Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2017, 21:36   #118
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Kambodża, prowincja Siem Reab, Banteai Srey, 28 lutego 2017 roku, 20.33 czasu lokalnego
Pomimo bólu White stopniowo czuł wzrastającą siłę. Leżał przez chwilę nieruchomo, ale gdy Obdarzony ze Światła się zbliżył, Elliot poderwał się i rozerwał krępującą go do tej pory siatkę. Wydłużył ramię i uderzył przeciwnika w korpus, zatrzymując go w pół kroku.
Brytyjczyk zamachnął się by powtórzyć cios, ale wtedy właśnie oberwał prosto w głowę pociskiem penetrującym. Odruchowo sięgnął ku twarzy, która potwornie piekła. Rozejrzał się szybko dookoła, choć nie widział na jedno z oczu. Kilkanaście metrów od niego stał oficer SPdO, który musiał przeżyć jatkę sprzed chwili. Funkcjonariusz upuścił swoją broń nie tracąc czasu na przeładowanie i podniósł wyrzutnię swojego martwego kolegi. Nie zdążył jednak przymierzyć gdy pięść White’a przerobiła go na krwawą miazgę.
Pozbywszy się tego niuansu Elliot przeniósł swoją uwagę z powrotem na wrogiego Obdarzonego. Ten jednak nie zamierzał zaprzepaścić poświęcenia towarzysza. Wystrzelił dwie siatki, jedna z nich pochwyciła prawą nogę Brytyjczyka unieruchamiając go, a druga oplotła tułów przyciskając do niego ręce White’a.
Ten się spiął i korzystając z pobieranej mocy rozerwał je, ale to dało czas przeciwnikowi na skrócenie dystansu. Dłonie zamieniły się w dwa długie ostrza, które przebiły pierś młodego Obdarzonego.

Z zaskoczenia chłopak nawet nie zorientował co się stało. Sięgnął dłońmi ku ostrzom sterczącym z jego piersi. Przeciwnik wyszarpnął je gwałtownym ruchem i z dwóch dziur strzeliły fontanny krwi zachlapując obu walczących.
Elliotowi zaczęło się robić coraz ciemniej przed oczami. Poczuł jeszcze jedno uderzenie w głowę i zapadła ciemność.

Meksyk, Teotihuacan, 1 marca 2016 roku
Tego dnia już nie byli w stanie nic więcej zrobić. SPdO odwiozło Deana i Theo do hotelu, gdzie resztę wieczoru spędzili na oglądaniu stacji informacyjnych, nadających prawie na żywo z akcji ratunkowej, której podjęła się marynarka Stanów Zjednoczonych. Co chwilę McWolf dodawał informacje jakie zdołał znaleźć gdzieś w internecie.
Najważniejsza była jednak wyrokiem - specjaliści przewidywali, że raczej nikt nie był w stanie przeżyć takiej katastrofy. Nie potwierdzono jeszcze informacji o ataku Obdarzonego, ale rzeczywiście radary miały wykryć jakiś latający obiekt w tamtym miejscu chwilę po katastrofie.

Atmosfera wśród gości z Europy była ponura. Jeden z doktorantów zebrał się w sobie i zapukał do pokoju Theo i gdy już wszedł do środka zadał bardzo ważne pytanie:
- I co teraz?
Theo podniósł się z fotela który do tej pory zajmował. Stanął prosto, z wzrokiem wbitym w oczy doktoranta.
- To po co tutaj przyjechaliśmy. Robimy wszystko co w naszej mocy by dokończyć badania profesora. Jesteśmy mu to winni. Potem... Znajdę Obdarzonego który odpowiada za jego śmierć. I dopilnuję by zapłacił za swój czyn. Nie ważne czy będę musiał przy tym złamać wszystkie prawa Światła. Nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz w moim długim życiu... Zrobię to.
Uczony wyprostował się i stanął w czymś co miało imitować pozę na baczność. Choć pewnie mężczyzna nigdy nie powąchał nawet prochu, to jednak był teraz śmiertelnie poważny.
- Tak jest - odparł twardo. Widać było u niego determinację, prawie równie wielką jak u Obdarzonego. Theo mógł być pewien, że będzie mógł na tego doktoranta liczyć.

Wenezuela, wieś na wschód od Caracas, 28 lutego 2017 roku, 21.42 czasu lokalnego
Mężczyzna oparł się o ścianę i założył ręce na piersi.
- Ci ludzie niszczą mój kraj. To jak oszukują moich rodaków przechodzi wszelkie pojęcie. Miałem siedzieć i nic nie robić, wiedząc że mój głos ma znaczenie? Nic z tego - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Oczywiście rozumiem wszystkie zasady, żeby Obdarzeni nie wykorzystywali swoich zdolności przeciwko zwykłym ludziom, ale grzech zaniechania jest jeszcze gorszy! Mam pozwolić, by moi bliscy cierpieli? By kraj moich przodków został rozkradziony przez korporacje? Po moim trupie - był bardzo wzburzony wypowiadając te słowa. - Tyle Biały pierdzieli o koegzystencji z zwykłymi ludźmi, więc właśnie to zrobiłem. Pokazałem, że Obdarzeni są częścią społeczeństwa i też można na nas liczyć. Zresztą przejrzyjcie sobie niezależne media czy choćby facebooka. Wszyscy mnie popierają i dziękują za wsparcie. A jedyne co zrobiłem to przemiana i przejście wśród strajkujących robotników. Gdybym tego nie zrobił, doszłoby do tragedii. Wojsko miało rozkaz zdławienia demonstracji siłą - spojrzał Jack prosto w oczy. - Miałem na to pozwolić?
Jack westchnęła przyglądając mu się. Tylko kątem oka, popatrzyła na Jakiro, ale nie widząc chęci z jego strony, do zabierania głosu, zrobiła to za nich oboje.
- Kiedyś pewien mężczyzna zapytał sędziego, gdzie sprawiedliwość? Sędzia odpowiedział mu na to, że on nie kieruje się sprawiedliwością, a prawem. – wzruszyła wątłymi ramionami – To może nie być sprawiedliwe i może się nam nie podobać, za kulisami możemy kibicować podobnym wybrykom, ale rozpoczynając pracę w Świetle wiedziałeś, na co się szykujesz. Odebrałeś sobie możliwość do tego typu zachowań. Coś za coś. Masz możliwość pomagać jako zbroja, gdy jest to wymagane i gdy możesz, ale prywatnie to jesteś tylko sobą, nie Obdarzonym. Gdyby jakiś policjant poszedł na tę demonstrację w mundurze, dostałby dyscyplinarkę kolejnego dnia, prawda? – pytanie było dość retoryczne, bo Dove nie dała czasu mężczyźnie na odpowiedź – Jesteśmy organizacją militarną, nasze zbroje to nasz mundur Mysterio i nie będziesz z tym dyskutował. – ruda powiedziała to zaskakująco nieznającym sprzeciwu tonem – Jakiro, pewnie powiedziałby to dosadniej ode mnie, ale nie możesz robić tego więcej, nie po tym co zrobił Marco, rozumiesz?

Valquez robił właśnie głęboki wdech by jej mocno odpowiedzieć, ale wspomnienie o Marco sprawiło, że tylko zazgrzytał zębami. Mielił jakieś słowa w ustach, ale ostatecznie nalał sobie koniaku do szklanki i wychylił duszkiem.
- Rozumiem przesłanie - odezwał się wreszcie, stojąc plecami do nich. - Nie będę więcej uczestniczył w protestach w postaci zbroi.
Nic więcej nie dodał. Wydawało się, że będzie chciał coś jeszcze utargować, ale na tych słowach poprzestał. Na moment zapadła cisza, którą przerwał Lovan.
- Oczekuję raportu na temat aktualnej sytuacji politycznej w Wenezueli. Prezydent Maduro chciał wykorzystać naszą wizytę poprawy swoich notowań, co wkrótce odbije mu się czkawką. Nikt - zaznaczył - nie będzie wykorzystywał nas by wpłynąć na decyzje zwykłych ludzi.
Na te słowa Mysterio na chwilę odwrócił głowę, ale nie skomentował tego w żaden sposób.

Jakiro dał znać Chezie i oboje wyszli na zewnątrz.
- Uff… - mężczyzna odetchnął z ulgą. - Gość zawsze mi działał na nerwy, jeszcze podczas szkolenia lata temu. Dzięki Jack - spojrzał na nią z wdzięcznością. - Nie poradziłbym sobie bez ciebie.

Meksyk Teotihuacan, 3 marca 2017 roku, 17.19 czasu lokalnego
- Chyba mamy gości - głos McWolfa oderwał Theo od lektury opracowania dotyczącego odkrywania ruin świątyni Słońca. Zdobył je w lokalnej bibliotece dzięki uprzejmości opiekuna świątyni księżyca. Nie znał się na robocie archeologów i jego udział polegał na wskazaniu w których miejscach mają szukać, dlatego kiedy tamci robili swoją żmudną pracę on spędzał czas na czytaniu. Był to dobry sposób żeby zająć czymś myśli, które były niespokojne od ostatnich dwóch dni.
Nie poruszyli się od tego czasu ani o krok do przodu, ale wiedziony doświadczeniem z Grecji wiedział, że to musi potrwać.
Dean który przybył tu w ramach pomocy z ramienia Światła był bardzo żywo zainteresowany ich odkryciem, ale nie naciskał na Theo, by o tym rozmawiać. W końcu zawsze przy tym wyjść na wierzch musiała osoba profesora Massashiego.
Dlatego Obdarzony był dosyć zaskoczony widząc samochód SPdO podjeżdżający na teren kompelsku świątyń. Nie spodziewali się nikogo, a tym bardziej niewysokiej kobiety o burzy rudych włosów.

Po raz drugi z rzędu lot Jack przebył bez żadnych zakłóceń. Może rzeczywiście kiedyś nadejdzie taka chwila, że bez cienia strachu wsiądzie na pokład samolotu.
Lovan wypuścił ją tak naprawdę jeszcze tego samego dnia, kiedy załatwili sprawę z Mysterio. Co prawda na ich głowach była jeszcze kontrola lokalnego oddziału SPdO w Caracas, ale zgodnie z obietnicą Jakiro dał jej wolne na trzydzieści sześć godzin. Wystarczająco na lot do Meksyku i z powrotem. Musiała co prawda poczekać na wylot do ranka następnego dnia, ale wreszcie była u celu.
Nie miała czasu zagłębić się w to co tutaj Dean robił, ani dlaczego właśnie tutaj dostał przydział. Teraz będzie miała okazję o to zapytać.
Wysiadła z SUV-a, zrobiła krok i nagle świat zawirował i zgasł na kilka sekund.
Ocknęła się na ziemi kilkanaście metrów od płonącego wraku samochodu SPdO. Nie słyszała niczego oprócz tępego szumu. Próbowała się podnieść, ale nie miała na to siły. Czuła pieczenie na plecach, ale nadal była zbyt ogłuszona, by zrozumieć co się stało.

Natomiast Theo i Dean mieli sytuację jak na dłoni. W momencie gdy Dove wychodziła z SUV-a trafiła weń rakieta wystrzelona z wyrzutni Obdarzonego, który musiał ukrywać się do tej pory wśród turystów zmierzających do Świątyni Księżyca.
[media]http://i.imgur.com/sSe7UAD.jpg[/media]

Mierzył w okolicach dziesięciu metrów. Na barku poruszała mu się wyrzutnia rakiet, jedna ręka była działem, a na drugiej rozkręcała się piła maszynowa. Jeśli miał jeszcze jakieś moce to nie były one tak oczywiste.

- JAAACK! - ryknął McWolf i z miejsca się przemienił.

Jego szara zbroja z delikatną niebieską poświatą pojawiła się po raz pierwszy przed oczami Theo, który pomimo szoku wywołanego atakiem obcego Obdarzonego miał wrażenie deja vu.
Dean bez czekania skoczył ku większemu odeń czterokrotnie przeciwnikowi. Nie przebył jednak nawet połowy drogi gdy oberwał w bok pociskiem wystrzelonym przez kolejnego nowego Obdarzonego.
[media]http://orig13.deviantart.net/7a30/f/2014/128/6/1/combat_robot_by_alexpascenko-d7hmr9a.jpg[/media]
Ten miał tylko sześć metrów i nadchodził z przeciwnej strony niż ten pierwszy. Przeładował swoją broń i wycelował w podnoszącego się z ziemi McWolfa.

Polska, Legionowo, baza SPdO, 14 luty 2017 roku, 18.37 czasu lokalnego
Droga powrotna minęła bez zakłóceń. Trzy samochody ustawiły się pod aresztem i wprowadzono tam dwóch pojmanych Obdarzonych. Drwal miał zupełnie obojętną minę, natomiast prowadzony przez Nuke Lisicki nerwowo rzucał wzrokiem na boki.
Posadzono ich w osobnych celach, gdzie zostali unieruchomieni i podłączeni pod kroplówkę z substancją blokującą przemianę.
Teraz wystarczyło zabezpieczyć się przed atakiem z zewnątrz i można było przystąpić do przesłuchań. W tym Erika nie była już tutejszym potrzebna. Odwaliła tą robotę, której nikt prócz niej nie mógł zrobić. Szczęśliwie Drwal poszedł po rozum do głowy i skończyło się bez niepotrzebnych ofiar.
Jeśli miała taką chęć, to mogła jeszcze spełnić prośbę tutejszych władz i pokazać się w postaci zbroi. W momencie gdy Polacy nie mieli “swoich” Obdarzonych, taki gest rzeczywiście mógł być im potrzebny.

Nieznane miejsce, nieznany czas
Świadomość wracała powoli. Kiedy otworzył oczy miał tak dużą pustkę w głowie, że przez dobre kilka minut po prostu wpatrywał się w sufit. Im więcej czasu spędzał będąć przytomnym tym bardziej chciał by go ktoś po prostu dobił. Czuł się parszywie. Był tak zmęczony, że nie mógł poruszyć ani ręką ani nogą. Miał ochotę się napić i jednocześnie zwymiotować.
Swędział go prawy oczodół. Oczywiście nie miał możliwości by się podrapać. Zresztą zorientował się, że nie czuje połowy twarzy… Tak samo jak swoich nóg. Próbował podnieść głowę, ale przeszył go potworny ból i ponownie znieruchomiał. Zdołał złapać jednak zamglony obraz dziesiątek rurek sterczących z jego ciała.
Poczuł drapanie w gardle od rurki od intubacji. Poczuł strach… Automatycznie spróbował się przemienić, ale nic z tego nie wyszło.
Gdzieś z oddali usłyszał jakieś głosy, ale nie mógł nawet ogarnąć tego w jakim pomieszczeniu się znajduje. Jedyną pozytywną informacją było to, że... żył.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline