Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 09:28   #9
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację

To musiał być sen. Bardzo, bardzo dziwny sen. Co prawda pierwszy raz zdarzyło mu się by nocne widzenie przypomniało mu się dopiero kilka minut po przebudzeniu, ale skoro się to zdarzyło, to chyba możliwe nie? Pracował do późna, sypiał ostatnio nieregularnie. Może w ten właśnie sposób organizm dawał mu do zrozumienia, że pora trochę przystopować i odpocząć?

Pamiętał rozmowę dwojga postaci. Coś o dzieciach i wirusie... Gadka nie miała sensu i niewiele z niej rozumiał. Może to fragment jakiegoś filmu? Jednego z tych poważnych, którego nie powinno się oglądać po drugiej w nocy patrząc w monitor tylko jednym okiem i wyłapując co drugą linię dialogową. Za nic jednak nie mógł sobie przypomnieć tytułu. Bardziej niż słowa czy obrazy zapamiętał jednak emocję. Tą wszechogarniającą... miłość? Nigdy nie czuł czegoś podobnego. Nie w takim stopniu, ale zakładał, że to musi być miłość. Jakby coś chciało się wyrwać z jego piersi i eksplodować oślepiającą radością. Nagle uderzyło go uczucie dojmującego smutku. Nie lubił takich snów. Były o wiele gorsze od koszmarów. Bo z koszmaru człowiek budzi się z uczuciem ulgi, a takie coś... potrafi wprawić w przygnębienie na wiele godzin.

Odgłos kroków zatrzymał się tuż przed jego drzwiami.

"A propos przygnębienia..."

Może spotkanie z ciotką Tanuką nie było najgorszym sposobem na rozpoczęcie dnia, ale z pewnością było w pierwszej trójce. Czego może chcieć? Od dobrych kilku tygodni nikt z rodziny nie odwiedzał go, nie dzwonił i nie pisał, by przypomnieć jaką jest porażką, jak zawiódł nadzieje i jaki wstyd przynosi swojemu nieżyjącemu ojcu. Ojcu, który "był wielkim człowiekiem". Wszyscy powtarzali to hasło jak mantrę i Saito zdążył je szczerze znienawidzić.

Miał wielką ochotę, by nie otwierać drzwi, ale wiedział, że to tylko pogorszy sprawę. Nawet jeśli ciotka nie będzie się dobijać przez cały dzień, to z pewnością obrzydzi mu resztę tego poranka, czy raczej przedpołudnia. Później poskarży się stryjowi i młodu Akutagawa będzie miał na głowie ich oboje. Nie. Lepiej załatwić to tu i teraz. Przy odrobinie szczęścia tą jedną rozmową znowu kupi sobie parę tygodni spokoju.

Potarł dłonią zaspane oczy, westchnął i otworzył drzwi.

- Ohayou gozaimasu! - powitał ciotkę starając się przywołać na twarz choćby odrobinę uśmiechu.

- Jak tu brudno! Nie zatrudniasz sprzątaczki? Przecież stać cię! - zamiast powitania Saito oberwał od ciotki burę. Ta też jak huragan wparowała do jego niewielkiego mieszkania, zatrzymując się tylko po to, by zdjąć buty w przedpokoju. Po chwili już siedziała przy “gościnnym” stoliku, strąciwszy z niego notatki mężczyzny na podłogę.


Usta kobiety zwisały tak nisko jak winogrona w przypowieści o lisie i kruku. "I są takie kwaśne i zwiędłe” - Saito przypomniały się słowa lisa.

- Musimy porozmawiać, chłopcze. - powiedziała Tanuka to, czego i tak się spodziewał, nie przypuszczając, by ciotka odwiedzała czarną owcę rodu z czysto towarzyskich powodów. Pytanie brzmiało "o czym".

Wziął głęboki oddech i zamknął za ciotką drzwi. Przez chwilę zastanawiał się jaką postawę powinien przyjąć. Czy powinien być opryskliwy? Może należałoby wpaść w gniew i dać do zrozumienia, że nie podoba mu się, gdy w tak bezceremonialny sposób zakłóca się jego święty spokój. A może po prostu wysłuchać w milczeniu licząc na to, że to "spotkanie" nie potrwa długo? Nie. Znał lepszy sposób. Wiedział co ich wszystkich wkurzało. Wszystkich, którzy mieli jakieś "ale" do niego i jego stylu bycia. Najbardziej nie znosili, gdy był dla nich miły. Nie było to wcale takie łatwe, ale z czasem się nauczył. Satysfakcja, jaką w ten sposób osiągał, choć częściowo rekompensowała mu zszargane nerwy.

Powoli odwracając się zmusił się do zapanowania nad mięśniami twarzy. Tym razem kąciki jego ust uniosły się w miłym uśmiechu. Saito poczuł się trochę jak kulturysta, któremu - co prawda dopiero za drugim podejściem, ale jednak - udało się podnieść ogromny ciężar.

Usiadł naprzeciwko kobiety i spojrzał na nią uprzejmym wzrokiem.

- Oczywiście ciociu. Co mogę dla ciebie zrobić?
Kobieta obrzuciła go nieprzyjaznym spojrzeniem, lecz trochę straciła pary, nie mając punktu zahaczenia.
- Martwimy się o ciebie, chłopcze. - zaczęła - Martwimy o całą rodzinę. Zdajesz sobie sprawę, że twoje decyzje wpływają na cały ród? Inne rody wytykają nas palcami, śmieją się z nas. Z twoich kuzynów... i kuzynek. Z nas, starych. - Tanuka znów zaczynała się nakręcać, więc odetchnęła kilka razy, by się uspokoić. Saito miał więc możliwość dojść do głosu.
Słyszenie tej samej śpiewki po raz nie pamiętał już który irytowało go, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Odparł więc zupełnie spokojnie.
- To zabawne, że zaczęłaś wymieniać od rzeczy najmniej dla was ważnych. Bo w to, że martwicie się o mnie i o moje dobro jest mi akurat najtrudniej uwierzyć. Podobnie to mistyczne "dobro rodziny" które tak często przywołujesz. Co innego niepochlebne opinie sąsiadów czy całkiem obcych ludzi. To was boli, wiem. Choć kompletnie nie rozumiem czemu akurat to uznajecie za najistotniejsze. A nie przyszło wam do głowy, że wszystkie te nieprzychylne głosy wynikają tylko i wyłącznie z ludzkiej zawiści? W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat niewielu ludziom w tym mieście udało się dokonać tego, co zrobił mój ojciec. Już za jego życia zazdroszczono mu i nienawidzono za sukces, który osiągnął. Gdy tylko zamknął oczy wielu liczyło na to, że będzie to kres jego imperium. Najpierw myśleli, że stanie się to za moją przyczyną, bo nie będę umiał pokierować firmą. Później miała upaść, bo nie chciałem nią kierować. Ale nic z tego. Stryj doskonale radzi sobie ze wszystkim, może równie dobrze jak tata. Z pewnością lepiej niż robiłbym to ja. W zeszłym tygodniu widziałem raporty finansowe za ostatni kwartał - wyglądają świetnie. Nawet gdybym chciał, nie wiedziałbym jak pokierować tym biznesem lepiej.

Postanowił zalać ciotkę potokiem słów, skoro miał ku temu okazję. Niech ma co przetrawiać. Pewnie nie spodziewała się, że w jakimkolwiek stopniu orientował się w sprawach firmy. Prędzej uwierzyłaby, że tygodniami leży pijany lub naćpany - i takie plotki na swój temat już słyszał - niż, że w ciągu ostatnich miesięcy wziął do ręki jakieś firmowe dokumenty by się z nimi zapoznać.

Kobieta jednak kiwnęła głową, potakująco.
- Tak, twój wuj radzi sobie świetnie. Ty byś nie potrafił tak zarządzać firmą, nie masz do niej serca. - trudno powiedzieć czy miała być to obelga, czy raczej neutralna uwaga, w każdym razie ciotka przeszła dalej, do sedna - Jednak firma to nie jedyne twoje zobowiązanie względem rodu, chłopcze. Powinieneś się ożenić. Nie możesz tak żyć, jak wieczny student. Potrzeba ci kobiety, która uwije gniazdo dla was i dzieci. - powiedziała z uporem, po czym dodała nieco łagodniej - Chcę, byś pojechał ze mną do świątyni. Tam, gdzie wszystkie małżeństwa w naszym rodzie były zawierane. Główna kapłanka przygotowała specjalnie dla ciebie prezentacje kilku dziewcząt z dobrych rodów. Kapłanka Shiba jest naprawdą mądrą kobietą i zawsze dobierała dobrze małżonków, dlatego chcę cię prosić Saito Akutagawa, byś pojechał ze mną do świątyni i spróbował przychylnym okiem zerknąć na te profile. Jeśli któraś panna ci się spodoba, umówimy wam spotkanie. Proszę, Saito. - ciotka wykonała głęboki ukłon, opierając dłonie i czoło na ziemi - Zrób to dla siebie i dla swojej rodziny.

Saito zamarł. Po dłuższej chwili uświadomił sobie, że gapi się na zgiętą w ukłonie ciotkę z półotwartymi ustami. Chciał ją zaskoczyć, przegadać, zarzucić argumentami. A to ona podeszła jego. Jak dotąd zwykle chodziło o firmę ojca, ewentualnie o jego aktualną pracę "niegodną wykształcenia i rodowych tradycji". O małżeństwie również czasem przebąkiwano, ale nie w taki sposób. Nie na zasadzie, "a teraz chodź ze mną i wybierz sobie żonę". Musiał przyznać, że Tanuka skutecznie zbiła go z tropu. Uśmiech zniknął z jego tworzy, zastąpiony przez chłodny spokój. Nie chciało mu się już bawić w bycie miłym. Najpierw nie wiedział co powiedzieć, ale szybko dotarło do niego, że to bardzo proste. Oczywiste wręcz.
- Nie.
Tanuka podniosła twarz, choć wciąż pozostawała w ukłonie. Jej twarz wyrażała cierpienie.
- Saito, proszę... nie musisz wybierać żadnej, jeśli ci się nie spodobają. Prosze tylko byś ze mną pojechał i spojrzał na to, co przygotowała Shiba. Czy to naprawdę tak wiele? Odrobina szacunku wobec rodu, z którego pochodzisz?! - znów uderzyła czołem o podłogę, gnąc z się w ukłonie.
- Moja niechęć nie jest wyrazem braku szacunku dla naszego rodu. Ja po prostu gardzę idiotyczną tradycją, wedle której mężczyzna wybiera sobie żonę jak kozę na targu. Małżeństwo moich rodziców też było w ten sposób zaaranżowane, prawda? Mama była piękną, mądrą kobietą. Idealnie dopasowaną do mojego ojca. Z pewnością stanowili wspaniała parę, stworzyli cudowną rodzinę. Mieli dom, w którym zawsze była sama. Syna, którego musiała sama wychowywać. Nawet gdy umierała nie było go przy niej. Dopiero następnego dnia udało się w ogóle do niego dodzwonić, bo miał ważniejsze sprawy na głowie. Musiał zająć się firmą. Musiał! - Saito poczuł, że mimo woli podnosi głos, ale nie starał się go opanować. - Tego chcecie dla mnie? Takiej rodziny? Takiej przyszłości?
Ciotka podniosła zbolałą twarz. Wyglądała na wycieńczona. A jednak się nie skarżyła.
- Każda rodzina jest inna. I nie możesz mieć o to pretensji do tradycji. Myślisz, że małżeństwa zawierane przez raptem dwudziestoletnie pary, które poza szkolnymi murami niewiele widziały, są szczęśliwsze? Wszędzie teraz mówi się o rozwodach. I może cię to zdziwi, chłopcze, ale te małżeństwa zawarte tradycyjnie, w oparciu o wiedzę starszych i doświadczonych ludzi, którzy pomagają tylko zejść się młodym, są zwykle trwalsze i szczęśliwsze. Nikt ci niczego nie narzuca, po prostu przyjmij, że są na tym świecie ludzie, którzy żyją od ciebie dłużej i wiedzą więcej w swoich dziedzinach. Taką osobą jest kapłanka Shiba. Nikt ci nie każe zgadzać się na jej kandydatki, ale ona chce tylko pomóc, podzielić się z tobą doświadczeniem, które zdobyła na temat ludzi. Czy to dla ciebie takie straszne - skorzystać z czyjejś pomocy, jeśli ta osoba chce twego szczęścia?
- Te dwudziestoletnie pary może i są głupie i niedoświadczone. I nic nie wiedzą o życiu. Ale to ich decyzja. I nawet jeśli ich małżeństwa rozpadają się w ciągu kilku miesięcy, to w tym czasie mogą zaznać więcej szczęścia niż ci połączeni tradycją zaznają żyjąc ze sobą do grobowej deski. Nie wątpię, że aranżowane małżeństwa bywają trwałe. Pytanie tylko, czy wynika to z tego, że są szczęśliwe? Czy po prostu z tego, że dwoje ludzi poddało się woli "starszych i bardziej doświadczonych"? Nie umieli się sprzeciwić, gdy ich swatano, a później nie potrafią się wycofać, gdy jest im źle. Bo rozwód jest wbrew tradycji.
Zrobił krótką pauzę i wziął głęboki oddech, ale nie dał Tanuce okazji do kontrataku.
- Różnica między oferowaniem pomocy a przymuszaniem jest taka, że z pomocy można nie skorzystać. I ja nie zamierzam. Dziękuję ci ciociu. Wiem, że chcesz dla mnie dobrze. Czasami jednak wszystko co możemy zrobić dla drugiej osoby, to pozwolić jej iść własną drogą. I tylko o to cię proszę. Nic nie sprawi, że zmienię swoją decyzję w tym temacie. Mam nadzieję, że to uszanujesz.
Cóż mogła na to zrobić Tanuka? Mimo że była już starą kobietą i raczej nigdy nie była urodziwa, to jednak sięgnęła po typową dla swej płci broń - wybuchnęła przeszywającym szlochem.

Saito nie miał nic do dodania. Jego ciotka najwyraźniej również nie. Pewnie spodziewała się, że dla świętego spokoju pogłaszcze ją teraz po plecach i powie "no dobrze, chodźmy już do tej świątyni". A później w magiczny sposób ulegnie urokowi jakiemuś dziewczęcia wyselekcjonowanego przez kapłankę. W to drugie absolutnie nie wierzył, na pierwsze nie miał najmniejszej ochoty. Przez chwilę siedział w milczeniu czekając aż ciotka się uspokoi. Widząc, że to nie następuje, zabrał się do zbierania z podłogi leżących najbliżej niego papierów.

Wreszcie kobieta zaczęła dochodzić do siebie.
- Jakim trzeba być potworem, by tak upokorzyć starszą kobietę. - powiedziała, po czym wstała z trudem i nie patrząc za siebie, skierowała się do wyjścia.

"Potworem?" - pomyślał Saito - "No cóż... Widać jestem synem swego ojca..."

Odgłos drzwi zamykających się za Tanuką sprawił, że odetchnął z ulgą. Podniósł ostatnią kartkę i ułożył wszystkie na stoliku w równy stos. Rozejrzał się po mieszkaniu. Z jednym ciotka miała niestety rację - miał tutaj straszny chlew. Zwykle nie doprowadzał go do takiego stanu, ale ostatnio albo, jak ostatniej nocy, pracował do późna, by potem odsypiać w dzień, albo w ogóle wpadał tutaj tylko po to, żeby się zdrzemnąć. Dziś nigdzie mu się jednak nie spieszyło, więc mógł poświęcić chwilę na doprowadzenie tego miejsca do porządku. Wstawił wodę na herbatę, włączył muzykę i przystąpił do walki z chaosem.

 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.

Ostatnio edytowane przez Krakov : 14-06-2017 o 16:18.
Krakov jest offline