Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2017, 23:49   #30
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
26 maja 1853


Obudził się znów otoczony ciszą. W sąsiednim pokoju panował mrok. Nikt nie zakłócił spokoju wampira. Wstał więc, umył się, ubrał i stwierdził, że cóż, musi iść do elizjum, ale wcześniej jednak postanowił ruszyć do pani Dosett. Schodząc już ubranym zastukał do jej drzwi.

Po sekundzie usłyszał cichy stukot dochodzący z głębi i drobne kroki starszej Pani. Drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Tak? Ach… To Pan Panie Ashmore. - Kobieta wyraźnie miała nadzieję, zobaczyć kogoś innego. - Może… wejdzie Pan na chwilę?
- Niestety nie mam czasu. Przepraszam pani Dosett. Chciałem poinformować tylko tyle, iż panna Ashmore zniknęła przedwczoraj wieczór. Dotarłem do osób, które widziały ją oraz wiem, gdzie ruszać dalej. Będę panią informował. Przykro mi, że nie przynoszę lepszych wieści, ale mogłyby także być gorsze. Życzę miłego wieczoru oraz obiecuję starać się dalej
- skinął jej kapeluszem planujac ruszyć dalej. Po dorożkę później do Carlton Clubu.
Starsza Pani zrobiła coś czego raczej nie można było się po niej spodziewać, chwyciła wampira za rękaw.
- Dosłownie na sekundę.
Skinął.
- Dosłownie momencik - posłuchał pani Dosett.
Starsza Pani zamknęła za nim drzwi i odezwała się szeptem.
- Popytałam chłopców z sąsiedztwa i nikt nie widział Panny Ashmore w okolicy. Za to ktoś podobno widział kogoś podobnego w okolicy City. - Była bardzo zatroskana. - Nie wiem na ile to pewne, równie dobrze kobieta mogła mieć podobną suknię, ale chciałam Panu to przekazać.
- City, to okok Westminsteru
? - spytał.
Panna Dosett spojrzała na niego zaskoczona. Po chwili otrząsnęła się przypominając sobie, że Henry jest tu nowy.
- Te dzielnice spotykają się, ale obie są bardzo duże. City jest bardziej na zachód, wzdłuż Tamizy.
- Rozumiem, cóż, będę szukał
.
Skłonił się pannie Dosett wychodząc. Szedł na dorożkę, żeby jak najszybciej dotrzec do elizjum Carlton Clubu. Bez trudu trafił na znany sobie postój. Do Carlton Club wkroczył głównym wejściem i nie zatrzymywany przez nikogo wszedł na piętro. Kręcili się tutaj pojedynczy mężczyźni, rozmawiając o polityce, handlu, niektórzy o kobietach. Nigdzie nie było widać Anny, ale Roberta bez problemu odnalazł w jego gabinecie.

Wampir siedział po turecku na fotelu, z papierosem w ustach, czytając jakieś pismo. Widząc jak Gaheris wchodzi uniósł dłoń na powitanie.
- Witam!
- Witam Waszą Wysokość
- skłonił się przyklękując po rycersku na jedno kolano. - Widziałem się wczoraj ze starszą Florence - nie powiedział o niej dama, czy lady, jak mówił wcześniej. Miała funkcję “starszej Róży”, więc tak ją określił. - Wspomniała, iż pannę Asmore mogła uprowadzić jakaś grupa jej przeciwników. Wspomniała Ventrue oraz powiedziała, że nikt, tak jak ty, mości książę, nie znasz jej przeciwników. Dlatego chciałbym prosić, byś podzielił się ze mną swoją wiedzą.
- Daj spokój nie musisz przede mną klękać. Tutaj rządzi moja matka
. - Robert odłożył pismo do szuflady i podniósł się w fotela. Może Gaherisowi się wydawało, ale opiekun elizjum miał trochę inny głos. Trochę inne gesty, jakby nie do końca był sobą. - Niedawno jadła, ale już powinna skończyć. Mówiła by cię “niezwłocznie” przyprowadzić. - Podszedł do Gaherisa i poklepał go po ramieniu. - Wiedziałem że się polubicie.
- Rozumiem
- powstał skinąwszy. Zachowywał się trochę niczym rycerz na włościach innego pana - tak się robiło za moich czasów oddając szacunek, jednak wiem, że wszystko się zmienia. Muszę się przyzwyczaić. Natomiast pańska matka jest czarującą osobą. Jest rzeczywiście panią, którą można naprawdę podziwiać. Rzeczywiście bardzo chciałbym się z nią właśnie zobaczyć. Przy okazji, wszystko w porządku? - spytał patrząc na odmienionego wampira.
- Tak, oczywiście. - Odpowiedział Robert zmienionym głosem. - Potrafi też być ostra. - Uśmiechnął się otwierając drzwi i poprowadził ich głównym korytarzem.

Weszli do niewielkiego saloniku, by przejść przez niego i dostać się do już większego pomieszczenia. Na środku siedziała Anna we własnej osobie, niemalże niewidoczna w wielki fotelu. Wokół leżało kilku mężczyzn, na których najwyraźniej się posilała. Teraz jednak machała nóżkami jak dziecko i patrzyła na nich. Robert podszedł do niej i ucałował jej policzek.
- Przyprowadziłem Henrego, będę wracał do roboty. - Powiedział tym swoim zmienionym głosem. Wyprostował się i podszedł do Gaherisa ponownie kładąc mu rękę na ramieniu. Zupełnie jakby ten Robert bardzo tego potrzebował.
- Do zobaczenia i powodzenia. - Powoli opuścił pokój już w drzwiach odpalając papieros.
- Witaj droga Anno – podszedł do niej unosząc jej dłoń do pocałunku. Właściwie było to dziwne tak traktować dziecko, jednak przy wampirach wygląd zewnętrzny nie odgrywał aż tak istotnej roli, jeśli chciałoby się określić potęgę danej postaci. Anna zaś była i potężna i stara i jednocześnie miała niewinny wygląd. Jednakże była także miła, sympatyczna, pomocna oraz bardzo ją polubił. Jakuby rzec, po prostu ucieszył się na jej widok nie tylko dlatego, że mogła pomóc, ale też po prostu dla niej samej. - Miło cię ponownie spotkać – powiedział szczerze witając kobietkę.
- Mi ciebie również Henry. Jakie masz plany na noc? - Wskazała jedyny wolny fotel,w którym nie było nieprzytomnego mężczyzny. - Udało mi się dowiedzieć czegoś ciekawego o naszej zgubie i byłam ciekawa czy mogę ci zająć chwilkę.

Skinął potwierdzając przypuszczenie dziecięcej wampirzycy, która niewątpliwie zdawała sobie sprawę, że szuka Charlie..
- Dowiedziałem i to sporo. Charlotte Ashmore pracowała dla Florence oraz właśnie dostała nowe zadanie związane z kilkoma gentlemanami. Jedyne nazwisko, które mi podała to Henry Mayhew. Co ciekawe, mogę się spotkać z tym panem. Mamy wspólnego znajomego, który zaprosił mnie na wista. Inna kwestia, że nie potrafię grać w wista. Znam książkowe zasady, ale jeszcze nie grałem. Charlotte Ashmore wyszła od Florence, miała wziąć dorożkę, wtedy właśnie nastąpiło niefortunne wydarzenie. Aha, Florence grozi, że doprowadzi do mojego zabicia, jeżeli przez tydzień nie doprowadzę do niej panienki Charlotte – wyjaśnił mniej więcej całą sytuację. - Planów więc szczegółowych nie mam, może poza wistem, bo chciałbym się nauczyć, żeby spotkać się z tym Mayhewem. Oczywiście bardzo chętnie spędzę przy tobie znacznie więcej, niźli jedynie chwilkę.
- Jeśli chodzi o groźbę Florence, powiedziałabym raczej że postawiła ci warunek. Nie spodziewałam się, że była tak zżyta z panną Ashmore.
- Trudno się spierać o nazewnictwo. Po prostu zagroziła mi bardzo poważnie, jeśli czegoś nie zrobię. Jeszcze przypomniałem sobie, iż ten wist jest właśnie dzisiaj. O rety, pewnie odbywa się w głównej sali dla przyjezdnych Carlton Club. Zresztą twój syn będzie pewnie wiedział. Bowiem wtedy po prostu nie pytałem. Nie miałem żadnego powodu będąc przekonanym, że zawsze mogę się dowiedzieć w trakcie. Poza tym żaden ze mnie gracz
– skrzywił się nagle uświadomiwszy sobie, że to czwartek oraz że właściwie nie ma żadnego wyboru.
- Wiesz pewnie zrobiłabym to samo gdyby coś stało się komuś mi bardzo bliskiemu. Zbyt mało jest takich osób bym mogła to zostawić ot tak. - Mrugnęła do niego. - Nie bocz się zbyt długo na naszą różyczkę jest to prostu bardzo emocjonalna. Jeśli to pomoże mogę udać się tam z tobą. - Uśmiechnęła się.
- Bardzo chciałbym. Zaś skoro tak mówisz, to dla ciebie nie będę się na nią boczył. Wiesz Anno, dla rycerza takie groźby czy warunki to coś, co podważa jego honor oraz fakt, że dołoży wszelkich starań sam z siebie. Gdybym jej nie szukał jak tylko potrafię, chyba od psa bym oczu pożyczył, bowiem nie potrafiłbym spojrzeć swoimi na innego człowieka czy wampira. Wobec tego prowadź - zadowolony był, że przyswoił sobie zasady grania, ale wiadomo, że praktyka bywa trudniejsza od teorii chyba.
Anna zeskoczyła z fotela.
- To inne czasy mój drogi. Teraz już nie ma rycerzy. - Po chwili dodała. - Oczywiście nie licząc ciebie.
Spokojnym krokiem ruszyła jak zwykle coś wymijając.
- Inne czasy, ale ja jestem właśnie stamtąd - powiedział cicho oraz bardzo melancholijnie. Następnie po prostu ruszył za nią powtarzając sobie zasady wista.
Gaheris zauważył, że gdy wyszli na korytarz nikt nie zwracał uwagi na Anne. Widział coś podobnego kiedyś. Użyła niewidzialności i widział ją tylko dlatego, że wcześniej ją obserwował.

Zaszli do gabinetu Roberta. Ten nadal ślęczał nad jakimiś papierami. Gdy weszli uśmiechnął się i przerwał czytanie.
- Coś się stało? - To był głos starego Roberta.
- Henry ma rozgrywkę ale na pewno nie u nas. Gdzie jest dziś partia?
- W czwartki w hotelu obok Pratta
. - Wymienił znany już wampirowi klub.
- W Edward’s? - zdziwiła się Anna.
- Takie czasy mamo. Jedziecie razem?
- Tak
. - Powiedziała stanowczo wampirzyca.
- Bawcie się dobrze. A Henry…- Robert o czymś sobie przypomniał. - … W tej dzielnicy nikt jej nie widział. Sprawdziłem na prośbę mamy.
- Dziękuję, bardzo dziękuję i tobie także oczywiście Anno
- widać było, iż naprawdę się martwi oraz jest bardzo wdzięczny. - Jakby co to ten tego … wiecie co. Jedźmy, gdziekolwiek to jest - jak widać ponownie się pomylił, co do oceny wista. Kiedy już wyszli spytał wampirzycę. - Hm, jaki przyjmiemy kamuflaż? - spytał, bowiem skoro mieli jechać razem, co bardzo go ucieszyło, nie mogła się podać za jego przyjaciółkę, może młodszą kuzynkę, siostrę … Ponadto kompletnie nie wiedział, czy to osobny pokój, czy kobiety przyglądają się rozgrywce i tak dalej mnóstwo pytań.
- Ty z tego co mówiłeś masz zaproszenie, a ja będę niewidzialna i usiądę ci na kolankach. - Mrugnęła do niego. - Będę mówiła ci w głowie, więc nie opieraj się za bardzo.
- Doskonały pomysł, ech, nie mam takich umiejętności, więc często o tym zapominam
- spojrzał na nią pełen podziwu. - Przy okazji oznajmiam, że wolałbym wygrać, nawet jeśli oznaczałoby to użycie jakichś zdolności. Mam bowiem trochę pieniędzy, ale pewnie nie tak wiele, jak inni panowie tutaj - właściwie liczył je, ale zapomniał ile było dokładnie.
- Nie ma problemu, też nie lubię przegrywać. - Anna uśmiechnęła się odrobinę diabelsko. Gdy zeszli na dół czekała na nich dorożka. Możliwość mówienia w czyjejś głowie mogła być sposobem w jaki pojazd był zawsze na czas. Mogło też tłumaczyć czemu Anna pije tyle krwi.

Wampirzyca wskoczyła do dorożki i jak zwykle poklepała miejsce obok siebie. Gdy gaheris je zajął dorożka ruszyła.
- Najważniejsza jest dobra komunikacja z partnerem. Podpowiem ci co znaczą, które sygnały i dalej już dasz radę. - Mówiła radosnym tonem, zupełnie jakby jechała do lunaparku. - Spróbujemy też odgadnąć sygnały drugiej pary.
- Myślę, iż możemy zachęcić naszych przeciwników, żeby grali wyjątkowo nonszalancko oraz myśleli bardziej na temat jakichś interesujących ich dam, albo czymkolwiek, ale zostawili analizowanie gry
- zaproponował.
- Byleby o tym nie wiedzieli. - Uśmiechnęła się. - Ale takie zabawy pozostawiam już tobie.
- Akurat te zabawy mam jako tako opanowane. Może się uda
- powiedział ciesząc się, że jadą razem. - Wspominałaś, że także dowiedziałaś się czegoś? - spytał dziewczynkę, bowiem teraz mieli spokojnie możliwość porozmawiania oraz wypytania się.
- Widziano Charlottę w City. Podobno szła sama. - Powiedziała Anna spokojnie. - Trochę nie zgadza się to z tym, że ktoś “załadował” ją do powozu w okolicy Westminster. Niestety nie wiem gdzie dokładnie się udała. Podobno “zniknęła za rogiem”. Ale chyba jesteśmy w stanie odtworzyć, w którym miejscu.
- Jeśli więc pozwolisz, zaraz po grze tam ruszymy. Może uzyskamy jakieś informacje. Szczególnie ciekawe, co kryje się wewnątrz umysłu owego Mayhewa, że Florence pragnęła go sprawdzić. Panna Ashmore mogła kogoś śledzić. Podobno Florence zabraniała jej robić to podczas nocy, ale wiesz, jak jest … Charlotte jest nieco właściwie niecierpliwa.
- Hm… nie jestem pewna tej niecierpliwości. To nie jest dobra cecha u agentów, a jej długo nie złapano
. - Anna zamyśliła się i chwilę wpatrywała się w Gaherisa w skupieniu. - Ale nie miałam okazji poznać jej osobiście. O jesteśmy! - Uśmiechnęła się. - To ja znikam. Jakby co będę cię ciągnąć za spodnie i daj mi usiąść sobie na kolanach gdy zasiądziesz do stołu.
Anna zniknęła i po chwili poczuł jak ciągnie go za nogawkę w kierunku hotelu.
- Doskonale, wobec tego ruszamy. Będę uważać - wysiadł z powozu przytrzymując drzwiczki tak, żeby spokojnie Anna mogła wyjść. Potem ryszył w stronę głównego wejścia budynku nazywajacego się Edward’s. Budunek był poteżnym gmachem, którego wejścia broniły kolumny. Wewnątrz królował przepych, a w korytarzu trafili nawet na kilka par. Część wchodziła, część wychodziła z budynku.




Gaheris bez trudu dostrzegł jakąś osobę, która najwyraźniej udzielałą informacji. Ale Anna pociągnęła go w stronę schodów. Powoli zeszli do podziemnej kondygnacji i ruszyli korytarzem. Po kilku krokach dotarli przed drzwi, których strzegł elegancko ubrany mężczyzna. Zlustrował Wampira ale nie odezwał się słowem.




- Jestem oczekiwany na partyjce wista. Moje nazwisko Ashemore - powiedział spokojnie starając się pokazać jak wielki pan, co akurat nie sprawiło mu wielkiego problemu. Jakby nie było, gdyby tak się zastanowić, miał wiele większe prawa do tronu Zjednoczonego Królestwa niżeli królowa Wiktoria.
Mężczyzna skłonił się lekko.
- Witam. Niestety nie jest Pan stałym bywalcem. - Wyraz twarzy mężczyzny nie zmienił się nawet odrobinę. - Czy jest tu Pan na zaproszenie, któregoś z dżentelmenów?
- Owszem, pan William Ainsworth zaprosił mnie niedawno. Czy mogę już wejść?
- Jak najbardziej, po wniesieniu odpowiedniej opłaty
. - Mężczyzna był bardzo kulturalny i uprzejmy. WIdać że był przyzwyczajony do takich sytuacji.
- Wobec tego chciałbym ją wnieść, aczkolwiek jako gość gentlemana … - zawiesił głos traktując go Prezencją. - … wydaje się, iż powinienem wejść bez opłaty.

Mężczyzna uśmiechnął się życzliwie. Widać było że chce bardzo pomóc wampirowi, bo strapił się odrobinę.
- Bardzo bym chciał Pana wpuścić, ale chyba przybył pan tu zagrać. 50 funtów to stawka wyjściowa, bez niej nie będzie mógł pan rozpocząć gry.
Gaheris poczuł jak Anna ciągnie go lekko za nogawkę. Wyraźnie chciała już wejść.
- Ach, jeśli to takie istotne … - powiedział znudzonym głosem. Wyciągnął lekkim ruchem 50tkę. - Pan pobiera opłatę?
- Tak
. - Ucieszył się mężczyzna, przyjmując gotówkę. Uchylił przed Gaherisem drzwi, zapraszając do środka.

Wampir wszedł tak, żeby spokojnie mogła przedostać się również jego urocza towarzyszka. Wszedł, rozejrzał się, czy jest choćby jakiś służący, który odbierze kapelusz oraz płaszcz oraz gdzie jest gromada graczy.




W pomieszczeniu było kilka stolików, przy których toczyły się gry. Stało też parę foteli, przy których siedzieli inni i rozmawiali. Między stolikami krążyły kobiety w dość skąpych ubraniach, roznosząc drinki, jednak wydawało się że gracze ich nie widzą. W powietrzu gęsto było od dymu.
Mężczyzna, który go witał zamknął za nim drzwi i podszedł do wampira.
- Czy mogę przyjąć od Pana rzeczy?
Ten podał mu płaszcz oraz cylinder rozglądając się. Szukał stolika, przy którym siedzi William. Dostrzegł go przy jednym z dalszych stolików. Mężczyzna przyjął od niego rzeczy.
- Nazywam się John i opiekuję dzisiejszymi rozgrywkami, gdyby Pan czegoś potrzebował proszę mówić.
Na co Gaheris podziękował skinieniem, po czym ruszył do stolika zajmowanego przez grupę osób, wśród których przebywał także William. Szedł tak, żeby ten mógł go dostrzec z daleka. Włączył także Nadwrażliwość, łapiąc wampiry, ghule oraz innych teoretycznie niezwykłych bywalców. Nie znalazł żadnego wampira, ale bez trudu rozpoznał kilku ghuli, porozrzucanych między różnymi stolikami. William nie widział go był wyraźnie skupiony na grze. Zauważył też że mężczyźni obserwujący rozgrywkę stoją w sporej odległości od stolika by nie przeszkadzać grającym. Stanął więc obok nich oczekując na koniec partii. Wtedy mógł swobodnie zagadać do Williama. Jego znajomy grał z jednym z ghuli, który był w przeciwnej parze.




Rozgrywka trwała jeszcze chwilę. Wiedział, że Anna jest z nim bo czuł lekki ucisk na spodniach. Po chwili zorientował się, że William przegrywa. Cóż, mógł tylko po prostu czekać. Jedna partia niczego nie czyni.

Po kilku minutach partia skończyła się. Chwilę trwały uściski dłoni. W których gracze obiecywali sobie rewanż i w końcu William rozejrzał się i od razu uśmiechnął na widok Gaherisa.
- Ashmore, witaj. - Podszedł do wampira i uścisnął mu dłoń. - Jednak dotarłeś.
- Wybacz, nie mogłem wcześniej
- podał mu dłoń. Przy okazji tak ustawiając dłoń, że William mógł dostrzec na jego palcu pierścień klubowy. Oczywiście bez ostentacji, jedynie tak przy okazji. - Przedstawisz mnie towarzystwu?
- Ba, bardzo chętnie namówię cię na wspólną partyjkę
. - Uśmiechnął się szczerze. - Obiecałem Mayhawowi rewanż - wskazał na grubego ghula, z którym grał -, a mój partner musi wyjść. Skusisz się?
- Bardzo chętnie, panowie
- skinął głową waląc wszystkich Prezencją. - Mam nadzieję, że przyjmiecie nowego w towarzystwie oraz zagramy sympatyczną, luźną partyjkę.

Prezencja 1, 5 kostke, rzuty dno, bez efektu,
ale bez jakichś kiepskich następstw


Dwaj mężczyźni podnieśli się uśmiechając. Chudszy, partner do gry Mayhawa podał mu dłoń.
- Aleksander Whittock. - Gaheris rozpoznał, że mężczyzna ma to samo nazwisko co jedna ze zleceniodawczyń Charlotty. Wskazał swego towarzysza. Ghul mimo, że potraktowany prezencją, patrzył na niego niepewnie. - Mój partner do gry Henry Mayhew.
Ghul także wyciągnął do niego dłoń. Kiedy dotykał ją dostał porcję uśmiechniętej prezencji.
- Miło mi pana poznać, Mayhew. Wierzę, że będziemy prawdziwymi przyjaciółmi - najpierw poszła Prezencja na słowie przyjaciółmi. Ponadto wsączał mu w umysł proste słowa 2iego poziomu Dominacji: graj nonszalancko, nie myśląc. Dominacja poziomu owego pozwalała się nie odzywać. Wystarczało, że postacie choć na momencik miały kontakt spojrzeń. Hm, ciekawe czyim ghulem był Mayhew? Pewnie ghulizm Anna rozpoznała także.

Prezencja 3, Dominacja 2, rzuty błeeeeeeeeee,
bez efektu


- My również miło Ashmore, witamy w naszym zacnym gronie. - Uśmiechnął się trochę pewniej. - Zapraszamy do stolika.

Wreszcie trzeba było usiąść oraz pograć. Oczywiście usadowił się tak, żeby Anna mogła także wejść. Potem zaś zdało się rzucić karty na los oraz kiepskawe umiejętności własne. Po sekundzie poczuł na kolanach lekki ciężar. Gdy wyłożono pierwszą kartę, zobaczył że Anna lekkim naciskiem na konkretny kartonik, daje mu znać co ma zagrać. Wampirzyca była dobra w te klocki, grali, grali i wygrywali. Jednak miał nadzieję, że oprócz wygrywania Anna spenetrowała mysli Mayhewa, bowiem skoro nic jemu nie wychodziło, to pozostawało chyba tylko jej własne działanie.

Po grze widać było, że nawet William jest lekko zaskoczony ich zwycięstwem.
- Ashmore, teraz nie daruję ci, żadnego spotkania. - Mężczyźni podnieśli się i zaczęli sobie uściskiwać ręce. Anna zeskoczyła z jego kolan, by i on mógł to zrobić.
- Gratuluję, bardzo dobre wejście do towarzystwa. - Pogratulował Mayhew. Nie wyglądał jakby
By mu coś było. Może szklaneczkę, czegoś dobrego?
- Czemu nie - uśmiechnął się wstając oraz dziękując myślami Annie, której zasługą było owe zwycięstwo. - Whisky z lodem - powiedział lekko, jakby się zastanawiając. Cóż, póki Mayhew był przy nim, zawsze istniała szansa dowiedzenia się czegoś. - Zaś co do partyjki, drogi Ainsworth, to pewnie znajdziemy jeszcze niejedna okazję - powiedział choć graczem zamiłowanym nie był, jednak skoro taki był wymóg towarzyski …
Mężczyźni zajęli miejsce w fotelach i Mayhaw zamówił im wszystkim whiskey. Ghul odpalił coś co przypominało trochę grubsze papierosy. Nawet poczęstował Wampira.
- Cygaro, Ashmore?
- Dziękuję, ale nie używam. Dobra whisky i wygodny fotel wystarczą. Wiecie panowie, jestem tutaj nowy w Londynie. Coś ciekawego dzieje się może? Coś ekscytującego
? - zagadnął.
- Wszystko po staremu - Odezwał się Whittock, popijając ze swojej szklanki, którą przed chwilą przyniosła jedna z kelnerek. - Wszyscy czekamy na otwarcie wyremontowanego pałacu. Zapowiada się jedno z większych przyjęć, chyba porównywalne do tego z okazji narodzin ostatniego potomka jej królewskiej mości.
- Dla mnie to wszystko nowe
- powiedział Gaheris zastanawiając się co teraz. Mógł spytać wprost o Charlie, ale jeśli Mayhew był zamieszany w jej porwanie będzie ostrzeżony, więc głupotą było mówić. Jeśli wręcz przeciwnie, mówienie dawało jakąś szansę. Niech to gęś. Skoro nie wiedział, czy nie zepsuje wszystkiego postanowił czekać dając szansę na wypowiedzenie się innym. Może Mayhew wysypie się z czymś, wtedy będzie można drążyć temat. Pomysłu innego nie miał, może towarzyszka jego coś ciekawego wymyśli?

Mężczyźni zachęceni przez niego zaczęli opowiadać o ostatnich inwestycjach, gonitwach, polityce.
- Ale wraca też stare, prawda Ashmore. Planujesz otworzyć powrotem bank. A tak w ogóle nie myślałeś by wydać za kogoś swoją kuzynkę. - William był lekko podpity i teraz dawał wyjść na jaw swoim planom. - Wspaniała partia!
Mayhaw prawie zakrztusił się whiskey.
- Wybaczcie Panowie ale chyba czas na mnie. - Ghul podniósł się. - Do zobaczenie Ashmore, panowie.
Pokłonił się i ruszył. Natomiast głowę Gaherisa zaatakował głosik Anny.
- Śledzimy go, tak by nie wiedział! - Wydała polecenie.
- Jasne - pomyślał kompletnie nie wiedząc, jak Anna chce to zrobić. Wszak on niewidzialności nie miał. Ale może było odpowiednie wyjście. Anna mogła za nim iść tuż tuż, zaś on znacznie dalej, przy czym Anna mogła mu przekazywać: poszedł za róg, idź prosto, skręcić potrzeba etc. Dosłownie więc moment później zgarnął wygraną machając dłonią na do widzenia.
- Ainsworth, Whittock, miło było się spotkać - lekko skinął, później odebrał cylinder oraz płaszcz od służącego. Ruszył za Mayhewem. Interesujące było to, iż tamten wyszedł po słowach Williama. Czyżby dopiero teraz dostrzegł podobieństwo nazwiska? Ewentualnie mógł przypuszczać, iż dwie osoby mają identyczne nazwisko, jednak nie są jakkolwiek powiązane. Prawdopodobnie doskonale wiedział, gdzie jest Charlotta, albo wiedział coś na temat miejsca pobytu sympatycznej kuzynki.
 
Kelly jest offline