Krasnolud rozglądał się z ciekawością po tej umocnionej osadzie. Gdyby miał wybór to wolałby siedzieć w bezpiecznych podziemiach. Tam wiadomo było kogo prać i nie trzeba było się specjalnie nad tym rozwodzić. Brało się topór i wyżynało zielonoskóry. Cięło się ich jak jakieś drzewa, do których zresztą byli podobni. Wszakże wystarczyło raz, porządnie uderzyć toporem i taki padał.
Tutaj tymczasem cały czas, ktoś próbował mu zrobić mętlik w głowie. Patrzył oczami bez wyrazu na człowieka w klatce. W końcu beknął znudzony.
-Ta kurwa, a ja jestem bretońską królową matką - powiedział do niego i zaczął się sam głośno śmiać, ze swojego przedniego żartu. Po tym wydarzeniu kręcąc głową postanowił udać się do karczmy. Tam powinno przynajmniej być sucho i chyba mniej śmierdząco. A jak ktoś postanowi go zabić, to zajebie wszystkich ...
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |