Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2017, 12:11   #61
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Jarvis usiadł i zaczął grzebać w torbie. Wyciągnięte z niej księgi, przypominające te rachunkowe, odrzucił na bok i pierwsze co wyjął to przedmiot, który nie wymagał identyfikacji. Tawaif wiedziała co to jest i do czego służy. Wykonany z piaskowca skarabeusz był magicznym przedmiotem, znajdowanym wśród ruin piramid i starych świątyń. Owszem… niektórzy magowie zdołali odtworzyć sposób ich kreacji, ale większość z nich, pochodziła z grobowców ograbianych przez hieny cmentarne.
- Ooo… khunfasat! - Chaaya poderwała się na widok znajomego magicznego robaczka. - Nie widziałam ich od bardzo dawna i nie sądziłam, że są popularne poza granicami pustyni. - Kobieta sięgnęła po kamienną rzeźbę, delikatnie kładąc ją na otwartej dłoni.
Piaskowy żuczek, niezauważalnie drgał, jakby nie mógł się doczekać swojego użycia.
- Rzucasz go na ziemię, a on się zaraz w niej zakopuje tworząc rejon z magicznymi, ruchomymi piaskami… Bardzo niebezpieczna zabawka, w dziewięćdziesięciu procentach… śmiertelna dla wielu istot.
- Mniej użyteczna w miejscu… gdzie większość podłoża to woda… no chyba, że bagnisty teren. - Zamyślił się czarownik, bardziej przyglądając się bardce niż trzymanemu przez nią przedmiotowi. - Chcesz zatrzymać dla siebie?
- Mogę? Bo może… warto go sprzedać, by kupić coś co bardziej nam się przyda w przyszłości? - Tancerka pogłaskała po skrzydełkach skarabeusza, zupełnie jakby był żywym stworzonkiem.
- Kim… był ten twój znajomy? - spytała nagle, przyglądając się zachowawczo czarownikowi.
- Stary przyjaciel… cóż... bardziej kumpel - stwierdził w odpowiedzi Jarvis. - Wspólnik paru wypraw. Potem nasze drogi się rozeszły i to... bardzo, jak się okazało.
Uśmiechnął się dodając. - Jak chcesz to go zatrzymaj. Jeśli będzie potrzeba zdobycia dodatkowych funduszy, to pomyślimy nad sprzedażą skarbów. Na razie jednak sobie radzimy, jeśli chodzi o pieniądze.

Tajemnice.
O co się nie spytała, zawsze dostawała mętną odpowiedź. Powinna się już przyzwyczaić i nie przymuszać towarzysza to wyznań, a jednak przyzwyczajona do dialogu z drugą osobą, ciągle ciągnęła go za język. Pewnie, może i nieświadomie, go tym męczyła.
- No dobrze. To go wezmę - odparła miękko, całując robaczka w łebek. - Dziękuję.
Rozłożyła się wygodniej, kładąc swój prezent przed sobą i wyczekując kolejnych znalezisk.
- Nazywał się Belcraire Le Grande i w dawnych czasach… tak się tytułował. Był królem złodziei dopóki… inni nie okazali się lepsi. Był awanturnikiem i razem zdobywaliśmy skarby… także w dzielnicy gnomów. A potem… każdy poszedł w swoją stronę. Wbrew dumnemu nazwisku Le Grande nigdy wielkości nie osiągnął, choć zawsze miał grono popleczników. - Mag mówił cicho i powoli, wyciągając z sakwy duży, ciężki płaszcz z płatów szarej i grubej skóry, który między łopatkami miał płetwę grzbietową. Materiał tawaif rozpoznawała, była to skóra bullety zwanej lądowym rekinem. Bardzo groźnego drapieżnika żyjącego na obrzeżach pustyń i czasem się w nie zagłębiającego.
Jakiś niesprecyzowany lęk zagnieździł się w sercu bardki, gdy rozpoznała kolejną rzecz tak bliską jej odległemu domowi, wprawdzie sam krój płaszcza był odległy tym noszonym na pustyni, ale ktoś mocno się postarał by zdobyć materiały na jego zrobienie.
Być może była to jej tylko wyobraźnia i cały ten Belcraire po prostu lubił podróżować i okradać każdego na swojej drodze, a nie na przykład współpracował z kimś, kto aktualnie poszukiwał zaginionej duszy czerwonego smoka.
Westchnęła, starając się odegnać zmartwienie, po czym wskazała palcem na płetwę.
- To może być całkiem ciekawy przedmiot, tak jak istota do której skóra kiedyś należała. - Brązowowłosa obstawiała, że płaszcz mógł magicznie zwiększać siłę nosiciela, lub uodpornić go na ataki przeciwnika. Niestety… Nveryiotha nie było na podorędziu, toteż nie miała się z kim zakładać o łakocie lub zwykłe przekonanie.
- Z pewnością mógłby pokrywać się skórą bestii jak pancerzem. Belcraire lubił nietypowe magiczne przedmioty, podkreślające jego niezwykłość. Jakby zwykły magiczny miecz był niepraktyczny. - Zaśmiał się z ironią Jarvis. - Chcesz czynić honory?
Kobieta chwile wpatrywała się w ubiór, po czym pokręciła przecząco głową.
- Bez różnicy kto to sprawdzi… a ja aktualnie leżę - odparła psotliwie, uśmiechając się wesoło.
Jeździec sięgnął po różdżkę i po wypowiedzeniu magicznego słowa, sprawił, że ta zaświeciła…
- Działa… to trzeba przyznać. Płaszcz pozwala na krótko się zakopywać i przemierzać obszary pod ziemią, oraz… raz dziennie na specyficzny atak spod ziemi. Znów bardzo przydatny przedmiot, wszędzie poza miastem i okolicami. - Uśmiechnął się sarkastycznie czarownik. - Coś dla pozera.
Tawaif pokręciła nosem, wyraźnie niezadowolona. Liczyła na coś bardziej przydatnego, co można byłoby sprezentować, któremuś ze smoków. Tymczasem ani peleryna nie pasowała do Godivy… ani do Nverego, który choć lubił zakopywać się w ziemi… to walczył tylko z muchami latającymi nad gnijącymi zwłokami jego ulubieńców.
- Nie powiem… trochę się zawiodłam, choć sama nie wiem na co dokładnie liczyłam… - Wzruszyła ramionami, cmokając głośno.
- Myślę, że fajnie by się prezentowała na mnie. - Zadumał się przywoływacz, unosząc ciężki płaszcz, by go ocenić. - Ale możemy go wymienić później na coś innego.
Sięgnął znów do swojego worka z łupami, wyjmując srebrną broszę przedstawiającą herbowego lwa, stojącego na tylnych łapach i opierającego się o tarczę, jakby czegoś pilnował lub bronił.
- Zupełnie nie rozumiem fascynacji lwami… jeszcze lwice jak cię mogę… ale lew? Na herb? - wypaliła nagle dziewczyna, przekręcając się na brzuch i podpierając brodę na dłoniach. - Leniwe to to… walczyć nie umie, polować nie umie… nawet ryczenie słabo mu wychodzi, a co trzeci szlachcic wciska go sobie na flagi i godła, jakby srał co najmniej złotem. Nie wiem… może to kwestia kultury, jakiś smaczek, którego nie znam… umiesz mi to wytłumaczyć? - spytała spoglądając ciekawsko na czarownika.
- To grzywa… to ona robi wrażenie. Liczy się prezencja - wyjaśnił Jarvis z uśmiechem. - Grzywa kojarzy się z męskością i bujnymi brodami władców.
Mężczyzna spojrzał zaciekawiony na dziewczynę. - Chcesz powiedzieć, że w twej kulturze nie ceni się tak bardzo lwów?
- U nas bardziej ceni się tygrysy… ale chyba tylko dlatego, że co i rusz zjadają swoich właścicieli. “Zwierzę które zjada królów”... tłustych i głupich, by nie rozumieć, że taka bestia to nie kotek do głaskania - odparła, kiwając głową ze zrozumieniem. - Istnieje też wiele legend jakoby tygrysy były bliskie bogom. Jeden sułtan był wychowany przez tygrysicę… inny po tyranicznych rządach przez niego pokonany. Można powiedzieć, że to ucieleśnienie boskiej interwencji, siły czy inteligencji?
- Z tygrysów cenionych w tym mieście, można znaleźć tylko godła szablozębnych bestii z północy. Na bagnach też się trafiają żywe osobniki, ale częściej błotne pantery - wytłumaczył czarownik, przyglądając się broszce, a potem… bardce.
Różdżka służąca do identyfikacji bezczelnie musnęła intymny zakątek tawaif przez bieliznę. W delikatnej pieszczocie, gdy kochanek z łobuzerskim uśmiechem w taki sposób użył owego pręciku.
- I co tam ze mnie wyczytałeś? - spytała rozbawiona jego poczynaniami, przekręcając się leniwie na bok, co by jej partner miał lepszy dostęp do jej “magicznego” inwentarza.
- Żeś rozkoszna… żeś posłuszna, ale figlarna - wymruczał, już śmielej wodząc przedmiotem i wykorzystując jego kształt do pieszczot jej łona powolnymi i leniwymi ruchami.
Delikatnie muskając uda z wprawą świadczącą, że używanie w ten sposób różdżek nie jest dla niego nowością.
- Straciłeś zainteresowanie resztą zabawek? - Nie, że jej się podobało, ale wolała skończyć to co zaczęła, zanim weźmie się za następne… a tak… była ciekawa broszki jak i pragnąca więcej igraszek.
- Łatwo stracić przy tobie… - Uśmiechnął się i przez chwilę zaprzestał zabawy, by zidentyfikować broszkę mówiąc - to... ciekawe.

Ciekawe? Ciekawe co?!
- No wyduś to z siebie! - Kobieta uderzyła dłonią w poduszki zniecierpliwiona, tajemniczością swojego partnera. - Nie dziwie się, że Godiva wszystko musi od ciebie wyszarpywać siłą. - Zawarczała gniewnie, wpatrując się w broszkę z ciekawością sroczki, choć była to też część gry, jaką zawsze go obdarzyła.
- Cóóóż… zwierzę na tej broszy może się zmienić na takie jakie pasuje do ciebie. - Uśmiechnął się łobuzersko mężczyzna. - W razie stracenia przytomności przez właściciela, zwierzę z broszy zostaje przyzwane, by strzec i bronić ciała swego pana lub pani do czasu, aż się obudzi lub przybędą towarzysze na pomoc.
- Podoba mi się - przyznała wyraźnie ukontentowana, wyciągając dłoń po przedmiot. - Samemu wybierasz zwierzę, czy to się dzieje… jakoś tam magicznie?
- W zasadzie to samo pojawia się w zależności od tego, czy masz jakiś jakiś herb, a jeśli nie... to zależy wyłącznie od twej natury - stwierdził w odpowiedzi czarownik, przyglądając się przedmiotowi. - Strach się bać. Mi pewnie wyskoczyłby lew… albo drugi Gozreh.
- Zaraz się przekonamy - odparła bardka, biorąc do ręki broszkę, by ją dokładniej obejrzeć. - Zakładaj płaszcz! - zawołała wesoło, siadając z wyraźną ekscytacją w oczach.
Jarvis wstał i założył płaszcz na siebie, przypinając ostrożnie ową broszę. Lew na niej szybko zmętniał i zamiast niego pojawił się puchacz z rozłożonymi skrzydłami trzymający w szponach tarczę.
- Łe… mogłam się z tobą zakładać - sarknęła dziewczyna, przyglądając się srebrnej sowie z wyraźną fascynacją. - Ale nie powiem… czy pasuje ona do ciebie, jak na mój gust nie jesteś tak cierpliwy jak ci nocni skrytobójcy.
- Możemy założyć się o ciebie i twój znaczek - przypomniał jej z łotrzykowskim uśmiechem. - Jeszcze tylko kwestia… - zamarł na moment w bezruchu i spoglądał na drzwi. - Godiva wróciła.
- Ja pewnie dostanę coś nudnego… pewnie też ptaka… pawia. Dużo ich było u mnie w domu - odparła smętnie, wzdychając ciężko. - To chyba dobrze, że wróciła… ma jakąś sprawę?
- Nieee… natomiast ja jej przekazuję nasze ustalenia z Dartunem - wyjaśnił mag, wpatrzony w drzwi. - I gapi się w to co robiliśmy… tutaj i wcześniej. W me wspomnienia.
- A co mnie to… - mruknęła pod nosem, wstając z łóżka, by podnieść mokry materiał, którym wycierała Jarvisa, i rozwiesić go na krześle. Najwyraźniej opinią “bliskich” nie przejmowała się tak jak tych nieznajomych i obcych.
- Dobrze… no to Godiva już wie. A więc… o co się zakładamy? - ponowił temat, wędrując spojrzeniem po nagim ciele gibkiej tancerki.
- Mnie wystarczy samo przekonanie, ale jeśli masz lepszy pomysł, to zamieniam się w słuch - odparła odwracając się do mężczyzny z lisim uśmiechem, przy czym dość szybko zmniejszyła między nimi dystans, odpinając ostrożnie broszkę, ważąc ją w dłoni.
- Jeśli ty będziesz bliżej odpowiedzi… spełnimy twoją fantazję na tym łóżku. Jeśli ja… - Różdżka identyfikacji przesunęła się między udami dziewczyny, muskając czubkiem jej delikatną kobiecość. - …mój pomysł.
- Każdą… fantazję? - spytała Chaaya, ukrywając uśmiech za dłonią. - Myślę, że to będzie ptak. A ty?
- Każdą możliwą do spełnienia - stwierdził Jarvis, przyglądając się podejrzliwie dziewczynie. - Bardzo ogólna odpowiedź z twej strony. Chyba chcesz wygrać.
- Paw - uściśliła, klepiąc przywoływacza w ramię i odchodząc na bok, by przypiąć broszkę do swojej bielizny, ale tak by nie mógł dostrzec w co się zamieniła.
- Lis - podał swój typ.
Tawaif zaśmiała się cicho, dotykając srebra. Gdy się odwróciła broszka przedstawiała… skorpiona, łamiącego w szczypcach tarczę.
- Cóż… mieliśmy pecha.
- Strasznego… - Smoczy Jeździec potarł podbródek przyglądając się broszce… z trudem, bo majteczki do których była przypięta bardziej przyciągała jego spojrzenie.
- Dlaczego akurat lis? - spytała z rozbawieniem, obserwując reakcję kochanka.
- Boś sprytna i umiesz wodzić mnie za nos - stwierdził z łobuzerskim uśmieszkiem Jarvis, spoglądając w oczy bardki.
Kobieta momentalnie odwróciła się do niego plecami, zajmując się odpięciem biżuterii.
- T-tooo… chyba nie takie trudne. - Zaśmiała się lekko zażenowana. - Wszystkie kobiety to potrafią.
- Możliwe… ale ty jesteś od nich znacznie lepsza i śliczniejsza i... słodsza. - Poczuła usta pieszczące pocałunkami jej skórę na swym ramieniu, jak i dłoń czarownika na drugim, oraz.. różdżkę, przesuwającą się po jej brzuchu i wsuwającą się pod majteczki, by wodzić po jej kielichu, delikatnie… acz wyraźnie.

Tawaif nie była pewna czy jest gotowa na tego typu zabawy. Jej rekonwalescencja po niewoli, wciąż była w toku, ale niekoniecznie chciała się tą wiedzą dzielić z czarownikiem.
Milczała więc, przymykając oczy i rozluźniając się pod jego dotykiem, powtarzając sobie w myślach, że niczego nie musi się obawiać. Nie przy tym kochanku.
- I… jak widać jadowita - dodała cicho, trzymając w garści magiczny przedmiot z wizerunkiem pustynnego zabójcy.
- Piękna - mruknął cicho Jarvis, cmokając delikatnie płatek uszny dziewczyny. - I rzeczywiście niebezpieczna.
~ A on zaś ma dziwaczną potrzebę sprawiania ci przyjemności. Jeśli nie odpowiada ci jego pieszczota, to z pewnością możesz uzyskać od niego inny rodzaj doznań ~ wtrącił smok, który najwyraźniej nie przepadał za tą mantrą, którą powtarzała sobie w myślach.
~ Czemu ty musisz się zawsze pojawiać wtedy, kiedy się boję i chcę być SAMA ~ fuknęła bardziej udręczona niż rozgniewana tancerka. ~ Tawaif nigdy nie odmawia swemu… ~ I tu się zacięła, bo wszak kochanek nie był jej klientem.
Jej oddech przyśpieszył nieznacznie we frustracji, gdy nie wiedziała co więcej powiedzieć.
~ Tu nie chodzi o odmowę, tylko o nakierowanie głupca na właściwą drogę. On chce sprawić ci przyjemność… A ty winnaś mu powiedzieć jak ma to zrobić ~ stwierdził niezrażony jej słowami Starzec. ~ Poza tym… choć strach jest mi obcym uczuciem, przynależnym maluczkim, to zauważyłem, że kiedy oni się boją to starają się zebrać w grupę. Samotność tylko napędza strach.
“A ciebie co nagle wzięło na wynurzenia?” Laboni sarknęła nad uchem Czerwonego, niczym stara wrona, kracząca nad kościotrupem.
~ Przyjemność mi sprawia, gdy jemu jest przyjemnie… ~ odparła płaczliwie Chaaya, bo nawet Umrao nie była dość silna, by konkurować w traumatycznymi wspomnieniami. ~ Skoro chce TO robić, to może TO… lubi, a jak TO lubi, przyzwalając mu na TO… sprawię mu przyjemność.
“Nie do końca się z tobą zgodzę, ale… pochwalam twoją determinację.” Stara kurtyzana, najwyraźniej zagnieździła się w ich rozmowie na dobre, stając pomiędzy dwójką dyskutujących.
~ Dotyka twe ciało twardym przedmiotem sam będąc w gotowości do seksu. Z pewnością czyni to tylko dlatego, że uważa, iż odbierasz to jako przyjemny dotyk ~ sarknął Czerwony, wyraźnie niezadowolony z ciągłego poddawania się przez bardkę sytuacji. ~ Sama wiesz, co do ciebie czuje… ta jego smoczyca wypaplała. Nie musisz przecież mu mówić, że ci źle z tym co robi, po prostu zaproponuj mu coś innego… masz na niego wpływ, więc go wykorzystaj. Z pewnością wolałby użyć własnej różdżki.
“Tamtym się podobało…. nawet bardzo” wtrąciła jedna z masek, pojawiając się nagle na placu “boju” a zaraz za nią wnet cały zastęp.
“To prawda… i nie byli impotentami… też mogli sami się... zabawić” dodała druga, a zaraz za nią zaczęły szczebiotać inne, przedstawiając swoje opinie i spostrzeżenia.
“Mnie ciekawi od kiedy ta stara łuska jest takim znawcą ludzkich pragnień.” Laboni była tu chyba ze wszystkich najmocniej stąpająca po ziemi i nie dająca się zdmuchnąć co silniejszym porywom emocji jakie wzbudzały reszty Czaaj. “I jakie to zabawne jak “perfekcyjnie” odgaduje zapotrzebowania pana czarującego, nie dostrzegając jakie spustoszenie sieje w twoim umyśle, swoimi kwestiami.”
Słowa były trafne, bo sama tancerka, zaczęła lekko drżeć, zdjęta coraz większym strachem, przywoływanym i jątrzonym przez Pradawnego. Nie wiedząc co począć i po której stronie barykady się postawić.
~ Ja potrzebuję silnego ciała i silnego ducha ~ burknął smok, wyraźnie poirytowany otaczającymi go dziewczętami. ~ Tym bardziej, że nie jestem w stanie panować nad nim często i długo.
Spojrzał na Chaayę swymi złotymi oczami, dodając. ~ I nie rozumiem czego się boisz. Wszyscy oni… i Godiva i Jarvis i… nawet ten twój Nveryioth ci nadskakują… choć co prawda zielony najrzadziej. Ale tamta dwójka ciągle się o ciebie troszczy. Czemu niby nie miałby spełnić twojej prośby?
“Stary a głupi… CISZA MNIE TAM! WYNOCHA!” Laboni pogoniła świergoczące dziewczęta, które w mig się ulotniły, zostawiając rozhisteryzowaną Umrao, babkę i smoka w samotności.
“Widzisz… gdybyś nie był tak zadufany w sobie, to byś dostrzegł, że i ciało i duch jest w jak najlepszym porządku… Przetrwała wiele i przetrwa jeszcze więcej i to nie dzięki twojej sile, a swojej własnej” ciągnęła kobieta, dając czas głównodowodzącej na zebranie się w sobie. “Zważ, że każde jej załamanie pojawia się wtedy, gdy ty postanowisz wtrącić swoje trzy grosze, zaczynając “pouczać”… może czas dojrzeć do świadomości, że nauczyciel z ciebie jak z koziej dupy trąba? Może to nie problem tkwi we wspomnieniach, czy sposobie myślenia Chaai… a w twoim, zapchlonym zadzie, wciskającym się nie tam gdzie powinien i nie w czasie mu odpowiednim.”
~ Przetrwanie to sukces maluczkich. Silni i potężni nie zadowalają się przetrwaniem, tylko podbojem! ~ warknął w odpowiedzi gad.
“Ehehehe…” Wiekowa tawaif zaskrzeczała w ironicznym śmiechu, przypominającym rechot tłustej, deszczowej żaby. “Ehehehe…” zachrypnięty głos odbijał się echem, gdy dłonie tancerki spoczęły na nadgarstku czarownika, zatrzymując jego poczynania.
“Podbojów się starej jaszczurce zachciało…” sarknęła już ciszej, odchodząca w podświadomość iluminacja opiekunki i nauczycielki dziewczyny, która, wyjęła z dłoni Jarvisa różdżkę i z głuchym brzękiem opuściła ją na podłogę, odwracając się w jego ramionach.
- Nie myśl sobie, że dam się spławić jaką metalową zabaweczką… - odparła z przekąsem, popychając delikatnie mężczyznę w kierunku łóżka. - Czyżby zabrakło ci sił? To ja miałam cię błagać o litość, nie na odwrót. - Uśmiechała się szeroko z czułością, nie pasującą do uszczypliwego i łobuzerskiego tonu głosu. - Lepiej się przyszykuj…
- Planowałem... rozpalić w tobie tak duży żar, byś rzuciła się na mnie jak ów polujący skorpion, tyle, że żądło miałbym ja - mruknął czarownik z wesołym uśmieszkiem, pozwalając się popychać i zrzucając z siebie płaszcz. - Wszak teraz była moja kolej, by wielbić cię, aż do dzikiej rozkoszy.
~ Widzisz staruszko… a jednak wielki smok miał rację ~ stwierdził dumnie Starzec, zerkając na Laboni. ~ Niech go podbije, bym mógł być z niej dumny.
„O pierunie… jak ty się do mnie odezwałeś? Trzymajcie mnie bo zaraz zrobię sobie buty z tego niewychanego gbura!” Wiekowa tawaif, momentalnie zmaterializowała się przed paszczą czerwonoskrzydłego, zamachując się na wystawiony nochal smoka otwartą dłonią, jednocześnie wytrącając bardkę z rytmu… Ta popchnęła czarownika już mniej pewnie, nie do końca wiedząc co mu odpowiedzieć. Zmarszczyła lekko brwi w gorączkowym zbieraniu się do porządku, gdy na scenę wkroczyła Nimfetka.
„Babciu… teraz to ty… stwarzasz nam…”
„Prędzej ochajtam się z tym tutaj gadem, niźli przyznam się do pokrewieństwa z taką lubieżną dziwką!” fuknęła dosadnie Laboni, a najstarsza z Chaai zarumieniła się ze złości, tupiąc butnie stópką. Miarka się przebrała...
„PRZESZKADZACIE NAM! OBOJE!” krzyknęła donośnym i dźwięcznym niczym dzwon głosem, nie tylko nieznoszącym sprzeciwu, ale zginającym także karki największym dostojnikom w królestwach.
„Zachciało wam się romansów kiedy my akurat pracujemy?! WYNOCHA!”
„Zwracaj się z szacunkiem do starszych od siebie!” zganiła ją babka, niebezpiecznie przysuwając się do wątłej dwunastolatki. „Pamiętaj dzięki komu istniejesz…”
„Pamiętaj dzięki komu żyjesz w dostatku… za moje dziewictwo mogłaś spokojnie wykupić pół zamku sułtana… Oby żył wiecznie…” syknęła dziewuszka, która pomimo eterycznej i zwiewnej aparycji, okazała się nie tak bezbronną, na jaką się kreowała.
„ŻYŁABYM gdybyście nie postanowiły uciekać za jakimś pierwszym lepszym pucybutem!”
„GENERAŁEM! I nie uciekłybyśmy, gdybyś lepiej nas pilnowała.”
„Ja… nie chcę się uskarżać, ale zaczyna mi się trochę odechciewać…” Umrao westchnęła cierpiętnico i teatralnie, wchodząc między obie panie.
Tymczasem sama tancerka skoczyła z wizgiem na czarownika, unieruchamiając go w uścisku, z zadowolonym pomrukiem wpijając się ustami w szyję mężczyzny, zostawiając na jego skórze nie tylko czerwone ślady ust, ale i zębów.
- To pozwolisz, że z niego skorzystam… - wymruczała między drapieżnymi pocałunkami na jego barkach. - …za chwileczkę, gdy już skończę zaznaczać, że należysz do mnie.
- Auuu… - wymruczał Jarvis, poddając się ukąszeniom i głaszcząc kobietę po włosach delikatnie. - To nie było widać, że jestem cały twój?
- Gdy mnie nie ma przy tobie, nie wiem gdzie i z kim się zadajesz… muszę się postarać, by nie było niedomówień co do kwestii twojego statusu… - Bardka nie przerywała swojego rytuału, coraz lubieżniej poddając się swym czynnościom.
- A ja muszę… postarać… bym ci się nie znudził. - Drżał coraz bardziej, oddając się całkowicie woli i czynom kochanki.
~ Phi… uciekanie… zamiast podboju. Trzeba było tego generała nakłonić do zdobycia całego królestwa i zasiąść przy nim na tronie ~ wypowiedziała się “fachowo” dusza smoka, siedząca w głowie tawaif.
Obie z tancerek popatrzyły z przestrachem na gada, ale nie zdążyły nic powiedzieć, gdyż obróciły się w piach zostawiając Umrao samotnie stojącą i powoli blednącą, jakby rozwiewał ją wiatr.
“Nie… powinieneś tego mówić” szepnęła cicho, po chwili znikając całkowicie.
W umyśle zapanowała niepokojąca cisza… i ciemność.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline