Kimkolwiek był wspólnik, to zdążył zwiać i Berwin nie miał zamiaru po nocy go ścigać. Starczył mu pocięty obwieś. Zasadził leżącemu kopa w bok i przykładając sztych do gardła próbował rozbroić, by nie robił problemów. - Nie jęcz. Do wesela się zagoi. - mruknął starając się obejrzeć gębę mężczyzny. - Że spytam jeszcze raz. Co się stało na tamtym brzegu? - jego głos brzmiał grzecznie, acz stanowczo. |