Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2017, 23:36   #277
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko znów została sama, gotowa w tej ciszy powitać nowy dzień.
Wyszła więc z opuszczonego budynku i stanęła przed nim, twarz wystawiając ku ciepłemu uśmiechowi Amaterasu powoli budzącej się do życia. Łowczyni zwykle skrywała się przed nią pod parasolką, lecz teraz obecność Pani Święcącej na Niebie nawet w tak ponurym miejscu jak Shimoda, było pocieszającym widokiem. Niemądrym, bo i mało pomocnym w jej obecnej sytuacji, a mimo to przyjemnym dla jej oczu. Póki jej wrogowie dopiero przygotowywali się do kolejnego dnia, to i ona mogła sobie pozwolić na tę chwilę melancholii.
Odetchnęła głęboko orzeźwiającym powietrzem poranka.






Naprawdę zapowiadał się dla niej pracowity dzień. Nie fizycznie, nie spodziewała się sięgać po wakizashi aż do nadejścia rytuału. Ale za to czekały ją.. rozmowy. Ciężkie, mniej lub bardziej szczere. A przeprowadzić je miała z ostrożnie wybranymi łowcami, którzy może nie tyle zyskali sobie jej zaufanie, co potrafili samodzielnie myśleć i podejmować decyzję w obliczu zdradziecko błyszczącej nagrody mnichów. Nie potrzebowała sojuszników hipnotycznie zapatrzonych w monety, gotowych zrobić dla nich wszystko, w tym i przekazać towarzyszkę swych łowów na eksperymenty Chińczyków. Niestety, tych akurat zdawało się być najwięcej w ściągniętej tutaj przez klan istnej armii mającej upolować skuszone rytuałem demony. A nawet jeśli pośród tych obcych twarzy rzeczywiście był ktoś, mogący okazać się jej być pomocnym, to Leiko z całą pewnością nie miała już czasu na zawieranie nowych znajomości przed rytuałem. Obecne już wystarczająco zaprzątały jej uwagę. Nie było ich wiele, ale to właśnie na nich musiała zacząć.. ah.. polegać. Jakież to było dla niej nienaturalne.

To nie Płomyczek, czy Sakura byli jej pierwszy wyborem, a.. Niedźwiedź. Ten silny, troskliwy, waleczny, nieustraszony i rubaszny mężczyzna, który traktował ją w zgoła odmienny sposób niż reszta łowców. Podobała mu się jako kobieta, to było oczywiste, ale nie był napastliwy w pragnieniu zbliżenia się do jej wdzięków. Nie wpatrywał się w nią z zachwytem, nie próbował jej skusić na schadzki tylko we dwoje, wręcz wspierał ją w zdobywaniu zainteresowania Młodego Wilczka. Nie często spotykała w swym życiu podobnych mu mężczyzn i trudnością było dla niej określenie rodzaju ich znajomości, lecz.. z pewnością towarzystwo Kumy nie było jej niemiłe. Czy tak wyglądała przyjaźń pomiędzy dwójką łowców? A może był to w jego wykonaniu bardzo wyrafinowany i złożony sposób na zyskanie sobie zainteresowanie Leiko? Ah, to byłoby przepyszne zaskoczenie!
Jednakże cokolwiek nim kierowało, gdyby tylko zgodził się chronić ją przed demonami Chińczyków, to żaden z nich nie byłby w stanie przebić się przez jego siłę. A sprawiał wrażenie osoby, która nie przedłożyłaby najbardziej błyszczących monet ponad cudze bezpieczeństwo. Zdecydowanie był w jej oczach odpowiednim sojusznikiem.

Niedźwiedź, ale już nie Czapla. Setsuko bowiem miała rację mówiąc, że jest on zbyt bystry i lepiej działać w ukryciu przed jego oczami. Już w samej gospodzie był niezwykle podejrzliwy oraz trochę napastliwy z ilością zadawanych jej pytań, kiedy pozostałych łowców niezbyt interesowały takie szczegóły. Im wystarczyło podrzucić Kirisu z jego bujną wyobraźnią, jednak Sagi nie pozwalał tak łatwo odwrócić swojej uwagi. Na pewno nie potrzebowała sojuszników nadmiernie ciekawskich, a takich, którzy będą gotowi bronić zmysłowego uśmiechu na jej wargach. Po prostu, bez poddawania w wątpliwość jej zamiarów czy dopatrywania się szlachetnego celu w rytuale mnichów. Odnosiła wrażenie, że z Czaplą miałaby zbyt wiele problemów, a na te nie miała już czasu. Ten chłodny kochanek, zdobywca niejednego kobiecego serca, nie był aż tak łatwy do manipulowania jak mogłoby się zdawać.

Również Płomyczkowi i Młodemu Wilczkowi nie mogła niczego zdradzić. Obaj mieli w sobie zbyt duże pokłady gorliwości, obal zbyt mocno pragnęli zabłysnąć, czy to w oczach płci pięknej, czy u samych Kami. Obaj także obejmowali ją troską, każdy na swój sposób i z sobie znanych powodów.
Jakże silnie rozpaliłby się wewnętrzny ogień w Kirisu, gdyby dowiedział się, że ktoś umyślił sobie odebrać mu słodką Leiko-chan. Rzuciłby się za nią w szpony każdego demona. Ale choć nie wątpiła, że chciałby ją chronić i powstrzymać mnichów przed położeniem na niej swych paskudnych łapsk, to za jego odważnymi czynami stałoby coś innego niż szlachetność – fantazja o zostaniu jej osobistym bohaterem, którego musiałaby odpowiednio gorąco nagrodzić. Trudno byłoby go powstrzymać przed próbą wykazania się już, teraz. Lekkomyślność była ostatnim czego potrzebowała w obecnej sytuacji.
A Akado-kun? Ten łatwowierny, wrażliwy młodzian? Ciężko byłoby mu uwierzyć, że szacowni mędrcy z Chin mogą mieć złe zamiary wobec tak.. niezdarnej łowczyni. Lub wobec kogokolwiek innego, wszak byli boskimi wysłannikami mającymi uwolnić ziemie klanu od demonów. Gdyby tylko ośmieliła się przy nim wypowiedzieć choćby jedno złe słowo o mnichami, to mogłaby utracić całe zaufanie jakie sobie wypracowała u Wilczka w czasie ich krótkiej podróży. Jej relacja z nim była zbyt krucha, by miała ją tak narażać na zaprzepaszczenie. Trochę też byłoby jej szkoda zatruwać jego niewinność.
Zatem każdy z nich na taką wieść mógłby zrobić dla niej więcej złego niż dobrego, choć zapewne w dobrych chęciach. Musiała ich obu zatrzymać przy sobie, co.. nie powinno być zbyt skomplikowane. Kirisu-kun już i tak zachowywał się jak zakochany w niej młodzik, a Akado-kun zawsze starał się stanąć na wysokości zadania, żeby ją obronić przed każdym złem. Tego drugiego mogła także przekonać, że są sobie podobni i przez to bliżsi.

Wprawdzie Kohena znała równie długo co Kogucika, to nie miała okazji zamienić z nim wielu zdań. Głównie z braku powodów ku nawiązywaniu z nim bliższej więzi oraz.. własnej niewiedzy o wykorzystywanej przez niego mocy, która instynktownie zmuszała ją do zachowania dystansu. Do pewnego czasu mogła na to przymykać oczy, jednak kiedy klanowe intrygi zaczęły poruszać się po tak niepewnym dla niej gruncie, Leiko musiała zacząć bardziej otwierać się na takich sojuszników, którym wcześniej nie poświęcała zbyt dużej uwagi. Ale jeśli ktoś mógł wspomóc ją swoją wiedzą o demonach, rytuałach i.. pozostałych mrocznych przekleństwach jakimi parali się mnisi, to właśnie czarownik. Tym bardziej, że przecież jedno z tych przekleństw ich ze sobą łączyło, ne? Brzmiało jak sekrecik wart jego zainteresowania.

Nie miała wątpliwości, że swym nocnym występkiem naraziła swą relację z Sakury. Wprawdzie poświęciła już temu wiele swych myśli przed zaśnięciem, lecz ciągle widziała w różowłosej potencjalną sojuszniczkę. Była zbyt potężna, zbyt zabójcza z kataną w dłoni, by Leiko z tak niemądrego powodu miała ją już całkiem od siebie odepchnąć, zamiast spróbować naprawić wyrządzoną szkodę. Któż by pomyślał, że na tak krótki czas przed przyjęciem roli zwierzyny dla Chińczyków, będzie zmuszona do pielęgnowania czyjejś urażonej dumy. Pewnym pocieszeniem dla jej racjonalnego umysłu było, że jeśli z powrotem zdoła zyskać sobie sympatię tej bestii, to żaden Oni nie zdoła się przedrzeć przez walczącą Sakurę. Żaden.

Jednookim Wilkiem
zbyt mocno rządziły pieniądze, aby miała go uwzględnić w swych planach. Był najemnikiem, więc stawał po tej stronie, która oferowała mu większą nagrodę, a w kwestii złota mało kto mógł konkurować z Hachisuka. Z pewnością nie ona, ani jej droga Mateczka. Iye, póki nie łączyła jej z nim nić porozumienia, silniejsza od każdej ilości błyszczących monet, to nie zamierzała mu niczego zdradzać. Jednak zamiast całkiem ignorować jego obecność, mogła trochę zadbać o swoją znajomość z nim, aby w razie zagrożenia to na demona podniósł swą broń, nie na Leiko potrafiącą ukołysać go do snu.

Co zaś powinna zrobić ze swym dawnym partnerem, tym roztrzepanym i troskliwym chłopcem, który wyrósł na tak przystojnego i utalentowanego mężczyznę? Niewątpliwie to uczyniłoby z niego pożytecznego sojusznika, jednak był on bardziej skomplikowany niż otaczający ich łowcy demonów. Nie tylko ich młodzieńcza bliskość czyniła sytuację zawiłą, ale przede wszystkim fakt, że znali prawdę ukrywaną pod maskamiKusaru i Maruiken. Z tego powodu jedno podejrzewało drugie o własne cele na ziemiach Hachisuka, może nawet i wchodzące sobie w drogę. Nie miała mu tego za złe, było to jak najbardziej naturalne podejście w ich profesji. Wręcz mogłaby się poczuć urażona, gdyby nie widział jej jako osoby wartej podejrzeń.
Kilka namiętnie spędzonych chwil na dachu opuszczonej świątyni mogło przekonać niejednego mężczyznę do trzymania się blisko wdzięków tej konkretnej kobiety, ale przecież nie Yashamaru. Znał takie sztuczki, sam je stosował wobec płci pięknej, więc dobrze wiedział, że takie zainteresowanie nigdy nie było pozbawione drugiego dna. Mogła zatem zastosować wobec niego najstarszy sojusz znany światu – przysługa za przysługę. Ona miała w zanadrzu znajomości w klanie, których on potrzebował do dostania się na zamek. Na pewno uda im się odnaleźć nic porozumienia..

Nie zapowiadało się to na największą armię świata, ani choćby Japonii. Z pewnością nie była też najpotężniejszą, raczej nie miała też wzbudzać zbyt dużego strachu w jej przeciwnikach. Właściwie, to tych kilka wybranych przez nią osób ciężko było określić mianem „armii”, choć wiedza o sojusznikach znajdujących się poza granicami Shimody, niewątpliwie była pocieszająca dla Leiko. Ale także i niepokojem, ze względu na obce sobie terytorium na jakie wkraczała.
Nauczono ją być kunoichi, łowczynią demonów i kochanką. Mateczka nigdy nie potrzebowała wychowywać swych cór na dowódców, skoro w swym sprycie i mądrości obmyśliła inne przeznaczenie dla każdej z nich. Przede wszystkimi miały być jej oczami i uszami, a w razie potrzeby – ukrytymi sztyletami uderzającymi cicho i zabójczo, by potem znów umknąć w cień.
Piękne, ale ulotne.
Kuszące, lecz zabójcze.
Zjawy, a nie kobiety.






Każda z nich potrafiła zakładać wiele masek, zmieniać je w zależności od sytuacji. Jednak żadna z nich nie miała w swej kolekcji maski, która uczyniłaby z niej przywódcę armii. Byłaby to rola tak.. nieprawdopodobna i trudna dla każdej nich, jak przykładowo wymaganie od którejś z nich zostania matką. Nie do takich zadań ukształtowała je Okasan.
I dlatego teraz, stając w obliczu czegoś tak nienaturalnego dla siebie, Maruiken czuła się zagubiona. Nie miała problemów z manipulowaniem pojedynczych osób, popychaniem ich ku pasującym sobie ścieżkom, lecz cała duża grupa wymagała doświadczenia, którego ona nie posiadała. Już Iruka zarządzająca swą aktorską trupa, byłaby bardziej właściwa na to miejsce niż ona.

Ale mogła zrobić to, co potrafiła najlepiej – pchnąć kogoś w odpowiednim kierunku, zachęcić któregoś ze swych sojuszników do wzięcia na barki dowodzenia ich niewielką armią przeciwko mnichom. Naturalnie, z jej subtelnym wsparciem i poradami szeptanymi prosto do ucha.
Tylko kto?

Nie młody lord Sasaki. Sam mówił, że klan szkolił go na samuraja niezrównanego w boju, a nie na przywódcę. Zresztą, ulubił sobie swoją obecną wolność i możliwość po prostu.. zniknięcia, niczym duch. Nie miała zamiaru mu tego odebrać. Jednak nie potrafiła odgonić od siebie rozkosznej myśli, że gdyby Kojiro posiadał w sobie to przywódcze ziarenko oraz swą Tsuki no Musume przy swym boku, to mogliby wspólnie doprawdy siać postrach pośród wrogów.

Ayame, pomimo swych usilnych starań zachowywania się jak dorosła, ciągle była tylko dzieckiem. Furoku zaś był już zbyt mocno skupiony na dbaniu o jej bezpieczeństwo, aby mógł rozdzielić swą uwagę jeszcze na bycie dowódcą.
A.. Daikun? Był zdecydowanie zainteresowany powstrzymaniem mnichów przed dopełnieniem ich rytuału, także dużo wiedział, słyszał i widział, jak na.. ah, „zaledwie pielgrzyma”, ne? Przy ich ostatnim spotkaniu nazwał siebie ogrodnikiem, a jeśli właśnie jego zadaniem było pielęgnowanie ziemi Hachisuka ze wszelkich chwastów, to okoliczności miał ku temu bardzo sprzyjające. Zdawał się więc nie najgorszym wyborem do roli osoby potrafiącej.. zapanować nad całym chaosem, jaki potrafi stworzyć nawet tak niewielka armia. Jednak odnosiła wrażenie, że on nie do końca pragnął samemu bezpośrednio mieszać się w tutejsze intrygi. Pojawiał się, kiedy akurat było mu to wygodne i podobnie jak ona, wykorzystywał innych do spełniania swych planów. Jeśli zaś rzeczywiście był odpowiedzialny za posłanie tamtych bandytów prosto pod miecz jasnowłosego demona, to może jednak nie powinien podejmować tak trudnych decyzji. Maruiken przecież nie chciała, aby jej sojusznicy padli łatwymi ofiarami tamtego potwora. Nie dostrzegała żadnego pożytku w takiej masakrze.

Może w takim razie Sakusei? Był to nie tylko świeży, ale i przedziwny sojusz, którego Leiko nigdy by się nie spodziewała. Mimo to uważała go za całkiem udany. Było jeszcze za wcześnie, by mogła odczytać zamiary Pajęczej Pani i wątpiła, aby była w stanie manipulować tak potężną istotą. Ale nic to, póki ta zdawała się brać pod uwagę słowa łowczyni i szanować dziedzictwo płynące w jej krwi. Już rządziła całą, wielką swych pajęczych dzieciaczków, co czyniło z niej najlepszą kandydatkę na dowódcę, nawet jeśli i trochę.. nieoczekiwaną. Z początku pewnie podniosłyby się jakieś krzyki, że to przecież potwór, olbrzymi pająk mogący nas zabić we śnie, ale przecież wystarczyłoby, żeby przemieniła się w jedną z tych pięknych, idealnych kobiet. Któż mógłby się oprzeć przyjmowaniu rozkazów padających z tych kuszących ust? Niejeden mężczyzna i niejedna kobieta byliby gotowi wykonać każdy jej kaprys. A Maruiken byłaby tuż obok, podszeptując coraz to kolejne.

Nie były to myśli, jakimi zwykła zaprzątać sobie głowę w trakcie misji. Te sobie znane, choć często przypominające gniazdo wiecznie wijących się i przeplatających węży, potrafiła okiełznać. Zawsze odnajdywała rozwiązania komplikacji pojawiających się na jej drodze, ale pierwszy raz były one tak.. zagmatwane.

Dla ukojenia swych nerwów przed ciężkim dniem, Leiko spod leniwie półprzymkniętych powiek zerknęła na niebieską tasiemkę przewiązaną na swym nadgarstku. Musnęła ją palcami.
Kojiro był jedyną osobą, której jak dotąd powiedziała o planach mnichów wobec siebie. Jednocześnie był też jedynym, który nie dopatrywał się w tym jej winy. Z pewnością wybrani łowcy, w czasie jej rozmowy z nimi, będą bardziej podejrzliwi i zaczną zadawać niewygodne pytania.
Co też ona wygaduje? Jakie demony spętane przez Chińczyków, jakie porwania do klasztoru? Przecież byli szacownymi gośćmi klanu, czemu mieliby kogokolwiek porywać. I czemu akurat ją? Skąd wie o ich domniemanych zamiarach?
Czekało ją więc odnalezienie właściwych odpowiedzi, bowiem wątpiła, aby jej uwierzyli bez nich. Nie znali wszak paskudnej strony mnichów. Natomiast jej tygrys w ludzkiej skórze dobrze wiedział do czego są zdolni. Pamiętała dobrze jego reakcję, gdy opowiedziała mu o spotkaniu z Hataro i nieprzyjemnych wieściach jakie ono przyniosło. Przytulił ją wtedy do siebie, mocno i zaborczo. Czuła się w jego ramionach jak najcenniejszy skarb, którego ani myślał komukolwiek oddać.


„Wiesz, że możemy się ukryć razem. Zniknąć jak... duchy.
To całkiem przyjemne życie... ducha. Nie znajdą nas. I będziesz mogła zaspokoić swą... ciekawość w pełni.„


Iye, nie mogli. Ona nie mogła.
Jednakże miłą była świadomość, że oprócz własnej śmierci z łap demonów, zostaniem eksperymentem dla mnichów lub bliżej nieokreślony jeszcze sposób na umknięcie ich zasadzce, pojawiła się także i taka możliwość. Chociaż całkiem nieprawdopodobna, jak i inne fantazje snute przez jej tygrysa w ludzkiej skórze. Ułudne i nietrwałe, niby piękne sny. Sny, pozwalające przetrwać nawet najczarniejsze z nocy.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem