Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2017, 22:39   #120
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację

Wenezuela, wieś na wschód od Caracas, 28 lutego 2017 roku

Kiedy wyszła z domu Mysterio, a drzwi się zamknęły za nimi, cała adrenalina bazująca w żyłach rudej, zaczęła opadać, przez co obdarzona zaczęła się trząść z nerwów. Popatrzyła na Davida z uśmiechem na wargach, starając się opanować trzęsące się dłonie. Świetnie potrafiła udawać opanowanie, kiedy każda jej komórka ciała, niemal wybuchała z nadmiaru nagromadzonych negatywnych emocji. Cytrynowe szpilki, które kupiła dnia poprzedniego cicho postukiwały o chodnik, kiedy ruszyła w kierunku Auta. Jeden, dwa, trzy, liczenie kroków pomagało się jej uspokoić, na tyle, że mogła się odezwać, nie bojąc się, ze drżący głos ją zdradzi.
- Poradziłbyś sobie, ale potem musiałbyś płacić za pralnię, co by zmyć krew z koszuli - Stwierdziła lekko, niemal na dobre odganiając nerwy, które krążyły wokół niej, jak sępy obok padliny. Kiedy była w pracy, musiała być opanowana, musiała wyłączać emocje by nie odczuwać tego, co odczuwali jej podopieczni i by nie pokazywać na zewnątrz jak bardzo się boi w sytuacjach zagrożenia i nauczyła się już to roić, tak by inni nie dostrzegli jej strachu i przerażenia sytuacją. Zawsze jednak odpokutowywała to później. Drżącymi dłońmi, łzami, czasem upijaniem się i szukaniem faceta na jedną noc. To ostatnie w obecnej sytuacji nie wchodziło już w grę, upić też się nie mogła, bo wciąż była w pracy, płakać nie miała zamiaru, zostało więc jej trząść się jak osika.

Mimo tego, ze jej organizm łaknął wyrzucenia z siebie emocji, Jack starała się zachować fason przy Davidzie. Posłała mu uśmiech, który z każdym uderzeniem serca nabierał ciepła. Dopiero kiedy wsiedli do SUVa poruszyła temat swojego „wolnego” i możliwości wyjechania do Meksyku na chwilę. Jakiro, ku jej radości przystał na jej propozycję i postanowił, że ten moment, będzie najodpowiedniejszy. To, że zdąży jeszcze zjeść kolacje z Davidem tylko poprawiło jej nastrój i kiedy dojechali, do hotelu, w którym mieli zarezerwowany nocleg, niemal zupełnie zapomniała o rozmowie z Mysterio.


Meksyk Teotihuacan, 3 marca 2017 roku, 17.19 czasu lokalnego

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aatr_2MstrI[/MEDIA]

W radiu leciała piosenka, która ostatnimi dniami przyczepiła się od Jack i zupełnie nie chciała jej zostawić. To nie była muzyka, której słuchała. Wolała coś klasycznego, coś nie elektronicznego. Ale kiedy prowadziła auto, lub po prostu podróżowała, takie dźwięki były przyjemne, pozwalały się zrelaksować i zupełnie wyłączyć myślenie. Nie wiedziała do końca dlaczego tak bardzo chciała się zobaczyć z Deanem, ale w gruncie rzeczy, traktowała go trochę jak młodszego brata, którego nigdy nie miała. Uratowała go w Chicago, zajmowała się nim w Elwood, a potem ten cholerny zamach w samolocie. Pokręciła głową, odwracając głowę, od drogi i wyglądając przez boczną szybę z tylnego siedzenia, na otaczający ją krajobraz. Słońce wdzierało się przez przyciemnianą szybę, w której odbijała się Jack. Rude włosy, w lekkim nieładzie, tylko dodawały jej uroku. Trochę roztrzepane, trochę czesane wiatrem, odzwierciedlały to co działo się w jej głowie. Podkrążone oczy świadczyły o tym, że średnio spała minionej nocy. W słonecznym klimacie Ameryki Południowej piegowata twarz Jack, jeszcze bardziej przyozdobiła się rudo brązowymi kropkami. Nigdy nie opalała się dobrze, ale swoje piegi nawet lubiła, dlatego mimo ponurych myśli uśmiechnęła się do swojego piegowatego odbicia.
Lubiła tego dzieciaka, dla którego spędzała swoje wolne trzydzieści sześć godzin z dala od Jakiro, jak to jej szef zauważył. Co więcej chciała mu pomagać, miała jednak nadzieję, że MacWolf znalazł sobie inny obiekt westchnień, by Jack nie musiała poruszać z nim tego tematu, szczególnie teraz, kiedy ostatnim razem powiedziała mu, że pocałunek Davida nie miał znaczenia. Co jak, już teraz, wiedziała, miał znaczenie i to duże znaczenie. Jej rozmyślenia na temat Deana, który mógłby poczuć się zdradzony, dowiadując się, że Nadzorca Światła na Amerykę Południową mieszka ze swoim zastępca zostały przerwane, gdy kierowca, zaparkował auto, informując ją, ze dotarli na miejsce. Jack podziękowała, uśmiechnęła się do odbijających się w lusterku samochodowym, oczu i wysiadła z auta, a potem poczuła już tylko ból.

[MEDIA]http://i2.cdn.cnn.com/cnnnext/dam/assets/160222075809-bible-survives-car-fire-00012525-exlarge-169.jpg[/MEDIA]


Nawet nie usłyszała, krzyku, który wydarł się z jej gardła. Eksplozja, na chwilę ją ogłuszyła, pomijając oczywiście fakt, utraty przytomności. Kiedy jednak świadomość wróciła Cheza czuła tylko ból, piekący, nieznośny ból pleców był dominującym. Cała reszta, potłuczenia, wywołanego upadkiem, a raczej odrzutem, od eksplodującego auta był niczym w porównaniu z tym jak bolały plecy, w które wtopiło się ubranie Jack. Szum w uszach, wymieszany z lekkim dzwonieniem otępiał ją, na tyle, że dziewczynie dłuższa chwilę zajęło zorientowanie się, co się właściwie stało. Nie usłyszała, krzyku Deana, ale widząc, już jego postać w zbroi, dokładnie wiedziała, kim jest. Miała jedną osobę po swojej stronie. Kiedy zogniskowała spojrzenie w jednym miejscu i nabrała kilka głębszych oddechów, które wywołały ból w boku podjęła jedyną słuszną decyzję w tym momencie. Przemieniła się przybierając postać pięciometrowej zbroi, która próbowała zejść z otwartego terenu i dotrzeć do Deana. We dwójkę mieli o wiele więcej szans niż w pojedynkę.
 
Lunatyczka jest offline