Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2017, 11:45   #73
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
RADA II
Rigó uniosła spojrzenie na Jana, a w jej oczach dało się zauważyć pewne skołowanie tym, co ten powiedział. Olena położyła krewniaczce dłoń na ramieniu i delikatnie kiwnęła głową chcąc dać jej znak, że zna tego wampira i wierzy w jego szczere intencje.
- Po pierwsze- wydaje mi się, że każdy prócz jednej osoby - zerknęła krótko na nieznajomego - zna miano innej osoby. Po drugie... przewodnictwo? Nad czym? Wyjaśnij proszę sens tego stwierdzenia, aby niedomówień nie było.

Cigogne kiwnął głową na słowa Węgierki.
- Dokładnie, jesteśmy już tu dostatecznie długo, aby wiedzieć kto jest kim… nowo przybyłych nie wliczając. I czy trochę nie za wcześnie, aby zaczynać? Nie wydaje mi się, żeby wszyscy jeszcze przybyli.
- Jak sądzę Ziemowit szuka Erebosa...
- dodała Rigó.

- Prawdopodobnie próżne jego poszukiwania - odrzekł Jan - ale to będzie głównym tematem naszej narady i zaczekamy z tym aż przybędą wszyscy. Z przedstawianiem chodziło mi o zwykłą uprzejmość. A co do przewodnictwa, miałem na myśli jeno zwykłą moderację dyskusji. Brałem już udział w podobnych zebraniach i wiem jak łatwo potrafią przerodzić się w zupełny chaos. Nie mam mocy ani zamiaru odbierać nikomu głosu a wręcz przeciwnie, chcę zadbać o to by każdy miał sposobność wypowiedzenia się w jakże ważnych dla nas kwestiach. Tylko tyle.
Cigogne rozejrzał się po zgromadzeniu.
- Więęęęęc, co robimy do czasu, aż się wszyscy zbiorą? Możesz niech nieznajomy się przedstawi?

Chwilę trwało nim zakapturzony wampir zrozumiał, że “nieznajomy” to on, najwyraźniej on tak o nikim z tej gromadki nie myślał.
- Nie… zwykliśmy… się… przedstawiać - słuchy szeleszczący głos, nieco zachrypnięty, wydobył się z mroku habitu - możecie… nas… zwać… Fryderyk. - Dodał po chwili.
Jan świdrował wzrokiem Fryderyka spod zmarszczonych brwi.
- Miło nam cię poznać, Fryderyku - powiedział. - Nim przybędzie reszta możemy rozwiązać dwie kwestie. Primo, rozumiem, że nie lubisz ukazywać swego oblicza, lecz w tym gronie nie ma miejsca na anonimowość. Prosimy cię zatem o odsłonięcie twarzy lub opuszczenie zebrania. Secundo, pytanie na które zobligowany jesteś odpowiedzieć: skąd dowiedziałeś się o naszym spotkaniu? Nie myśl, że nie jesteś mile widziany, lecz względy bezpieczeństwa każą nam to pytanie zadać. Wieści, które później usłyszysz, uświadomią ci, że nasze obawy nie są bezpodstawne.

Spod kaptura dobiegł cichy szeleszczący odgłos, trudny do zidentyfikowania.
- Przybyliśmy… jawnie… uprzejmie - rzekł wampir powoli, mogło się wydawać, że odwykł od używania języka, z takim trudem artykułował kolejne słowa - kaptur… jest… dla… was… uprzejmie… tajemnice… kosztują.
- Nie myśl, że będziemy ci płacić za zdjęcie kaptura - uśmiechnął się nieco drwiąco Jan, lecz w jego głosie pobrzmiewało zrozumienie. - Możesz odsłonić go tylko na chwilę. Jestem medykiem, przyjacielu, nic nie jest w stanie mnie przerazić. Ale jeśli chodzi o pytanie to się nie wymigasz. Twój wybór: odpowiedź lub wyjście.

- My… wiemy… wszystko… o… mieście… obserwujemy… was… od… dawna… - odparł wampir lekko zsuwając kaptur - wiedza… kosztuje… dziś… zapłacisz… koszmarami… - kiedy zsunął kaptur, na chwilę, dosłownie na mgnienie oko, oczom tych którzy patrzyli ukazał się widok iście potworny. Łysa czaszka pokryta była pęcherzami i bliznami, w niektórych miejscach w ogóle brakowało skóry, zaś w świetle świec widok wcale nie był lepszy. - to… wszystko… co… wolno… mi… rzec… przybłędo. - Dodał nasuwając kaptur z powrotem na twarz.

Olena patrzyła z ponurą fascynacją, na nasilenie brzydoty i zapamiętywała, przyda jej się ta inspiracja, gdy za sto lub dwieście lat przyjdzie w końcu ten dzień w którym tworzyć będzie gule strażnicze w swej własnej domenie. Uśmiechnęła się miło i wyciągnęłą do przybysza rękę
- Miło mi poznać kolejnego członka społeczności - powiedziała dygając lekko. Następnie odwróciła się do Jana - myślę, że nie trzeba już wyjaśniać wiedzy naszego krewniaka, to przecież prawda stara jak świat ten kto się nie rzuca w oczy zwykle najwięcej słyszy - to mówiąc uśmiechnęła się do Fryderyka. W odpowiedzi ujrzała powolne skinienie zakapturzonej postaci.

- Zgadzam się - kiwnął głową Jan, uśmiechając się łagodnie, jakby szkaradne oblicze Fryderyka nie zrobiło na nim wrażenia. - I tak, jestem przybłędą, jak większość z tu obecnych, nie poczytuję twych słów za obrazę. Być może byłeś tu przed nami wszystkimi, lecz teraz czasy się zmieniły. Do twego miasta przybyli uchodźcy z mniej spokojnych krain, którzy zamierzają uczynić je swym nowym domem. Dziękujemy, że zjawiłeś się, by nas powitać. Zebraliśmy się tu właśnie po to, by uczynić nasz wspólny dom miejscem, w którym wszyscy będą mogli zgodnie koegzystować.
Zakapturzony milczał, jeśli słowa gospodarza wywarły na nim jakieś wrażenie to nie dał tego po sobie poznać.

Kapadocianin spojrzał na Jana z nie lada rozbawieniem.
- Mości Janie, powinieneś popracować nad etykietą. Właśnie oznajmiłeś Krewnemu, który był tu przed nami wszystkimi, że całe to zgromadzenie - tu gestem ogarnął wszystkich przy stole - przybyło tu, aby przywłaszczyć sobie miasto, do którego do tej pory on miał wyłączność.
Rigó nie odezwała się ani słowem, jedynie krótko zerkając na Olenę, aby po chwili dłużej spojrzeć na nieznajomego z jakimś zaciętym wyrazem twarzy, ukazującym nieufność. Dopiero po chwili powiedziała cicho:
- Zgodnie... - wyszczerzyła się w dziwnym rozbawieniu - Urocze słowa. To by wyjaśniało otwarte ramiona wobec nieznajomego, prawda?
Cigogne zapatrzył się przez chwilę na Fryderyka zanim coś najwyraźniej zaświtało mu w głowie.

- Wybacz Fryderyku, ale zadam pytanie. Jak powiedziałeś, obserwujesz to miasto. Zdradź mi więc. Czy Wilki często parzą się lokalnymi dziewojami? Pytanie czysto pragmatyczne.
Długo nie wydobywał się żaden dźwięk spod kaptura.
- Za… wiedzę… trzeba… płacić… wiedza… to… siła.
Kapadocjanin uśmiechnął się.
- Przypominasz mi moich Weneckich kuzynów… Więc wątpię, byś pragnął monet. Wymiana wiedzy, za wiedzę cię interesuje?
Wampir w kapturze skinął powoli głową, jednak nie odezwał się ani jednym słowem.

- Może więc później… - skinął Cigogne - Czy ktoś jeszcze ma jakieś pytania? - spojrzał na resztę zgromadzenia.
- Ja uważam, że wbrew powszechnemu mniemaniu szczerość i otwartość popłaca - rzekł Jan. - Czy jeśli Fryderyk powie: “A wynoście się precz z mego grodu, przybłędy!” wszyscy posłusznie ruszycie w dalszą tułaczkę?
- Po pierwsze - rzuciła nagle Rigó z jakimś pomrukiem w głosie - Czy sprawuje tu władzę? Czy każdy z nas byłby na tyle miły, aby kogokolwiek się usłuchać na ładne oczy? - nie zauważała problemu w tym stwierdzeniu - Jeżeliby dowiódł, iż to faktycznie jego domena pozostałyby tylko dwie możliwości. - zerknęła na Fryderyka - Odejść z podkulonym ogonem, jeżeli błaganie o pozwolenie na zamieszkanie nie dałoby rezultatu albo zrobić rzecz konkretniejszą. - skrzywiła się w uśmiechu - Walczyć. - spojrzała Janowi w oczy - Co zaś się tyczy szczerości i otwartości... Mam nadzieję, że porzuciliśmy już wszyscy śmiertelne spojrzenie na świat i jego ludzkie wartości? - wychyliła się w stronę Jana - Jesteśmy kimś innym, na kim nie powinno robić wrażenia takie podejście do sprawy. Czemu miałoby? Wiedza nigdy nie jest darmowa, a ten kto rozdaje ją za nic... sprawia sobie sam krzywdę. - zachichotała cicho... i nie był to przyjemny dźwięk.
Zaś postać w kapturze jedynie milcząco się przyglądała, jak to było w jej zwyczaju.

Gabriel wychwycił przemówienie wampirzycy jednak nic się nie odezwał.
- Pewne sprawy mnie zatrzymały. Witajcie - swobodnie stanął obok Oleny i Jana.
Fleur przysłuchiwała się wampirom. To było dziwne… zerknęła na Fryderyka. Wydawało jej się, że miasto było puste i jakoś nie ufała mu. Ale z założenia nie ufała brzydkim osobom. Często byli zawistni. Lekko odchyliła materiał koszuli, by odlepił się od ciała. Czekała na jakieś decyzje by móc pójść do kata.

Ziemowit niestety przybył spóźniony. Otworzył drzwi do izby i wszedł kuśtykając.
-Państwo wybaczą, nie przewidziałem że deszcz aż tak mnie spowolni. - Odwiesił płaszcz i kołpak na kołku, a potem opierając się na lasce podszedł do wolnego krzesła i z wyraźną ulgą usiadł. Dopiero po chwili zauważył nieznajomego, który jakby specjalnie starał się pozostać niezauważony.

Olena rozejrzała się po sali
- Rozumiem, że wszyscy Spokrewnieni są już obecni na sali? Jeśli tak to nie przedłużajmy niepotrzebnie sprawy. Jak wszyscy wiecie Płock to małe miasto, a dziewięciu krewniaków to wystarczająco wielu aby mogli wchodzić sobie w drogę na tak małej przestrzeni. Jeżeli chcemy tego uniknąć musimy porozmawiać i wspólnie ustalić jakieś zasady które pozwolą nam na uniknięcie przyszłych niesnasek jeśli dobrze zrozumiałam zaproszenie po to właśnie się spotkaliśmy.
- Nie widzę naszego “boga”. - Odezwała się Fleur, rozglądając się po wszystkich. - U kata go raczej nie było.

- Miało być nas dziewięcioro, ten zaś którego brakuje nie żyje, dokonał wczorajszego dnia swego żywota z krzyżem wbitym w serce i strasznymi poparzeniami od słońca. Skąd wiem zapytacie, ano znaleźliśmy dziwne zwłoki na mieście i przeprowadzeniu sekcji zwłok, wraz z obecnym tu mistrzem Janem jednoznacznie ustaliliśmy, iż jeszcze wczorajszej nocy był on jednym z nas. Ponieważ Erebos jest jedynym nieobecnym muszę z przykrością powiedzieć, że ktoś zabił boga.
Rigó spojrzała na Olenę jakby się przesłyszała.
- Znaleźliście trupa, co był martwy jakiś czas, dobrze rozumiem? Minimum od czasu zajścia słońca? Kiedy dokonaliście... odkrycia?
- Kiedy go znaleźliśmy było już dobrze po zachodzie słońca, leżał w zaułku przy ulicy Żydowskiej, oj musiał on komuś nieźle zaleźć za skórę bo nie miał lekkiej śmierci …
- Jak został zniszczony? Przez słońce? - dopytała Tzimisce.
- Nie - odparł Jan. - Słońce niemal go spaliło, ale jeszcze żył i próbował się regenerować gdy ktoś wbił mu krucyfiks w serce. Może faktycznie był Starszym, bo chyba wytrzymał długo. A ktoś kto go zabił nie był pierwszym lepszym śmiertelnikiem. I musiał dysponować sporą siłą, by wbić w pierś Erebosa nieostry przecież kawałek drewna.

- Czyli to było tak, wybaczcie że powtórzę - mruknęła Rigó - Słońce go nie zabiło, ale najwyraźniej to krucyfiks w serce go... ubił? Skoro mówicie, że mógł być Starszym, bo to przetrwał. To wiecie z oględzin ciała. - na moment zamilkła - A teraz. Kto zgłosi się na ochotnika, aby pokazać wam co się stanie z wampirem potraktowanym kołkiem prosto w serce? I on nie mógł być Starszym, ba, sądzę, że byłby bardzo, ale to bardzo młody, jeżeli znaleźliście ciało... nie proch. - spojrzała na Jana i kuzynkę - A co jeszcze wyszło z sekcji?

- Jego organy były dziwne, część wyglądała na świeże i jeszcze niedawno żywe, część zaś była zasuszona i skarlała. Jego wnętrzności były ciepłe od promieni słonecznych. I co najdziwniejsze nie miał w sobie ani kropli krwi, wyglądało to tak jakby wszystko co miał wyczerpał na próby regeneracji ciała. Przed śmiercią musiał być nieskończenie głodny i cierpiący...
- Na pewno więc tuż przed śmiercią musiał poddać się we władanie Bestii, z drewnem w sercu. Jakie organy były zasuszone? Jeżeli zaś nie miał ni kropli krwi... - uśmiechnęła się nieprzyjemnie - To może mamy diabolistę?
-Ofiara diabolizmu ZAWSZE zamienia się w proch, unicestwienie duszy ma bardzo destrukcyjne działanie na ciało. - Ziemowit po raz pierwszy od przybycia zabrał głos, kładąc duży nacisk na słowo “zawsze”. - Co z tego wynika, nie mamy diabolisty. Po krucyfiksie w sercu wnoszę, że jest to coś o wiele gorszego, mianowicie łowca wampirów obdarzony Wiarą. - Zrobił krótką pauzę. - Pytanie brzmi, czy nadal przebywa w mieście, a jeśli tak, czy szuka kolejnych Spokrewnionych. Dopóki się tego nie dowiemy, myślę że nic więcej nie da się w tej materii zrobić.

- Chwileczkę, chwileczkę, lordzie. - przerwała Rigó - Nie uprzedzajmy faktów, proszę. Mówisz prawdę o zmianie w proch, ale... - oparła łokcie na kolanach - ...nie zasugeruję, żeby ktoś, kto ma więcej niż, bo ja wiem, załóżmy nawet że sto lat, choć tyle bym nie dawała, pozwolił się zabić. Potrzeba by było wtedy miotły, przynajmniej po nie tak długim czasie, aby cały się rozpadł, a nie chcę kłopotać nikogo sprzątaniem, jednak oferta kołka wciąż stoi. Może być i prowizoryczny. W celach, nazwijmy to, eksperymentalnych, bardzo pouczających swoją drogą.
- Ja podziękuję - uśmiechnął się Jan. - Nie jestem ekspertem od zabijania Spokrewnionych, lecz moim zdaniem Erebos zginął od krucyfiksu. Serce było zbyt uszkodzone by zdołał je zregenerować, spaliwszy wcześniej całą Vitae. Kto zresztą chce niechaj obejrzy narzędzie zbrodni.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 16-06-2017 o 12:04.
Seachmall jest offline