Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2017, 14:57   #29
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Zapyziałe podziemia


Aulus podszedł do szybu i spojrzał na dół, starając sobie przyświecić lampką, jednak dało to mizerne efekty. Jednak aby sprawdzić głębokość, splunął do szybu i nasłuchiwał. Niemal natychmias usłyszał ciche mlaśnięcie, śliny o kamień.
Primus aż tak dobrego słuchu, by usłyszeć odgłos śliny nie miał. Upuścił więc w głąb szybu jeden z zapasowych grotów. Brzęk metalu będzie głośniejszy. Choć jak się okazało, niewiele głośniejszy, echa w tym podziemnym kompleksie były dziwne, jedne dźwięki wzmacniały, inne przytłumiały w zupełnie nie dający się określić sposób.

- Kwintus wspominał że niezbadany korytarz jest po prawej? Po lewej chyba było puste pomieszczenie, a prosto pomieszczenie z zapieczętowanym i wrotami, jeśli mnie pamięć nie myli. Proponuję najpierw obejrzeć te wrota. Zrobił parę kroków w stronę rozstępującej się przed kagankiem ciemności.
- Clarit? Umiesz rozpoznawać, albo wyczuwać pułapki? Niby powinno być tu bezpiecznie, ale jakoś bezpieczniej puścić kogoś obeznanego. Przystanął, zerkając za siebie na resztę grupy.

Alchemik westchnął głęboko.
- Będę próbować, ale wy też się rozglądajcie. Te dziury w ścianach to po tych pieruńskich pułapkach - wskazał na jedną ze wspomnianych. Znaczy dziurę, nie pułapkę. Kryształy jednakowoż zostały skrupulatnie wymazane z istnienia i Clarit zastanawiał się co się z nimi stało.
- Jak mnie coś zabije to klaszczcie. Chcę odejść z pompą - zażartował nerwowo i zabrał się do roboty.

Szopen poczłapał na dół. Nie liczył na jakieś magiczne spluwania, tylko na empiryzm w postaci krążenia po okolicy.
- A nie trzeba będzie wtedy przypadkiem bardziej spieprzać, a nie klaskać? - szop rzucił pytanie do Clarita. Chyba nie załapał dowcipu Clarita, albo załapał, ale nie skupiał się teraz na tym w tym momencie. Poszedł sprawdzić niesprawdzoną prawą odnogę korytarza. - To ja idę tutaj - wskazał szopią łapką na prawo i wszedł tam.


Po jakichś 20 krokach ludzkich, a po szopich może parę razy tyle korytarz skręcił w prawo łagodnym łukiem, a na końcu znalazł grotę… szop nie miał pojęcia do czego te wszystkie dziwne doły były potrzebne. Poniuchał powietrze, ale poza stęchlizną, wilgocią i ewentualnie kamieniami nie wyczuł nic ciekawego. Zerknął też do dołków - wynalazł w nich dziury, nie widać w nich było dna.
Były schody w górę i w dół, prócz tego podłoga i ściany noszą ślady uszkodzeń, jakby coś z nich wydłubano, a na gruncie były ślady ciągnięcia po nim czegoś ciężkiego. Szopen poszedł tym śladem i… trafił do punktu wyjścia. Lecz w takim razie - skąd to coś ciągnięto? Szop powrócił do celi, by sprawdzić “źródło”.



Ślady na kamiennej podłodze urywały się niemal dokładnie w połowie pomieszczenia. Cokolwiek przez nie ciągnięto najwyraźniej pierwotnie znajdowało się właśnie w tym miejscu. Lecz czym ów ciężki przedmiot był nie sposób było wywnioskować po samych śladach. Być może odpowiedź znalazła by się niżej, lecz przy samych schodach w dół , tuż na poziomie ludzkiej łydki błyszczały trzy charakterystyczne klejnoty wprawione w ścianę. Szopen podszedł w tamtą stronę, widać było tylko jak futro na jego ciele się jeży. W następnej chwili uskoczył i cudem uniknął błyskawicy. W pomieszczeniu rozległ się zapach ozonu i palonego mięsa.
Cud uratował życie Szopena, lecz kosztował go przednią prawą łapę po której został tylko dymiący kikut.

W grocie rozległ się pisk, który mógł dotrzeć do uszu pozostałych uczestników ekipy.
Aaron nie będzie zadowolony, z całą pewnością.

Clarit nie zdążył wejść dobrze do pomieszczenia, a już się odjebało. Alchemik wściekle uniósł dłonie w akcie poddania.
- Czy ciebie popierdolilo do reszty?! - warknął wściekle po czym poprawił na ramieniu swój ekwipunek zapakowany w worek podróżny, a następnie odwrócił się napięcie i ruszył przed siebie odpychając na bok legionistów.
- Banda pojebów. Z kim ja pracuję? - mruknął sam do siebie na odchodne. Nie miał zamiaru zostawać w tych zapyziałych ruinach ani sekundy dłużej. Nie na to się umawiali. Szop miał sprawdzać swoimi bystrymi ślepiami czy są pułapki. Stary alchemik ostrzegał, ale niiiiiiieeeeee! Trzeba było podreptać w swoją stronę i dać się prawie zabić. Zabrał jedną z lamp i począł wracać tunelem. Niech się bawią sami. Nie da się zabić, bo szop nie umie się pilnować. Mieli współpracować do cholery jasnej!

Primus też nie stał w miejscu. Rozglądał się najpierw, czy coś może im odciąć drogę odwrotu, nic takiego jednak nie zauważył. Ruszywszy za Claritem i Aulusem usłyszał pisk Szopa. Skulony za tarczą ruszył w kierunku pisku, zostawiając alchemika Aulusowi.
- Cywile…
Gdy dotarł do Szopa ten kulił się, piszczał, płakał, i wyglądał jakby zdychał z bólu. Legionista nie podchodził i nie dotykał niczego czego nie znał i nie rozumiał, Szopa natomiast podniósł delikatnie i zawinął w płaszcz, tworząc prowizoryczne nosidło. Skoro nie krwawił, nie było potrzeby natychmiastowego opatrywania, a wolał sam nie brać się za leczenie.
Idąc powoli i ostrożnie, by nie wstrząsać rannym wrócił do miejsca gdzie zostawił kompanów. Alchemik na ranach powinien znać się najlepiej z nich.

- Clarit wracaj. To tylko szop. Niczego więcej się po nim nie spodziewałem tutaj. No i już się nauczył żeby nie łazić po omacku. Chociaż zobaczmy te drzwi o których wspominał Kwintus. Ponoć tam wszystko już rozbroił. Aulus próbował przekonać alchemika do pozostania.

Alchemik nie miał zamiaru się zatrzymywać. Szopen pozbył się łapy, a on wszelakich złudzeń, że coś tutaj osiągną. Nie będzie narażał swojego życia widząc co się stało już przy pierwszej pułapce. Dziadek rozbrajał je 40 lat. Claritowi załapanie samego wierzchu zagadki zajęło parę bitych godzin, a szop podszedł i od ręki spierdolił. Koniec. Tyle w temacie. Czasami jednak zerkał za siebie, aby zobaczyć czy nikt nic nie odwala za jego plecami. W pamięci miał akcję z Aaronem.

Clarit nie zareagował. Widać miał już dość pokazów tutejszych zabezpieczeń, a bez pomocy alchemika Aulus nie miał zamiaru podzielić losu futrzaka.
- Dobra, rozumiem. Zawracamy. Jednak nie było sensu się tu dłużej narażać. Trzeba było próbować powierzchnią. Nim ruszył za Claritem, poczekał jeszcze na Primusa
- Zostało coś z niego? Zapytał zerkając na zawiniątko.
Primus pozwolił zakonnikowi zobaczyć Szopa.
- Dycha. Podsumował Aulus oglądając okaleczonego szopa. - No ale na czapkę jeszcze wystarczy… Zażartował. - Aaron nie będzie zachwycony…
- Nie, raczej przeżyje - nie załapał żartu Primus. Na dalszą część zdania wzruszył ramionami.

Szopen nie miał jak się odwdzięczyć jakąś ciętą ripostą i nie wyglądał na zachwyconego żartami zakonnika. Dalej wił się z bólu i kwilił, chociaż tylko troszkę mniej jak przedtem. Ale Aulus w jednej rzeczy… nawet dwóch lub trzech miał rację.

Primus chętnie dogoniłby Clarita i wytłumaczyłby w bardzo prosty sposób, że nie ucieka się z pola bitwy, a już na pewno nie bez rannych towarzyszy, ale teraz ważniejsze było doniesienie Szopa bez dodatkowych obrażeń, szedł więc powoli by ograniczyć wstrząsy.

“No to sobie połaziliśmy po lochach” - pomyślał Rimnotoki, widząc co się stało szopowi.
- Wracajmy. Jeszcze nam drugą pułapką sprowadzi na głowę i będzie - rzucił krótko, a w jego głosie czuć było nutę irytacji.

Clarit z czasem począł spowalniać marsz. Złość zaczęła schodzić z alchemika przywracając spokój. Przystanął i obejrzał się za resztą. Szli za nim. Powoli, ale jednak. Postanowił zatrzymać się i poczekać na kompanów. Jacykolwiek by nie byli. Westchnął głośno dając upust resztkom irytacji. Droga przed nimi zapowiadała się naprawdę długa.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline