Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2017, 19:25   #2
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

14 czerwca 2016 roku,
St Cloud, Minnesota,
Stany Zjednoczone.



Dwa autobusy szkolne zostały podstawione równo o ósmej trzydzieści, choć niektórzy i tak dotarli do kampusu spóźnieni, przez co ostatecznie spod szkoły wyjechali z piętnastominutowym opóźnieniem, a to mocno podniosło ciśnienie pani Hoy. Na szczęście nikt nie zapomniał formularza zdrowotnego, które zgarnął pan Gaudencio, nim zasiadł za kółkiem pierwszego z żółtych Chevroletów w towarzystwie pani Marshall. Drugim kierował Lambo, tam też kilkoro uczniów miało nieprzyjemność podróżować z podenerwowaną fizyczką, która niemal co chwilę obrzucała ich dziwnymi spojrzeniami, jakby brzydziła się przebywać z młodzieżą w tej samej przestrzeni. Młodzieżą, która w większości nie zachowywała się cicho, co pewnie jeszcze bardziej działało nauczycielce na nerwy.

Był niemal koniec roku szkolnego, od początku czerwca żar lał się z nieba, więc taka wycieczka na łono natury, z dala od zgiełku była ostatnią szansą, by szesnaścioro uczniów dwunastej klasy z Apollo High spędziło ze sobą trochę czasu razem, nim na zawsze rozejdą się ich drogi. Jak w każdej klasie, można było tu znaleźć całkowity przekrój postaw - od osób cichych, skrytych w sobie, przez pilnych uczniów, aż do przebojowych jednostek, najbardziej wyróżniających się w tłumie, ale niekoniecznie na klasówkach. Teraz jednak nauka nie miała znaczenia, dla tych ludzi liczył się relaks i przygoda. Coś, czego na pewno długo nie zapomną.

Zajęci rozmowami lub innymi sprawami, niezbyt zwracali uwagę na to, co się dzieje za szybami autobusów. Lambo i Gaudencio najpierw wyjechali na drogę stanową, a po dwóch godzinach takiej jazdy wybrali spokojniejszą trasę prowadzącą przez gęste lasy Superior National Forest. Wcześniej zatrzymali się na jakiejś lokalnej stacji benzynowej, gdzie reszta mogła zrobić ostatnie zakupy, rozprostować nogi, albo skorzystać z toalety. Po wyruszeniu w dalszą drogę początkowo mijali jakieś samochody, ale im głębiej się zapuszczali, tym trasa stawała się coraz bardziej wyludniona, aż w końcu wjechali w kompletną dzicz.


Pół godziny później dojechali do niewielkiej budki z bramą i szyldem zapraszającym na teren Beaver Creek Resort. Pani Marshall i pan Lambo rozmówili się z wysuszonym mężczyzną pod wąsem, który pilnował, by nikt niepowołany nie wjechał na teren ośrodka, okazali mu jakieś dokumenty a w zamian otrzymali pęk kluczy i zostali wpuszczeni za szlaban. Nieznajomy z budki przyglądał im się z kamiennym wyrazem twarzy, gdy autobusy z wolna ruszyły w głąb lasu, co niektórym wydało się dość dziwne. Szybko jednak skupili się na swoich sprawach i zapomnieli o ponurym strażniku.

Po kolejnym kwadransie trasy wijącej się pomiędzy sosnami, cedrami i brzozami, w końcu wyjechali na wielką polanę. Już z autobusów dostrzegli kilkanaście drewnianych domków (większych i mniejszych), rozrzuconych po całym terenie, oraz wielki słup z amerykańską flagą ustawiony mniej więcej po środku. Lambo i Gaudencio zaparkowali na wydzielonym do tego celu kawałku żwirowego parkingu i wypuścili wszystkich na zewnątrz. Pierwsze, co ich uderzyło po wyjściu z dusznych i nagrzanych autobusów, to wspaniały zapach leśnego powietrza, wesoły trel ptaków wśród listowia i delikatny szum ciepłego wiatru w koronach drzew. Między domkami w oddali dostrzegli molo i część jeziora, którego tafla odbijała srebrem promienie słoneczne. Było gorąco, jednak widoki w jakiś sposób orzeźwiały zmysły. Cały krajobraz był niezmiernie uspokajający.

Pani Marshall wyciągnęła z plecaka coś, co wyglądało jak przewodnik i zaczęła go przeglądać, gdy Hoy i Gaudencio ruszyli szybkim krokiem do jednego z drewnianych domków, bodajże największego na tym terenie, przed którym stało kilka pomalowanych na różne kolory ławek. Zniknęli w środku i po dłuższej chwili wybiegli, a fizyczka krzyknęła z wyraźną ulgą w głosie.
- Wszystko jest! Dowieźli zaopatrzenie, tak jak zapowiadali!
- Świetnie
- odrzekła Kate, rozglądając się po okolicy i co chwilę wlepiając wzrok w broszurkę, próbując ogarnąć, co jest czym. - Ok, chodźcie ze mną, moi drodzy.
Skinęła na uczniów, a ci z mniejszym bądź większym entuzjazmem ruszyli za swoją anglistką. Po kilkudziesięciu metrach weszli na niewielki, drewniany mostek, który miał jedynie oddzielać główną część polany od reszty i ich oczom ukazała się niewielka zatoczka z domkami otoczonymi lasami.


- Proszę bardzo, wasze kabiny sypialniane. - Pani Marshall omiotła teren ręką. - Panie zajmują domki po lewej, panowie po prawej. Z opisu wynika, że każdy z domków podzielony jest na cztery sypialnie z prysznicami, więc rozlokujcie się, jak wam wygodnie.
Spojrzała na zegarek.
- Macie pół godziny na rozpakowanie się, odświeżenie się i chwilowy odpoczynek, potem zbiórka przy maszcie z flagą. Zrobimy mały tour po całym ośrodku, żebyście zobaczyli, co gdzie jest. Do zobaczenia niebawem.

Uśmiechnęła się do uczniów, po czym ruszyła w stronę największego domku, gdzie czekali na nią Lambo i Hoy. Gaudencio stał przy autobusach i wyrzucał ze schowków torby i plecaki.
- No ruszcie się, nie będę wam tego tachał do pokoi, księżniczki i królewicze! - Zaśmiał się wesoło, krzycząc w ich kierunku.

 
Tabasa jest offline