Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2017, 11:50   #74
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
RADA III
Jan wydobył z torby zawinięty w chustę drewniany krucyfiks i odsłonił, kładąc go na stole.
- Zalecam ostrożność, może być to przedmiot obdarzony mocą Prawdziwej Wiary. Może ktoś z obecnych ma umiejętności pozwalające wyczytać z niego więcej niż widać gołym okiem.
Gabriel podszedł i wziął przedmiot do ręki. Spokrewniony w szatach mnicha mimowolnie się uśmiechał. Nie wyglądał na przejętego sprawą zabójstwa Erabosa.
- Sprawdzę przedmiot, znam się na tym. - powiedział krótko.
- Czyli to jest ten zabójca. - Rigo zerknęła na krucyfiks - Piękny to on nie jest, to mogę potwierdzić, ale na pewno nie takie myśli zajmowały Erebosa, gdy leżał sparaliżowany z tym kołkiem w sercu. Sądzę, że miał lepsze zmartwienia, jak chociażby chciał być w stanie go sobie wyjąć.
- Jego duszy nie było już w ciele, gdy je znaleźliśmy - odrzekł Jan. - Jak dokładnie zginął nie wiem, znam się na ciałach i przyczynach zgonu śmiertelników. Ale leżał w zacienionym miejscu, więc albo sam się tam dowlókł, albo ktoś przeciągnął tam jego zwłoki. Stąd mój wniosek, że raczej nie zginął od słońca. To że zabójca porzucił ciało wskazuje na to, że miał świadomość, że może być mu ciężko dowieść, że nie zabił w makabryczny sposób człowieka gdyby zabrał zwłoki do wojewody lub ratusza. Wolał pozostać anonimowy.

Cigogne w milczeniu słuchał dysputy nim się wypowiedział.
- Wybacz Janie, ale sam jak powiedziałeś, nie znasz się na śmierci Krewnych, więc może pozwól komuś, kto się zna. Jak mówi pani Rigó, kołek jedynie by go sparaliżował. Przyczyny śmierci szukałbym gdzie indziej… mianowicie w waszej "sekcji zwłok". Jeżeli ten kto wbił mu ten krucyfiks w serce nie wykonał innych działań, całkiem możliwe, że nasz drogi krewny zapadł w letarg, a wy jedynie dokończyliście pracę śmiertelnika.
- Wypraszam sobie podobne insynuacje - oburzył się Jan. - Jak już wspomniałem, posiadam dar wejrzenia w duszę. Umiem odróżnić Krewnego w letargu od całkiem martwego.
Cigogne spojrzał na Jana.
- Wybacz impertynencje, nie byłem świadom, że mówiłeś dosłownie z tą duszą. To jednak nie neguje mojego drugiego argumentu. Jeżeli jego ciało ciągle istnieje, to nie jest to starszy wampir, a jakieś pisklę… to oznacza, że wczoraj, ktoś z nas został rodzicem i nie raczył się pochwalić.

- Musicie mi dać wiarę, skoro już widziałam wiele razy co ma w środku żywy i nieumarły. - Rigo zerknęła krótko na Olenę - To widać dość wyraźnie, jak się rozkroi i popatrzy. Do tego po co miałby komukolwiek udowadniać cokolwiek? Wojewoda wie o wampirach w mieście i wyznaczył nagrodę? Byłoby to niepokojące.
- Głupiec-amator mógłby liczyć na nagrodę lub chcieć pokazać wszystkim co ubił - powiedział Jan. - Niestety nie mamy do czynienia z głupcem a jak zasugerował Ziemowit, zapewne z łowcą, świadomym istnienia naszego rodzaju.
-Głupiec-amator, nie zdołałby czegoś takiego dokonać. Wbicie kołka w serce wymaga dużej siły, a jest zaostrzony. Krucyfiks był tępy, na dodatek znacznie łatwiej go złamać. - Zauważył Ziemowit.

- Ach, jeszcze jedno... Czy lord Ziemowit posłuchał mojej rady, lub ty Janie, i powiadomiliście Erebosa o spotkaniu? To by dało wgląd w ostatnie jego chwile.
- Mieliśmy to zrobić dzisiejszego wieczora, ale go nie dożył. A co do ostatnich chwil to muszą być świadkowie, skoro działo się to za dnia. Będziemy musieli popytać, pozbierać plotki, sami i przez sługi. Przydałoby się znać choć wygląd naszego łowcy.
- Ekhym… - Fleur pomachała ręką by przerwać im na chwilę. - Nie moglibyście po prostu spytać Georga, z którym się wczoraj zabawiał w domu kata? Jak wczoraj stamtąd wyszliśmy, to obaj byli cali, zdrowi i raczej zadowoleni. Będę dziś w domu kata, mogę sprawdzić czy go tam nie ma, ale wątpię.
- Wychodził z Georgiem? - Rigó rozejrzała się - To nasuwa jeszcze więcej pytań, niestety, o... - westchnęła - Możliwość, że to wcale nie łowca jakiś zawinił. Tak tylko myślę.

- Przedmiot wymaga dalszych badań. Władał nim śmiertelny, aura jest jednak zaburzona. Chciałbym go zatrzymać i przestudiować. - Gabriel schował przedmiot, jednocześnie jednak patrzył czy ktoś nie wnosi protestu.
Rigó przyglądała się wampirowi i krzyżowi, a Gabriel mógł zobaczyć nieufność w jej oczach i może nawet pewne... zniesmaczenie?
-Tyle co do "władającego prawdziwą wiarą"... - skomentował Cigogne - Gdyby tak faktycznie było, Gabriel pewnie nie chciałby dotykać tego kawałka drewna… poza tym kto, kto faktycznie wierzy użyłby "świętego krzyża" jako broni?
- Mylisz się panie. To nie wyklucza tej możliwości. - powiedział powoli Gabriel.
Zakapturzony uniósł dłoń, tak samo szkaradną jak jego oblicze, zaś z cienia pod kapturem dobyło się ciche słowo wypowiedziane tym samym szeleszczącym, suchym głosem.
- Pokój…

- Witam wszystkich! - ogłosił Mongoł wchodząc na zebranie - Wybaczcie spóźnienie. Moja wina - półukłonił się przed resztą, ale kto lepiej znał się na emocjach to widział, że Georga trapi frustracja - Co mnie ominęło?
- Ereb nie żyje, mamy nowego znajomego, najpewniej jest łowca w mieście, a dziecko, które wczoraj uratowaliśmy jest zmiennokształtnym. Tak w skrócie. - streścił Cigogne.
Śmierć Ereba wywarła na Georgu bardzo mieszane emocje. Otworzył już usta aby coś powiedzieć, ale zamknął je.
- W porządku. Kto go zabił? Jedno z nas, czy ten łowca? - zapytał zajmując miejsce
Fleur uśmiechnęła się.
- W sumie, to chyba po prostu mamy zwłoki, a nie mamy Ereba. - Odparła rozglądając się po wampirach. - Myśleliśmy, że może wiesz gdzie on jest.
Rigó jeszcze raz spojrzała na Gabriela nim zwróciła spojrzenie na Georga, ale mimo pierwszych chęci nie odezwała się ni słowem.
- Nie mam pojęcia - rozwiał nadzieje Georg - Rozstaliśmy się wczoraj kilka godzin przed świtem i od tego czasu go nie widziałem. Cóż… gdyby nie to podejrzenie łowcy to zupełnie bym się nie przejął tymi nowinami. I o jakim dziecku mowa? Wybaczcie, ale gdy wy się wczoraj bawiliście na mieście ja siedziałem w karczmie. Nie znam wszystkich wydarzeń wczorajszej nocy.
- A gdzie poszedł? - Spytała Fleur z zainteresowaniem. Też chętnie posiedziałaby w karczmie, w objęciach kogoś cieplejszego niż te martwe zbiegowisko, ale… nie można mieć wszystkiego. - Jaka karczma, dobra?
Jan prychnął i pokręcił głową, jakby nie dowierzając własnym uszom.
Rigó zaś spojrzała na Fleur wzrokiem pełnym dezaprobaty, ale bardziej skupiła uwagę na słowach Cigogne.
- Zmiennokształtnym? - skrzywiła się - Od dawna wiecie? - zerknęła jeszcze na Grega i rzuciła do niego szybko - Wilkołak - jakoś ciężko to słowo jej przez gardło przeszło - porwał wczoraj jakiegoś dzieciaka, spadł z dachu, połamał się, dziecko całe, a pies zdechł. - spojrzała pytająco na Cigogne.

- Dziecko zostanie zabrane z miasta. Unikniemy tym dalszych kłopotów. Żywe by jeszcze bardziej nie komplikować sytuacji. - Gabriel wyjaśniał to pozostałym w odpowiednim świetle.
- Zakładam, że sługa boży zaniesie je na teren Lupinów, prawda? - odparła Rigó.
Cigogne kiwnął głową.
- O ile sądzę, że bezpieczniej będzie, żeby dziecko trafiło do swych, jedyne co możemy zrobić, to nie interweniować następnym razem.
- Sługa boży jest otwarty na sugestie. - odpowiedział Rigo Gabriel.
- My… możemy… zabrać… dziecko… - Słuchy głos włączył się do rozmowy, lecz zamilkł niemal tak szybko jak rozbrzmiał.
- Zabrać i co z nim zrobić? - spytał Jan. - Vitae lupinów jest mocna, lecz to oznaczałoby wypowiedzenie im otwartej wojny.
- Proponujemy… rozwiązanie… uprzejmie… - odparł cień spod kaptura.

- Rozsądnie byłoby zdecydować o losie dziecka wspólnie, bo i wspólnie odczujemy ewentualne konsekwencje. Mam środki i możliwości na każdy scenariusz. Ukrycie i otoczenie dziecka opieką w mieście jak i poza nim. Jak również jego zwrot wilkołakom. Ostatnie rozwiązanie wydaje się rozsądne z punktu widzenia rozejmu. Choć wcale nie jest takie proste do przeprowadzenia.
- Oddać je. Bez dwóch zdań - wyraził swoje zdanie Georg - nie wiemy na czym stoimy nawet między sobą. Zaraz któreś z nas może rozpocząć jakąś wojnę domową. Mamy dość potencjalnych wrogów pośród siebie. Nie potrzebujemy ich jeszcze z zewnątrz.
- Oddać lub po prostu pozwolić im je zabrać - zagłosował Jan.
- Oddać albo przynajmniej im podrzucić- powiedziała Olena - lupiny i tak nas nie lubią i nie ma powodu by pozwolić im się pałętać po mieście.
- Pozwólcie, że podzielę się swoją nowatorską sugestią… nie róbmy nic. Zjawi się kolejny Lupin, aby to dziecko zabrać. Po prostu pozwólmy mu. - Cigogne pokręcił głową - Po co komplikować?
- A jeśli nie pojawi się jeden a wielu? A jeśli nas jakoś wyczują? Nie co ryzykować gdy potencjalnie w pobliżu może być łowca.- zapytała Olena.
- Odwaga stabilna niczym zamek z piasku. - mruknęła jedynie kuzynka Oleny.

- Może powiesz co proponujesz czy myślisz Rigo? Bo w głosie pozostałych słyszę rozsądek, w twoim zaś pychę. - rzekł Gabriel.
- Przykro mówić, ale Pani Rigó ma rację. Tylko wspomniałem, żę Lupiny są zainteresowany czymś w tym mieście, a wy jak jeden mąż o mało nie wpadliście w Czerwoną Panikę. Fakt, że przerzucacie się pomysłami co by tu zrobić, aby było bezpiecznie o tym świadczy. - parsknął Kapadocianin.
- Pychę... - szepnęła Rigó wbijając wzrok w Gabriela - Pychę. - wstała z siedziska - Macie za nic moje rady, moje opinie, drążycie swoje własne niezależnie jak pozbawione sensu, a teraz nagle chcecie moich słów? - wzięła swój płaszcz - Nie będę was więcej kłopotać. - wykonała bardzo sztywny i krótki ukłon, po czym ruszyła do wyjścia.
Jan uniósł dłoń.
- Powstrzymaj gniew, pani - powiedział. - Nie dajmy proszę ponieść się emocjom i nie bierzmy do serc drobnych uszczypliwości. To tylko różnica zdań, jeśli przy każdej będziemy się obrażać i rozchodzić to nie ma najmniejszego sensu. Ja i nie tylko ja chciałbym usłyszeć twą propozycję.
Spod kaptura, z cienia dobiegły wampirzycę słowa:
-Twa… rada… pani… cenimy… ją… wielce…

Gabriel nie rzekł słowa więcej. Reakcja Rigo go rozbawiła. Najpierw zasugerowała, że są tchórzami. Potem uniosła się na słowa… Dodatkowo w zasadzie nic nie wniosła do dyskusji. Czyżby kolejny Erebos?- zagościła niepokojąca myśl w głowie duchownego.
Rigó zatrzymała się w absolutnym bezruchu, patrząc teraz w oczy Jana.
- Pogardzono moją gościną, szlachcic się znalazł! Nie usłuchano rady odnośnie Ereba. Podważano dziś moje słowa, jakkolwiek nie próbowałam ich sensu przekazać, a teraz... - spojrzała na Gabriela - On raczy rzucać we mnie obelgami? - prychnęła - Potrzebujecie mojej rady? Możecie go oddać, ale wpierw przekażcie mi jak brzmi imię tego tragicznego bohatera, co zaniesie dziecko do psów. One nie są nam nieprzychylne. Dla nich jesteśmy czymś paskudnym. - spojrzała jeszcze po zgromadzonych - Nie znamy się tak naprawdę i dopiero się poznajemy. - zatrzymała się przy drzwiach - Wiecie gdzie jest szansa mnie spotkać. - po czym powoli opuściła pomieszczenie. Gdy krewna zbierała się do wyjścia w Olenie walczyła lojalność klanowa z intelektem. Ponieważ zaś w jej ocenie Rigo właśnie zaprzepaściła szansę na objęcie starszeństwa postanowiła pójść za głosem rozsądku i w pierwszej kolejności zadbać o własne interesy. Nie poruszyła się więc nawet o włos.

- Zaczekaj - odezwał się Jan, bardziej stanowczym tonem, gdy Rigo już kładła dłoń na klamce. Nie zamierzał mówić przy otwartych drzwiach, więc czekał czy go usłucha czy wyjdzie.
Tzimisce zatrzymała się w progu i spojrzała na Jana, ale nic nie powiedziała.
- Zasadniczo zgadzam się z tobą - powiedział. - Nikt z nas nie zgłosi się na ochotnika, by szukać za miastem lupinów a wysłanie żywych sług też jest złym pomysłem, bo zmiennokształtni mogą wypiąć zady na nasz gest i wytrząsnąć z nich życie wraz z wiedzą o naszych schronieniach. Nie zostawimy zaś niemowlęcia samego na trakcie za murami, licząc że tam czekają. Nie widzę więc rozsądnej możliwości oddania dziecka. Proponuję pójść za radą Cigogne’a i zwyczajnie pozwolić im je zabrać z domu. A jeśli będą szukać wojny dostaną ją. To nasz teren i nie możemy poniżać się prosząc o rozejm, gdyż okazalibyśmy słabość.
- Wasz… teren…? - Padło pytanie spod kaptura. Jan spojrzał na Nosferatu i otworzył usta, lecz pierwszy odezwał się Cigogne.
- Dziękuję za uznanie. - kiwnął głową Kapadocianin, który do tej chwili skrywał usta opierając je o dłoń - Widzę jednak, że wielu z was ma rozdmuchane wyobrażenie co do Lupinów. Oni aktywnie nie wchodzą do miast z zamysłem, zniszczenia każdego potomka Kaina jakiego spotkają, miasto służy im jedynie do rozpłodu. Mają swoje ziemie w lasach, miasta "należą" do nas. Trzymajmy się tego, a będzie spokój.
- Cieszę się, że słyszę jakiś sens. - delikatnie skinęła głową dwóm wampirom - Jednak pozwolicie, że będę robić to, co mogę sama, a w razie czego... - zerknęła na Jana i Cigogne - Można ze mną porozmawiać, jednak na razie pozwolę wam na własne dochodzenie faktów. Może się mylę co do moich słów, ale to się okaże w końcu. Jeżeli będzie chęć usłyszenia ode mnie czegoś. - uśmiechnęła się krzywo - Znajdziecie mnie.
Nie spojrzała już więcej na zgromadzonych, tylko zeszła na dół karczmy kierując się do wyjścia.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 16-06-2017 o 12:07.
Zell jest offline