Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2017, 22:38   #113
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kiedy jego towarzysze przygwoździli ogniem walczące ze sobą grupki, Astropata wyrzucił przed siebie ręce składając palce dłoni w dziwne znaki. Atmosfera wokół niego zaiskrzyła, kiedy próbował wedrzeć się do umysłów przeciwników. Wszystko wyglądało w porządku do momentu, kiedy coś nie trzasnęło. Cichy huk. Błysk i ci którzy byli blisko Matuzalema widzieli jak psykera wyrzuciło w górę jak kamień z katapulty. Astropata leciał bezwładnie przez chwilę w górę po czym zaczął spadać z dość sporej wysokości. Kiedy jednak początkowy szok minął psyker spiął się, zrobił parę obrotów i spadł na ziemię uginając kolana i przetaczając się.
- Nic mi nie jest. - rzucił tylko na voxie słabo.
Wolał nie mówić, że mogło być dużo gorzej. Osnowa zafalowała niebezpiecznie, kiedy zaczerpnął z niej energii i była gotowa się zerwać wywołując lokalnie małą hekatombę. Na szczęście Światło Imperatora uchroniło Matuzalem i jego towarzyszy. A on zdołał zdobyć pewną ważną informację.
Niestety tylko wobec jednej z grup. Strzelanina skończyła się zbyt szybko, aby mógł wedrzeć się do umysłów drugiej grupki. Wiedział jednak, że jedna z nich to byli świezi akolici Istvanian.
- Niedaleko waszej pozycji jest jedno z dwóch urządzeń zagłuszających - odezwał się na voxie Durran, łamiąc słowa szyfrem by przeciwnicy, potencjalnie słuchający, nie zrozumieli przekazu zbyt szybko i podał namiary - zagłuszanie już nie działa, ale tam jest ktoś. Prawdopodobnie jakiś zdolny technik, albo nawet naczelny istvaański heretek Teslom. Sugeruję sprawdzić. Ja zmierzam do drugiego takiego punktu.
- Jedna z tych drużyn to byli akolici Istvanian. Tutejsi. - rzucił Astropata aby wszyscy usłyszeli z drużyny, że wróg jest w mieście i należy mieć się na baczności - Dobra. Zajmiemy się drugą.
-Skoro to technik to musi mieć obstawę. Zlikwidujmy jego silnorękich a milusieńskiego skujmy i zabierzmy ze sobą. Niech Matuzalem porozmawia z nim “po swojemu”. - wtrącił swoje Blackhole.
- Zobaczymy. - odparł Matuzalem - Bioniku, jeżeli nie będziesz w stanie sobie poradzić z marszu daj znać. Nie wkraczaj do akcji bez absolutnej pewności. - rzucił do Morgensterna, a potem zwrócił się do pozostałych.
- Ayay - odpowiedział Durran na rozkaz. Nie podobał mu się, nie lubił grać defensywnie, ale przyjął polecenie.
- Pozostajemy w ukryciu. Pamiętajcie po co tutaj jesteśmy… walizka. - przypomniał - [i]Jeżeli tam będą akolici… próbujemy chwycić chociaż jednego. Jeżeli agent… [i]- wymownie przeciągnął palcem po gardle - [i] Są zbyt groźni, aby ich chwytać, a nie możemy sobie pozwolić na straty.[/]
Psyker skinął głową swojemu przełożonemu, który odpowiedział tym samym aprobując tok myślenia Przesłuchującego. Ruszyli w kierunku podanym przez hereteka. Sygnał dochodził z okolicy mieszkalnej, z jednego z parupiętrowych budynków.
-Fakt, walizka to priorytet - mruknął szyfrem Blackhole. -Ale nie możemy zostawiać żywych wrogów na trasie walizka - LZ. To byłoby nierozsądne. - poklepał karabin i trzymając wybrany sektor ruszył z towarzyszami.

Zbliżali się do urzędu pocztowego. Idący na szpicy Blackhole rozglądał się bacznie wokół. Przechodził nad leżącymi tu i ówdzie ciałami, nie zaszczycając poległych nawet spojrzeniem, kiedy w pewnym momencie procesor w mózgu aktywował face recognition module. Były Kasrkin podniósł pięść do góry, dając pozostałym znak aby się zatrzymali, następnie wykonał ręką z rozprostowaną dłonią ruch ku dołowi, nakazując zmianę pozycji o jeden stopień - ze stojącej na klęk. -Chyba znalazłem naszą High Value Individual. Potwierdzam tożsamość - przekazał pozostałym. Pochylił się nad zwłokami i odgarnął włosy z twarzy denatki, aby przeprowadzić szczegółową analizę budowy twarzoczaszki, następnie podniósł kciukiem powiekę, pozwalając aby jego bioniczne oko przeskanowało siatkówkę.
-Nie mam dobrych wieści. - odezwał się szyfrem na voxie, przeszukując nieboszczkę. -To faktycznie nasza HVI. Potwierdzam zgon. Ktoś był tu przed nami i szuka tego samego. Bo w przypadki już nie wierzę. Miejcie baczenie na wszystko, ruszamy. - po czym wykonał ruch ręką ku górze, nakazując powrót do pozycji stojącej i wskazał kierunek marszu.
Wkrótce dotarli pod budynek, w którym znajdował się miejscowy urząd pocztowy. Zwykły mieszkalny budynek, ale parter i dwa pierwsze piętra zajęte były przez urząd. Dwa pozostałe były zajęte przez Administratum. W paru oknach paliło się światło, najwyraźniej ktoś pracował do późna. Kiedy zbliżyli się do budowli Matuzalem dał znak, aby się zatrzymać.
- Są w środku. Przeszukują pomieszczenia. Czekajcie…
Wmieszał się w cień i podkradł się do jednego z okien. Stał tak chwilę nieruchomy, a powietrze wokół zapachniało ozonem.
- To Istvanianie… Podzielili się na trzy dwójki. Jest kilka walizek w skrytkach.
Używając drużynowego łącza, HUDu i voxa, naniósł lokalizację pomieszczeń, przedmiotów oraz ludzi.

Czas był najwyższy przystąpić do działania.

Drużyna Ordo Sicarius po cichu weszła do budynku poczty. Szli tropem Istvaniańskich akolitów. Matuzalem był w stanie stwierdzić, że nie byli to tutejsi. Ktoś spoza planety - więc musieli być "warci" przerzucenia na planetę. Na wszelki wypadek należało zachować ostrożność.

Niestety nie byli dość liczebni, aby ustanowić "pewną" siłę ognia do eliminacji każdej dwójki. Dlatego jedną - tą która podążyła w głąb budynku, wziął na siebie Matuzalem. Jego celami okazało się dwóch dość tęgich zakapiorów. Jeden wyglądał na jakiegoś siepacza eklezjarchii drugi na jajogłowego, którego ktoś zmusił do częstego odwiedzania siłowni. Ubezpieczali się nawzajem, a ten drugi co chwila zerkał na porządnej roboty auspex. Astropata ufał, że jego kombinezon dobrze wytłumi jego sygnaturę, jednak wolał nie ryzykować. Kiedy tamci ruszyli do następnego pomieszczenia robiąc przerwę od lampienia się na odczyty, Psyker-asasyn zmniejszył szybko dystans. Auspex zapiszczał, a tamci natychmiast się spięli. Za późno.

Długa, wiciszona seria kul kalibru handkanonowego została bezlitośnie wpakowana w korpus świętobliwego wojaka rozrywając jego połączenie napierśnika i kamizelki taktycznej, a paskudne mlasknięcia rozrywanego ciała jednoznacznie dały znać odnośnie jego losu. Uczony nie marnował czasu, skoczył do otwartego pomieszczenia za osłonę. Zerwał z kamizelki jeden z granatów i cisnął w korytarz, tam gdzie stał Matuzalem.

Asasyn przetoczył się natychmiast w przód unikając eksplozji granatu inferno. Eksplozja rozrzuciła ogień po ścianach, posadzce i meblach.



Tymczasem Durran pędził. Czuł się… powolny. Dawniej pokonywał dystanse blisko trzydziestokrotnie szybciej, ale odkąd stracił swe implanty już nie mógł wykonywać skoków antygrawitacyjnych.
Miał swój cel.
W jednym bądź drugim miejscu mieli być Istvaanie. Przebił się przez wątłą ścianę półzawalonej szkółki uderzeniem pięści energetycznej i kontynuował bieg gdy nagle powitała go salwa laserowa. Kilka wiązek osmaliło mu pancerz więc nawet nie zwolnił. Jedynie odbił w bok, do osłony. Gdyby któraś trafiła go w mniej pancerny punkt to by zabolało. Wyjrzał i przez ten ułamek sekundy nim musiał się znów schować dostrzegł jakąś grupę. Nie rozpoznawał ich i byli średnio uzbrojeni, ale było ich z pół tuzina. Za dużo.
A on miał swój cel.
Wystawił zza słony eM40kę i przez kilka sekund walił ogniem zaporowym. Wtedy dwa metry od niego wylądował granat odłamkowy, a wokół osłony zawrzały serie wiązek laserowych. Obrócił się by zasłonić głowę i jak najwięcej torsu pięścią wspomaganą. Granat eksplodował. Opuścił pięść i ocenił uszkodzenia. Niewielkie, ale znaczące. Urwane dwa palce prawej dłoni, obluzowany staw kolanowy i więcej nieistotnych obrażeń.
Słyszał jak przeciwnicy już gratulują sobie zwycięstwa, ale idą dwaj by potwierdzić. Nie miał czasu na tę zbędną walką.
- Niech to cholera… - mruknął pod nosem i złożył dłonie w medytacyjną “łódeczkę”. Sięgnął do osnowy. Zaplótł pasma niewidzialnej energii i… rozmył się. By po chwili znów stać się widzialnym. Zaklął i ponowił. Dopiero za trzecim razem uzyskał stabilność efektu. Włączył stummera na biodrze i wycofał się. Nie miał czasu.
Miał swój cel.

- Nie ma go tu! - słyszał za plecami
- Szukajcie! Gdzieś musi być!

Ale go nie było.

Sto długich kroków dalej trafił na parking. Niewiele myśląc dopadł do pierwszego nie uszkodzonego motocykla. Zerwał obudowę panelu i w kilka chwil pozawijał kable w których żyły duchy maszyn i zaimprowizował z nich wejście MIU. Podłączył się do niego. Duchy zaprotestowały na to nieprawe połączenie, ale uciszył je. Chwilę potem pędził już na tyle szybko by nie czuć się powolnym. Choć implanty antygrawitacyjne wciąż byłyby lepsze, bo pozwalały nie kluczyć. Ale ostatnio przekonywał się do jednośladów.


- Zajmij się nim - rozkazał elektrokapłan - naczelny malatek Istvaan Victorii Kurtz, nowemu nabytkowi zdradzieckich inkwizytorów.
- Robi się, szefie - odpowiedział człowiek o ciele słabym i kruchym.

* * *

~ Jestem na miejscu. Nie widzę wroga ~
Zakomunikował Durran zbliżając się, z prędkością motocykla, do budynku straży pożarnej, w którym miało znajdować się urządzenie zagłuszające, a wraz z nim ważny dla Istvaan cel. Morgenstern się uśmiechnął widząc kawał betonowanej drogi wybity w górę jakimś odłamkiem musiałbym tu przylecieć aż z lokalizacji trafienia makrodział Aizdara. Przyspieszył jeszcze i wjechał na tę rampę, w stylu starych widów akcji jakie czasem oglądał gdy miał trochę czasu dla siebie i potrzebował się odmóżdżyć. Motocykl wyleciał w górę. Przednia opona wybiła framugę okna, a metalceramiczne barki i czaszka łatwo sobie poradziły z odłamkami. Durranowi odpryski szkła by nie zaszkodziły, ale i tak okna zostały skruszone w kawałki w całym mieście za sprawą eksplozji sprowadzonych z okrętu na orbicie.

Heretek w locie zeskoczył z motocykla i pozwolił mu rozbić się na ścianie. Potężne serwomotory w jego nogach przyjęły na siebie impet uderzenia i wyhamowały go. Ta nawet niewielka dawka adrenaliny, jaka jeszcze była produkowana przez jego organiczne ciało dała mu potężnego kopa, bo także samego Fałszywego Mięsa pozostało mu bardzo niewiele i jej skupienie było bardzo duże. Na tyle duże, przez przez ułamek sekundy czas się chyba zatrzymał. Kolana się uginały rozpraszając energię kinetyczną. Ściana pod nimi pękła, ale utrzymała się. W garażu remizy. Było kilku przeciwników.
Dwóch gwardzistów. Uzbrojenie: podwójny ciężki stubber oraz autocannona. Zagrożenie: umiarkowana za kilka sekund.
Dwóch techników obsługujących urządzenie zagłuszające. Uzbrojenie: mierne. Zagrożenie: brak.
Siostra Bitwy w pancerzu wspomaganym, obdartym z oznaczeń zakonnych. Uzbrojenie: Dwa boltery i piłomiecz. Zagrożenie: istotne.
Machina Pokutnicza powstająca z kolan. Uzbrojenie: różnorodne. Zagrożenie: Kod Czerwony.


Krok pierwszy. Granaty.
Zerwał wszystkie zawleczki i rozrzucił je po remizie jeszcze nim wylądował. To zdecydowanie należało do jednej z jego ulubionych taktyk. Fałszywe Mięso nie było odporne na odłamki i falę uderzeniową jak jego nieorganiczna pół-perfekcja.

~ Wsparcie! Potrzebne wsparcie! Mają pieprzoną Machinę Pokutniczą z podwakroć cholerną telekinetką w niej!



- Na Imperatora, skąd?! - krzyknął na voxie Matuzalem, zaraz jednak się zreflektował - Mamy walizkę z koordynatami! Czego tam jeszcze szukasz?!

Właśnie oddalali się od budynku poczty. Budynek płonął. Efekt nieopatrznie rzuconego granatu inferno. Jednak pozostałym eliminacja przeciwnika poszła gładko. Odnalezienie walizki też. W mózgach każdego z nich zostały zapisane na wszelki wypadek znalezione w środku koordynaty, zaś dokumenty schowane do innego pojemnika. Walizka była teraz odpowiednio zabezpieczona. Ot taki wabik na zdesperowanych Agentów Istvaanian.

- Szlag by to. Zmiataj stamtąd! Idziemy w twoim kierunku!
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-06-2017 o 19:10.
Stalowy jest offline