Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 20:42   #4
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
feat. Okaryna, sunellica, Ombrose, Gormogon & Ardel. Dzięki za dialog! :)

Rzadko się zdarzało, żeby matka podwoziła go pod szkołę, ale jak już się zdarzało, to Danny spływał po fotelu terenowego BMW i naciągał kaptur od bluzy mocniej na głowę, żeby nikt go nie przyczaił. Uważał to za przypał, że w takim wieku musi jeszcze czasami zgadzać się na takie akcje, ale skoro starzy byli hojni i dawali mu hajs na niemal każdą jego zachciankę, to sam też mógł się przecież trochę poświęcić. Zwłaszcza, że jakby przyjechał swoim stuningowanym Nissanem Skyline'em, to pewnie po powrocie z wycieczki już by go tutaj nie było. Wolał nie ryzykować, bo uwielbiał swój samochód.

Pożegnał się z matką, która oczywiście musiała go jeszcze piętnaście razy wyprzytulać, wycałować i życzyć fantastycznej zabawy, po czym zabrał z bagażnika swój plecak i wypchaną po brzegi torbę sportową. Przebiegł się kawałek w stronę szkoły, gdzie już z daleka dostrzegł zaparkowane autobusy i zaledwie kilkoro uczniów wpełzających do środka, niczym mrówki. Znaczy: z deczka się spóźnił. No a skoro się spóźnił, to nie było sensu się przemęczać, więc zwolnił i spokojnym, spacerowym krokiem doczłapał do miejsca zbiórki.
- Nie spieszyło ci się, Calistri - syknęła na niego Hoy.
- No nie bardzo, pani Hoy. Taka piękna pogoda już od rana, szkoda zmarnować. I tak byście beze mnie nie wyjechali. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko. Nie cierpiał tej nauczycielki, ale przekonał się już nieraz, że luźne zachowanie to to, co działa na nią jak płachta na byka. Nie dawał się więc prowokować, a tak naprawdę, to miał w dupie co ona tam sobie pierdoli pod nosem.

Przeciągnął się, ziewając. Był wysokim chłopakiem, a zadbaną, sportową sylwetkę zawdzięczał treningom piłkarskim i pływaniu. Danny był bowiem skrzydłowym w szkolnej drużynie soccera St Cloud Stallions (idealna nazwa, sam się uważał za ogiera) i stanowej Minnesota Lumberjacks, a także miał za sobą już siedem występów w drużynie narodowej do lat 18, gdzie zaliczył dwie asysty i strzelił bramkę. Po powrocie z zawodów wszyscy mu gratulowali, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że podąża dobrą drogą. Uwielbiał się ruszać i nieważne dla niego było, czy to na boisku piłkarskim, czy w łóżku. Bo seks był drugim ulubionym hobby Calistriego. Natura obdarzyła go gębą i uśmiechem, za którym oglądały się nawet babki w wieku jego matki, więc dlaczego miałby tego nie wykorzystać? Do tego dochodziła wspaniała osobowość i Danny mógł siebie uważać za mężczyznę kompletnego pod każdym względem. I za takiego się oczywiście uważał.

Wrzucił torbę do schowka w autobusie, minął panią Marshall rozmawiającą z Lambo, jakby była dla niego powietrzem i nim wszedł do środka, oczywiście obrzucił spojrzeniem jej zgrabny tyłek. Niezła była z niej “konserwa” i aż uśmiechnął się do siebie na samą myśl tego, co będzie działo się w ośrodku.
- Siema, mordy! - Krzyknął od schodków, unosząc rękę i z szerokim uśmiechem zerkając po zebranych w autobusie. Jego ekipa siedziała na końcu, więc szybko tam przeszedł, zatrzymując się na moment przy Lindsay i Kenie, którzy zajmowali siedzenia przed Marty’m i pozostałymi.
- Cześć, Lyndsay, nowe tipsy? - Wskazał palcem na jej zadbane dłonie i sztuczne paznokcie. - Klasa, sam bym takie nosił, jakbym był dziewczyną. Świetnie wyglądasz. - Danny utkwił spojrzenie w przedziałku między obiema piersiami blondynki, wizualizując sobie, co by z nimi zrobił, a potem szybko zerknął na siedzącego obok chłopaka i przybił z nim żółwika. - Kenny, moja morduchno. Ale ci wywaliło tricepsa, co żeś ostatnio podnosił, człowieku? Z dnia na dzień wyglądasz na coraz większego. Czym ty się żywisz?
Zarechotał i klapnął na tylnym siedzeniu, pomiędzy Marty'm, Deanem i Jerry'm.
- Dzięki za przytrzymanie miejsca, chłopaki. Chyba bym zszedł, jakbym musiał jechać w drugim autobusie z tą starą labadziarą. - Skrzywił się na samą myśl o Hoy.
- Zauważyłeś?! - zaterkotała śpiewnie patrząc na swoje nowe tipsiki z cyrkoniami i brokatem - Zajebiste, prawda? A kosztowały jak za psa wyścigowego - rzuciła dodatkowo niepoprawnym porównaniem rozczapierzając pokazowo szpony i sama na nie spojrzała z dumą.

Ken za dużo nie mówił. Jego czas reakcji jak zwykle był dość opóźniony. Mruknął coś tylko, że testuje nowe odżywki i proszki proteinowe, uśmiechając się dumnie do własnego bicepsa, którego pogłaskał czulej niż własną dziewczynę, po czym wyjrzał przez okno, przyczaić kto jeszcze z nimi jedzie w autobusie.
Po podkrążonych oczach, można było łatwo stwierdzić, że zdążył już nieźle przypakować i właściwie… to poszedł by w kimę.
- Jasna sprawa - odparł krótko Jerry, poprawiając się, żeby za bardzo nie zawadzać.
- Spoko ziomek, przecież nie dopuściłbym, żeby usiadł tu ktoś spoza ekipy. Chociaż… - Marty zaśmiał się wstając, żeby przywitać się z kumplem.
Marty był jednym z pierwszych, którzy dotarli na zbiórkę. Gdyby nie liczyć kujonów, to można by było powiedzieć, że był najwcześniej. Zaraz po oddaniu formularza belfrom ruszył w kierunku autobusu, żeby zająć ekipie miejsca. Wybrał oczywiście ten, w którym nie jechała pani Hoy. Usiadł w najbardziej taktycznym miejscu pojazdu - na końcu. Teraz czekał już tylko na resztę ekipy. Miał nadzieję, że szybko się zjawią.
Po przywitaniu się z Danny’m usiadł obok niego i szturchnął go łokciem, wskazując na swój plecak. Gdy tamten popatrzył w kierunku plecaka Marty rozsunął go lekko, po czym wskazał na dwie butelki wódki.
- Pijemy wieczorem?- zapytał kumpla.

- No ba! - Calistri się zaśmiał. - Ja też mam trochę butelek w torbie, zakosiłem staremu z barku, trzeba będzie tylko schłodzić odpowiednio. Jak się gdzieś zatrzymamy, będzie można wysłać Kenny'ego, żeby kupił parę zgrzewek browarów, na trzeźwo to ja tego tygodnia na pewno nie przetrzymam. - Zaśmiał się. - Chociaż na chlanie i ruchanie zawsze się siła znajdzie. - Zatarł dłonie i rozłożył się wygodniej na swoim siedzisku. - Życie jest piękne!
Przez okno zobaczył nagle swoją “dziewczynę” Lulu, która również go spostrzegła, wsiadając do autobusu fizyczki. Calistri nawet się nie uśmiechnął na jej widok, tylko rzucił.
- Ja pierdolę, co za ulga, że McKenzie nie jedzie z nami. Znowu przez całą drogę by mi pierdoliła o tym, że nasz związek nie wygląda, jakby sobie życzyła. A co ja jestem? Święty Mikołaj, żeby spełniać jej marzenia uczuciowe? No źle mówię, mordy? - Danny spojrzał na kolegów i koleżankę.
- Z profilu nawet jesteś podobny, tylko czapki brakuje. A od piwa brzuch się pojawi, nie martw się.- ironicznie dorzucił Marty. Musiał powstrzymać się od śmiechu.
- Taa, i brody do podłogi. Nie bądź taki dowciapny - rzucił wesoło Calistri.

Larkins się wyraźnie ożywił, oglądając za siebie na dwóch kolegów.
- To po chuja z nią jesteś jak ci tak przeszkadza? Jakby mi moja nie pasowała… bez obrazy landryneczko… to bym dał takiej kopa w dupe i nara… - Footballista oparł się ponownie, uśmiechając do swojej dziewczyny.
- Właśnie! Misiaczek ma rację! Jak jest głupią pindą to ją rzuć. Po co ci taka grzeczna? Kompletnie do ciebie nie pasuje - zapiszczała i przytuliła się do ramienia swojego napakowanego chłopaka -Ja wiem, że nie każdy może mieć takie szczęście, aby od razu znaleźć takiego Misia jak ten mój… Ale po co się tak męczyć?
- Bo widzisz, Ken, ty to taki człowiek z zasadami jesteś, od razu wykładasz kawę na ławę i cześć. A ja to złote serduszko mam i nie chcę, żeby McKenzie potem cierpiała i łzy wylewała. Wolę się trochę poświęcić, a i mam z tego swoje korzyści. - Danny wyszczerzył idealnie białe ząbki i poruszał miarowo brwiami. - Poza tym na wszystko przyjdzie czas, przecież nie będę z nią do końca życia. - Prychnął.
- Akurat wam się udało Lindsay, nie każdy ma tyle szczęścia co wy.- Zawtórował koleżance Marty. Mówił to w taki sposób jakby był zmęczony faktem, że mówili o tym prawie przy każdej rozmowie. Następnie szybko zmienił temat:
- Chcę wytatuować sobie drugą rękę, co o tym myślicie?
- Zajebisty pomysł, bro. Znam dobrego tatuażystę w "2 Cherry's", mogę pogadać, może spuści ci nawet z ceny
- rzucił Danny. - No chyba, że chcesz po zupełnej taniości, to idź do Kai, ona też coś tam dziara, ale ja bym nie ryzykował. Profesjonalka to profesjonalka, tyle powiem.

Wyciągnął z kieszeni iPhone'a siódemkę i wrzucił aparat wyciągając przed siebie rękę, tak, by złapać wszystkich ziomków w kadrze.
- A teraz, mordy, uśmiech, bo zaraz was wkleję na insta i fejsa. Lajki muszą się zgadzać. - Poczekał, aż się wyszczerzą i cyknął trzy zdjęcia. Po chwili skupił się na wklepywaniu coś w telefon, ale cały czas przysłuchiwał się rozmowie.
Gdy olbrzymowi przypomniało o telefonie, sam swój wyciągnął i odpalił PokemonGO.
- Ja pierdole… za chuja nie czaje o co w tym chodzi… ale Britt chciała bym jej złapał pikajczu… - mówił bardziej do siebie, dziobiąc wielkim paluchem w ekran, by wpisać login i hasło, które miał zapisane na dłoni. - Kot… weź się tym zajmij…
Ken wcisnął blondynie najnowsze, białe jabłko, po czym spróbował wyciągnąć nogi pod fotelem, by przygotować się do dłuższej jazdy.
- Może wytatuują mi pingwina na klacie? Sądzicie, że mają biały tusz? - zapytał z uśmiechem Jerry. Czekał na przynajmniej kilka chichotów i także wydobył telefon z odmętów jeansowych kieszeni.
Marty zaśmiał się.
- Dla ciebie wszystko Misiaczku - zaszczebiotała Lindsay i przejęła od chłopaka telefon - O rany! Najnowszy! Kiedy dostałeś?! Nic się nie chwaliłeś! Poczekaj - rozgadała się, aby na końcu cyknąć sobie szybką fotkę ze swoim chłopakiem i ustawić ją na tapetę - Od razu lepiej, prawda? - przymiliła się do Kennego kompletnie zapominając o tym o czym gadała reszta paczki. Po tym zajęła się tym o co ją proszono.
- Ja jebiu.. Tu nic nie ma Misiu!

Dean van der Vean siedział w tym czasie na tylnym siedzeniu w samym rogu i spoglądał przez okno. Wyszczerzył się jedynie do selfie, po czym z powrotem spochmurniał. Tak właściwie wydawał się nie tyle smutny, co zamyślony. Pozwolił ogólnemu harmidrowi spływać po nim. Nie mieszał się do rozmowy. Aż do tej chwili.
- Piękne paznokcie - rzekł do Lindsay z leniwym uśmiechem. Następnie jakby zastanowił się przez chwilę. - Myślę, że pasowałaby do nich nowa kurtka, równie błyszcząca. A może jeszcze bardziej!
Następnie zwrócił wzrok na Kena.
- Britt spodobałby się nie tylko Pikachu, są też inne pokemony. Ale żeby je złapać, trzeba mieć Poke Coins - westchnął. Dean tak właściwie zablefował. Jednak miał nadzieję, że trafił w mechanizm Pokemon GO. - A to z kolei kosztuje dużo prawdziwej forsy - skrzywił się. - Nawet tatuaże w “2 Cherry’s” ostatnio podrożały - tym razem spojrzał na kolegę obok.
- Kiedy ona tylko o tym pikajczu gada… chce być jak jakiś tam Asz Keczup. - Wzruszył ramionami dryblas, zwracając się do kumpla, po czym spojrzał w cycki Lindsay.
- Dostałem go po ostatnim wygranym meczu międzystanowym… myślałem, że wiesz, pytałem się ciebie czy warto go kupić. - Następnie ziewnął głośno.

Następnie van der Veen uśmiechnął się również do Marty'ego i Danny'ego.
- Jeżeli ktoś z was chce trochę zarobić, to będę czekał za kiblami na stacji benzynowej - rzekł. Jak mniemał, na jakiejś się zatrzymają. - Mam na myśli konkretną forsę - wyszczerzył się. Następnie skierował wzrok na nauczycieli siedzących na przedzie, dając tym samym znać, że obecne warunki nie są dość komfortowe na wyjawienie więcej szczegółów.
- Mi tam dodatkowy hajs niepotrzebny, mówię starym, ile chcę i dostaję - rzucił leniwie Danny, wciąż coś wklepując w telefonie. Nie raz chwalił się, że jego rodzice są cieszącymi się uznaniem w St Cloud weterynarzami i cała rodzina żyje na bardzo wysokim poziomie. Co jakiś czas podnosił wzrok znad iPhone'a, by ukradkiem zerkać w stronę siedzącej na przodzie Kate. Raz czy dwa ich spojrzenia spotkały się, ale chłopak nawet się nie uśmiechnął, zachowując chłodne pozory obojętności.
- Starzy też mi dają hajs kiedy tylko powiem, żeby to zrobili. Oni wręcz rzygają pieniędzmi. Poza tym ciągle są gdzieś służbowo. Pogadaj z Kenem, zdaje się, że on potrzebuje tych Pokedolców - odpowiedział Deanowi Marty wyciągając z plecaka IPhone’a - A co do tatuażu to nie chodzi o to gdzie, ale kto - dorzucił jeszcze chłopak śmiejąc się w znaczący sposób. Dean nie dołączył się do śmiechu. Co prawda już nie chodził z Kayą, ale to nie znaczyło, że chciał widzieć przy niej innego faceta. Z chęcią wepchnąłby Marty’emu do dłoni garść dolarów i wysłał do tego “2 Cherry’s”.
- Misiu niczego nie potrzebuje!- Lindsay zapiszczała ze złością i pomachała chłopakom najnowszym jabłkiem przed nosami trzymanym opazurzoną łapą - No, hello? Nie róbcie mi z chłopaka biedaka! - mruknęła po czym dała Kennemu buziaka w policzek zostawiając na nim odcisk różowej szminki. Roztarła go jednak po chwili kciukiem pieszczotliwym gestem i wróciła do monitorowania ekranu telefonu. Nie miała pojęcia czym jest ‘pikajczu’, ale wiedziała, że go złapie! Dla Misiaczka! W imię miłości! Ale najpierw ukradkiem doładuje mu konto w ‘poke coins’ jak zauważył Dean.

Van der Veen westchnął i głębiej wepchnął się w swój róg. Znowu wyjrzał przez okno. Powinien wiedzieć, że nie wszystko da załatwić się pieniądzmi i manipulacją. A nawet jeśli, to tylko bardziej upodobniłoby go to do ojca. A tego przecież nie chciał. Nie powinien o tym nawet pomyśleć.
Przynajmniej wciąż mógł liczyć na Claire.
- Weź mała… jak ja nie znoszę tych twoich mazideł, kurwa, potem łażę taki wytapetowany, wszyscy ze mnie ryją, a ja nie wiem o co biega… - Footballista wytarł się w ramię i kopnął w fotel przed sobą. - CIASNO TU! - wydarł się do nauczycieli z przodu, po czym zapadł się w siedzenie, nabzdyczony jak sam Posejdon. - I nudno w chuj… zachciało się jechać do lasu… - burczał pod nosem, opierając się o ścianę i zamykając oczy.
Czarnoskóry nie był zainteresowany dziwną ofertą. Potem by wyszło, że jest jak stereotypowi czarni - tylko problemy z pieniędzmi i szemrane interesy. Nic nie powiedział, żeby nie podpaść Holendrowi, miał nadzieję, że wrzaski wielkiego kretyna odwrócą uwagę od braku jego odpowiedzi.
Dziewczyna posłała swojemu Misiaczkowi całusa i uśmiechnęła się promiennie. Resztę drogi jednak czuwała jak ogar przy telefonie chłopaka.

Gadali niemal przez cały czas, a gdy zatrzymali się na stacji benzynowej w jakimś Wypizdówku Wielkim, zrobili zrzutę na browary i wysłali Kenny'ego po zakupy, jednocześnie go ubezpieczając. Dean - jako, że pieprznięta fizyczka miała na niego oko - został w autobusie i monitorował sytuację z siedzenia, mając dyskretnie puścić strzałkę do Calistriego, gdyby Hoy miała ich przyłapać. Larkins bez problemu zgarnął pięć zgrzewek Budweisera i nawet, jeśli sprzedawca miał jakieś "ale" do tych zakupów, to postura futbolisty skutecznie odwiodła go od jakiejkolwiek dyskusji. Przemycili wszystko do autobusu i w dobrym nastroju ruszyli w dalszą podróż. Danny zacierał dłonie, bo wiedział, że jak dziewczyny się spiją, to będą łatwiejsze i będzie można sobie poużywać, ile wlezie. Pod koniec podróży wrzucił sobie na słuchawki swoją ulubioną kapelę metalową - Asking Alexandria i rozmyślając o tym, jak dużo będzie dymał przez ten tydzień, aż nie mógł się doczekać. Co jakiś czas zerkał w stronę Kate, przywołując w myślach widok jej świetnych cycków.


W końcu dojechali na miejsce i piłkarz był pod wrażeniem. Rozległy teren, domki, niedaleko jakieś jeziorko, klawa okolica na fajne spędzenie czasu. Atmosfera niemal jak na obozach piłkarskich, tylko tutaj nie będzie musiał zasuwać dzień w dzień. Jeszcze bardziej ucieszył się, gdy Kate zaprowadziła ich w miejsce, gdzie mieli spać - sypialnie dziewczyn znajdowały się vis a vis domków chłopaków, więc idealnie! Nie będzie problemu zakraść się pod osłoną nocy do jakiejś chętnej koleżanki na małe co nieco. Danny już sobie układał cały misterny plan w głowie, gdy usłyszał drącego się od strony autobusu Gaudencio.
- No a za co panu płacą?! - Odkrzyknął Calistri, rechocząc.
Akurat historyk był w porządku i nie obrażał się o takie żarty, więc można było sobie czasami pozwolić na więcej. A nawet, jakby się obrażał, to Danny'emu to wisiało.

Zabrał swoje rzeczy i wszedł po schodach pierwszego domku od mostku. Zaraz za nim pojawił się Marty. Gdy Daniel zobaczył, w jakich warunkach przyjdzie im spać, westchnął ciężko.


- Dwójki? No chyba kogoś tu zdrowo pojebało! - mruknął i podszedł do łóżka, sprawdzając palcami miękkość materaca. - Jak ja mam niby spać na czymś takim? A o dobrym seksie to już można zapomnieć...
Przejechał dłonią po idealnie wyżelowanym czubie na głowie.
- No nic, jak trza to trza. Ja biorę dół. Jak chcesz, to bierz górę, Mart, a jak nie, to możesz sobie wybrać coś w innym domku, miejsca widzę tu jest, że ho ho - powiedział Danny, zerkając na kumpla. - A jak w nocy chrapiesz, to tym bardziej idź se poszukaj innego łóżka.- Zaśmiał się.
Po długiej podróży w taką pogodę cały się lepił, więc z torby wyciągnął ubrania na zmianę i szybko wskoczył pod prysznic. Dziesięć minut później, spsikany środkiem na komary i nasmarowany kremem przeciwsłonecznym wyszedł na zewnątrz w świeżych, luźnych ciuchach. Miał na sobie koszulkę Under Armour, krótkie spodenki Nike i sneakersy New Balance. Na nadgarstku wyróżniał się superwytrzymały zegarek G-Shock z limitowanej edycji wydanej na trzydziestolecie marki, za który rodzice chłopaka zapłacili dwa tysiące dolców. Danny lubił dobrze wyglądać i świetnie się czuł, przyciągając uwagę pozostałych.

Ledwo wyszedł z domku, a pech chciał, że trafił na idącą w stronę mostku McKenzie. Danny przyspieszył kroku, żeby nie musieć z nią gadać, jednak ona również to zrobiła.
- Unikasz mnie? - Zapytała, gdy się zrównali.
- Nie, skąd ten pomysł? - odparł D. wrzucając dłonie w kieszenie spodenek.
- Bo od trzech dni prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, a ponoć jesteśmy w związku. Chyba trochę inaczej to powinno wyglądać, nie sądzisz? - Spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami. W jej twarzy było coś takiego, że ilekroć Danny na nią spojrzał, kojarzyła mu się jako biedna, bezbronna dziewczynka. Taki zbity psiak, który tylko chce, żeby go przygarnąć i pogłaskać.
- Nie wiem, jak powinno wyglądać, nigdy w żadnym poważnym związku nie byłem, bo nie muszę - odparł prosto z mostu Calistri, wzruszając ramionami. - Myślałem, że skumałaś to już na początku naszego "chodzenia".
- Myślałam, że ci zależy.
- Słuchaj, przez chwilę było fajnie, pomizialiśmy się i te sprawy, ale nie rób ze mnie swojego Kena, bo moją Barbie na pewno nie jesteś
- rzucił wesoło. - W sumie jak chcesz, to możemy nawet olać ten nasz "związek", bo do niczego mi to nie jest już potrzebne.
- Jesteś świnią, wiesz? Mam nadzieję, że karma ci w końcu za wszystko odpłaci
- burknęła, przyspieszając kroku. Po chwili jeszcze odwróciła się w jego stronę. - I tak naprawdę wcale mi się nie podobałeś i nie podobasz.
- No cóż, nie każdy ma dobry gust
- odrzekł, śmiejąc się. - Tylko potem nie przychodź przepraszać! - Krzyknął za nią i dorzucił jeszcze "Idiotko" pod nosem.
Poczekał na kumpli i razem z nimi ruszył pod maszt z flagą, ciekaw dalszych atrakcji. Przy okazji nacieszył oko kształtami Vesny, Claire i oczywiście Kate. Już nie mógł doczekać się wieczoru.
 
Kenshi jest offline