Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2017, 17:33   #19
Slan
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Minął dzień od pamiętnej przemiany i Jill miała sporo czasu na przemyślenia. Na drugi dzień Jill została wezwana przez dziadka.

- Pamiętasz, jak nie wierzyłaś mi w duchy sieciarzy, prawda? Chcesz je zobaczyć? - zapytał w salonie. Kora wróciła tylko na noc i zanim Jill wstała, to wyszła.

- A mam wyjście? -burknęła z rękami w kieszeniach.

- Masz, ale wtedy nie dostaniesz prezentów! - rzekł dziadek

- Po prostu chodźmy.

- No to chodź za mną - rzekł i wyszli na dach. Dziadek dał jej lusterko i kazał się wpatrywać w nie. Weszła w świat duchów, tym razem łatwiej jej poszło, choć dłużej to zajęło. Dach był wyższy bardziej stromy, a mimo tego że był jeszcze dzień, panował mglisty półmrok. Tam gdzie powinny być kable ciągnęła się długa srebnokryształowa pajęczyna. Chodziły po niej pająki ze szkła i metalu, które wyciągały z pajęczyny co, przeżuwały i z powrotem wsadzały. Jeden właśnie wyciągał coś z napisem Manga Fox.

- MangaFox? A co to ma niby znaczyć? Dziadku?! - obejrzała się za siebie

- Nikt tego nie wie i nigdy się nie dowie! - rzekł dziadek pospiesznie - O tam jest mój znajomy, nauczy cię czegoś - wskazał na niewielkiego humanoialnego ducha o ogromnych uszach i czarny oczach. Na końcach palców miał wkrętaki, zamiast zębów igły i ogon zakończony końcówką od usb. Krył się za kominem z którego buchał czarny dym

- To gremlin. Zapytaj go o coś - rzekł dziadek.

-[¡] Czy wszystkie gremliny tak wyglądają? Myślałam, że są zielone i uszate... [/¡]

- I nie wolno ich karmić po północy? To duch technologii, żywi się psuciem jej.

- Jak masz na imię? zwróciła się do gremlina podchodząc o krok.

-01000111011010010111011001100101001000000110110101 10010100100000011100110110110101100001011100100111 000001101000011011110110111001100101. - trajkotał stworek

-[¡] Nie mówisz po angielsku, co? [/¡]

- Większość duchów nie mówi w żadnym sensownym języku, wliczając w to mowę Garou.. Dlatego jesteś teurgiem i nauczysz się pewnego daru, który pozwoli ci rozmawiać z wszystkimi duchami! - przemienił się w hybrydę i chwycił Jednego z duchów-sieciarzy

- Ty zdaje się masz mi pomóc, prawda? - zapytał potrząsając stworkiem

- Nie ugryzę jej za darmo! Musi mi coś obiecać! Tysiąc znajomych na Facebooku! Taaak! Taka sieć jest dobra! - zastukał szczękoczułkami z metalu

- Mogło być gorzej. - dziadek zrobił uf!

-01001000011001010010000001110011011101110110111101 1100100110010100100000011011010110010100100001 - duch podskakiwał zirytowany

- Chwila! Po co mam się dać ugryźć?! - zaprotestowała Jill

- To albo pomoc ducha wiedzy… I za tamto będziesz musiała zapłacić zagadką. - dziadek nie przestawał się uśmiechać.

-[¡] Ja mam mu wymyślić zagadkę? [/¡]

- Głową, a jak nie, - pomachał przed jej twarzą kłapiącym pająkiem.





-[¡] Mam dać się zaspamowac 1000 obcych?! I co niby z tego będę miała? [/¡] -Jill skrzyżowala ręce na piersiach. Nigdy jej nie bawiło zbieranie znajomych na Facie.

-[¡] Jak nie dadz dobrej oferty od razu, to sprawdzę najpierw ofertę Ducha Mądrości.


- Nauczysz się mowy duchów! Wszystkich… Niewielu Garou to potrafii. - powiedział starszy wilkołak.

- Ale myjesz się codziennie? Preferuje gryzienie osób sterylnych. - marudził sieciarz.

-[¡] A tego nie mogę dostać od Ducha Mądrości? [/¡] - spytała Watersonowna.

- Możesz, jest wiele sposobów, aby zdobyć ten Dar ale tak chyba jest najprościej. Pewnie już masz tysiąc znajomych na fejsie. - rzekła dziadek, pająk zaczął się chichrać.

-[¡] Co cię tak śmieszy, o duchu?-[/¡] zmierzyła wzrokiem stwora.

- Ona nawet połowy tego nie ma. - pająk zastukał łapkami.

- Bo nie ma ochoty, ale to przebojowa dziewczyna i bez problemu zbierze dwa razy tyle.

- Chcesz się założyć? - zapytał pająk.

[¡] Mam jakiś 60, ale mniej niż z połową mam wciąż kontakt [/¡]

Twarz dziadkowi się wydłużyła,

-[¡] A ty Dziadek masz konto na Facebooku, że robisz takie głupie miny?! [/¡] nawet się nie odwróciła do seniora.

- Założę! I zbiorę tysiąc znajomych! Zobaczysz! - rzekł dziadek, a pająk zaczął się toczyć po dłoni dziadka i zanosił się śmiechem.

- No to pa. - dziadek położył ducha na dachówce i… kopnął z całej siły, tak, że ten znikł we mgle.

- Zemszczę się! - zakrzyknął podczas lotu.

- Tylko gada, większość rodaków go nie lub. No to się zmień i idziemy do ducha wiedzy. - rzekł

- W coś konkretnego, dziadku? Czy Duchowi Wiedzy wszystko jedno, czy gada z wilkiem, czy wilkołakiem? - spytała.

- Sugerowałbym Crinos albo Glabro, ale liczę na twoją pomysłowość. - odparł starszy wilkołak i skoczył z dachu.

Jill uznała, że może warto spróbować z formą Hispo- wielki wilk. Jakoś miała wrażenie, że Duchy mogą nie lubić ludzi. Jeśli nie, to się wkurzy na Lloyda za to co widziała w |Mononoke Hime" i z tą sową w bibliotece z "Avatara Aanga". Była święcie przeświadczona, że coś o tytule "Duch Wiedzy" musi, po prostu Musi wyglądać jak wielka sowa. Co poradzić jak dziadek nie jest za pomocny, by powiedzieć coś o charakterze czy choćby wyglądzie Ducha Wiedzy?

Zeskoczyła na dół i pobiegła za dziadkiem. Czekał na nią przy asfaltowej drodze, która wyglądała teraz jak wykonana z czarnego lodu i pachniała gorącym kamieniem. Widziała na niej mrówki, które jak do nich podeszła, to posiadały prawie ludzkie twarze, lecz pozbawione otworów i cech charakterystycznych. Asfalt był w dotyku przeraźliwie zimny, że aż parzył, więc biegła poboczem tak jak dziadek. Widziała po drodze wiele innych duchów, a niektóre wyglądały jak zwierzęta, inne były dziwniejsze. Widziała na dachu baru U Mary Wielkiego tłustego ducha składającego się z człowieczego brzucha wydłużonego jak u gąsiennicy, głowy i skrzydeł motyla, który zdaniem Dziadka był duchem obżarstwa. W oddali zobaczyła gmach szkoły, ze trzy razy wyższy, otoczony płotem z stalowych cierni, którego czarne ściany miały wyraźne ślady krwi. Nad bramą stały dwa grargulce o szczurzych pyskach. Czuła dobiegającą stamtąd woń strachu i rozpaczy. Budynek był otoczony kilkoma totemami.

- Nawet tam się nie zbliżaj. W szkołach nie ma duchów wiedzy, są tylko duchy bólu, udręki rozpaczy. - warknął dziadek w mowie Garou. Biegli dalej. Widziała stada kolorowych ptaszków z roześmianymi główkami dzieci unoszących się nad przedszkolem i śmiejących się w głos. Za bramą przedszkola przebywał chłopiec. Jego postać wydawała się nieco rozmazana.

W końcu stanęli przed biblioteką, Była o wiele bardziej majestatyczna niż w świecie realnym, wysoka na pewnie na dziesięć pięter, wykonana w stylu klasytystycznym i pokryta płaskorzeźbami przedstawiającymi najważniejsze wydarzenia z historii świata. Przed masywnymi hebanowymi wrotami stały dwa duch przypominające bladych wysokich ludzi w płaszczach z piór, z przyozdobionymi kruczymi głowami kapturami. Rysy mięli typowe dla rdzennych amerykanów, ale cerę biała jak alabaster.

- Zaprowadzicie mnie do Naadaaagaaa. - rzekł dziadek. Duchy w milczeniu poprowadziły ich do głównej sali. Półki pełne były książek, aż po spowite w chmurach sklepienie. Nad ich głowami skakały wielobarwne wiewiórki w strojach postaci literackich.

Nad głową wilkorojill przeskoczyła cuchnąca tytoniem wiewiórka w stroju Gandalfa goniąca Potterwiórką. W końcu stanęli przed ogromnym biurkiem, za którym siedziała masywna postać wysoka na ponad trzy metry. Gdy się odwróciła, okazało się, że to ogromny humanoidalny żółw z wzorem wyobrażającym frak na pancerzu.

- Witaaaj o Leeśnaa wydroo. Przyyprowaadziłeeś tuu swojąa wnuuuczkę? - zapytał powoli

- Witam, czy ty jesteś duchem wiedzy? -spytała Jill próbując odegnać myśl o potencjalnym zawiedzeniu - że Duch Wiedzy ze wszystkich form miałby być żółwiem? Czymś tak tępym i powolnym?!

Dziadek przewrócił oczyma.

- Nie, jesteeem duchem denerwooowania wilkooołaczej młooodzieży - żółw zaśmiał się tak, że cała biblioteka, a może i miasto zadrżały A gdybyyym był duchem wieeedzy, to czego byś ode mnie chciała.

-[¡] Poprosiłabym go lub ją o danie mi możliwości poznania mowy duchów-[/¡] oświadczyła. Spróbowała też dygnac przednią łapom.

- A gdyyyby ów hipotetyczny duch pierw zechciałby zadać ci zagadkę.

- Emm... No ten... Co powiesz na taką zagadkę?- spróbowała przypomnieć sobie jedną z zagadek. Te z gier komputerowych musiały odpaść skoro gada z technicznym bytem. Coś ludowego wydawało się bezpieczniejsze - I] Co to będzie - najpierw w polu rośnie i leży w stodole, potem w młynie, w piecu, aż wreszcie na stole?


- Zboże, aaale to ja miaaałeeem zaadaać zagadkę. Powiedzmy “Mój dooom mnieee kaaarmi, mój dom ze mną wędruje, ale gdy zechce, to mnie zabije. Kim jestem?

Odpowiedz przyszła do niej, gdy tylko podrapala się za uchem.[¡] Pchla! [/¡]

- Hmm, no tak. A jaaaka miaała być nagrooda? Prawo dooo odpowiadaania na kolejną zagadkę? - zapytał duch się zaśmiał tak głośno, że Jill kilka rozy siedząc podskoczyła. Dziadek zaglądał do ksiegi którą spisywał.

- Nadal szukasz Autentyku? - zapytał starszy wilkołak.

- Nigdy go nie szukałem. Tylko zbieram informacje o nim!

-[¡] Czy zbieranie o kimś informacji to jednak nie jest forma szukania? Prosiam o danie mi możliwości poznania mowy duchów.[/¡] oświadczyła.

- Ach taak, no tak. Jaaakbym mógł zapomnieć. - położył dłonie na głowie i poczuła dziwne mrowienie na głowie - Proszę, otrzymałaś dar. Właściwieee, czemuuu nie

poprooosiłaś swego dziadkaaa aby cię naaauczył tego daaaru? Przekazałem mu go, gdy był w twoim wieku. Co do Autentyku, ja tylko prowadzę jego kronikę.
- rzekł duch.

- No tak, wracamy do domu!.

- Dziadek, wytłumacz się! - warknęła zastępując mu drogę.

- Chciałem, abyś poznała nieco świata duchów i nauczyła się negocjować. Zawsze lepiej jest, gdy szczenię uczy się od mieszkańców Umbry. - wzruszył ramionami

Przed Jil przebiegły pojedynkujące się Rosheforttwiurka i Zorrowiurka.

- A i tak czy tak spędziłbyś czas z wnuczkom, więc po co było kłamać? Czy kodeks kanciarzy nie każe być szczerym wobec rodziny? - burknęła.

- Ach ta dzisiejsza młodzież! Kiedyś będziesz negocjować z duchami, które urwą ci głowę głowę, obedrą ze skóry, połamią kości, rozbiją czaszkę i to wszystko razem zjedzą. Bez keczupu.

- Nie lepsza musztarda? - wysiliła się na sarkazm. Po chwili dodała: - Zbiłam zawczasu parę dzieciaków na kwaśne jabłko za nazywanie cię szarlatanem, a jakoś ci nie przyszło na myśl, żeby mi pokazać co naprawdę potrafisz...

- I dobrze, że się biłaś! Przecież nie jestem szarlatanem, prawda? - rzekł dziadek.

-[¡] Mogłeś mi to uświadomić wcześniej. No wiesz... i przy okazji o moim... "obciążeniu genetycznym".! [/¡]

- I Kora by dostała wezwanie do szkoły “Pani córka twierdzi, że dziadek jest wilkołakiem”. A po za tym, Nie kłóćmy się przy panu duchu. - Rzekł dzadek. Jakaś proustwiórka podała Jill ciastko, a żółw wrócił do pisania.



Wilczyca spróbowała je obwachac na wypadek gdyby było w nim coś dziwnego.

Powąchała ciastko… Pachniało cudownie, i przywodziły na myśl czasy jej dzieciństwa. Pojawiły się obrazy… ZARAZ, żadne normalne ciastka nie powinny przywoływać obrazów, zwłaszcza samym zapachem. Proustwiurka pomachała jej przed nosem.



Jill spojrzała wyczekująco na dziadka. Liczyła, że dostanie jakąś wskazówkę, co ma zrobić. Zwłaszcza, że jej ostatni kontakt z "magicznymi ciasteczkami" w trakcie drugiego roku College'a skończył się na "Nigdy więcej". Zwłaszcza, że nie wiedzieć kiedy obudziła się w (pustej) wannie w bractwie studenckim.

- No to idziemy do domu? - zapytał dziadek z uniesioną brwią.

- Tak, tak dziadku! - uznała, że to znak, że nalezy zwiewać.

Dziadek wyrwał wiewiórce ciastko i ruszyli do wyjścia. Gdy Jil przeszła przez drzwi… zobaczyła że znajduje się tuż przed bramą domu, a biblioteka znajdowała się daleko za nimi.

- Czas i przestrzeń są dla głupich, co nie. - zapytał.

- Raczej są względne...

- Tak jak prawo podatkowe. No to idziemy do domu. - ponownie weszli na ogródek, który wydawał się być rozleglejszy… Nie mówiąc o tym jak dom wyglądał wewnątrz. Był ze dwa razy rozleglejszy i pełen dziwnych totemów i glifów, wiele wydawało się być narysowanych wilkołaczymi szponami. Cały dom pachniał drewnem i wilkołakami, a także tą dziwną wonią świata duchów. W kominku spał dziwny duch wyglądający jak jeż o czerwonych dymiących włosach, a wokół uschniętego kwiatka Kory latały dwie ćmy o trupich główkach. Dziadek gniewnie odgonił je szponami. W domu było bardzo ciepło. Może dlatego, że tutaj był pokryt skórami, a może sam wytwarzał swoje wewnętrzne ciepło. Jej sypialnia znajdowała się na drugim piętrze, co było o tyle dziwne, że dom posiadał tylko jedno piętro. Wiał stamtąd chłodem, a całe wnętrze było pokryte pajęczynami.

- Będziesz musiała oczyścić to miejsce - rzekł dziadek. Otworzył okno i do środka wpadł gremlin

- Mogę wybrać co zechcę? - rozglądał się.

W pierwszym momencie miała ochotę spytać dziadka "Niby jak mam je oczyścić?!", ale wpadnięcie gremlina rozezliło ją bardziej. W końcu to jej teren! Skoro jest odbiciem duchowym JEJ pokoju ze śwuiata Realnego, to powinien też do niej należeć Tutaj. I jakim prawem gremlin ma swoje żądania?

- Niby jakim prawem?! - zawarczała.

Duch skulił się.

- Ja tylko pytam. Jak chcesz, abym cię nauczył daru zepsucia maszyny, to chciałbym coś dostać. - rzekł duch.

- Nie, nie znam tego daru. Nigdy nie miałem potrzeby umyślnego psucia czegokolwiek. - dodał dziadek

- A czego za to chcesz? -spytała łagodniej.

- Smartfonika. Takiego małego i ślicznego. Tylko na chwileczkę.

- I co niby z nim zronisz?! -wróciła do warczenia.

- No pobawię się nim… - rzekł nie do końca szczerze.

- W co dokładnie?

- W różne, cudowne zabawy.

Pokazała zęby

Duch schował się pod łóżkiem.

- Jak nie dasz smartfona, to nici z daru! - zawołał.

Dziadek westchnął.

- Daj mu coś bo nie nauczy cię niczego. Jak będziesz uczyć się potężniejszych darów, to nie skończy się na zabawkach. Słyszałem opowieść o wilkołaku, który musiał poświęcić rękę i nogę za straszliwy dar?

- Kiedy ja nie mam smarfona na zbyciu... Może być karta telefoniczna?

- Karta? Nie jest mechaniczna, jak mam ją zepsuć? - duch zaczął się ciągnąć za uszy

- Nie masz żadnego nie potrzebnego gadżetu? - zapytał dziadek.

-[¡] MP3 może być, szanowny... [/¡] -Jill spojrzała na goblina. Za Chiny Ludowe nie umiała określić jego lub jej płci.

- I cokolwiek wybierzecie, to zdajecie sobie sprawę, że będę musiała wrócić do swojej strefy?

- Mp3 mówisz? - duch się zastanawiał przez chwilę

- Tak zgoda, może być! - rzekł w końcu.

-[¡] No to następnym razem ci go przyniose. Jak ci... na imię? [/¡]-nie ma co ryzykować, że sprzęt trafi do nie tego gremlina, co nie trzeba.

- Nie… Powiedz tylko gdzie ją znajdę. - rzekł duch rozglądjąc się

- W sensie kogo? - odpowiedź stwora zbiła ją z tropu.

-]i] Mp3, no nie? [/i] - duch patrzał na Jill spode łba.

- W sensie u mnie w pokoju?

- A gdzie?

- W mojej torbie... Nie słyszałeś, że nie zagląda się do damskich torebek?

- Zniszczyłem ze sto elektronicznych pamiętników nastolatek. Myślisz, że to mi robi różnicę?

- No dobra, jest w torbie, w szafie. - spojrzała na miejsce gdzie w realnym świecie powinna znajdować się jej garderobo-szafa

Duch był zapiszczał i pobiegł do szafki i otworzył ją szeroko…

I został przysypany masą różnorakich przedmiotów, z których część Jill dawno temu wyrzuciła, a niektóre, jak Wielka Księga Wkurzeń raczej nie istniały. Duch otworzył torebkę i wyrzucał stamtąd różne rzeczy, Szczotkę z gwiazdką, szwajcarski scyzork, różowego słonia, zaginioną paczkę gum do żucia… W końcu znalazł mp3 zaśmiał się i wysunąwszy macki, wniknął w nią.

- A teraz chodź, nauczę cię daru! - rzekł cicho.

- No to dawaj

-przy okazji starała się zignorowac bałagan i zaistnienie tutaj przedmiotów których od dawna nie powinno być.

Gdy Jil podeszła, duch dotknął jej nos palcami i poczuła lekkie mrowienie.

- Od teraz możesz psuć mechaniczne rzeczy. Prawdziwie mechaniczne! - rzekł duch.

- Mogę już odsłonić oczy? - zapytał dziadek.

- A po co je zasłoniłeś? westchnęła Jill.

- Masz prawo posiadać swoje tajemnice w swoich torebkach, a są na świecie tajemnice, których nawet ja nie chcę zgłębiać - rzekł z powagą.

-,[¡] Tłumacz się tłumacz, a i tak to nie oczyści cię od tego, że mi nic nie powiedziałeś. Jak sobie chcesz.... I dziękuję za ten dar o szlachetny duchu, [/¡] - spróbowała dygnac przed grlinem.

- Nie ma za co. - rzekł duch pochichując, a dziadek otworzył oczy popatrzył na słonia i powiesział.

- Słoń? Ale czemu? Że nigdy nie zapomina? No nie ważne? Idziemy do lasu! - i wyszedł.

- To tylko wygląda jak mój plusza... Idziemy. - ruszyła za przodkiem.

Opuścili dom i udali się do lasu… Był on znacznie mroczniejszy i dzikszy niż ten w śiecie materialnym. Jil czuła, że dosłownie wszystko ją obserwuje, a szepty przetaczały się niczym szum fal nad morzem. Wszędzie pełno było duchów, które polowały na siebie na wzajem jakby odgrywały jakiś pradawny rytuał. Dziadek przez chwilę wymienił pozdrowienia z duchem królika, który na jej oczach został połknięty przez ducha srebrnego jastrzębia. W końcu dziadek zaprowadził ją na polanę porośniętą niebieską trawą. [

- Strażniczko łań, proszę ukaż się nam. - zawołał stary wilkołak. Dosłownie przed nosem Jil stanęła łania. Zlewała się z otoczeniem jak predator.

- Czego chcesz o drapieżniku.

- Moja wnuczka pokornie błaga cię o dar kamuflażu/

- Jeśli to dziecko ducha-ludojada chce odemnie daru, musi przysiąc, że przez rok i dzień nie skrzywdzi żadnego z moich ziemskich potomków!

-[¡] W sensie, że jeleni, czy wszystko co parzystokopytne? [/¡] -zapytała wilczyca przekrecając głowę w bok. Martwiło ją czy nie wejdzie jej to w nawyk też w ludzkiej skórze

- Eee, ziemskich potomków> - rzekł duch

- Nie do końca rozumiem to sformułowanie. Mam rozumieć, że mam przejść na wegetarianizm? - Jill spojrzała na dziadka.

- Raczej tylko nie zjadać jeleni. -tłumaczył dziadek

- Chyba chciałaś powiedzieć przejść przez wegtyrnizm? To jak przechodzenie przez jezdnię? Tak straszne? - duch się cofnął o krok.

- No dobrze, mogę obiecać że nie zjem jeleni. - obiecała córa rodu Waterson. Przy okazji zdała sobie sprawę z tego, ze na koniec wypowiedzi wywaliła jęzor ciężko dysząc. Jak jej psy, gdy wydawały się być z siebie zadowolone. Trzeba będzie omówić z nimi te odruchy jak tylko wróci do świata realnego. O ile w ogóle zrozumieją, że można mieć z tym problem.

- Tak więc przyjmij mój dar - położyła nogę na łbie Jill - Teraz możesz stapać się z otoczeniem. - rzekł duch.

-[i] Dziękuję o szlachetny duchu [/I[- oświadczyła uroczyście. W myślach zaś jej bardziej pragmatyczna część umysłu szacowała, że albo wrócą w końcu do domu albo chociaż wydusi z dziadka pełną listę wizyt do odhaczenia. Część umysłu odpowiedzialna zaś za irytację pluła sobie w brodę, że nie wyciągnęła tej listy wcześniej od złośliwego nestora rodu.

- No to dobra, wracamy do domu. - rzekł dziadek. Wrócili do domostwa rodu i dzil znowu musiała się wpatrywać w zwierdciadełko i tym razem przechodzenie przez barierę było trudniejsze, i po drugiej stronie cała jej sierść była w srebrnych pajęczynach.

- I jak się podoba świat duchów? - zapytał stary indianin.

- Dziwny, surrealistyczny i niepokojący... p- skwitowała

- Właściwie to surrealizm jest światoduchowy. Wielu słynnych artystów było magami i tu zaglądało. No ale są gorsze i bardziej niepokojące miejsca.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline