Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 04:52   #115
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
The difference between heresy and treachery is ignorance.

Mimo nagłych, niekoniecznie pozytywnych zwrotów akcji, nieprzewidzianych zdarzeń oraz przejściowych trudności, drużyna wysłana do Meguili odniosła sukces. Patricia Destri, pańszczyźniana chłopka oraz ostatni świadek nielegalnej działalności Olianthe Rathbone i jej Kadry, nie żyła – zamordowana przez Istvaniańskich siepaczy. Ci sami siepacze jednak zostali ukarani przez wiernych Imperatorowi, a prawdziwy łup, walizka, była w rękach prawowiernych.

Zagadką była tożsamość drugiej drużyny, która strzelała się tak z Jaguarami, jak i z Istvanianami niższego szczebla. Nie dało rady pojmać nikogo z nich, wszyscy zginęli (zresztą, podobnie jak Istvy). Nie udało się wyciągnąć informacji z ich głów psioniką. Nie było też czasu na dokładne sprawdzenie denatów. Wydawali się również być początkującymi Akolitami. Nie było innego sensownego wytłumaczenia – oprócz, być może, spekulacji na temat najemnictwa. Jeśli jednak byli Akolitami, to czyimi? Dlaczego nie działali w ramach Operacji Starscream?

Wkrótce otrzymali odpowiedź na te pytania... Lecz nie w takiej formie, jakiej by sobie tego życzyli.

Akcja drużyny Turbodiesla zakończyła się katastrofą. Kodowany, priorytetowy przekaz na voxie mówił o tym wyraźnie. Diesel nawet olał standardy bezpieczeństwa, komunikując się za pomocą prostych słów, a nie drużynowego szyfru. Można go było usprawiedliwić... wszak był chyba jedynym, który trzymał się na nogach, przyszpilony ogniem wrogów Szluga.

Natychmiast po otrzymaniu SOS i koordynatów, Valkyrie pomknęła na pomoc towarzyszom. Cortez, we współpracy z Morgensternem, wycisnęli z Duchów Maszyn silników siódme poty. Pojazd i jego duchy będą wymagały po czymś takim leczenia... ale sytuacja była kryzysowa. A Durran i tak zlewał na poprawne podejście do zawodu technomata.

Pół godziny po otrzymaniu przekazu, Sky Talon wytracał prędkość, krążąc nisko ponad głęboką dżunglą, gdzie doszło do starcia. Namierzył przeciwników. Paru wyraźnie twardszych zawodników. Niektórzy z nich już nie żyli lub się pokładali, ustrzeleni przez ludzi Szluga bądź Jaguary... Ale sami zebrali dużo większe żniwo, zakończywszy żywot blisko trzydziestu chłopaków Kazika. Mieli teraz jednak przewagę, tak liczebną, jak i pozycyjną. Za jedną z osłon byli Diesel, ostrzeliwujący się na oślep, przyszpilony ogniem, osaczany przez wroga. Obok nich sylwetki Valerii, Mordaxa i Bruno Falkera, leżące nieruchomo. Ranni? Martwi? Nie... Matuzalem i Durran wyczuwali ich życiową esencję... ale poważnie osłabioną. Krytycznie ranioną. Nie z zewnątrz... Nie przez kule nieprzyjaciół. A przynajmniej nie w takim stopniu, by ich powalić. O co tu chodziło?

Nieco dalej, z ekipy “doborowych” siepaczy Kasballiki ostało się tylko dwóch – w tym sam baron Kazik. Nie byli otoczeni, starali się zwiać, ostrzeliwując się.

Cortez podjął szybką decyzję (przyspieszoną jeszcze bardziej pierwszym, bezskutecznym ostrzałem wrogów zaskoczonych obecnością Valkirii). Sześć minirakiet Frag opuściło obydwie wyrzutnie, zataczając zgrabne półkola w locie, pękając z gwałtowną siłą pośród szeregów lekkozbrojnych frajerów. Zawtórował im ciężki bolter wz. Accatran spod dziobu. Z otwartych drzwi luku pasażerskiego strzelali już pozostali agenci. To była masakra. Nikt z tych przychlastów nie uszedł.

Siemion Kazik i jego kumpel rozmyli się w dżungli, dziękując na voxie za wsparcie i uznając długi Jaguarów wobec Kasballiki (oraz samego Szluga) za spłacone. Ofertę podwózki grzecznie odrzucił, po czym zniknął z radaru. Musieli mieć kamuflaż optyczny i antyelektroniczny.

Jaguary szybko posadziły maszynę i zgarnęły resztę ekipy, ledwo co wtarabanili nieprzytomnych, ledwo co Diesel zaczynał opowiadać, a stało się coś strasznego.

Wszyscy członkowie ekipy, z pominięciem Durrana Morgensterna i Dietera Diesela, zaczęli krzyczeć, drżeć, zataczać się. Ich ból był nie do opisania. Był tak silny, że w pewnym momencie ich ciała nie wytrzymały. Ich umysły mogły zrobić tylko jedno, aby ich uratować. Padali jak rażeni piorunem, pogrążając się w przepełnionej boleścią śpiączce.



Kilka godzin później, w bazie Jaguarów...

Dzięki zdolnościom Morgensterna, udało się wziąć w karby Valkyrie i powrócić do kryjówki, a także zbadać poszkodowanych.

Stało się coś, czego obecności większość z nich nie podejrzewała... Albo zapomniała po akcji z Dieselem w szpitalu.

Killswitch.

Implanty Volitor, które każdy z nich miał umieszczone w mózgu w ramach Terapii, musiały mieć tą jedną, ukrytą funkcję na wypadek “twardego” złamania tajnych protokołów Operacji Starscream. Na tyle tajnych, by żaden z ekipy nie miał o nich pojęcia. Nawet Durran, który dawno temu sam sobie swojego Volitora oszukał, wyłączył i usunął. Można było podejrzewać czegoś po przypadku Diesela, który złamał jawne protokoły OSS, przekazując dane o misji Aizdarowi by przekonać go do współpracy. Killswitch o mały włos go nie zabił (pal licho Istvy), gdyby nie chirurgia Durrana. Teraz cała reszta ekipy była powalona tą samą, zaprogramowaną “chorobą”.

Z tym, że teraz było gorzej. Volitory dostały szału, a nawet opanowały resztę bioniki. Ciała uśpionych trzeba było spętać łańcuchami i odebrać im broń, bo zaczynały lunatykować. Można było się tylko domyślać, jaką krzywdę mogli zrobić sobie... lub innym.

To był haczyk ich rezurekcji, cyborgizacji, ratunku od śmierci. Haczyk, o który nikt nie spytał.

Sprawa się wyjaśniła, kiedy Turbodiesel zdał raport z akcji. Otóż kiedy dotarli z Kasballicanami do kryjówki ich wrogów i rozpoczęli czystkę, Agenci Tronu dojrzeli pośród wrażych profesjonalistów symbole Inkwizycji. Słyszeli ich żądania kapitulacji w imieniu Świętego Officjum. Wspomnieli imię Lorda Caidina.

A i sam Caidin stanął naprzeciw nich.

A przynajmniej Caidina przypominał niczym brat bliźniak. Bo kiedy dostał skoncentrowanym ogniem z broni Kasballican oraz krakietą (lub dwoma) w twarz, jego zwłoki dosłownie się rozpuściły. Gholam? Fałsz-Człek? Jakiś polimorficzny Xenos? Spec z Officio Assassinorum? Czy też może... demon, albo insza istota z Osnowy czy też od Chaosu? To nie było im znane na tą chwilę. Jedyne, co udało się Turbodieslowi wychwycić z gadki wrażych Agentów (którzy byli zaskoczeni i roztrzepani nagłym szturmem na tyle, by nie tylko zapomnieć o jakiejkolwiek przykrywce, ale też nie posługiwać się szyfrem – najwidoczniej w ogóle nie spodziewali się ataku w tamtym momencie), że mieli bronić “mistrza Dagona” i pozwolić mu na ucieczkę.

Właśnie wtedy implanty Volitor w głowach Valerii Flavii, Mordaxa Lestourgeona oraz Bruno Falkera poraziły ich w ten sam sposób, co resztę ekipy po odsieczy.

Łatwe rozwiązanie zagadki przepadło – wraża agentura była martwa, podobnie jak ów “Dagon”, a jej kryjówka rozwalona jakimś solidnym wybuchem, pewnie autodestrukcją przewidzianą na wypadek przejęcia przez kogokolwiek.

Inne rozwiązania i spekulacje musiały zejść na plan drugi. Durran Morgenstern, malatek, heretek, niedawno przebudzony i ledwo sankcjonowany psyker – słowem, człek, który kwalifikował się na stos nie mniej od heretyków, których teraz ścigał – miał dylemat. Gdyby mógł przekonać... bądź usunąć... Turbodiesla, mógłby tu i teraz upozorować własną śmierć, spowodować fiasko Operacji Starscream, po czym zniknąć. Spróbować zacząć nowe życie, zniknąwszy z radaru Inkwizycji i AdMechu. Oczywiście, zapłaciłby wysoką cenę. Zdradziłby towarzyszy. Nigdy tego nie uczynił, mimo oskarżeń innych Tech-Kapłanów. Był lojalnym sługą Omnissiaha, a potem Inkwizycji i Boga-Imperatora. Był jednak też na “szarej” liście. Wiedział, że miażdżąca większość Imperium, któremu służył, uznałaby go za zagrożenie i dążyła do jego usunięcia.

Ale czy warte to było zdrady, życia w cieniu I – co chyba najgorsze – dania szaleńcom, na których polował, wolnej ręki?

Rozważania te zostały brutalnie przerwane. W głównej grocie rozległy się głośne, gwiżdżące wystrzały, cała seria z multilasera. Krzyk Diesela. Durran zerwał się, pobiegł, dopadł do wylotu korytarza... i o mały włos sam nie został usmażony przez wiązkę czerwonych, świetlnych promieni.

Chimera ożyła. Multilaser siepał, przyszpiliwszy Morgensterna. Diesel skorzystał z okazji i zaczął spierdalać, ścigany ogniem z miotacza płomieni. A to był dopiero początek. W całej bazie pogasły światła, rozległy się alarmy... a Valkyrie się uruchomiła. Zaraz zacznie startować.

Ot, same z siebie. Klątwa Duchów Maszyn?

Nie, gorzej. Diesel dopadł do drugiego korytarza, ale padł na pysk, rażony potężnym bólem. Tak samo, jak Durran. W powietrzu unosił się ostry, zaawansowany, przesycony agresją binarny cantus, wzmacniany przez każdy głośnik bądź pochodną w bazie, oraz każdy transmiter vox. To była cyber-ofensywa, wymierzona w bionikę ostatnich trzeźwych Jaguarów.

Jej generałem była Jednostka 13A1. Najpierw próbowała uaktywnić Volitory ostatnich agentów, ale kiedy odkryła ich brak, to zaczekała na odpowiedni moment. Na moment, kiedy ocalali poczują się bezpiecznie i pogrążą w rozmyślaniach.

Turbodiesel i Morgenstern stali teraz u progu swej chyba najważniejszej walki. Najdziwniejszej, najmniej spodziewanej, najmniej konwencjonalnej. I najbardziej morderczej.

Morgenstern, z pewną pomocą Diesela, musiał odeprzeć próbę przejęcia kontroli bądź wyłączenia bioniki. Uodpornić ich obydwu na wraży cantus, bądź go zagłuszyć. Odzyskać kontrolę nad bazą i pojazdami, nim stanie się tragedia. Słowem, odeprzeć atak J13A1... i wyprowadzić kontrofensywę. Złamać tego... zdrajcę.

To tak na rozgrzewkę przed najtrudniejszą multi-operacją chirurgiczną przeprowadzoną symultanicznie na siedmiu wymagających, umierających pacjentach, w opozycji do sieci morderczych implantów podłączonych do mózgów, aktywnie próbujących uśmiercić owych pacjentów.

Nikt nie powiedział, że służba w Inkwizycji była łatwizną.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline