Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2017, 16:39   #30
Snigonas
 
Reputacja: 1 Snigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputację
Wieża


Luthias wstał skoro świt i nie jedząc nawet śniadania ruszył w stronę otworu okiennego żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, a kilka chwil później ruszył w stronę więźnia, który wyglądał jakby jeszcze spał. Teraz będzie miał spokój żeby tylko go przebadać i sprawdzić co to jest, bo człowieka przypomina prawie cały poza głową i kolorem skóry.
Na samym początku upuscił mu trochę krwi, jej kolor zdziwił Luthiasa i zbił go lekko z tropu, nie był w stanie zauważyć żadnych odstępstw, które wskazywałyby na chorobę u normalnego człowieka.
Następnie zdjął opaskę z oczy i zaczął się im przyglądać. Oprócz tego, że wyglądały jak kocie i szybko dostosowały się do ilości światła w pomieszczeniu, czuł lekki niepokój patrząc w nie. Miał wrażenie jakby więzień błagał go o pomoc i jednocześnie chciał zabić.
Wiedząc, że nic nie zrobi konwencjonalnymi badaniami rozpoczął przygotowywać się do jednego z znanych mu rytuałów ku czci Clementi. Przygotowując obrzęd myślał jednocześnie jakimi słowami się zwrócić ku Łasce aby ta go wsparła.

Clementi, o Łasko Najcnotliwsza i Miłosierna,
proszę wspomóż mnie i wysłuchaj mej prośby
Pani, proszę, ześlij na mnie dar Zrozumienia,
bym mógł zrozumieć pragnienia i potrzeby więźnia.
Daj mi moc zrozumienia,
bym mógł służyć, tak jak Ty służyłaś przez całe swoje życie.


Ledwie skończył modlitwę, ledwie musnął umysł więźnia własną myślą, gdy potężna moc, niczym fala przypływu wciągnęła go w głąb, w czarną otchłań. Czuł, że się dusi, że spada, a jednak po chwili wszystko minęło.

Otworzył oczy. Człowiek, wielki człowiek, jasnowłosy. Spojrzenie wciąż miał zamglone, lecz rozpoznał, kobietę, była stara, lecz ciągle silna. Olbrzymka trzymała go na rękach. Po chwili usłyszał płacz, swój płacz.

***

Niekończące się godziny nauki, niekończąca się nuda. Całym jego światem był mały park otaczający posiadłość pana-ojca. Całe życie powtarzano mu, że jest zbędny, niepotrzebny. Rozumiał to od dawna, jego dwaj starsi bracia mieli szansę dziedziczyć, on trzeci był tylko zbędnym balastem.

Przechadzał się ulicą miasta, pan-ojciec przydzielił mu obowiązki nadzorcy małej posiadłości. Zadanie proste, zbyt proste jak na jego możliwości, wręcz uwłaczające. Wiedział doskonale, że posada była tylko pretekstem by odesłać go z głównej posiadłości.

Kelan, znów przyszedł go odwiedzić. Widział w nim swe odbicie, te same oczy, te same włosy, ta sama arystokratyczna twarz, to samo znudzone spojrzenie. Kelan, jedyny przyjaciel którego miał, tak samo jak on bezużyteczny dla swego pana-ojca.


***

Krew krążyła szybciej w jego żyłach, zbliżali się do gór. Wysokie szczyty skryte za chmurami wolały ich. Tam była przygoda, tam był świat nowych możliwości, bogactw czekających aż po nie sięgnie. Kelan uwiązał konie. Ruszyli górskim szlakiem.

Śnieżyca, odebrała im wszystko, zapasy, ogień, schronienie. Wszystko porwał wiatr i zasypał śnieg. Jaskinia dzikiego zwierza uchroniła ich przed śmiercią. Zziębnięci, wymarnieli, ledwo trzymali się na nogach schodząc z gór.

***

Obcy. Odziani w srebro, w zbroje niczym gladiatorzy. Wrzeszczeli coś w niezrozumiałym barbarzyńskim narzeczu. Czy to możliwe, że byli dzicy? Nie mieli symbolu żadnego domu, tylko broń. Grozili im? Jak śmieli skierować swe włócznie przeciwko synowi Lorda Dyrana?! Barbarzyńskie psy! Błyskawica przecięła z hukiem powietrze pozostawiając po sobie charakterystyczny, metaliczny zapach. Bezczelny bękart który ośmielił się wznieść przeciw niemu broń padł martwy, a jego skóra zmieniła się w tlące się węgle.

Kajdany?! Próbował się wyrwać, sięgnąć po moc, zniszczyć to więzienie. Odpowiedziała mu pustka, nicość, bardziej jeszcze przerażająca niż klatka w której tkwił. Wtedy to dostrzegł, na stole leżał Kelan, martwy, rozpruty niczym dziki wieprz po udanym polowaniu.

***

Luthias leżał na ziemi, z ust ciekła mu ślina, ciało pokrywał zimny pot. Serce waliło jakby chciało uciec z piersi. Obrazy, pamięć, uczucia, wciąż wirowały w jego głowie. Ledwie powstrzymał się by nie zwrócić ostatniego posiłku. Oddychał głęboko, powoli się uspokajając.

***

Aaron tymczasem oglądał te całe ceregiele. Luthias wymawiał modlitwę, po chwili sięgnął dłonią i dotknął czoła więźnia.
A wówczas obaj zaczęli się drzeć jakby ich kto ze skóry obdzierał, sola posypywał i na dodatek żelazem gorącym przypalał. Wrzask był tak potworny, że Aaron odruchowo zatkał sobie uszy. I tak samo jak szybko się zaczął tak i się skończył. Trwało to nie dłużej niż kilka sekund, lecz obaj, więzień i Luthias wyglądali jakby właśnie przez miesiąc bez przerwy tyrali w kamieniołomie.

Aaron nie miał co prawda pojęcia, co zobaczył Luthias, ale był rad, że nie miał potrzeby bawić się w te wszystkie rytuały. Staruszek pewnie też słyszał ten wrzask.
- Chyba wy prędzej zejdziecie z tego świata jak was te chędożone kuce zjedzą - skomentował, z dezaprobatą kręcąc głową.
Żałował, że nie było w pobliżu Szopena, musiał teraz zostawić na chwilę samego więźnia, któremu bardzo nie ufał, w towarzystwie jajogłowego, którego nie widział w roli strażnika. Ale nie widział na razie lepszego wyjścia jak takie, aby pozwolić sobie na dozę samowoli, nie przeszkadzając gospodarzowi i poszukać czegoś na “uleczenie“ kolegi i jeńca. Wziął też trochę wody dla nich.
Przypomniał sobie o amforze z winem, ocalałej jeszcze z karawany. To i mięsiwo, może trochę sera, porządne treściwe jedzenie, powinno postawić clementianina na nogi. Jeśli nie to Aaron nie miał lepszego pomysłu co zrobić z ofiarami nieudanego rytuału. Zabrał się więc za “postawianie ich” na nogi, obaj dostali jedzenia i nieco wina.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał sprawdzać, czy gospodarz nie dostał przypadkiem ataku pikawy od tego rumoru - rzucił kwaśnym tonem do zakonnika. - Co to miało być? - dorzucił pytanie. “Klementyna” mógł w sumie przestrzec co miał wyczyniać.

- Co tu się wyprawia? - Kwintus ciągle stał na schodach, widać przerwał pracę w pośpiechu, z zatroskaną miną spoglądał na Aarona i Luthiasa, a także na ich więźnia.

Aaron wzruszył ramionami.
- Jakieś czarodziejskie barachła, sytuacja już w pełni opanowana - kudłaty na tzw. totalnej wyjebie sprostował całą sytuację, tak jakby nic szczególnego się nie zdarzyło. Tak jakby go cała sprawa nie wzruszyła.

- Niech was Luna chroni, tak nastraszyć starego człowieka. Myślałem, że tu się jednorogi wdarły.

- A właśnie, te przeklęte jednorożce dalej są na zewnątrz? - jak to dobrze, że staruszek przypomniał o jednorogach.

- Co? Ach nie, nie wiem, nie wyglądałem, pracowałem kiedym usłyszał wasz krzyk.

- Ja wypraszam, nie krzyczałem. Ale poszedłbym sprawdzić, jak wygląda sytuacja na zewnątrz - znów był zmuszony po raz drugi opuszczać wartę, bo ktoś nie mógł jakiejś rzeczy wykonać albo było zbyt mało ludzi.
Wobec czego Aaron ruszył na ostatnie piętro, żeby rzucić okiem na okolicę. To była dobra wieść - żadnego chędożonego zmutowanego kuca w promieniu paru mil. Trudno jednak było powiedzieć, dokąd udały się te koniki z piekła rodem, w dodatku wzgórza trochę zasłaniały zachodnią część krajobrazu.
Mnich zszedł na dół i podzielił się wieścią z towarzystwem.
- Te kuce sobie poszły, żadnego nie ujrzałem w tej okolicy.

Luthias, czując brak Prany w swoim ciele i utrate dużej ilości energii, dziękował w sercu Clementi, że ta jednak go wspomogła i nie zabiła. Czuł, że to co zobaczył jest ważne, lecz póki co nie zamierzał o tym nikomu mówić. Słysząc pomrukiwania Aarona krzątającego sie po wieży spróbował się podnieść, lecz brak sił dał się we znaki i ledwo co wsparł się na rękach to upadł. Stwierdził, że w sumie podłoga, mimo, że zimna, jest całkiem wygodna. Przysłuchiwał się rozmowie mnicha z gospodarzem, starając się wyłapać jak najwięcej z tego co mówią.

Aaron widząc poruszenie u Luthiasa, spytał się go, czego chce. Rzuciło mu się w oczy, że “Klementyna” próbuje wstać, ale jakoś mu to nie idzie z powodu braku sił.

Słysząc pytanie zadane przez znajomy głos, Luthias próbował odpowiedzieć “Wody”, ale jego usta wydały słaby jęk.

- Pić chcesz?

Ledwo co skinął głową, a poczuł przeszywający ból w okolicach czaszki i znowu jęknął. Luthias dostał od Aarona wino i wodę, mnich stwierdził, żeby Clementysta sam wybrał, co chce.
Zakonnik poczuł że ktoś stąpa po podłodze i stawia coś koło niego, stwierdził, iż będzie to woda, która ugasi jego pragnienie, więc sięgnął po naczynie starając się go nie przewrócić i jednocześnie sam podniósł lekko głowę, żeby nie rozlać picia na sobie. Po chwili szukania picia, lekko zdenerwowany otworzył zmrużone do tej pory oczy, chwycił pierwsze naczynie i wziął niewielki łyk, po przełknięciu poczuł cierpki smak wina. Zobaczył, też wtedy mnicha, który oddalił się i rozmawia o czymś z Kwintusem. Spróbował się wtedy lekko podciągnąć do ściany, żeby lepiej widzieć pomieszczenie.

- Pytanie, w którą stronę mogły pójść? - spytał się staruszka, uznając, że on się na sprawach tych mutasów lepiej znał. Aaron nie zamierzał wydawać prognóz w tej kwestii.

- Jeśli mamy szczęście to do wodopoju, jeśli nie to wróciły na pastwisko. - Odparł Kwintus.

- Ten ich wodopój i pastwisko to gdzie są?

- Na zachodzie, na wzgórzach od północy na południe rozciągają się ich letnie pastwiska. Wodopojów jest kilka, ale żaden blisko, zwykle chodzą tam co kilka dni, zimą rzadziej.

Aaron więcej pytań nie miał, za kłopoty ze strony Clementysty przeprosił, dał starcowi spokój i odczekał, aż ten pójdzie sobie na górę.
- Co to kurwa miało być? - odezwał się do Luthiasa. - jak takie akcje będziesz odwalał, to gospodarz nas stąd na zbity łeb wypierdoli, bo będzie miał dość zamieszania - burknął.

- W sumie nic. Ale musiałem spróbować teurgii i udało mi się. Po części - Odpowiedział Luthias siedząc oparty o ścianę- Zajrzałem do jego umysłu, prawie wiem czym on jest, jak odpocznę i będę dał rady, zrobię to znowu.

- Nie będziesz kombinował, trzeba rozważyć pójście w dalszą drogę. Nie ma w pobliżu jednorogów, więc powinniśmy skorzystać z okazji, póki się da - oznajmił mnich.
- Ale… Prawie odkryłem czym on jest. Póki nie ma reszty mogę Ci powiedzieć, *khe* jestem prawie pewien, że jeśli Clarit usłyszałby cokolwiek z tego co teraz wiem, to więźnia zwróciłby w postaci krwawej masy po własnoręcznej sekcji.

- Czego Primus i Aulus nie wiedzą, to nie wiedzą. A Clarit najwyżej w łeb dostanie. Opowiadaj, co się dowiedziałeś.

- On pochodzi zza Gór. Z tego co zrozumiałem, jest synem jakiegoś tamtejszego szlachcica. Nie rozumie nic po naszemu. I korzysta z magii. Nie wiem, czy jest to jakaś tamtejsza odmiana, czy moce demonów, bo błyskawica wychodząca z ręki nie wyglądała na teurgie.

- Nie pomogę ci w teurgiach, magiach i innych takich barachłach, bo się nie znam. Ale to by wyjaśniało, czego on nam nie odpowiada. Tylko nie załatwia to sprawy, że się z nim nie dogadasz. Pewnie trzeba będzie migować - Aaron napił się trochę wina, i zerknął na więźnia. - To by też mogło wyjaśniać, co on taki wycackany.

- Nie wiem co mogłoby pomóc, ale w kolejnych rytuałach być może zdołałbym zapamiętać jakieś prostsze wyrażenia w ich języku. Teraz zapamiętałem tylko słowo “niegodny” - wziął łyk wina - które było mu powtarzane aż za często. - po tym spróbował powiedzieć to słowo w języku obcego, starając sobie nie połamać języka.

- Akurat koleżka dał krótki popis, jak Clarit go pokuł, przegapiłeś niezłe przedstawienie - Aaronowi przypomniało się jedno badanie, przy którym więzień opluł Clarita. Ciekaw nawet trochę był, co zrobi białowłosy. Nudno bywało na wartach, było za cicho i za spokojnie. Zazdrościł chłopakom, że poszli na dół, ale białowłosej popierduły nie mogła pilnować inna popierduła, tylko ktoś z krzepą i werwą (jak trzeba było się bić).

- I tak niewiele sam zdziała. Metal działa na niego dziwnie, niby wygląda na silnego, ale jego towarzysz padł po pierwszym ciosie miecza legionisty. Może faktycznie ma w sobie coś z demona? - W międzyczasie rzucił okiem na więźnia, czy ten jeszcze żyje i czy jakoś zareagował na jego nieudolne naśladowanie języka.

Białowłosy jedynie wlepiał w Luthiasa swe zielone kocie oczyska, a minę miał przy tym taką, jakby mu wciskali zdechłego szczura wprost do gardła, i jeszcze kazali się uśmiechać przyjaźnie. Aaron wybuchnął śmiechem na reakcję więźnia i próby Luthiasa, naprawdę rozbawiła go cała sytuacja. Pośmiał się chwilę, po czym upił trochę wina.
- Jak widać, jest wniebowzięty twoim talentem językowym.


- Widać nie dla mnie lingwistyka. Może nasz towarzysz obcokrajowiec byłby w stanie coś wykombinować? Nie wiem w jakim narzeczu mówią na wschodzie. - podał jeńcowi wino i nie zawiązywał jego oczu, bo stwierdził, że nie ma po co.

- A co on miałby niby wykombinować, do czego ty pijesz? - Aaron jednak i tak zasłonił później więźniowi oczy chustą, dla niepoznaki, że ktoś przy nim coś kombinował. - Przecież ty robiłeś jakieś fiki-miki i z niego wyciągnąłeś informacje, to prędzej ty coś wykminisz z barierą językową.

- Dopóki nie odzyskam Prany, to mogę najwyżej umrzeć i zabrać te informacje z sobą. Rinmotoki może coś zna się na językach obcych, może jego język ojczysty jest podobny do języka więźnia? Zobaczymy.

- Faktycznie, Rin jest z zagramanicy. I gospodarza można by podpytać, może wie co. Poza tym ksiąg ma pełno.

- Ksiąg, ale o astronomi, alchemii i przyrodzie. Jedna o historii, ale języków za nic tam nie znajdziesz. Lecz Kwintusa można zapytać czy wie co jest za górami. - wziął teraz łyk wody dla odmiany, nie chciał żeby alkohol zaczął na niego działać.

- Poszedł na górę. Ale nie zawracajmy mu za bardzo czerepa, prawie palpitacji dostał, jak wyście zaczęli drzeć mordy. Niech ma trochę świętego spokoju, zanim zgraja z dołu przyjdzie.

- Racja. Pójdę odpocząć na chwilę i coś zjem. Więzień raczej nie ucieknie, a zza stołu będę go widział, jeśli chcesz możesz mnie tutaj zostawić na chwilę.

- Lepiej, żebym go pilnował, w razie jak trzeba będzie spuścić manto, to je spuszczę z większą łatwością niż ty.

Po słowach Aarona Luthias skinął głową, spróbował wstać i lekko chwiejnym krokiem ruszył powoli do stołu
 
Snigonas jest offline