Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2017, 14:30   #198
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Heisenberg
teraźniejszość
Aldric nie raz już słyszał o całych wsiach spustoszonych przez jakąś zarazę. Zazwyczaj przestrzegano go przed zapuszczaniem się choćby w okolice takich miejsc, mimo iż od tragedii minęło wiele tygodni. Raz jednak przechodził przez wioskę, którą aż po dwóch latach postanowiono ponownie zagospodarować. Prace dopiero ruszały, wiele domów wymagało odnowienia. Prowizoryczne rozwiązania, poprawiane raz, dwa razy do roku przez właścicieli, nie miały prawa wytrzymać tyle bez ich ingerencji. Nowi gospodarze mieli ręce pełne roboty, Eryk i Imre, bo podróżowali wtedy razem, pomogli im w zamian za wyżywienie, dach nad głową oraz prowiant i wodę na dalszą podróż.

Domy w Heisenbergu nie nosiły jeszcze znaków zaniedbania, ba, wyglądały w większości na tyle solidnie, by i po kilku latach bez ingerencji ludzkiej nie straszyć przejezdnych. Tutaj jednak, podczas prac "porządkowych", Aldric zrozumiał, co jest najgorsze w przypadku zarazy. Dopiero teraz pojął, że wieśniacy w tamtej wsi przed laty, najgorsze zrobili przed ich przyjazdem. Wszędzie są ciała, w domach, a i na ulicach, gdzie kto zmarł, opadł z sił, tam leży. Początkowo straż i może ochotnicy starają się uprzątać zwłoki, ale zaraza przybiera na sile i szybko zaczyna brakować rąk do nielekkiej i niebezpiecznej pracy. Przyjechali z Imre na gotowe, wtedy przerażał go tylko stan niektórych budynków, albo zawaliska, które trzeba było uprzątnąć. Praca fizyczna. Nie pomyślał jednak o ciałach, które na pewno zalegały tu i ówdzie, nie tknięte przez padlinożerców jeśli były wewnątrz solidnych domów, albo rozczłonkowanych i obgryzionych do kości, jeśli zmarły na zewnątrz. Ci ludzie musieli to uprzątnąć, te nadżarte przez robaki trupy, albo porozrzucane elementy szkieletów. A może i z tych pierwszych zostały tylko szkielety? Mało to istotne, sprzątanie tego z myślą, że będzie się mieszkało w tym właśnie miejscu... To musi być silna wola, albo desperacja.

Możliwe, że Heisenberg skończy tak samo - nieliczni uciekną, miejmy nadzieję, że nie zarażeni, reszta dokona swego żywota tutaj, a ich zwłoki będą czekały aż ktoś odważy się tu przyjść i spalić w dole to, co z nich zostanie, albo zakopie w zbiorowej mogile. Czy zabicie giganta mogło coś zmienić? Czy ONI mogli coś zmienić?

Kapitan nie za bardzo był w stanie im pomóc odnośnie Giganta, dowiedzieli się tylko o nagrodzie za jego głowę, co mogło im zwrócić pieniądze za spirytus i wózek, których potrzebowali do wprowadzenia w życie swojego planu. Ale kapitan zrobił coś jeszcze, prawdopodobnie zupełnie nieświadomie. Otóż zmiękczył serce Aldrica. Wróg, którego nie widać i z którym nie można podjąć uczciwej walki. Widok chorych cywili był dla Bauera trochę mniej... dołujący. Bo taki kapitan poradziłby sobie z fizycznym zagrożeniem, był do tego szkolony i w trakcie lat służby tym się zajmował. Natomiast dla cywila wszystko jest tak samo groźne, nie ma tu stopniowania w ogólnym rozrachunku. Choroba to taki słaby punkt dla wojownika, z którym sam sobie nie poradzi, podczas gdy dla przeciętnego człowieka wszystko jest słabym punktem. Nie znaczyło to, że mniej dbał o cywili, wręcz przeciwnie, zdawał sobie w końcu doskonale sprawę z ich "kruchości", jednak to widok osłabionego, niemalże bezbronnego wojaka wzbudzał w nim większe współczucie. Dlatego wziął kubeł rzygowin i poszedł nad rzeczkę go opróżnić.

Stał na brzegu, już się zamachnął, gdy nagle zobaczył coś dziwnego. W wodzie zauważył małą, ciemną plamkę cieczy. Zbiła się ona w sobie, po czym rozpłynęła tak niespodziewanie, jak się uformowała. Aldric pomyślał, że to przywidzenia, może objaw zarazy? Bo jak nie, to co innego, trucizna? Raczej się tak nie zachowują... Oleje mogą się formować w plamy na wodzie, ale ta po chwili się rozpłynęła, a tego olej sam z siebie nie potrafi. Ciężko było to zinterpretować, tak jak i stanąć przez ewentualnością, że może być zarażony. Póki co nie było jednak sensu panikować, wystarczyło, że będzie zwracał uwagę na potencjalne przywidzenia, ewentualnie podpyta, czy nie są one objawami klątwy, chociaż gdyby tak było, raczej już by o tym usłyszeli.

Wylał wymiociny i wrócił do kapitana. Obiecali zabrać zwłoki i sprawdzić co u pewnych braci, a i Winkel wspomniał o Bardzo Grubej Heldze, o której usłyszał w karczmie. Pewnie wszyscy okażą się martwi. I nie było w tym ni krzty pesymizmu, tylko czysty realizm.

A jak się z tym uporają i wrócą po obiecają zapłatę, spytają o przesłuchanie tego górnika, co zarazę mógł do wioski przynieść, a przyniósł na pewno plotkę o klątwie. Teraz jakoś nie szło o to pytać...
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 17-06-2017 o 14:35.
Baczy jest offline