Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 16:07   #21
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Elin i Karina

Volva jak zwykle pierwsza z dwójki się przebudziła przy dźwiękach trzaskającego w oddali ognia. Izba jaką przydzielił im Jens była osłonięta od oczu i obecności niepożądanych natrętów więc Elin miała czas dla siebie. Tuż obok spoczywał skald, który w śnie wyglądał znacznie spokojniej niż po przebudzeniu bywało. Pod palcami wiedząca wyczuła miękko wyprawione skóry i ciepłą a lekką wełnianą narzutę.
Dźwięki z dalszej części halli niosły ze sobą wspomnienia z Ribe, gdy jeszcze spokój w nim panował. Było spokojnie, wygodnie i przytulnie.
Siedziała przez chwilę wsłuchując się w odgłosy izby, pamiętając jak szybko nawet taka “drobnostka”, może zostać jej odebrana. W końcu wstała, zebrała swoje narzędzia i niedokończone runy, i zerkając ze smutkiem na śpiącego Freyvinda weszła do głównej części halli.
Przemykające właśnie służące, młodziutkie, ledwo co w wiek kobiecy wchodzące, furknęły obok wchodzącej volvy niczym dwa ptaszki. Niosły zestaw naczyń i naręcze tkanin, porzadkujac główną salę przed nocą.

Przy głównym palenisku, boć halla miała ich dwa, siedział mąż wielki i postawny a obok niego ciemnowłosa kobieta. Obydwoje pogrążeni byli w milczeniu, ale jakimś takim wspólnym, zjednanym, że Elin aż dziwne uczucie po skórze przebiegło. Bo i rozpoznała tę dwójkę, mimo że kobieta starsza była i ze skroniami lekko przypruszonymi pierwszą siwizną.
Wieszczka stanęła zaskoczona, choć przecież spodziewała się, że ich zobaczy, jednak gdy w końcu do tego doszło, poczuła ukłucie w gardle, a w kącikach błękitnych oczu zebrały się krwawe łzy. Przez dłuższą chwilę stała tak walcząc z chęcią by do nich podbiec, a wstydem i wyrzutami winy, które trzymały ją w miejscu. W końcu podeszła, będąc pewną, że gdyby jeszcze żyła, serce waliłoby jej ze zdenerwowania.
- Dobrze Was widzieć… - odezwała się cicho, gdy była już na odległość głosu.
- Elin! - Karina na słowa volvy uniosła głowę lekko opartą do tej pory o ramię wielkoluda i uśmiechnęła się ciepło. Podniosła się i dłonie do aftergangerki wyciągnęła do powitania zachęcając. Wieszczka w oczach jej dostrzegła coś, czego wcześniej nie było. Cierpienie i jakiś utajony ból, a mimo to ciepły uśmiech sięgał i oczu Spaniardki. - I ciebie, i ciebie! Siądź. Opowiedz jak znajdujesz rzeczy… teraz.
Elin na jej gest uściskała ją, chowając twarz na jej ramieniu.
- Wybaczcie… - szepnęła. - Wybaczcie, że pozwoliłam na to wszystko… - zaszlochała rozklejając się zupełnie.
- Ale… - Karina w zdumieniu przytuliła aftergangerkę i rzuciła zaskoczone spojrzenie Bjarkiemu. Jedną dłonią gładziła Elin po głowie jak dziecko, drugą po plecach, uspokojająco, pozwalając jej się wypłakać. - Ciiii…. już dobrze, już dobrze - szeptała do ucha.
Volva uspokoiła się dość szybko, być może dzięki temu, iż to właśnie Karina ją uspokajała. Szloch ucichł i kobieta mogła usłyszeć głębsze westchnięcie.
- Przepraszam… - Wieszczka odsunęła się delikatnie tym razem zawstydzona. - Nie tak to winno wyglądać. - Elin spojrzała w oczy Spaniardki, po czym przeniosła wzrok na Bjarkiego. - Wybaczcie, iż dopuściłam do tego, by Was pojmano - odparła już spokojnie. - Zawiedliśmy wtedy okrutnie i choć wiem, że słowa nie wystarczą… Jednak chcę byście wiedzieli, że tą hańbę zachowam w sercu na zawsze. - Skłoniła się lekko.
- Nie twa wina - odparł godi. - Nie docieniliśmy przeciwników. - Machnął lekko ręką, którą jednak później zacisnął w pięść. - To lata temu było. Ważniejsze sprawy teraz się dzieją przed naszymi oczyma.

Karina poprowadziła wieszczkę ku ławie.
- O hańbie ciężko mówić, Elin. Bo i zmyto ją. I nadal zmywana. - Uśmiechnęła się ponownie.
Volva usiadła dziękując kobiecie skinieniem głowy ale na jej słowa zacisnęła pięści na podołku.
- Zmyto ją za nas… Nie tak to winno wyglądać… - Pokręciła lekko głową. - Ale masz rację, godi…. Ważniejsze rzeczy dzieją się teraz…- Ściszyła głos. - Agvindur pojmany, a Freyvind jeno o własnej krzywdzie myśleć potrafi… - Spojrzała na Bjarkiego. - Mam nadzieję, że zdołasz przemówić mu do rozsądku…
- Czasem to jak winny rzeczy wyglądać wedle nas, wolą bogów odmienione. Nie miej za złe Freyvindowi - mruknał Bjarki. - Chlo choć obca korzenie mu zapewniała, bez niej czuje się jak samotny i skrzywdzony. - plasnął dłońmi o uda i podniósł się z chrzęstem stawów - Pójdę do niego. Za niedługo budzić się będzie - rzucił z uśmiechem i lekko uścisnął ramię Kariny, w sekretnym geście czułości, a Volva widząc ten gest uśmiechnęła się delikatnie i na moment wzrok odwróciła, by w ogień się wpatrzeć.
- A zamartwiać się ty też przestać musisz. Nie dasz rady martwić się za wszystkich. - Karina zwróciła się do niej spoglądając na odchodzącego wielkoluda, który ułożył się blisko skalda i próbował złapać lekką drzemkę.

- Wiem, że zamartwianie się nic nie da. - Wieszczka odparła po długim milczeniu. - Płacz i rozpamiętywanie błędów również, jednakże dla mnie to wszystko świeże jeszcze. - Westchnęła cicho i spojrzała z łagodnym uśmiechem na Karinę. - Ale powiedz proszę jak Wam jest? - Zapytała ciepło.
- Różnie. - Uśmiech ponownie wywołał kurze łapki w kącikach oczu Kariny. - Bjarki tęsknił okrutnie i wiele lat czekał na przebudzenie Freyvinda. - Dziewczyna zamrugała szybko. - Brakuje mu i skalda i Franki i nic nie zdaje się tej dziury w nim wypełnić. Z radością tu przybył, gnany nadzieją. Jorik mężem teraz dostojnym - zaśmiała się głową kręcąc - choć nie dali mu bogowie jeszcze potomka. Ale to nie jedyna miłość co spełnienia nie zaznała. - Mocniej ścisnęła dłoń Elin, która uśmiechnęła się, choć oczy pozostały smutne.
- Bjarki wiernym przyjacielem, iż tyle czasu czekał… Cieszę się, że w dobrym zdrowiu go widzę. Słyszałam, iż Twoja to zasługa.
- Moja? - zdziwiła się Navarrka. - To jego silna wola go napędza. Albo ośli upór - zaśmiała się lekko. Mowia jej płynniejsza była, z wyraźnym nalotem północnego akcentu. Nie dukała już słów powoli zastanawiając się nad ich znaczeniem. - Tak jak ciebie, hm? - Spojrzała na volvę ciekawie.
Teraz to Elin spojrzała zdziwiona na Karinę.
- Ja jeno pragnę… - Zawahała się na moment. - Odwdzięczyć się za to wszystko co dla mnie uczynił
i zmazać hańbę porażki w Aros… Tylko to mi pozostało, choć niewielkie szanse, że zdołam.
- Odwdzięczyć? - Karina nie do końca pojmowała co volva ma na myśli - A co do porażki… nie wiem czy można mówić o hańbie. - dodała niepewnie.
- Agvindur dał mi dom… - Wieszczka uśmiechnęła się delikatnie i kobieta mogła być pewna po tonie jej głosu, że mówi o czymś więcej niż o dachu nad głową. - I nawet gdy zawiodłam próbował ochronić. Teraz więc moja kolej...
- Kolej by ochronić jego? - upewniała się Navarrka by po namyśle skinąć głową. - Kto wie… może… jedno pewnym jest. Byłby szczęśliwy widząc, żeś w dobrym zdrowiu i nieukrzywdzona.
Elin wzrok odwróciła i w ogień się wpatrzyła.

- Nie sądzę, by mu to różnicę sprawiło… Jeno troski mu przyniosłam. - odrzekła cicho po dłuższej chwili.
- Gdyby tak było to … - siedząca obok kobieta urwała. - Winnaś z Bjarkim słowo zamienić.
- Nie mam mu nic za złe… - Stwierdziła jakby bez związku wieszczka. - Tyle czasu minęło i ostatnie me działania najmądrzejszymi nie były… - Westchnęła cichutko. - Ale z Bjarkim chętnie porozmawiam. - Skinęła głową zgadzając się. - Powiedz mi jednak więcej jak Wam się wiodło. - Myśli volvy widać skakały niczym ryby w stawie.
- I on tobie nie ma. Słowa ostatnie o tobie były, Bjarki pewnie wiedzieć więcej będzie. - Karina zaplotła palce dłoni o siebie i tak złączone o kolana założyła - Nam… dobrze się wiedzie. Nie ma powodów by narzekać. Pomoc niesiemy gdzie można, Bjarki jeno niespokojnie czekał. - Uśmiechnęła się ponownie kurze łapki wywołując na obliczu.
Elin oczy ze zdumienia szerzej otworzyła na jej słowa.
- Nie ma… ale przecież… Słoneczko… i pożar Ribe… i Aros… Właśnie.. Karino… wiesz co ze Słoneczkiem? - Zapytała nagle z obawą w głosie.
- Nie - przepełnionej lekkim smutkiem odpowiedzi towarzyszyło pokręcenie głową - O niej ni słowa nie rzekł, a nikt dopytywać nie odważył się.




Freyvind i Bjarki


Skald obudził się na widok, którego wyczekiwał od lat wielu, a które dla niego samego jeno kilkoma dniami były. Towarzysz, sługa oddany, Brzydokiem zwany przez niewielką Frankę, siedział nieopodal jego legowiska umoszczonego ze skór, pachnącego siana i miękkich tkanin zamorskich. Czas mu nie był nieprzyjacielem, zadał jeno nieco więcej zmarszczek na pooranej twarzy ale oddał w nieco pełniejszej figurze co zdarza się wojom co żywot spokojny pędzili po latach poniewierki i walk. Godi drzemał pochrapując z cicha, półleżąc, półsiedząc z dzbanem miodu obok i dwoma kubkami. Dla aftergangera minęło zaledwie parę dni od kiedy widział wielkiego Duna, aczkolwiek to co się wydarzyło po ich rozstaniu w Aros, oraz fakt iż Frey wiedział o upływie trzynastu lat nawet samemu ich nie czując - wywołały większa radość niż ujrzenie kogoś po kilku dniach rozłąki.
Cicho wstał i poszedł do Grima podnosząc kubki i zaczerpnął najpierw w jeden, potem w drugi.
- Za Asów i Wanów? Brzydoku? - odezwał się głośno stojąc nad nim i wyciągając w stronę śpiącego naczynie.
Pochrapujący godi otworzył raptownie jedyne oko, rozglądając się nieco nieprzytomnie i odruchowo odpowiedź podając:
- Za Asów i Wanów!
Gdy spojrzeniem w końcu uchwycił stojącego skalda, poderwał się gwałtownie w objęcia niedźwiedzie biorąc Freyvinda
- Za to że Cię wrócili! - Grzmotnął aftergangera w plecy aż zadudniło i skald starać się musiał by miodu nie wychlapać z rogów. Przełykając wzruszenie Bjarki dodał:
- Karina doczekać się nie mogła przebudzenia.
- Nie mogła? Wciąż myślałem, że krzywa na mnie za to co w Aros w husie najętym było. A tyś nic się nie zmienił. Dziw to.
- Czemu dziw? - Teraz Bjarki zdziwienie okazał brew unosząc, gdy w końcu wypuścił skalda z objęć.
- Krew moja czas oszukiwać pozwalała, bałem się czy Hel po Ciebie rąk nie sięgnie gdy szukany czas z mocą w Ciebie uderzy swym powrotem.
- I nadal pozwala. Sven nie powiedział? - Bjarki usta ściągnął surowo.
- Nie, a cóż miał rzec?
- Że krew twą w sobie noszę?
- Nie. Jeno, że z Kariną osiadłeś na północy, a ona wśród ulfhednar szanowaną.
- Nie było wyjścia innego bym wiedział, żeś żyw i bym sam ujść z życiem mógł przez ten cały czas. Czemu Sven nie rzekł nic, nie wiem. Może po złości? - Godi w końcu kubek z rąk skalda przejął i usiadł na poprzednio zajmowanym kawałku ławy. - A gdzie pozostali?
- Jorik dobrze się ma, sławę swą buduje, Volund został w Ribe, Sven zadanie jakieś dla niego ma, może spotkamy go wracając. Elin tu ze mną, a Chlo… - Frey spochmurniał i zacisnął szczęki. - Powiedz mi przyjacielu, jak to być mogło, że krew ma tyle lat mogła trzymać Cię w zdrowiu. Trzynastek ich upłynął. I wilki nie krzywe były, że wśród nich ktoś kto ma w sobie krew tego kogo nienawidzą?
- Toż o to pytam. Sven słał regularnie posłańców z krwią, a i czasem my bywaliśmy w odwiedzinach. - Bjarki spojrzał koso na Freyvinda. - Wilki… - westchnął - … to ciężki temat, Freyvindzie. Jeno przez dziewkę i jej pozycję się starają, ale nie jest to istnienie pełne pokoju. Karina leczy, pamiętasz, mówiłem Ci w Aros. Takich jak ona niewielu. Tłumaczyła mi to tak, że gdzieś w jej rodzinie zdarzył się kiedyś wypadek, prababkę napadli ulfhednar i z tego dwójka dzieci była. Bliźniaki. Jedno przekleństwo wedle tamtejszej kultury w sobie wilka nosiło, drugie dziecko między wilkiem a człowiekiem zawieszone było. A potem z tego dzieci były ale w pokoleniu matki Kariny przekleństwo wygasło. I wielką tajemnicą przeszłe zdarzenia okryte były. Nawet gdy dziewka zdolności przejawiać zaczęła do leczenia matka jej nie pisnęła słowem i wraz z resztą wioski stanęła, gdy ludzie wygnać Karinę postanowili za czary. Babka jej opowieści przekazała i w drogę wyprawiła z ludźmi co za zaufanych uważała. Ci jednak Karinę do niewoli sprzedali przy pierwszej okazji i tak trafiła do nas.

Skald pokiwał głową, zaiste Karina niezwyczajną była.
Przez chwile milczał nie komentując tego co usłyszał.
- Czemuście mnie nie przywrócili kołek z serca ujmując? - odezwał się w końcu nie unosząc głowy. - Czemu Agvindur na tyle lat mnie skazał więzienia i dopiero gdy go zabrakło Sven do żywych wypuścił?
- Tego Sven nie wyjaśnił też? - Bjarki zabrzmiał jakby gniewnie.
- Mówił, jakoby Segovia lubo towarzyszący jej ktoś, krew moją miał i magią jakąś mógł zaszkodzić.
Godi skrzywił się mocniej.
- To wszystko było nieco bardziej skomplikowane niż młodzik przekazał. - Westchnął ciężko. - Mówił, że walczyli? T jest Agvindur i wilki z najeźdźcami? - Spojrzenie jedynego oka wbił w oblicze Freyvinda czekając na odpowiedź.
- W Aros, tak. Mówił o tym, Segovia zbiegła wcześniej kilku Synów Fenrira ubiła.
- Gdy nas wszystkich trzymała w niewoli, krew była bronią obosieczną, Freyvindzie. Twoja, Volunda, Elin. Chlo ichnią zabawką się stała. - Godi ściszył instynktownie głos. - Bawiły się jej bólem gdy słyszała twe cierpienie, słyszała wyraźnie bo za ścianą, blisko ją trzymali. To przez Frankę wpadła na pomysł zabrania krwi jako podarunku czy też opłaty za pomoc. - Skald pewien był, że Bjarki coś pomija, boć kłamać wielki mężczyzna nie umiał dobrze nigdy. - Towarzyszka jej miała swym mistrzom, Haszaszinom, waszą krew przekazać co krew nieumarłych zbierają i moc tajemnie z nich czerpią dla własnych korzyści. Z jej własnych ust wiem, że to pozwoliłoby z was wszystkich marionetki uczynić albo i natychmiastową zagładę przynieść.
- Coś taisz, czegoś mi nie mówisz Grim. - Skald zmarszczył brwi.
Niepokój przeleciał przez oblicze towarzysza.
- Przeze mnie zdołała umknąć - rzekł w końcu jakby pozbywając się ciężaru wielkiego.
- Przez ciebie? Czemu? Cożeś uczynił?
- Pomogłem. - Bjarki przełknął miód z wysiłkiem i spojrzał na kubek jakby na garść robactwa. - Mnie też związała. Słabym się okazał - dodał jakby przez lata zaskoczenie przemieniło się w przekonanie. - Uciec jej pomogłem z krwią waszą. Naraziłem wszystkich. A… - głos zawiesił.
Milczał chwilę by dodać poddając się osądowi Lenartssona.
- Rób, co uważasz za słuszne.
- Nie przejmuj się, krew w niej silna. Każdego zmogła, mnie, Volunda, nie Twoja to wina. - Afterganger oparł dłoń na ramieniu godiego. - Nie rozumiem jednak… ile ich było? Tego com ubił wracając z kupieckiej części miasta zapewne zmienili już w osadzie, mało był poradny. Wysłany wręcz by zginąć. Alem przy was widział jak dwoje było ich co was porwali. Jedno, pewnie Segovia, zniknęło nim Volund dopadł, drugie ubiłem, w południowe szaty odziane, potężne i szybkie w walce, nie jak tamten na ulicy. Skąd zatem towarzyszka co mistrzom swym krew przekazać miała?
- Trzech ich było. Segovia, jedna co na młodszą wyglądała i jeszcze jedna. Tę ostatnią ledwo dwa razy widziałem - godi jakby całkiem się rozluźnił i okiem mrugnał szybciej parę razy, a usta zacisnął. - Ciężko zapomnieć bo skóra jej niczym krzemień polerowany była. Niemal światło w sobie chowała.
- Czemu zatem Sven nas teraz wypuścił, skoro zagrożenie ciągle istnieje?
- Skoro was przebudził znaczy Agvindura i Chlotchild misja powodzeniem zakończona. O działaniach jego Sven rzekł, hm? - Bjarki domyślnie ni to spytał ni to stwierdził - Ze swymi służącymi krwi działał by odbić lub odzyskać krew. Gdyby siłą nie zmógł, planował dobić targu, wymiany. Siebie za krew.
- I on… - Frey jakby nie mógł mówić. - Oni… po to do kraju Franków ruszyli? - Po jego policzku zaczęła płynąć krew wypływająca z kącików oczu.
- Walcząc, politycznego znaczenia nabierając, planował wzmocnić swą cenę by odmowy możliwość odrzucić. Chlotchild za ciebie w ogień by skoczyła, przecież wiedziałeś o tem. Agvindur o was dwoje grał tę grę - Bjarki jednak najwyraźniej nie miał na myśli Franki.

Skald opadł na kolana, krwawe łzy wciąż płynęły po policzkach gdy wspominał te wszystkie myśli o zdradzie Agvindura. Pochylił głowę i nagle odchylił ją z potwornym rykiem od którego aż dudniło. A co by o Freyvindzie nie mówić, głos miał mocny.




Elin i Karina siedziały w milczeniu, przerwanym okrutnym wyciem dobiegającym z kąta, gdzie Freyvind z Bjarkim siedzieli. Volva zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła tam, a za nią dreptała Karina i kolkoro służek oczy nieco zaspane przecierających.
Ryk głęboki i pełen rozpaczy dobiegał z ust skalda jakby obdzierali go ze skóry, tyle tylko, że miast bólu słychać było w nim wściekłość i rozpacz. Spoczywał na kolanach przed olbrzymim Bjarkim jakby skulony Z plecami wygiętymi w łuk głową dotykał ziemi.
Przynajmniej od czasu do czasu, bo tłukł nią o polepę.
Wyprostował się nagle wznosząc twarz zmoczoną krwią ze strużek lecących mu z oczu. Ku powale. I raz jeszcze krzyknął, tym razem już z czysta rozpaczą i bólem, choć z pewnością nie fizycznym, a tym targającym nim wewnątrz.

- Bjarki! Co mu się stało? - Zapytała Elin przyklękając obok Freyvinda i chwytając go za ramiona, by powstrzymać od walenia głową w klepisko.
- Agvindur... - Skald ni to wyrzęził ni wyszeptał ubiegając godiego. - On… - Coś jakby nie pozwalało mu mówić, jak jakaś siła uciskająca śmiertelnikowi pierś, nie dająca złapać oddechu. - On naprawdę krwi naszej szukał.
- Jakże to naprawdę? - Grim spytał jakby nie do końca rozumiejąc i z lekko zdumiony spojrzał na aftergangerkę pytająco. Karina zaś za plecami volvy wyganiać poczęła służące by spać poszły i w rozmowie nie przeszkadzały. - Freyvindzie? - Wielki Dun niezgrabnie pochylił się by skalda podnieść w mocarnym uścisku.
Wieszczka oczy ku powale uniosła.
- Nie wierzył w ani jedno słowo Svena - wyjaśniła godiemu. - Myślał, że Agvindur trzymał nas w uśpieniu dla swej rozrywki. Czyli Tobie uwierzył… - Odetchnęła z wyraźną ulgą. - To dobrze - dodała i do skalda się zwróciła. - Chciałeś wiedzieć, to wiesz teraz… Żeś zwątpił… Nie pierwszy raz pewnie… Ale teraz trzeba mu pomóc. - Rzekłą próbując złapać spojrzenie Freya, co niemozliwym było, bo skulony na powrót znów skrył twarz przytulając ją do zmoczonego już jego krwią podłoża..
- Niechaj norny mnie przeklną… - wydusił z siebie. - Tak jak Elin rzecze, nie wierzyłem. Myślałem, że skuszony przez demona co w Chlo zamieszkał… własną chwałę dla siebie chciał budować. A mnie pod kołkiem trzymał abym mu jej nie odebrał. - Podniósł głowę i spojrzał na wielkoluda. - Brata przez krew tak żem… A on… - przeniósł powoli spojrzenie na volvę. Z oczu wciąż ciekły mu krwawe łzy, a twarz wyrażała rozpacz. - On dla nas. Dla Ciebie i mnie. Dla tych co ukochał. Sam w ręce się oddał krześcijan… za naszą krew, gdy inaczej zdobyć jej nie umiał. Chwałę Welanda budował jeno po to, by mu tego nie odmówili…

Wieszczka wielu rzeczy mogła się spodziewać, ale nie takiej nowiny. Zamarła trzymając wciąż skalda za ramiona i jeno jej wzrok wędrował od niego ku Bjarkiemu. Widać było, iż sens słów dociera do niej powoli, gdy w błękitnym spojrzeniu coraz większa panika się pojawiała.
- Oddał się… za nas… - szepnęła cicho i nagle szarpnęła gwałtownie Frevinda krzycząc mu niemal prosto w twarz. - Masz zebrać armię i ruszyć po niego!!!! Słyszysz?! Musimy go odbić!!

Karina zamknęła drzwi do salki i podeszła w stronę lekkiego zamieszania:
- Spokojnie, spokojnie Elin. - Za ramiona ją uchwyciła delikatnie i od skalda odciągnąć próbowała do siebie lekko tuląc. - Wszystko zaraz postanowicie - przemawiała spokojnym tonem.
Wieszczka chowała się w ramionach Navvarki nie płacząc, po prostu tuląc się do niej jedynie. Czuła się jakby otrzymała uderzenie w głowę obuchem. Agvindur poświęcił się dla nich dwojga… Stracili najlepszego przywódcę jakiego mieli dla… nich dwojga… A kimże oni byli? Skald, który pakował się z jednych kłopotów w drugie i nikogo nigdy nie słuchał. I ona… szalona wieszczka, która nawet porządnie nie potrafiła zinterpretować własnych wizji… To wszystko było… Szalone… Tak… Nie potrafiła tego inaczej nazwać… Przekleństwo Lokiego. Znowu? Nie mieściło się jej to w głowie, po prostu nie mieściło.

Bjarki poddźwignął skalda jak dziecię i na wieku skrzyni usadowił, a skald nie bronił się przed niczym, oklapł jakby i zapadł się cały w sobie.
- Krwi przyniosę. Usiedzisz chwilę? - wielkolud dopytywał jakoś nieporadnie, niewygodnie widać mu było z takim zachowaniem Freyvinda. Odwykł jak widać było.
Pełne krwi oczy toczyły wokół nieprzytomnie, jakby ktoś dyszlem przez łeb dostał i starał się zogniskować wzrok. Siebie samego w wirującym świecie.
Dla Freya ten świat wirował przez inne względy.
- Przeklętym…. Hel… Armię. Krew? Odbić… - powtarzał jakby wybudzony ze snu przetrawiał na głos szalone obrazy sennej imaginacji. - Usiedzę? - Spojrzał przytomniej na Elin i Karinę, po czym przeniósł wzrok na Bjarkiego. W jego oczach oszołomienie, rozpacz i szaleństwo wciąż było, ale gdzieś tam pojawiła się iskra, która zaczęła rozgorzewać jak pożar.
- Gdzie jest Jens? - wypowiedział ciężko powoli wstając, wciąż jeszcze jak pijany.
- Jens? Jens spać raczej poszedł.
- Pójdę go zbudzić jak mogę? - Navarrka Elin tuliła do siebie i raz mocniej przytuliła odsuwając nieco jednocześnie. Ku skrzyni wolnej poprowadziła wiedzacą. - I krwi przyniosę. Ty zostań z nimi.
Grim przytaknął.
- Czemuś zwatpił? - zwrócił się do skalda - Zawsześ Agvindurowi dowierzał. - Oczy zmrużył. - To przez krew tamtej? Ona ci wmówiła?
- Nie… To gdym Svena z godnością jarla w Ribe zobaczył. I Thorę. - Freyvind wstał wciąż jakby się budził lub próbował do przytomności wracać. - Osadę tę ukochał jak własne dziecię, a Thora mu najbliższą była. Opuściił Ribe zostawiając je młokosowi. Opuścił Thorę skazując na starość i śmierć. Pierwsze com pomyślał, to że demon w Chlo mieszkający rozbudził w nim dążenie do chwały, jako i ze mną próbował. Nigdym nie pomyślał… - Spojrzał na Elin i zaraz odwrócił wzrok. - Zbyt o sobie myślałem, a nigdy bym nie pomyślał, że więcej czuć może do mnie niż przez to że jednego ojca w krwi mamy. Młodszy brat w darze Odyna, którego ojciec dał na wychowanie. Problematyczny, butny, nieokiełznany. Asowie i Wanowie mi świadkami niech będą, żem tak myślał - dodał gorzko. - Stąd skąd wierzyć miałem temu durniowi, że Agvindur dla mnie poszedł za morze.
Volva usiadła spokojnie pozwalając Karinie odejść i wpatrywała się w milczeniu we Freyvinda. Parsknęła cicho na koniec.
- Choć w jednym się ze mną zgadzasz… Żeśmy tego nie warci - mruknęła cicho i wbiła wzrok w skalda. - Ale teraz musimy stać się godni takiej ofiary… by jego poświęcenie nie poszło na darmo.
- Zabawne… - mruknął Bjarki - że jeno dla waszej dwójki jasnym jego przywiązanie nie było. Choć… - zaciął lekko usta - … i on łatwości nie miał w mówieniu co w nim siedzi.
- Zbiorę armię. - Frey spojrzał na Elin. - Jeżeli trzeba będzie go z Paryża wydobyć spalę Paryż. Jeżeli z Romy, spalę Romę. Jeżeli porwali go tam gdzie południowy kupiec od mampy ziemie domem zwał, tam pójdę. Ze mną ruszysz?
- Ruszę. - Elin skinęła głową. - Ruszę i spróbuję pomóc jak mogę.

Naradę na prędce złożoną przerwało pojawienie się lekko zdyszanego Jensa co najwyraźniej w portki jeno wskoczył, nie dopiąwszy ich ni koszuli rozchełstanej.
- Co się stało?! - wykrzyknął spojrzeniem omiatając trójkę i hamując nieco w drzwiach do sali. Oddech łapał. - Karina mówiła, że to pilne i ważkie. A wy…
Zakrwawiona twarz skalda z zakrzepującą posoką na policzkach płynącą wcześniej z oczu zbliżyła się do twarzy jarla, po tym jak skald wstał i podszedł do niego.
- Z Becsegą, z królem Dunów trzeba mi mówić Jens. Sprawa to ważka, ni na czekanie dzień czy dwa aż zechce przyjąć. Pomożesz? Byśmy teraz… - Wziął Elin za dłoń - … przed nim stanęli?
- Teraz? - blondyn oczy lekko wybałuszył - Hmm… a o co idzie? - Przestał przypominać nieopierzonego młodzika jakim się nagle stał po poganianiu Kariny. - Muszę wiedzieć z czym idę do króla.
- Miano me niech mu znane nie będzie, jako i cel posłuchania i to nie zachcianka jeno ma, to ważne. Czasu wiele mu nie zabiorę, a tyś jeden w całym Dunów kraju władny aby to uczynić, boś stolicy jego opiekun i zarządca. Jakom brata twego ukochał, tak wiedz że nie uczynię nic by w trakcie posłuchania źle na ciebie nie rzuciło. Na bogów się klnę i przyrzekam.
- Freyvindzie… to król wszak… Może mu rzecz, iż o Welanda chodzi? - Wieszczka zmartwiona zaproponowała nie bardzo wierząc w zapewnienia skalda.
- Niechaj będzie i tak. - Skald skinął głową. - Bo wszak o Welanda tu idzie.
Jens oboje spojrzeniem ocenił, przyjrzał się baczniej Grimowi, co głową skinął.
- Spróbuję. - dłoń otwartą uniósł - Ale jeno przez wzgląd na znajomość naszą. Tak raptownych i niespodziewanych wizyt król zazwyczaj nie przyjmuje. Zobaczym co powie teraz. Oporządź się w między czasie - rzucił nieco łagodniejszym tonem ku skaldowi.

Gdy szykowali się do wizyty u króla, Elin do godiego podeszła i zapytała cicho:
- Karina wspomniała, iż Agvindur przed wyruszeniem mówił coś o mnie… - Spojrzała na potężnego mężczyznę niepewnie, a on oddał jej spojrzenie z wysokości, gdy stanął wyprostowan.
- Mówił. - Jedno oko łagodniej na nią patrzyło. - Zdeterminowany był by Tobie i Sigrun bezpieczeństwo zapewnić. I wolność - dodał ciszej. - Rzekł, że jeno spokoju wam darować nie może, ale być może jego działania pozwolą ci się choć chwilami wytchnienia nacieszyć.
- Wiesz co z Sigrun? - zapytała volva z napięciem w głosie.
Godi przecząco głową pokręcił.
- Nie, tego nie rzekł ni mnie ni Karinie. Ale zawsze i Ciebie i ją wymieniał z największym zatroskaniem i napięciem. - usta zacisnął i dorzucił kładąc ciężką dłoń na ramieniu Wiedzącej - Obie was miłował po równo. Usta jej zadrżały i głowę spuściła szepcząc jeno.
- Dziękuję… Dziękuję za Twoje słowa.
- Ni za co mi dziękować nie masz. Nie wiadomo mi co planował w Twej kwestii czy Sigrun. O tem nie mówił, jako rzekłem, traktując rzecz jako wielce prywatną i jak plamę na swym honorze.
Elin gwałtownie głowę uniosła.
- Ależ to była moja wina! Sigrun… i porażka w Aros… Winnam… - Pokręciła powoli głową zaciskając usta, by łzy napływający powstrzymać, a Freyvind myjący twarz w przyniesionym przez służbę kuble wody odwócił się na słowo “porażka” i brwi zmarszczył. Po chwili krótkiej dodała jedynie z rzadkim u niej zacietrzewieniem: - Wyciągniemy go stamtąd.
Bjarki nie odrzekł nic bo nie wiedział co powiedzieć. Skinął milcząco głową jedynie i zbierać swe rzeczy począł.
Wieszczka zamyśliła się na chwilę i jeszcze spytała olbrzyma.
- A… o Leiknarze nic nowego nie wiadomo?
- Nie, albo zginął albo się w obecnej zawierusze zaszył. Albo Agvindur go dopadł.
Volva pokiwała powoli głową i podziękowawszy raz jeszcze godiemu odeszła zamyślona.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-07-2017 o 16:37.
Leoncoeur jest offline