Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 11:27   #196
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przy Bramie Zachodniej (trakt ku Górom Szarym)


Khazad skrzywił się i splunął.
- Wymarłe jakby skoro, to chyba zaraza wielce straszna nie jest nam, nie? - spojrzał na Josta, po czym skinął Edmundowi głową.
- Niechaj będzie zatem.
- Daleko to? - spytał Kaspar.
- Jest podobno na trakcie, jakieś piętnaście minut marszu od miasta - odparł zagadnięty.
- No to można się przejść... Ulice są puste? - Kaspar z pewnym niedowierzaniem spojrzał na Edmunda. Przymknął furtkę tak, by wyglądała na zamkniętą. - Wszyscy się pochowali, czy też uciekli z miasta przed zarazą? To znaczy ci, co nie pomarli?
Edmund wzruszył ramionami.
- Strach ich może w domach trzymać.
- Jak sądzisz... - Kaspar stale mówił do Edwarda. - Czy jeśli powiemy mieszkańcom, że pójdziemy pokonać giganta i zwalczyć klątwę, to nam pomogą?
- Warto zapytać. Ja na ich miejscu bym chciał. A co, jak znajdą się chętni do podziału nagrody? To mała fortuna. Wielu skusić może wskoczenie na nasz wóz, widząc w tym okazję do i pozbycia się klątwy i zarobienia. Byle kogo brać nie warto, bo przeszkadzać mogą więcej niż pomagać.
- Raczej chodziło mi nie o dodatkowych ludzi, a o pomoc materialną - sprostował Kaspar. - Na przykład więcej spirytusu, czy co tam chcemy podać gigantowi.
- Kupiliśmy beczułkę spirytusu w karczmie.
- Ach... Kaspar nagle sobie przypomniał poprzednie słowa Edwarda. - O jakiej nagrodzie mówisz? Tutejsi ustalili jakąś nagrodę za usunięcie klątwy?
- Ustalili sto koron za zabicie giganta.
- Kawał grosza. Mogłoby to kogoś skusić. - Kaspar skinął głową i spojrzał na krasnoluda. - Jak sądzisz, warto przygarnąć jakiegoś wojaka?

Światynia Morra


Około 15 minut marszu od miasta, u stóp góry, w pionowej ścianie skały wykuta była świątynia otoczona murem. Portal był oczywiście otwarty, w bramie muru nie było wrót. Teren okalający świątynię za murem był cmentarzem. Przypominał ogród ze względu na rosnące na grobach i między grobami liczne krzewy czerwonych róż. Było również kilka płaczących wierzb obsiadłych krukami.

Detlef poprosił o widzenie z ojcem przełożonym i jeden z młodych kapłanów (zauważyli BG dwóch między grobami), zaprowadzi nowicjusza do środka i każe poczekać krasnoludowi i Kasparowi w przedsionku świątynnym.
Na spotkanie pozostałym BG już razem z Detlefem całkiem szybko przybył trzydziestokilkuletni kapłan o piegowatej pucołowatej buzi, gęstej czuprynie blond włosów czesanych z przedziałkiem po środku i wielkich niebieskich oczach wyglądających zza grubych okularów w drucianych oprawkach.

- To Herr Markus Volkarson. - przedstawił kapłana Detlef. - Moi przyjaciele Kaspar i Grimm.
Morryta entuzjastycznie wyciągnął ręce aby uściskać dłonie przybyłych. Rękawy czarnej szaty były nieznacznie ubrudzone w świeżej krwi.
- Detlef przedstawił mi wasze zainteresowanie śmiercią w mieście i okolicach. Wybaczcie, że czasu nie mam dla was zbyt wiele, ani wiele odpowiedzi. Pochłonięty jestem badaniem zmarłych. Sam również szukam przyczyny, gdyż zrozumieć chcę wolę Pana Umarłych, oraz w jaki sposób ulżyć cierpieniom konających, aby łatwiej mogli przejść na drugą stronę. Ja również słyszałem o tej Klątwie Gigantów, ale wiary bym w to nie dawał. Choroba to musi być, lecz choć studiowałem i praktykowałem medycynę, to doprawdy sam jeszcze nie wiem, jaka… - westchnął zmartwiony.
- Czy nie masz, kapłanie, żadnych podejrzeń? - spytał Kaspar. - Choroba, bo też sądzę, że to choroba, przenosi się za pomocą wody, jedzenia, przez dotyk? Czy jak już, to od razu cała rodzina choruje, czy tylko niektórzy jej członkowie? Bardziej chorują starzy czy młodzi? Czy próbowaliście izolować chorych?
- Tylko ze zmarłymi mam kontakt i umierającymi, których rodzina do mnie wyśle. Pragnienie i apetyt wielce osłabionym jest, jeśli zaś przez dotyk choroba atakuje, to Morr zaiste opiekę szczególna nad swymi sługami roztacza. Niezbadane są ścieżki Morra, lecz ja zawsze powiadam, że odkrywać je należy na ile Nasz Pan pozwala. Nie jest to bóg okrutny i wierzę, że troska o umierających równie ważna jest co ich dusze. Umierały wpierw słabsze osoby. Stare oraz raczej dziatki niedojrzałe jeszcze, aniżeli dorośli. Widać, że zainteresowanie przejawiasz ludzkim ciałem. - rzekł kapłan Morra do syna rzeźnika. - Jeśli chcecie to pokażę wam co mnie trapi, kiedy zmarłych organy oglądam.
Słysząc to Detlef wybałuszył oczy.
- Co oglądasz herr Volkmarson?
- Spokojnie, bez obaw. Pozwolenie do pracy naukowo-duchowej z umarłymi mam od zwierzchników kultu Morra oraz Shallaya, więc nie patrz na mnie drogi Detlefie jak na szarlatana lub nekromanckich sztuk miłośnika. Wszystko co robię to z miłości i szacunku do Umarłych. I świątyń ich ciała z błogosławieństwem Morra.
- Jeśli ty się nie boisz, kapłanie, że choroba cię zaatakuje - powiedział Kaspar - to i ja zobaczę, co choroba z ciałami zdziałać może.
 
Kerm jest offline