Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 17:09   #185
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zach, dobry kawał przed karczmą rozmówił się z Tremerem, aby oddzielił się od grupy i był, gdy przyjdzie pora asem w rękawie.
- Schowaj się i trzymaj z dala, jak ustaliliśmy. Gdy się zacznie bitka, o ile się zacznie, uderzysz, zaraz po mnie w Nosferatu. Tylko na nim skup swą uwagę.
Ostatni odcinek pokonali spokojnym tempem. Zachowi się nigdzie nie spieszyło. Pomny, że pierścień spoczywa bezpiecznie w gorsecie Olgi.
- Narazie z nimi pomówimy. Nie mniej nie więcej. A ty, moja droga, bądź po prostu czarująca. Jako zwykle jesteś.
Gdy przybyli posłał jednego z raców po stajennego. Trzeba było wpierw zająć się końmi i bagażami. Potem ludzi stłoczyć pod wiechą gospody, kazać napoić i nakarmić. A przy okazji rozejrzeć się za Chudobą ewentualnie poczekać aż się zjawi. Bo, że się zjawi był Milos pewny.
Karczma była zatłoczona, choć głównie przez włościan, toteż Olga i Milos bez problemu znaleźli stolik dla siebie. Brudny co prawda, bo przed chwilą używany przez kilku miejscowych chłopów, których to karczmarz ścierą i przekleństwami pogonił. Tą samo ścierą zresztą symbolicznie wytarł blat tego stołu, co wampirzyca skwitowała ironicznie.- I dziwisz się że tęskno mi do rodzinnych stron?
- Oj, tutaj też można znaleźć urok. Jeśli się wie, gdzie szukać - przekomarzała się z nią Węgier zaczesując osełedec na bok czaszki.
Rymnął w stół przywołując gospodarza.
- Jadła i napitku dla moich ludzi, to po pierwsze. Po wtóre, szukam człeka, choć najpewniej jest ich dwóch plus zbrojna obstawa. Brzydcy. Mogą też i specyficznie… śmierdzieć.
- Nikt taki się nie zjawił panie… to porządny przybytek.- oburzył się na pokaz karczmarz. Po czym dodał.- Nie widziałem takich.-
I Milos dziwić się temu nie mógł. Chudoba był na misji… przeca nie będzie ściągał na siebie uwagi tylko dla zwykłej krotochwili. Co innego jego towarzysz Gangrel, ale widać i on się tu nie pojawił.
- Poczekamy do jutra, jeśli się nie pojawią, ich strata. Pierścionka Małgosia już nie zobaczy na oczy.
Zach nie wydawał się załamany absencją Nosferata.
- Geza, dopilnuj by ludzie się najedli i wypoczęli. Mają nie tykać piwa ni wina. Później zorganizujemy tu obóz, rozstawimy straże. Nie chcę żeby mnie coś zaskoczyło. Nosferatu ma zdolność zmieniania twarzy. Może być każdym, więc i każdy z naszych ma mieć oczy otwarte i wzmożoną czujność.
- Tylu luda… czyżbyś aż tak bardzo się mnie bał Węgrze… Aż tak trzęsiesz gaciami, że się pod niewieścią spódnicą znów chcesz ukryć?- odezwał się znajomy głos z kąta obok dwójki wampirów. Chudoba się objawił, choć nie w swej prawdziwej naturze, jasne loki i pociągła twarz o szlachetnych rysach. Jeno oczy… wyłupiaste jak u ryby psuły pierwsze wrażenie.
- Można wręcz pomyśleć… że zabić mnie tu przybyłeś. Głupi plan… doprawdy. Ale pasujący do ciebie.- dodał sarkastycznie nosferatu.
- Znam cię. To i się szykuję na każdą ewentualność do jakiej mnie przymusisz - Milos wskazał wolne krzesło. - Cud miód fryzura. A gdzie twój piesek?
- Gdzieś tam…- stwierdził Chudoba siadając i uśmiechając się sadystycznie.- Może czai się za drugim oknem tak jak twój Tremere, co?
Splótł dłonie razem.- Gdybym chciał cię zabić to posłałbym ci w prezencie główkę Marty i poczekał aż sam mnie znajdziesz. Na razie jednak nie jesteś aż tak ważny, by mej pani zależało na twej śmierci. Na razie… są sprawy ważniejsze, niż jeden niewdzięcznik i jedna złodziejka.
- Zaczynasz od gróźb? To takie niedyplomatyczne. Wykrzesaj z siebie, proszę, odrobinę więcej manier. Tym bardziej, że mamy damę w towarzystwie - wskazał na Lasommbrę. - Poznaj pannę Olgę z klanu Ventrue.
- Myśmy się już spotkali… prawda? -spytał Chudoba przyglądając bacznie wampirzycy, a ta skinęła głową. - Zapewne tak. Imię twe nie jest mi znane, oblicza też nie poznaję… ale głos znajomy. Z tego co pamiętam toczyłeś spór z niejaką Małgorzatą. Wygląda na to że wygrała.
- Nie pamiętam… nic sprzed służby u niej… tylko mgliste… wspomnienia.- odparł niechętnie nosferatu pozwalając w ten sposób odkryć interesujący fakt Milosowi. Jego “mateczka” nie tylko jemu mieszała w głowie.
Zach zaśmiał się pod nosem.
- Wcale mnie to nie dziwi. Matka preferuje narzędzia ponad sojuszników. Ale do rzeczy - potarł ręcę. - Jak wygląda twoja propozycja?
- Taka jaką podałem. Pierścień jej syna za skrawek informacji. Pierścień i spokój zapewne, bo trzeba będzie kandydata na nowego Bezpryma wytypować i przyuczyć do roli. A to trochę czasu Małgorzacie zajmie. -wzruszył ramionami Chudoba, a Lasombra zareagowała nerwowym uśmiechem. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że sfatygowany pierścień nie będzie czymś co się owej wampirzycy spodoba.
- A jakie są kryteria wyboru? - dopytywał się Węgier. - Tak z ciekawości. Przypominałem jej go po prostu? Kolejny więc będzie podobny i do mnie? Jak szczęnięta z jednego miotu.
- Spytaj ją, nie mnie…- wzruszył ramionami Chudoba.- Myślisz że pamiętam poprzednich? Pamiętam jeno, że byli.
- Musiała go bardzo kochać.- zamyśliła się Lasombra.- Skoro żyć bez niego nie może.
- Przecież wie, że to nie jest on - sprostował Milos. - Okłamuje samą siebie, to już kompletna hipokryzja.
- Jakby kłamstwo w każdej odmianie nie leżało w naszej naturze.- uśmiechnęła się cierpko Olga i przyglądając się Chudobie dodała. - Zapamiętałam cię jako jej przeciwnika. Skoro wiesz, że wrogi kiedyś jej byłeś, to co uczynisz waść z tą wiedzą?
- Przede wszystkim… nie sądzę byś miała dowód na potwierdzenie swych słów, a poza tym…- uśmiechnął się obleśnie nosferatu.- Kim kiedyś byłem, to dziś nie jestem. Nie grzebię w swej przeszłości po to, by rozdrapywać stare rany. I nie zamierzam szukać sobie wrogów potężniejszych od siebie. -
Podrapał się po podbródku.- Nazywasz swą mateczkę hipokrytką, ale kim w takim razie ty jesteś Milosu Sam szukasz sobie wrogów i sprawiasz ból. Karasz się za winy których nie pamiętasz, czy też po twej śmierci to twa jedyna podnieta? Pytam tak z ciekawości, bo nie rozumiem cię w ogóle… najpierw przybyłeś błagać o pomoc, a potem odwróciłeś się od swej wybawczyni. Gdzie w tym logika?
- Jeśli błagałem o pomoc to tego nie pamiętam. - Zach nachylił się w stronę Nosferatu. - Chętnie bym się dowiedział jaka jest prawda. Kim naprawdę jestem. Czy ona mi pomaga czy mnie pogrąża. Dysponuję nawet mocą, aby to zrobić. Ale na ironię losu - postukał się po skroni - nie mogę jej użyć na sobie samym. Ale na tobie bym mógł. Dowiedzieć się kim byłeś zanim stałeś się jej kukiełką.
- Bezużyteczna to dla mnie wiedza. I dla ciebie zresztą też.- uśmiechnął się ironicznie wampir.- Zresztą… czy aby na pewno dysponujesz? Niełatwo jest zdjąć więzy mistrzyni w tej sztuce.
Miał rację… w końcu Tremere nie okazał się dość potężny. A i Lasombra stwierdziła, że sobie poradzi, a on sam uczył się właśnie od Małgorzaty. A jeśli on sam przekonałby się na Chudobie, że nie jest władny zmieniać tego, co uczyniła jego “mateczka”?
- Pozwól mi się przekonać - wzruszył ramionami. - Niewiele masz do stracenia. Jeśli nie jestem dość mocny by ruszyć mury Małgorzaty, nic się nie zmieni. A jeśli mi się uda, zyskasz wiedzę, sojusznika i pierścień, który może być atutem względem Tęczyńskiej.
- Tyle że nie chcę tego.- wzruszył ramionami nosferatu.- W przeciwieństwie do ciebie JA nie żyję przeszłością. I nie niszczę za sobą mostów.
- Jeśli niewola ci odpowiada - Zach się skrzywił. - Służ swojej pani. A my przejdźmy do rzeczy. Obiecałeś mi ważkie informacje, za drugą część pierścionka.
- Boś ty niby wolny? Zmieniłeś tylko jedną panią na drugą. I to niekoniecznie na lepszą. - odparł ironicznie Chudoba. Splótł dłonie razem mówiąc. - Obiecałem ci powiedzieć… ale chcę wpierw pierścień. Potem słowa dotrzymam.-
Wyciągnął dłoń ku Milosowi.- Więc? Daj mi skarb bezprymowy.
- Nie - nie powstrzymał gardłowego śmiechu. - Mowy nie ma. Zgarniesz błyskotkę i rozwiejesz się we mgle. Poza tym jaką mam pewność, że twoje informacje są w ogóle warte ceny? Powiesz co wiesz a wtedy Olga zaprowadzi cię po nagrodę. Taka umowa albo żadna umowa, dawny kompanie.
- Ceny ? Milosu robię ci przysługę zabierając od ciebie tą feralną błyskotkę. Łaskę targując się o nią. - parsknął sarkastycznym śmiechem Chudoba. - Wiedz że mam ją odzyskać wszelkimi środkami. Ciesz się więc, że to ja a nie inny,bardziej tobie wrogi, wampir się tym zajmuje. Ja mam odrobinę sentymentu do naszej dawnej przyjaźni i chcę sprawę załatwić polubownie. Myślisz, że dlaczego puściłem Martę nietkniętą?
- Bo bałeś się gniewu krakowskiego księcia?- zapytała retorycznie Olga.
- To też Contesso Visconti. - przyznał niechętnie Chudoba. Wzruszył ramionami dodając. - Naprawdę chcesz zmusić mnie do tego bym ci go odebrał przemocą ? I mieć na sumieniu wszystkie krzywdy jakie wyrządzę po drodze do celu? Mało ci wrogów na smoleńskiej ziemi, że chcesz jeszcze sługi Małgorzaty tu sprowadzać?
- A ty, naprawdę chcesz się do przemocy uciekać? - Zach pochylił się jeszcze bardziej w stronę Nosferatu, popatrzył mu w oczy. - Nie musimy być wrogami. Robisz dla Tęczyńskiej dużo złych złych rzeczy. Tak jak wcześniej ja. One cię w końcu dopadną. Wrócą w nocnych koszmarach, w strzępach zapomnianych historii. Pozwól mi sobie pomóc. Dowiedz się, czym Małgorzata zaskarbiła sobie twoją wierność. Czy nie masz powodów by jej aby nienawidzić?
Ale Chudoba odsunął oblicze i przymknął oczy domyślając się czego próbuje Milos. Po czym warknął.- Prawdziwy z ciebie synek Małgorzaty… Do tych samych sztuczek się posuwasz.
Wstał nagle dodając.- Chcesz znać klucz do swoich koszmarów, daj mi pierścień. Jak tego nie zrobisz, to nie mamy o czym rozmawiać Zachu. A ty poznasz inne sługi swej byłej Pani.
- Nie będzie zadowolona, że wracasz z niczym - Zach wczepił palce w kant stołu. Nim wybrzmiało ostatnie słowo ukryty w rękawie kołek gładko spłynął do dłoni a Węgier rzucił się do przodu skupiając się tylko na jednym uderzeniu. Oby było szybkie i oby było celne.
Był szybki niczym błyskawica, wzbudzając zaskoczenie u wszystkich, także u Lasombry. Chudoba… jednak spodziewał się takiego obrotu sprawy. Może nie kołka, ale… sługa Małgorzaty zaskoczony nie był.
- Ludzie… biją! -wrzasnął głośno i smutno, gdy kołek wbił się między jego żebra… do serca jednak nie dochodząc.
Na ten krzyk poderwało się koło dziesięciu chłopa w baranicach i zarośniętych niemożebnie.
- Uzbrojeni w toporki i pały nabijane kamieniami oraz żelaznymi kolcami -rzucili się w kierunku agresora. Tylko naiwny głupiec mógłby uwierzyć, że miłosierdzie i życzliwość kieruje tymi zakazanymi gębami. Raczej chciwość i obietnica zarobku. Chudoba musiał ich opłacić, więc nie przerażało ich to że na herbowego się rzucają. Ale jakim oni mogli być zagrożeniem?
Zach dalej czynił swoje. Pchnął kołek głębiej.
Tyle że nosferatu nie był oszalałym Gangrelem chcącym dopaść Milosa. Wprost przeciwnie.
Raniony wampir cofał się i obracał szykując do ucieczki. Kołek wyślizgiwał się z ręki Zacha i szansa na to że trafi w serce zmalała do zera.
Podejrzewał, że Chudoba opłacił rębajłów, ale i Węgier miał wokół swoich raców a i jeszcze ludzi przydzielonych Oldze i Tremerowi przez Koenitza. W tych ostatnich nie pokładał zaufania, ale Geza i Miko będą wiedzieli co robić. Ponadto zamęt pozwoli Zachowi wynieść stąd Nosferatu, gdy już spłynie z niego zasłona ludzkiej maski.
Wokół rzeczywiście szybko zapanował rejwach, wszyscy zaczęli się tłuc ze wszystkimi. Lasombra zdążyła jeno wstać od stołu, ale drogę do Chudoby blokował jej Zach, nie mówiąc już o rębajłach, którzy zmienili całą sytuację w jedną wielką jatkę.
Nosferatu zaś starał się uciec z tego miejsca, wykorzystuąc to samo zamieszanie które chciał wykorzystać Zach. I piekielnie dobrze radził sobie w tym tłumie. Chudy i zwinny i utalentowany… jeśli chodzi o unikanie walki i ciosów. Ale Węgier też do niezgrabnych nie należał. Nim Nosferatu zdołał się oddalić rzucił się za nim by impetem powalić go i przygwoździć do ziemi.
- Mika! - przywołał zaufanego Serba by pomógł pochwycić uciekającego.
Zachowi udało pochwycić wijącego niczym piskorz nosferatu i docisnąć go podłogi. Ale to było jedyne co mógł zrobić w tej chwili. Wokół niego panował chaos, jego ludzie oraz contessy bili się z najemnikami nosferatu oraz z pijanymi bywalcami tej karczmy. Sama Olga była atakowana przez mężczyzn, dla których samotna i piękna kobieta w środku tego zamętu była w tej chwili łatwą okazją do wykorzystania. Nie tak łatwą jednak jak im się zdawało, a czym świadczyły odgłosy łamanych kości.
Chudoba jak na mizerotą jaką się wydawał okazywał się trudnym do zakołkowania osobnikiem. I próbował się wyrwać. Nawet wzmacnianie się krwią nie ułatwiało Zachowi, wbicia kołka… sytuacja bowiem nie była idealna do takiej akcji, a gruby twardy kołek nie wciskał się tak łatwo jak wąska szpila.
Co gorsza ziemia zaczęła drżeć… co prawda delikatnie, ale jednak. Co zwiastowało… w sumie nie wiadomo co. Zresztą w całym tym chaosie kto by zwracał na to uwagę.
Węgier miał obie ręce zajęte trzymaniem Nosferatu w stalowym uścisku. Spalił krew wzmacniając własną tężyznę fizyczną, ale przeciwnik postąpił podobnie co przedłużyło impas. Trzęsienie ziemi zignorował zupełnie. Wykorzystując przewagę wysokości wbił zęby w gardło Chudoby. Zaczął pić.
Wszystko przestało mieć znaczenie. Była tylko krew, jej słodki otumaniający smak. Bestia obudziła się gwałtownie, pobudzona i do szczętu dzika. Zach poczuł jak szarpie się i chce wyrwać z więzów jego woli a on… poluzował sznury. Zaprosił ją do środka. W tej jednej chwili miał poczucie spełnienia. Wszystko było na swoim miejscu. Bez walki, bez nieustannego oglądania się przez ramię. On i bestia zjednoczeni w jednym kategorycznym zamiarze by zabić, walczący ramię w ramię, wreszcie po tej same stronie barykady. Ulga i słodycz krwi. Błogostan.
Nosferatu miotał się próbując wyrwać się z uścisku i Milosowi niełatwo było go utrzymać. Chudoba walczył o życie, a Zach o swą zdobycz. Ventrue oberwał chyba maczugą w głowę, może został pchnięty sztyletem… Może… Nie zwracał na to uwagi. Całe otoczenie rozmyło się Węgrowi. Był tylko skupiony na sobie i swej zdobyczy.
Tymczasem wokół działo się wiele. Karczmę ogarnęła bijatyka, w której zbóje i szlachcice prali się z kim popadnie. Olga uczyła kolejnego potencjalnego gwałciciela, że nie należ doceniac słabej płci. Trzask łamanej kości i okrzyk bólu świadczył o skuteczności jej lekcji. W tej chwili walczący tłumek był zbyt pomieszany, zbyt pijany i zbyt pogrążony w walce, by nawet talenty wampirze mogły nad nim zapanować.
Nagle ognisty blask rozświetlił karczmę...przyciągając uwagę większości bywalców uczestniczących w bijatyce.
Ściana ognia została ustawiona przez przerażonego Tremere. Drżenie ziemi, które narastało wywołane było sporym stadem rozjuszonych żubrów pędzących wprost na karczmę w szaleńczym i samobójczym pędzie. Taka rogata masa rozpędzona w szarży była jednak na tyle potężna, że z pewnością rozniosłaby w perzynę budynek i wszystkich w nim znajdujące się tam osoby. A choć Francuz spróbował poskromić lub odstraszyć zwierzęta ścianą ognia, to jednak instynkt stadny nakazywał im podążać za przewodnikiem stada, a ten kierowany wolą gangrela gnał prosto na karczmę.
I nawet ogień nie mógł tego zmienić.
Zrozumiał to Francuz i wiedzieli bywalcy przybytku. I zareagowali również instynktownie rzucając się do ucieczki… wszyscy na raz, skutecznie blokując masą ludzką wszystkie ciasne wyjścia z karczmy.
Zach i bestia słyszeli odgłosy, ale je zignorowali. Ucieczka nie wchodziła w grę. Trzeba dokończyć to co się zaczęło. Zebrać plony, które się zasiało. Stado zwierząt nie stanowiło zagrożenia dopóki nie uzbrojono ich w osikowe kołki.
Zach wiedział że ma rację… wgryzając się w szyję wijącego się nosferatu nie musiał się martwić o to czy stado go zabije. Musiał go trzymać w żelaznym uścisku, nie przejmując się tym że kolejną szpilę wraził Milosowi w oko. Musiał opleść go jak pijawa, ryzykują jednak diabolizm. Z każdą wypitą kroplą był coraz bliżej i bliżej pożarcia duszy wampira.
Trzęsienie ziemi narastało, jak i odgłos stada niczym zbliżający się grom. Jak i panika wśród ludzi. Już nikt nie walczył między sobą. Wszyscy walczyli o życie próbując się wydostać.
Nastąpił huk, a potem kolejne uderzenia, zmieniające się w niemal ciągłe odgłosy tarana. Budynek karczmy zaskrzypiał niebezpiecznie, a potem ściany się poddały i wszystko runęło. A żubry gnane szaleńczym pędem przetoczyły się po rozsypującej się karczmie , w tym i sczepionych razem Milosa i Chudobę. Gdyby Zach nie wgryzał się w wampira pewnie impet przetaczającego się po nim stada sprawiłby że Nosferatu by mu się urwał. Jednakże wgryziony nie wypuścił ofiary dając się deptać rozpędzonej masie. Chyba żadne z jego żebra nie było całe, prawa noga połamana w sześciu miejsca. Ale miał swą zdobycz, konającego Chudobę.
Poczuł jak wraz z krwią spływa siła i esencja Nosferatu. Jego dusza rozlała się po ciele Węgra. Wniknęła weń jak deszcz w ziemię.
Rany i złamania były rozległe, ale nie były też dla Ventrue niczym obcym. Odczuwał to każdego wieczora, przeżyje i teraz. Tym bardziej, ż krew Chudoby na bieżąco pozwalała usuwać szkody, leczyć poszarpane tkanki.
Innym… nie poszło tak dobrze. Wampir słychał dookoła siebie jęki bólu rannych i konających.
Dookoła czuć było słodki odor rozlanej krwi, oraz mniej przyjemny odorek odchodów i moczu. Olga stała pośród ruin, ranna i pokryta kurzem. Z rozerwaną rogiem żubra suknią. Pewnie byłaby rozniesiona przez stado jak Zach, gdyby nie jej imponująca nawet jak na wampira siła.Jej ludzie… nie mieli jednak takiej przewagi, podobnie jak słudzy Milosa.
Stado się oddalało podążając w ślepym pędzie za przewodnikiem. Nosferatu nie udało się wykorzystać zamieszania dla ucieczki.
Zach wraz ze swą ofiarą leżał przygnieciony belką i resztkami dachu. A Tremere i jego “ochrona” powrócili pomagać rannym i konającym.
Milos złapał Chudobę, ale cena za ten sukces była wysoka.
Po wszystkim wyciągnął z siebie srebrne szpile i schował. Przeszukał ubranie Nosferatu, zdjął z niego biżuterię, zabrał pieniądze i broń.
<co tam ma?... kilka srebrnych szpil i… nic poza tym. Nie cenił biżuterii, a w sakiewce ledwie kilkanaście monet>
W tym czasie zregenerował ostatnie rany i przechadzał się po ruinie, w jaką obróciła się karczma zbierając swoich ludzi do kupy, lecząc ich własną krwią jeśli było to niezbędne, a niezbędne było ciągle… a krwi mało miał, wszak pozbieranie do kupy kosztowało sporo. Na dłużej przykucnął przy zwłokach Miki. Palcami zamknął mu powieki i siedział obok ogarnięty stuporem.
- Mam nadzieję żeś zadowolony.- Olga zagadnęła cierpko z wyraźną wściekłością na jej obliczu.- Ot… żeś wywołał zamieszanie, przez swą krewkość i niecierpliwość.
Splotła ramiona razem na rozerwanym rogiem żubra dekolcie sukni. - Przynosisz więcej kłopotu niż szczęścia Milosu. Gdzie ja teraz uzupełnię me sługi, które przez ciebie straciłam?
- Ale ostał się ich dobytek i oręż - zauważył Zach i wezwał ruchem ręki Gezę. - W Smoleńsku na pewno będą chętni na zaciąg.
Gdy u jego boku pojawił się niemłody raca Zach wydał mu do ucha kilka poleceń.
- Niech nasi zajmą stajnie. Uspokoić konie, na pewno są niespokojne po tym trzesieniu ziemi. Zostaniemy tu na jeden dzień. Ci co już dojdą do siebie niech trupy zataszczą na jedną kupę. Dyskretnie przeszukać. Złupić oręż, kosztowności i gotowiznę. Zaraz dołączę i pomogę kopać wspólną mogiłę. Trzeba ciała zakopać.
Olga z pewną dezaprobatą spojrzała na pobojowisko i rzekła wprost.- Nie. Nie zostajemy… wyruszamy natychmiast. Zabieramy konie i co cennego sobie tu złupicie. Wyruszamy zanim cała okolica się tu zjedzie debatować nad tym co tu się stało. Ostatnie czego potrzebujemy to więcej uwagi miejscowych.
- Nie zabieramy koni - odparł Zach dowodzącym tonem. - Żywych ostało się niewielu. Wszyscy ranni. Z Marcelem im poprzestawiamy nieco obraz wydarzeń. Nie było nas tutaj, gdy to się stało. Dojechaliśmy po fakcie i wspaniałomyślnie pomogliśmy rannym.-
Uznawszy, że wytłumaczył Oldze sprawę spojrzał na podchodzącego Tremer’a.
- Słyszałeś? Zajmujemy się żywymi, tak by przyjęli naszą wersję wydarzeń. Nie było tu Nosferatu. Nie było nas. Nie było bójki. Jeno żubry, które coś przestraszyło. My, jak tu dotarliśmy, było już pobojowisko. Jasne?
- A co zrobisz z Nosferatu którego tu nie było?- stwierdziła chłodno i sarkastyczne Contessa.
- Jakiego Nosferatu?
- Nawet tak nie żartuj. Nie myśl sobie że diabolizm to taka trywialna sprawa. Och… pewnie, tutejszy kniaź może teraz patrzeć przez palce na Jaksy i Włocha zatrute aury, bo wie że ma pistolet z którego może do nich w każdej chwili wypalić. Diabolizm to pretekst do urządzenia krwawych łowów. Dyndają mu obaj na szubienicy, tylko klapę pod nimi opuścić. - warknęła gniewnie contessa poirytowana jego beztroską, gdy Francuz podchodził do nich ze skruszoną miną.- Psehprasam… próhbowahłem zaporhe ohgniowom, ale nic nie dahła, a dla hmnie ta bandha rogathych besthii byha szcianom roguf. Nie fiedziahłem którhy pszewodzi.
- Nie bagatelizuję diablerii, moja droga. Traktuję to co się stało bardzo, ale to bardzo poważnie - odparł smętnie Węgier na zarzuty Olgi. - Ja po prostu mierzę siły na zamiar i stwierdzam, że mam ich za mało.Potrzeba mi więcej. Pomówimy o tym później jeśli taka twoja wola Lauro, ale pozwól, że pierwsze sprawy najpierw. Ja i Marcel zapewnimy nam alibi, dobrze?
- Też potrafię zapewniać alibi… ale nie w tym rzecz. - machnęła ręką wampirzyca. - Nie wierzę w to całe… mierzenie sił na zamiar, bo go tu nie widzę. Zaatakowałeś posłańca swojej matki… to wypowiedzenie wojny, a ty nie potrzebujesz robić sobie nowych wrogów. -
Francuz zaś przysłuchiwał się w zaciekawieniu.
- Nie znasz mojej matki, kochanie. Nigdy nie było innej opcji niż wojna - nie chciał przedłużać, gdy liczył się czas. - Jeśli potrafisz pomóc mnie i Marcelowi, to do dzieła. Posprzątamy i wtedy pomówimy wnikliwiej, jeśli taka będzie twoja wola, dobrze?
- I dlatego oddałeś jej pole, dając powód do zarżnięcia? - prychnęła sarkastycznie contessa. - Jesteś jej synem, a okazałeś nieposłuszeństwo i zabiłeś sługę. Teraz może tu przyjechać z całą armią i książę krakowski nic nie będzie mógł zrobić w tej sprawie. A kniaź tutejszy raczej nie będzie chciał się wtrącać. Po prostu genialna strategia Milosu, genialna… nic dziwnego, że zostałeś mianowany dowódcą tej wyprawy.- odetchnęła głęboko starając uspokoić się i zebrać myśli. - Nie ma potrzeby kolejnej rozmowy Zachu. Nie chcę mieć nic wspólnego ani z tobą, ani z konfliktem który wywołałeś teraz na swoje życzenie. Ja nie zamierzam uczestniczyć w kolejnej przegranej sprawie, ani popierać kolejnego głupca. Ja… UCZĘ się na swoich błędach. Ty najwyraźniej nie.-
Po tej przemowie oddaliła się szybko wściekła niczym osa.
- Kobiechty…- skwitował Francuz.
Zach wzruszył ramionami. Było mu to zresztą w istocie tak obojętne jak stara zakrzepła krew. Już wcześniej Włoszce zdarzało się być irytującą. Teraz nie dość, że paplała i narzekała jak karczemna dziewka, to była święcie przekonana o swojej ponad całą resztą wyższości.
- Jedź za nią - wskazał Marcelowi plecy Olgi. - Dojadę do was do Smoleńska. Ogarnę tu sytuację i nazajutrz do was dołączę. I pamiętaj - ułożył wskazujący palec na ustach. - Żadnego Nosferatu tu nie było. Małgorzata niczego nam nie udowodni.
- Tyle sze to nie Nosfherathu sphoszył to stadho…- odparł Francuz powątpiewająco.- I nie znam Mahgorzaty… ale odnioshem wrahszenie, że nikt tu niech bedhzie siem bawih w udowadadnianie szegokolwiek.
- Pilnuj jej - ponaglił go Węgier. - Gdzieś tu krąży jeszcze Gangrel.
I to faktycznie go teraz zajmowało. Wołodia mógł nadal być w pobliżu.
Ale najpierw trzeba odświeżyć ludziom pamięć.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 14-06-2017 o 17:15.
liliel jest offline