Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2017, 14:16   #13
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Duszny, ciemny pokój był kiedyś ładny. Podrapane i zamazane sprayem ściany ciągle miały w prześwitach jasną ,wesołą tapetę w kwiaty, parkiet mimo głębokich bruzd i wypalonych dziur po fajkach pozostawał solidną drewnianą powierzchnią która odzyskałaby dawny blask po jednym szlifowaniu i lakierowaniu. Gdyby komuś chciało się to zrobić, a nie chciało. Czerty ściany kryły tonę śmieci: poupychanych po kątach pudełek po żarciu na wynos, ubłoconych butów, pomiętych kartek papieru, szklanych odprysków butelek i zgniecionych puszek po piwie. Wielką, starą komodę oklejono policyjną taśmą w żółto-czarne paski, toaletka zamiast nogi miała słupek ze starych opakowań po płytach cd. Okna zasłonięto ciężkimi, czarnymi kotarami i tylko postawiona na kupce książek lampka dawała blask, oświetlający stojące centralnie na środku łóżko z wymiętą pościelą i dwa nieruchome, humanoidalne kształty. Sama sterta pościeli nosiła ślady po przeróżnych plamach i chyba była kiedyś zielona, ale teraz wyglądała jakby ktoś naniósł na nią wojskowy kamuflaż. Poduszki leżały na podłodze, zamiast nich u wezgłowia pozostawiono laptopa i kartonowe pudełko z resztkami pizzy.
Panował bezruch i cisza, wypełniona cichym posapywaniem z barłogu. Ciszę tą przerwał nagle hałas w którym słowa mieszały się z ostrymi dźwiękami muzyki.

“Dead I am the pool, spreading from the fool
Weak and what you need, nowhere as you bleed
Dead I am the rat, feast upon the cat
Tender is the fur, dying as you purr... “

Wytatuowana, niewielka łapa ze śladami żarcia pod paznokciami poruszyła się, zaciskając w pięść. Było rano, a na pewno przed 10! Co za kutas dobijał się o tak nieludzkiej porze?! Wyrwana ze snu wściekle macała między kocami, aż wyciągnęła telefon i nie patrząc na wyświetlacz odebrała przychodzące połączenie.
- Czego kurwo brzęczysz? - warknęła zamiast powitania nie otwierając oczu.

W słuchawce rozległo się skonsternowane kaszlnięcie, w dalszym tle zaszczekał pies.
- Język Kayu - głos starszej kobiety ociekał naganą, ale szybko zakończyło ją ciężkie westchnięcie - Dzień dobry kochanie.

- Ktoś umarł? - pytanie samo cisnęło się na usta. Potargana blondyna przekręciła się z boku na plecy, wbijając wzrok w sufit. Cieszyłaby się słysząc potwierdzenie.

- Nie, na szczęście wszyscy zdrowi - starsza kobieta parsknęła i przełknęła coś po drugiej stronie linii.

- Matka roku też? - Kaya przetarła zaspaną twarz, potem podrapała się bo gołym brzuchu. Nie miała na sobie ciuchów, zostały gdzieś… gdzieś się tam walały po podłodze - Szkoda. Co jest babciu? Jak nikt się nie przekręcił to co mnie budzisz?

- Chciałam się spytać czy jesteś już spakowana i gotowa do drogi. Dziś wycieczka - tym razem starsza pani przybrała uprzejmy ton, zwiastujący nadejście kłopotów.

Van Ophen potrzebowała paru sekund żeby zatrybić co to jest wycieczka i czego w ogóle stara prukwa od niej chce.
- Wycieczka? Aaaaa… no chyba kurwa zapomnij. Nigdzie nie jadę, jeszcze mnie nie popierdoliło do reszty. I nie mam formularza, więc nara. Fajnie było pogadać i w ogóle - w jednym zdaniu wylała z siebie tyle niechęci, że po drugiej stronie słuchawki rozległo się zirytowane prychnięcie.

- Jedziesz kochanie i nie, teraz ja mówię - zgasiła opór nastolatki nim ta zdążyła uchylić gębę - Rozmawiałam z panią Hoy, przesłałam jej wypełnione dokumenty faxem.

- Nie jadę na tą porażkę, zapomnij - powtórzyła, stawiając nogi na podłogę. Z rantu łóżka sięgnęła paczkę fajek i z przyjemnością zapaliła pierwszego, porannego papierosa.

- Jedziesz… zrobisz to dla mnie. Ten jeden, ostatni raz… przyda ci się trochę normalności. Przecież zaraz kończysz szkołę. I nie powiem nikomu o tym co ostatnio odwaliłaś. Naprawdę dużo mnie kosztowało odkręcenie policji i sądu. Potraktuj to jako przysługę za przysługę. - ze słuchawki lał się potok niby kojący, ale dla Kayę działał jak polewanie wrzątkiem - Już nie przesadzaj. Jezioro, las, dzika przyroda. Odpoczniesz, oczyścisz myśli. Może znajdziesz coś, czego tak agresywnie szukasz.

- Czyli mnie ujebałaś… nie no ja pierdolę, dzięki . Nie zapomnę ci tego
- dziewczyna podniosła się do siadu, zrzucając koc z siebie i drugiego ciała, leżącego podejrzanie nieruchomo tuż obok. Zgrzytnęła zębami i przykopała w nie, celując pod żebra, a gdy wydało bolesne stęknięcie od razu się rozweseliła. Przynajmniej nie miała trupa w wyrze, to by było kłopotliwe. Rozłączyła telefon, odrzucając go z obrzydzeniem na materac, ale podniosła go znowu kiedy zawibrował. Odblokowała go i przeczytała wiadomość, a gdy to zrobiła na wyraźnie wczorajszej gębie pojawił się uśmiech. Wpatrywała się w czarne literki i nagle jakby ktoś jednym guzikiem wystrzelił ją w kosmos. Odetchnęła, przeczytała jeszcze raz i jeszcze raz, ale treść pozostawała ta sama.
- Dzięki babciu - mruknęła, podrywając się z werwą z łóżka. Wyminęła stertę śmieci i podeszła do wieży. Pomajstrowała przy niej i zaraz z głośników poleciała ostra łupanka, okraszona ochrypłym wyciem Jonathana Davisa.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nRz-yw-wp34[/MEDIA]

- Co jest kurwa?! - zwłoki na łóżku poderwały głowę, wodząc nieprzytomnym wzrokiem po pokoju. Mrugały i krzywiły się, osłaniając ręką twarz, żeby nie raziło jej światło lampki.

- Wojna deklu. Podnoś dupę, wybywam na tydzień. Podwieziesz mnie i zaopiekujesz motorem - Kaya w tym czasie kucała przy szafie obwąchując po kolei wylewające się z niej koszulki. Te w miarę niesztywne odrzucała na wyro, inne zostawiała na miejscu. Zegarek pokazywał, że do wyjazdu spod budy ma godzinę. Nie zamierzała się spieszyć.

***


Na miejsce dotarła modnie spóźniona, olewając potępiający wzrok nauczycieli i obchodząc bandę kaszalotów, spuszczającą się nad sweet fociami na Insta czy innego gówno. Glonojady, bezmózgie yeti i żałosne ssaki niby płci męskiej, a wyglądające jak cioty przed pierwszym rżnięciem. Chociaż z takimi nie wiadomo czy już sie nie rozpruli bogatemu wujkowi za hajs. Bo hajs rządził ich żałosnymi życiami, równie pełnymi co pozbawiona dna flaszka taniego wina. Ze słuchawkami na uszach roztaczała drażniąco głośną muzykę, pakując się do autokaru bez fizycy. Lubiła drażnić stare próchno po menopauzie i z zardzewiałym gwintem, ale tego poranka była zbyt skacowana żeby chociaż patrzeć na jej gębę. Szybko zajęła miejsce gdzieś pośrodku autobusu, sadzając tyłek pod oknem, a na drugie miejsce kładąc wypchany plecak i nogi. Zarzuciła kaptur na łeb i odcięta od rzeczywistości ścianą dźwięku, ignorowała przesuwający się tłum, w połowie śpiąc, w połowie czekając aż farsa się skończy… a trwać miała cały tydzień. Tyle dobrego, że jeden z tych bananowych wytrzeszczy chciał u niej zrobić dziarę. Mały, jasny punkt w otaczającym ja oceanie chujni.

***


Tydzień w lesie. Bez neta, bez dostępu do wiadomości - w dzikiej, pierwotnej głuszy, gdzie diabeł nie zaglądał żeby powiedzieć dobranoc. Totalne zadupie, bez sklepu nocnego. Dobrze, że chociaż prąd mieli - bez muzyki Kaya dostałaby regularnego pierdolca już wchodząc do domku kempingowego. Ledwo stanęła w progu, pociągnęła nosem. Smrodek dziwnego pochodzenia dochodził z dolnej pryczy. Nie patrząc na to że jest w środku, splunęła na podłogę, rzucając plecak na górny materac wyra w sąsiednim pokoju. Pakunek zabrzęczał, ale nic nie wyciekło.
- I git - Kaya kiwnęła głową, uznając rozpakowywanie za zakończone. Myć się nie zamierzała, robiła to wczoraj. Przed opuszczeniem pokoju pociągnęła jeszcze porządnie z gwinta i wsadziła do kieszeni bluzy paczkę fajek. Zapowiadał się ciężki tydzień, ale jeśli babka dotrzyma słowa, będzie warto.
Wreszcie uwolni się od tej kwadratury spierdolenia i nigdy więcej jej noga nie postanie w Stanach.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 17-06-2017 o 14:31.
Czarna jest offline