagi na charakter nie było ono połączone z innymi, w których magazynuje się żywność.

- Myślę że Simon będzie dobrym przewodnikiem dla Was - zaczęła Heidrun- Jest co prawda dość młody, lecz kto jak nie on tak dobrze zna te korytarze. My korzystamy tylko z tych najbliżej powierzchni, a w nich ciężko byłoby się zgubić. Dalsze drogi to już inna bajka.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline