Telchar Ziraka doskonale zdawał sobie sprawę z swojej beznadziejnej sytuacji. Poparzony, poraniony, potłuczony... wielu ludzi próbowałoby odczołgać się lub ukryć przed zagrożeniem. Wzywali by pomocy, albo modlili do swoich bogów o ratunek. Telchar był inny, doskonale widział twarz swojego przeciwnika, wiedział, że ten zaraz wypali. Krasnolud się tego nie obawiał, tu nie chodziło o brawurę i głupotę. Nadszedł czas na spotkanie ze swoimi przodkami.
Choć kto wie? może ta szaleńcza szarża spowoduje, że człowiek zacznie się pocić, a jego umysł każe mu uciekać. Został przecież sam, bez sojuszników. Palec mu zadrży, a muszkiet podskoczy...Lęk to potężny przeciwnik, wygląd Khazada z pewnością go nasilał.
Telchar nie zwracał uwagi na otoczenie, nie dostrzegł innych wydarzeń. Krzyczał ile sił w płucach. W tej chwili był równie nieustraszony co jego wielki przodek (i innych krasnoludów) Grimnir.
Jestem Khazadem, mój honor jest mym życiem
i bez niego jestem niczym. Zostanę Pogromcą,
będę szukał odkupienia w oczach mych Przodków.
Będę przynosił mym wrogom śmierć,
dopóki nie spotkam tego,
który odbierze mi życie i mój wstyd!