Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2017, 14:32   #14
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
& Zombi

Lekcje tego dnia ciągnęły się niemiłosiernie, szczególnie po zajęciach z panią Marshall, po których już kompletnie nie szło się skupić na nauce. Myśli same wędrowały ku dniu jutrzejszemu i zapowiedzianej wycieczce. Nawet Samantha Parker miała problem ze skupieniem ich na czasie obecnym. Tym bardziej, że z wycieczką wiązała dość poważne plany, od których wiele mogło zależeć. Nic zatem dziwnego, że gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek, opuściła klasę jako jedna z pierwszych. To nie był dzień, w którym zostawanie w tyle by zamienić parę słów z nauczycielem było wskazane. To był dzień w którym należało szybko wymienić książki, zamknąć szafkę i poczekać na Ves, która była o wiele popularniejsza od niej i zwykle wyjście ze szkoły wiązało się u niej z zaliczeniem plotek z większością uczniów, którzy lgnęli do niej niczym pszczoły do miodu.
W normalnych okolicznościach ostatni punkt nie miałby prawa bytu, ale okoliczności do normalnych nie należały. Pan Jasenko znowu gdzieś wyjechał podrzucając ją jak zwykle tam, gdzie uważał że będzie jej dobrze i gdzie znaleźć się miała pod dobrą opieką. Dom Parkerów najwyraźniej stał się takim właśnie miejscem, od czasu do czasu czyniąc z Ves współlokatorkę Sam. Nie żeby to jej przeszkadzało, dziewczyna była całkiem miła i w ogóle, ale… No właśnie, istniało “ale” które zżerało ją od środka i którym Sam zamierzała się zająć w trakcie wycieczki. Najpierw jednak trzeba było poczekać na Ves, dotrzeć do domu, przetrwać noc i poranną jazdę, a także rozlokowywanie się na miejscu. Na szczęście mama miała tej nocy dyżur więc przynajmniej nie trzeba się będzie z nią użerać. To jednak niosło ze sobą nieco inne komplikacje i tak, jakby na to nie spojrzała, Sam jakoś nie była w stanie cieszyć się samym faktem wyjazdu, wyrwania się na łono natury i odetchnięcia od miasta.

Czekając przed wejściem do szkoły kiwała głową i machała kolejnym kolegom i koleżankom, którzy tłumnie opuszczali budynek. Z tym czy owym zamieniła nawet słowo czy dwa, ale raczej z nawyku niż faktycznej potrzeby rozmowy czy socjalizowania się. Uśmiechała się jednak, żartowała gdy było to potrzebne oraz udawała radosną i przyjaźnie nastawioną, gdy jedyne czego chciała to odpowiedzi i tego by zostawiono ją samą aby mogła uzyskane informacje przetrawić. Na to jednak było za wcześnie, więc trzeba się było uzbroić w cierpliwość i grać dalej.
W końcu pojawiła się także Ves więc mogły wreszcie opuścić teren szkoły.
- Gotowa? - zapytała, uśmiechając się do chorwatki, chociaż w środku coś ją aż skręcało. No ale przecież nie mogła zawieść tatki i wykazać się nieodpowiednim zachowaniem w stosunku do koleżanki, nie ważne jaki byłby tego powód. Tym bardziej tej koleżanki. Raaany… Życie czasem robiło się strasznie skomplikowane.

Odpowiedziało jej kiwnięcie głową i szeroki, ciepły uśmiech, który zagościł na twarzy Vesny ledwo ją zobaczyła. Sunęła środkiem korytarza, śmiejąc się i żartując z tym i tamtym, czasem pomachała albo wzruszyła ramionami w geście bezradności. Finalnie wylądowała u boku Sam, przewracając oczami tak, aby tylko ona mogła to zobaczyć.
- Tak, ja przeprasza. Spóźniła się… spóźniłam się - poprawiła odruchowo, zakładając za ucho kosmyk ciemnoczekoladowych włosów. Nachyliła się i konfidencjonalnym szeptem dorzuciła - Widziałaś co Lindsay miała dziś na sobie? Podobno ktoś znowu wrzucił kucharkom martwego szczura, pani Hoy… latała? - zmarszczyła niepewnie czoło, zwrot chyba był jednak dopuszczalny - Latała bardzo zła i szukała winnego. Szukała van Ophen, ale ona chyba nie była dziś w szkole. Ciekawe czy pojedzie z nami jutro. Myślisz że będzie się jej chciało i że ją puszczą? Ostatnio chyba znowu coś przeskrobała, bo jak tylko weszła do szatni, zabrali ją do dyrietkora, a potem kozy. - sprzedawała koleżance najświeższe ploteczki, ściskajac przed sobą naręcze książek. Futerał ze skrzypcami dyndał jej na plecach, zawieszony na ramieniu za pomocą plecionego paska - Ja slyszala, że ze śpiworem przyszla… to można przynosić swoje do szkoły? - zakończyła pytaniem, posyłając mijajacej ich grupce chłopaków szeroki uśmiech.

- Nie ma nakazu zabraniającego - poinformowała ją Sam, starając się nadążać za kolejnymi plotkami. I tak, zauważyła w czym tego dnia Lindsay przyszła do szkoły. Czasami naprawdę miała ochotę zwrócić jej uwagę że takie stroje są niestosowne w ich wieku ale dobre wychowanie powstrzymywało ją przed tym. To i fakt, że nie lubiła sprawiać innym przykrości. Chociaż z drugiej strony to wątpiła by jej uwaga cokolwiek zdziałała. Niektórzy zwyczajnie byli niereformowalni.
- Raczej pojedzie bo to w końcu wycieczka, a nie zajęcia szkolne. Pewnie też z chęcią skorzysta z okazji żeby podziałać nauczycielom na nerwy i narobić kłopotów - w głosie Sam brzmiały wyraźne nutki nagany, na które chyba mogła sobie pozwolić biorąc pod uwagę o kim mówiły i to, że wspomnianej osoby nie było w pobliżu. Wiedziała jednak że było to niegrzeczne z jej strony tyle że… No właśnie, tyle że akurat jej to nie obchodziło.
- I nie zdziwiłabym się gdyby to jednak była jej wina, chociaż nie powinno się uznawać kogoś za winnego do chwili udowodnienia winy. No ale… - wzruszyła ramionami, zwinnie omijając grupkę dziewczyn z którejś z niższych klas. - Masz już wszystko spakowane? - zapytała, poprawiając pasek torby, który po raz kolejny o mały włos nie zsunął się jej z ramienia. Będzie musiała zagadać do tatki i wyłudzić od niego nieco większe kieszonkowe i ruszyć na jakieś zakupy. No ale to mogło poczekać, jak wiele innych “ale”, które spadły na drugi plan.

- A ty spakowana? - Chorwatka odpowiedziała pytaniem na pytanie i zaraz przypomniała sobie, że podobna praktyka nie jest mile widziana. Co prawda Amerykanie wydawali się mniej rygosrystyczni i dopuszczali więcej swobody w kontaktach, lecz dobry wychowanie do czegoś i tak zobowiazywało. - Tak, jestem prawie gotowa. Zostało tylko zabrać walizki. Papa zostawił upowaznienie i kwestionariusz przed wylotem - nadrobiła fau pax, parskając przez nos - O tak, Kaya nie przepuści okazji żeby ostatni raz narobić bałaganu. Skoro to nasza ostatnia wspólna wycieczka, może będzie chciała kogoś utopić w jeziorze, albo zakopać w lesie… masz kostium kapielowy? Papa przywiózł ostatnio z Paryża całą walizkę, bo nie wiedział jaki mi sie spodoba. Możemy wieczorem pojechać do mnie i coś wybrać. Jeśli chcesz - dodała szybko i zadarła głowę do góry, wystawiając twarz na podmuch ciepłego wiatru - Byron prosił żebym zabrała gitarę, mam nadzieję że on też pojedzie - w melodyjny głos wdarły się smutne nuty - Cieszyłabym się, gdyby pojechał. Dobrze mu zrobi… wyjazd. - zamilkła i parę kroków pokonały w ciszy aż do momenty, gdy ponownie się odezwała - To na pewno nie problem? Mogę wrócić do domu, poradzę sobie. Tata nie musi wiedzieć.

- Ale tatko będzie wiedział i na pewno się nie zgodzi - odpowiedziała, zerkając na Vesnę uważnie. - No i tak, już spakowana, zostały tylko drobiazgi - dodała, bo nieuprzejmie było nie odpowiadać na pytanie, na które samemu chciało się usłyszeć odpowiedź. - Możemy jednak wpaść do ciebie i sprawdzić te stroje. Jeżeli masz na to ochotę, oczywiście. No i będziesz mi mogła powiedzieć co u Byrona. Chyba nie ma jakiś kłopotów, czy coś?
Co prawda, gdyby jakieś miał to Sam pewnie już by o tym usłyszała ale przecież nie wszystkie sekrety krążyły po szkole. O poznanie niektórych trzeba się było postarać, szczególnie gdy ktoś potrzebował pomocy. No i był to dość neutralny temat, a już z pewnością bardziej normalny od tego, który najchętniej by podjęła, a który musiał jeszcze trochę poczekać na swoją kolej.

- Jasne! Bardzo chętnie - Chorwatka rozpromieniła się, radość jednak nie trwała zbyt długo. Szybko na jej twarz powróciło zasępienie, ramiona opadły, a pierś uniosło rozgoryczone westchnienie. Ile mogła powiedzieć, żeby nie nadużyć zaufania najlepszego przyjaciela? Pewnie powinna omijać temat, lecz nie wiedziała co może zrobić, jak mu pomóc, a Sam odkąd ją poznała, wykazywała się niezwykle rozwinięta empatią oraz rozsądkiem. W domu mawiali “co dwie głowy to nie jedna”, powiedzenie posiadało masę sensu.
- Bay znowu pokócił się z ojcem, poszło o przesłuchanie. - przyznała szeptem, rozglądając się, czy aby na pewno nikt nie podsłuchuje. Pan Silva był znany z wybuchowego, ciężkiego charakteru i równie ciężkiej ręki - Odezwał się do niego agent i zaprosił jego razem z chłopakami za trzy tygodnie do Chicago na przegląd młodych kapel. Jest… konkurs jakiś, będą wazni ludzie z dużych wytwórni. Szukają kogoś nowego i obiecujacego, a oni naprawdę świetnie grają. To dla nich siansa - mówiła z przejęciem, dzieląc uwagę między drogę przed sobą i rozmówczynię - Ale pan Silva się wściekł. Chyba… chyba znowu się pobili… dałam mu klucze i powiedziałam że może mieszkać u mnie… nie chcę żeby chodził siny - skrzywiła się, wbijając wzrok we własne stopy.

Sam skrzywiła się odruchowo. Przemoc nie była rozwiązaniem, tatko stale to powtarzał, a ona wierzyła mu bez zastrzeżeń. Tylko tylko, że nie każdy wykazywał się takim rozsądkiem jak jej ojciec, a co za tym szło, rodziły się relacje typu tej, którą Byron miał z ojcem. Nie potrafiła sobie wyobrazić co chłopak przeżywa, chociaż ścięcia z rodzicami nie były jej obce tyle że u niej chodziło o matkę no i nie dochodziło do rękoczynów.
- Powinien to komuś zgłosić, to niezgodne z prawem - stwierdziła, podobnie jak Ves, wzdychając. Nie mogła w tej sytuacji wiele zrobić nie licząc podzielenia się problemem z tatkiem. On na pewno znalazłby sposób na to jak pomóc przyjacielowi Vesany. Bo chyba mogła to podciągnąć pod sytuację w której zagrożone jest życie i zdrowie drugiej osoby, prawda?
- Twój ojciec wie? No… że dałaś klucze Byronowi - uściśliła, bo pytanie mogło zostać podpięte pod więcej niż jeden temat. - I… Tak, wyjazd pewnie by mu dobrze zrobił ale też spędzenie paru dni w spokoju, z dala od pana Silvy też na pewno pomoże. No i powinien podążać za swoim marzeniem, swoją ścieżką życia. Nikt nie powinien narzucać drugiej osobie jak żyć, chociaż rodzice mają ku temu jakąś dziwną ciągotę. - Westchnęła znowu bo przypomniała się jej wojna z matką o tą całą wycieczkę. No bo nastolatki i wycieczka równało się u niej z alkoholem, seksem i używkami. Całkiem jakby Sam była skończoną idiotką, która da się namówić na tą całą samodestrukcję. Zero wiary, jakby była małym dzieckiem. Aż miała ochotę uwalić się w trupa tylko po to żeby chociaż raz dać matce posmakować tego, czego się tak bardzo obawiała.
- Wiesz co? Może po przymiarkach wyskoczymy na lody? Co ty na to? Zaprosisz Byrona i pójdziemy w trójkę - zasugerowała, idąc za podszeptem głosiku, który szeptał o przyjemnościach buntu.

Vesna ożywiła się wyraźnie, zniknęła część napięcia do tej pory mieszkająca na jej twarzy. To był dobry pomysł, aby podzielić się z Sam kłopotem.
- Jesteś mądra jak twój papa. Tak, chodźmy na lody! - zgodziła się chętnie. Miała ochotę uściskać drugą dziewczynę, przeszkadło w tym niestety naręcze książek. Ograniczyła się do przyjaznego szturchnięcia barkiem i dźwięcznego śmiechu - A potem na pizzę, albo do kręgielni na hot dogi. Jak byłam smutna to mama zawsze robiła trukli, ale nie... - drgnęła, szczęka jej zadrgała. Dłonie trzymające podręczniki zacisnęły się na nich kurczowo, drapiąc paznokciami okładki. Zamilkła na parę oddechów, obracając głowę w stronę przeciwną do koleżanki. Szły tak przez dobre pięćdziesiąt metrów, aż Chorwatka ponownie zwróciła uśmiechniętą twarz we właściwym kierunku - Nie zdążyła mnie nauczyć, chciała żebym grała. - wzruszyła ramionami z pozorem beztroski - Myślałam, żeby po liceum iść do szkoły aktorskiej, ale jej obiecałam. To gram i będę grać. Dla niej. A ty? Masz już plany co dalej?

Sam, która ksiązki upchała do zdecydowanie zbyt ciężkiej obecnie torby, wysunęła rękę i objęła nią Vesnę. Znała ból straty i wiedziała, że ciężko się po takiej otrząsnąć. Ona miała łatwo bo miała tatę, który stał przy niej i wspierał na każdym kroku. Chciała wierzyć że też go wspierała, dzięki czemu ich więzi nabrały mocy o którą, odnosiła takie wrażenie, była zazdrosna jej matka. Ves jednak… Nie, ona nie miała tej więzi, więc trzeba było ją dla niej stworzyć i chociaż podejrzenia Sam działały na niekorzyść takim tworom to jednak nie mogła całkiem stłamsić pragnienia niesienia pomocy. W tej kwestii była dokładnie taka jak tatko.
- Wiesz… Tatko całkiem nieźle radzi sobie w kuchni. Czasem mu pomagam więc wiesz… Jakbyś chciała się kiedyś przyłączyć to możemy poszukać w necie przepisu i popróbować razem, we trójkę - zaproponowała, całkiem odcinając z tej wesołej wizji matkę. - Jestem pewna że nie miałby nic przeciwko.
Była nawet bardziej niż pewna, co ją mocno niepokoiło ale… No ale to był tatko i jeżeli… No właśnie, jeżeli… Pytanie dotarło na koniec języka po czym zostało bezlitośnie przygryzione. Teraz musiała się zająć koleżanką, która martwiła się o przyjaciela i wciąż mocno przeżywała śmierć matki. Prywatne sprawy mogła zostawić na później, gdy będą w innej scenerii, gdy nic ich nie będzie rozpraszać.
- Lubisz go przecież, prawda? - Zaryzykowała tylko to jedno pytanie, na które mogła być przecież tylko jedna odpowiedź. Każdy lubił jej ojca. No, może poza Kayą, ale ona chyba nikogo nie lubiła.

W pierwszej chwili Vesna się rozpromieniła i już miała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. Wydawała się błąkać myślami gdzieś po okolicy, przygryzając przy tym w roztargnieniu wargę.
- Twój papa jest bardzo wspaniały - odpowiedziała, przepuszczając Sam aby pierwsza przeszła przez wąski pas suchego asfaltu, wolnego od wielkich kałuż pokrywającyh ziemię jak okiem sięgnąć - Szczerze dziękuję, chętnie… tylko - zawahała się na ułamek sekundy - Już wystarczająco nadużywamy z moim papą waszej gościnności. Nie chcę być dla was więcej… bardziej… - zacięła się, szukajac odpowiedniego słowa. Sapnęła przez nos i dokończyła inaczej - To już trzeci raz w ostatnie dwa miesiące jak papa wyjeżdża. Ja u was ciągle mieszka, a to kłopotliwo.

Sam nie miała problemów ze zgodzeniem się z opinią Vesny, tyle tylko że jej opinia nie dawała żadnej odpowiedzi. Dawało jednak zachowanie, a przynajmniej tak się dziewczynie wydawało. Przygryzła wargę zastanawiając się czy powinna drążyć dalej ale zrezygnowała.
- Przesadzasz - szturchnęła ją lekko, po przyjacielsku. - Poza tym nikomu nie przeszkadza to że nas odwiedzasz, a już na pewno nie mnie. Mama stale jest poza domem więc to fajnie mieć drugą kobietę, z którą można pogadać. Tatko jest wspaniały i mogę z nim rozmawiać o wszystkim ale to wciąż mężczyzna, a dziewczyna potrzebuje czasem kobiecej rady, co nie? - Spojrzała na koleżankę konspiracyjnie, chociaż nie do końca jej słowa zgadzały się z prawdą. Nawet mając mamę do dyspozycji, Sam i tak wolała iść poradzić się ojca i to w każdej sprawie. Był bardziej… ludzki, przystępny. Czasem marzyła o tym, żeby zostać z nim i tylko z nim, chociaż te marzenia były okrutne. Niekiedy też zazdrościła Vesnie że nie musi się użerać z matką, chociaż sądząc po opowieściach jej mama była o wiele lepsza od mamy Sam. No ale…
- No nie mów że wolałabyś siedzieć sama w domu. Poza tym… Poza tym może następnym razem jak twój tata wyjedzie to ja wpadnę do ciebie? Taka wymiana - wyjaśniła, uznając że byłoby to rewelacyjne rozwiązanie gdyby nie udało się jej pogadać z Ves w trakcie wycieczki.

- Chciałabyś? - brunetka ze skrzypcami uniosła zaskoczona brwi, przypatrując się jej uważnie - Tam jest strasznie pusto i ponuro, jak w muzem. W nocy robi się okropnie, bo stare meble ciągle skrzypią… szuflady się same otwierają i drzwiczki, zwłaszcza w takiej wielkiej szafie w pokoju muzycznym. Siedemnastowieczna wiedeńska, antyk. Papa trzyma w niej swoje kompozycje. Zawiasy się wyrobiły, tak stwierdził konserwator… ale i tak idzie się przestraszyć, kiedy nagle zaczyna stukać - uśmiechnęła się szybkim, połowicznym uśmiechem. Nabrała powietrza, by wypuścić je ze świstem przez nos - I nie przesadzam, wiem jak jest. Kredyt hipoteczny, rachunki… przecież jem waszą lodówkę, zużywam wodę. Kolejna osoba w budżecie, a twój papa się wkurzył, jak mój zaproponował… rekompensatę. Kazał mu się nie wygłupiać, a przecież nie macie lekko - spojrzała na Parker przepraszająco - Głupio tak… ciągle się zwalać do kogoś, bo to męczy. Portfel też, poza tym - zgrzytnęła zębami i po uspokajającym wdechu podjęła wątek zrezgnowanym tonem - Jesteście tacy dobrzy, nie chcecie żebym się ciągle uśmiechała na siłę i mogę… się wygadać nie tylko panu Simonowi, tobie też. Zabieram czas który moglibyście poświęcić sobie. Jeżeli naprawdę chcesz, następnym razem zamieszkamy u mnie. Możesz wpadać nawet jak papa jest w domu, on i tak zwykle siedzi w gabinecie. Byłoby super… a w razie czego ściągniemy Bay’a żeby sprawdzał co tym razem tupie na strychu. Weźmiesz z garderoby co tylko ci wpadnie w oko. Mozemy też jechać na zakupy, ja stawiam. Chociaż w ten sposób się odwdzięczę i wyrównam rachunki - wyglądała jakby pomysł ze zmiennym pomieszkiwaniem serio się jej podobał.

- Tacy już jesteśmy i dobrze nam z tym. Nie wyobrażam sobie jakby to było… no, inaczej - Sam wzruszyła ramionami bo faktycznie nie miała pojęcia jakby to było żyć z rodzicami którzy patrzą tylko na pieniądze. Aż się wzdrygnęła na taką myśl.
- Tatko zawsze powtarza że życie to nie kasa tylko ludzie i doświadczenia. Serio, ja mu ufam więc nie wygłupiaj się z tym fundowaniem zakupów. Mi niczego nie brakuje. - No, poza nową torbą ale już nad tym zaczęła w duchu pracować. W najgorszym razie zawsze mogła się przestawić na plecak co nie było takim złym rozwiązaniem. Tyle tylko że trochę szkoda jej było ulubionego plecaka turystycznego na szkołę. Ale były to sprawy, które dało się ogarnąć.
- No i jasne że bym chciała czasem do ciebie wpaść. Tatko z pewnością nie będzie miał nic przeciwko, a z mamą się sprawę załatwi. Najwyżej podstawi kogoś pod dom żeby pilnował czy czasem nie urządzamy orgii - przewróciła oczami prychając przy tym.
- Zobaczysz, będzie fajnie - zapewniła bo nagle pomysł, na który wpadła z głupia, zaczął się jej podobać. Wyrwać się spod władzy matki? O tak, to było to czego potrzebowała. No a tatko… Tatko sam mówił że powinna zdobywać nowe doświadczenia i wiedzę, nie tylko z książek. No i przecież nie będą urządzać orgii, co nie?


Jednak w mniemaniu Hayley Parker, matki Sam, to właśnie orgie się zapowiadały chociaż swoje obawy kierowała pod adresem zbliżającej się wycieczki, a nie nocowania u Ves. Przez te obawy cała kolacja, którą tego dnia urządzono wcześniej z powodu dyżuru pani Parker i jej chęci porozmawiania z córką przed wyjazdem, minęła w atmosferze co najmniej napiętej. Kolejne uwagi, ostrzeżenia i relacje z imprez młodzieży z wyraźnym ukierunkowaniem na prawdopodobieństwo podobnego zachowania ze strony Sam, doprowadzały dziewczynę do furii. Zupełnie jakby codziennie brała udział w takich spotkaniach i wracała do domu urżnięta w trupa i naćpana. Albo i wcale nie wracała… Nawet pokojowe próby tatki i obecność Ves, a także mile spędzone chwile na przymierzaniu strojów kąpielowych nie były w stanie powstrzymać zbliżającego się wybuchu. No bo ile można?
- Nie jestem dzieckiem więc przestań mnie tak traktować. Nie jestem taka jak on i… i… nienawidzę cię! - warknęła w końcu rzucając widelec i nóż na stół. Ledwie tknęła jedzenie ale wcale nie czuła się głodna. Wręcz przeciwnie, czuła się pełna. Pełna negatywnych emocji, pełna gniewu, pełna frustracji i żalu. Dlaczego matka nie mogła jej zaufać? Przecież nie była jak Tom, nie była lekkomyślna, nie obracała się w towarzystwie osób które zachowywały się lekkomyślnie. Przecież…
- Sam… - zawód w głosie tatki tylko podbił rozgoryczenie, które także znalazło miejsce w koszyczku szalejących w niej emocji. Wiedziała, że jest po jej stronie i że powinna przeprosić matkę ale ani myślała tego robić. Zamiast tego, głucha na ostre słowa, które zapewne miały ją postawić do pionu, odsunęła krzesło i wybiegła z kuchni.
Miała ochotę coś zrobić… cokolwiek. Najlepiej coś szalonego, niebezpiecznego, głupiego… Zamiast tego, a przynajmniej dopóki nic konkretnego nie przyszło jej do głowy, wbiegła na górę i trzaśnięciem drzwi do pokoju oświadczyła światu wszem i wobec że nie życzy sobie nikogo widzieć i z nikim rozmawiać. Była pewna że tatko próbuje teraz ułagodzić matkę, która jednak wcale ułagodzić się nie da jednak konieczność stawienia się do pracy nie da jej możliwości dalszego znęcania się nad córką. Zapewne w rewanżu zorganizuje jej piekło gdy Sam wróci z wycieczki, jednak o tym będzie myśleć później. Teraz musiała się skupić na wyrównaniu oddechu i powstrzymaniu łez, które zdradziecko wylewały się z jej oczu. To wszystko było takie głupie i niedorzeczne. Takie pozbawione sensu i nawet do niej niepodobne ale… Tatko zawsze powtarzał że negatywne emocje lubią się nawarstwiać, pęcznieć w człowieku do momentu wybuchu. Dlatego też należało się z nimi zmierzyć gdy tylko się pojawiały. Znaleźć ich źródło i dać upust. Nigdy, ale to nigdy nie chomikować. Tylko że słuchanie niektórych rad tatki było zwyczajnie ponad jej siły. No i to przecież nie była jej wina. To ona… Odkąd Tom zginął matka zmieniła się w tą… w tą nadzorczynię. On też to widział, dlatego się od niej odsuwał. Sam nie była przecież ślepa, widziała co się z nim działo. Jak czasami siedział sam w salonie wpatrując się w ich ślubne zdjęcie albo w obrączkę na swoim palcu. I o ile rozwód rodziców powinien być traumatycznym przeżyciem to Samantha Parker zwyczajnie nie mogła się go doczekać.

Rozmyślania przerwało ciche pukanie we framugę. Trzy szybkie uderzenia, po których nastąpiły dwa wolne i przerwa, zakonczone metalicznym zgrzytem poruszanej klamki. Jeknęly zawiasy, po chwili znów zgrzytnął zamek, a po pokoju rozprzestrzenił się gorzki zapach perfum “Black Opium”. Minęło pół minuty i sprężyny materaca ugięły się pod dodatkowym ciężarem, choć był to jedyny dźwięk jaki mącił gęstą ciszę pomieszczenia, lecz martwota stanowiła tylko pozór. Naraz dłoni Sam dotknął zimny, metaliczny i obły przedmiot, a gdy skupiła na nim uwagę, okazał się być srebrną, grawerowaną piersiówką, wielkości dłoni dorosłego człowieka, wyciągnięta zachęcająco przez uśmiechniętą pogodnie Vesnę.

Walka dobra ze złem trwała ledwie kilka sekund. Gniew był jednak za duży by to pierwsze wygrało.
- Pieprzyć to - mruknęła, unosząc się na łóżku i wycierając oczy dłońmi zanim sięgnęła po piersiówkę. Tyle razy słyszała to samo. Tyle razy matka spoglądała na nią jakby przeczące odpowiedzi były niczym innym jak tylko kłamstwami. Nie była swoim bratem, próbowała jej to udowodnić od śmierci Tom’a i przez ostatnie trzy lata ta sztuka się jej nie udawała. Może pora była najwyższa by przestać, by pokazać różnicę, by utrzeć jej nosa. Myśli, które krążyły jej po głowie od jakiegoś czasu wreszcie znalazły drogę by zamienić się w czyny.
Drżącą dłonią odkręciła nakrętkę i przyłożyła szyjkę do warg, a następnie przechyliła piersiówkę wlewając do ust porcję trunku. Po to tylko by w następnej sekundzie dojść do szybkiego i dość radykalnego odkrycia wskazującego jednoznacznie na to, że to nie był dobry pomysł. Cokolwiek Ves miała w tej piersiówce, mimo że było słodkie to paliło jak diabli i wyciskało łzy z oczu i tłumiło oddech i… Próbując odzyskać ten ostatni i złagodzić jakoś ten drugi efekt oddała naczynie właścicielce. Chciała podziękować ale głos za nic nie chciał jej słuchać, grzęznąc gdzieś w gardle. Zamiast więc wyrazić wdzięczność, chociaż nie była pewna czy powinna być wdzięczna za te atrakcje które obecnie odczuwała, pokiwała koleżance głową uśmiechając się, chociaż nieco boleśnie.
- Co… co to? - zapytałą gdy już byłla w stanie wydusić z siebie coś więcej poza pokasływaniem.

- Sljivovica. Dla kurażu - odpowiedź padła wyjątkowo radosna. Po zmieszanym, niepewnym stworzeniu jakie weszło do domu Parkerów nie został nawet ślad. Teraz Vesna wydawała się kompletnie inną osobą. Taką, jak w szkole - oazą spokoju i pogody ducha. Miała też te spotne błyski w oczach, oznajmiajace że coś knuje. Mrugnęła, pociągając samej łyk z piersiówki. Przełknęła, przymknęła powieki, by zaraz je otworzyć.
- Wypala smutki i kubki smakowe. Spróbuję zatelefonować do Byrona, może już wrócił do domu. Powiem żeby przyszedł i przyniósł więcej - zabujała trunkiem przed twarzą Sam. Nie udało się im natknąć na Silvę podczas wizyty w domu Chorwatki. Znalazły tylko rozkopaną pościel i podkoszulkę z bordowymi zaciekami przy rękawie, a w łazience rozbebeszone pudełko plastrów. Dziewczyna liczyła po cichu, że ochłonął już i wrócił. Zostawiły mu kartkę i lody w zamrażalce.

- Więcej? - Sam była przerażona pomysłem. Matka mnie zabije przemknęło jej przez myśl i gdy tylko ów głosik umilkł sięgnęła po piersiówkę.
- Zadzwoń - wyraziła swoją aprobatę dla planu koleżanki. Była pewna że przyjdzie jej tego pożałować. Ryzykowała nie tylko gniew matki ale też tatki, który zapiecze ją z pewnością bardziej. On jednak zrozumie, tego była pewna. Zrozumie i wybaczy, a ona… W tej chwili niewiele ją obchodziło czy matka jej przebaczy czy nie. To i tak była jej wina. Jej i tego jej wiszenia nad Sam, ciągłych uwag i żali, stałego nadzoru niczym w jakimś więzieniu. Oszaleć było można i chyba właśnie Sam osiągnęła ten poziom, w którym właśnie szaleństwo przejmowało władzę.
- Może też kogoś ściągnę, miejsce jest - zaproponowała, upijając kolejny łyk, tym razem ostrożniej. Dłużej też trzymała trunek w ustach żeby się znowu nie wygłupić.

- Im więcej tym wesjelej - Vesna podsunęła się pod ścianę i oparła o nią plecy. Nogi trzymała wyprostowane w poprzek łóżka, aby nie pobrudzić butami pościeli. szybko wyciągnęła telefon, gładząc palcem szklaną taflę wyświetlacza. Urządzenie zawibrowało, pokazując listę kontaktów. Wybrała jeden konkretny i wdusiła zieloną słuchawkę.
Wpierw pojawił się sygnał, potem drugi. Dopiero po trzecim na linii coś pyknęło, a dziewczyna wyszczerzyła się do przeciwległej ściany pokoju.
- Część Bay, ty znalazł prezent? Tak? To bardzo dobrze, jak się czujesz? Martwiłam się o cjebie. Zniknąłeś i nie zostawileś kartki - w optymistyczny ton wdarły się ziarenka nagany i smutku. Dziewczyna siedziała chwilę, słuchając odpowiedzi i potakując głową - Nie problem, ty się nauczy brać telefon… na przykład jak będzie szedł do Sam ze sljivovicą. Bo sjedzimy u niej i byłoby nam bardzo miło, gdybyś przyszedł. Tak, nie ma pani Parker.. oj zrób to dla mnie. Stęskniłam się - tym razem się uśmiechnęła nieśmiało, zagryzając dolną wargę. Chwilę kiwała głową, aż w końcu zaśmiała się cicho - Dziękui, jesteś bardzo kochani. To czekamy - zakończyła połączenie, komórka na powrót wylądowała w kieszeni.
- Pij, czasem trzeba - rzuciła Sam razem z puszczeniem oczka.

No i Sam piła, chociaż po czwartym łyku stwierdziła że chyba lepiej będzie przystopować skoro jutro powinna się prezentować nienagannie. No i wolała nie mierzyć się rano z tatkiem w stanie wskazującym na to że obawy matki nie były bezpodstawne. Chociaż… No tak, to chyba było nieuniknione skoro chciała w pełni wprowadzić swój plan w życie. Musiała też wymyślić kogo by tu ściągnąć, a chwilowo w głowie miała pustkę. Tak to już było jak się miało masę znajomych typu pobieżnego i nikogo takiego jak Bay Vesny. Gdy jednak pomyślała o tym, jakie chce zrobić wrażenie i co chce osiągnąć to tylko jedna osoba jej w głowie zaświtała. Zanim jednak zdołała zadzwonić do Jack’a usłyszała trzaśnięcie drzwi wejściowych ogłaszające wszem i wobec że wyjątkowo wkurzona matka opuściła domostwo. Westchnienie ulgi także opuściło tyle że usta dziewczyny.
- Zajmiesz czymś tatkę? - zapytała koleżanki, układając już w głowie pospieszną listę rzeczy które trzeba będzie przemycić do pokoju żeby wszystko wyglądało na całkiem niewinne spotkanie znajomych, a nie na planowane zapicie się w trupa.

Chorwatka kiwnęła głową, podnosząc się z łóżka. Poprawiła ubranie, wyjrzała kontrolnie przez okno, by w końcu parsknąć.
- Ja i tak chciala z nim rozmówić się. Na samotnoscji - przyznała, obracając twarz ku gospodyni - Bo jak ma prosjić o radę dla Byrona, to musi… jak go njema jeszcze. On się… wkurzy, że sje wtrącam, znaczi Bay. Mówił, że poradzi… ale ty rację miała. Tak nje może byc. O przyjacijół sie dba, nawet jak oni sami nie umią - westchnęła, obejmując się ramionami jakby nagle poczuła chłód -Zajmiesz B. gdy przyjdzie? Żeby on… nie wiedział o czym rozmawia z twoim papą. - tym razem to ona poprosiła o kontrprzysługę.

- Pewnie że - odparła Samantha, też wstając i… przytulając Ves. Nie była do końca pewna czy zrobiła to bo uznała że dziewczyna tego potrzebuje czy sama tego potrzebowała. Jakby nie było na pewno pomogło to w jej przypadku. - Będzie dobrze, zobaczysz - dorzuciła pocieszenie i pogodny uśmiech, czując się nieco zbyt swobodnie i wesoło, niż powinna czy chociaż przywykła. Zwykle tylko przy tatku pozwalała sobie na takie spontaniczne gesty. Widać był to jakiś skutek uboczny alkoholu, jeden z tych o których truła matka. Podobał się jej jednak, więc z wprawą nabytą przez ostatnie trzy lata, wygłuszyła rodzicielkę.
- To do dzieła, co?

- Ta jest - Chorwatka odwzajemniła uścisk, by po dwóch oddechach zrobić coś na kształt salutu, przystawiając dłoń do czoła. Roześmiała się przy tym i wskazała na drzwi - To idziemy, tak? Im szybciej tym dobrzej.

Sam pokiwała głową ruszając pierwsza. Nie była pewna czy dobrze robi nasyłając Ves na ojca, ale… Tych ale tego dnia było jakoś tak więcej niż zwykle i dziewczyna nie była do końca pewna czy dobrze sobie z nimi radzi, czy też radzi sobie tragicznie. To jednak jakoś tak nie wydawało się być szczególnie istotne w obecnej chwili. Jak nic był to skutek działania alkoholu, a może po prostu tej lekkości, którą dawało działanie? Nie sądziła że bunt może być taki przyjemny bo do tej pory kojarzył się jej głównie z kłopotami i nieprzyjemnościami. Kto by pomyślał…
Zostawiając Chorwatkę by zajęła się swoją częścią planu, ruszyła do kuchni. Tatko najwyraźniej zaszył się w swoim gabinecie urządzonym w jej dawnej sypialni, bo w salonie nie było go widać co się świetnie składało. Starając się robić możliwie mało hałasu zaczęła przetrząsać półki i lodówkę. Miała już większość rzeczy przygotowane gdy ciszę domu rozdarł dzwonek. Sam aż podskoczyła, o mały włos nie upuszczając trzymanej w dłoniach misy ze świeżo nasypanymi chipsami.
- Otworze - poinformowała pospiesznie, nie chcąc żeby tatko plątał się jej pod nogami akurat kiedy wszystkie dowody winy znajdują się na widoku. Szybko, żeby nie zdołał się wciąż, podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież.
- Jack? - zapytała zaskoczona, gdy już chłopak przestał dukać. Jaka pralka? Zepsuła się im pralka? Nie miała o tym zielonego pojęcia ale też nie chciała wołać ojca żeby dojść co jest grane. - Świetnie się składa, jasne, zaparkuj gdzieś z tyłu i wchodź, zostawię otwarte drzwi. Super że wpadłeś - szczebiotała całkiem jak Lindsay, co jak nic było kolejnym dowodem na to, że piła.
Jak powiedziała tak też zrobiła wracając do kuchni i do zbierania zapasów. Teraz musiała jeszcze obmyślić jak namówić Jack’a żeby został dłużej. Z opowieści wynikało że wystarczy zaproponować coś mocniejszego. O ile wiedziała to w barku znajdował się zapas takich mocniejszych napoi tylko nie bardzo wiedziała który powinna wybrać. Skoro jednak chłopak miał naprawiać pralkę to na pewno pomoże jej wybrać coś odpowiedniego. Uff… Nagle się zatrzymała bo właśnie dotarło do niej że oto organizuje swoją pierwszą imprezę domową. Ona, Samantha Parker, dziewczyna o nieskalanej opinii, wzór do naśladowania i cała ta masa wydających się nagle wyjątkowo nudnych określeń o które zabiegała i które pielęgnowała jakby od nich zależało jej życie. No cóż, raz się żyło, co nie? Z tą myślą zaczęła przeczesywać kuchnię w poszukiwaniu szklanek albo najlepiej plastikowych kubków.



Poranek okazał się być istną torturą począwszy od pierwszych sekund, w których świadomość powróciła mszcząc się bezlitośnie za wybryki dnia poprzedniego. Dnia? Nocy bardziej chociaż Sam niewiele w sumie z niej zapamiętała, a to co pozostało w jej umyśle… Cóż, niektórych fragmentów wolałaby chyba nie pamiętać i to bez względu jak ważne było zdobywanie nowych doświadczeń, wspomnienia i cała ta reszta, o której tatko stale mówił. No właśnie… tatko. Myśl o ojcu postawiła ją od razu na nogi, chociaż postawiła z głośnym jękiem. Nie chciała żeby musiał wchodzić na górę żeby jej przypomnieć, że jak się nie ruszy to się spóźni. Tym bardziej, że stan jej pokoju pozostawiał wiele do życzenia, no i taaak… Lokatorzy. Nie mogła zapomnieć o swoich tymczasowych lokatorach…


Na parkingu pojawiły się nieco po ustalonym czasie ale przynajmniej się pojawiły. Ojciec Samanthy odwiózł obie, chociaż Sam wolałaby chyba pojechać autobusem albo się przespacerować tyle że było już zbyt późno i podwózka okazała się jedyną opcją. Tatko sprawiał wrażenie przyjaźnie nastawionego, chociaż wiedziała że musiał być zawiedziony jej zachowaniem. Nie robił jednak wyrzutów ani nawet słowem nie wspomniał o nocnych szaleństwach co było nieco dziwne. Nie tyle brak wyrzutów co brak rodzicielskiego pouczania. No ale biorąc pod uwagę ból głowy i samopoczucie jakby ją ktoś przeżuł i wypluł, powinna się chyba cieszyć z tego, jak nic chwilowego, zawalenia obowiązku rodzica do pouczania pociechy. Cieszyła się także i z tego, że spakowała wszystko wcześniej dzięki czemu nie musiała się martwić że o czymś zapomniała. Wystarczyło tylko doprowadzić się do porządku, narzucić na siebie jakieś ciuchy, tym razem będące prostym zestawem krótkich spodenek i koszulki na ramiączkach i była gotowa. Także i Ves uwinęła się dość szybko więc… No źle nie było, chociaż podłe samopoczucie i krytyczne spojrzenia nauczycieli a także stale podchodzący do gardła żołądek wcale nie nastrajały optymistycznie.


Jak przetrwała podróż - nie miała pojęcia. Wszystko jak nic zawdzięczała Ves, która czuwała nad nią niczym dobra wróżka. Jak nic Chorwatka miała większe doświadczenie z radzeniem sobie z kacem, którego jakimś cudem nie miała, Sam była jej więc niezwykle wdzięczna za to, że dziewczyna pozwoliła jej dospać w autobusie i nie zmuszała do rozmów gdy ta nie miała na to ochoty. Wystarczyło już samo to, że miała wrażenie, że wszyscy się stale na nią gapią i obgadują jej stan za jej plecami. No bo patrzcie sobie, oto ta, która zawsze znajdowała się na piedestale, czołga się wśród pyłu wśród prostego ludu szkolnego. Taki upadek, kto by pomyślał. Tyle że Sam to niewiele obchodziło, co sobie inni myślą. Może gdyby była w stanie skupić myśli to by się przejęła, ale tak to… Jedyne o czym była w stanie myśleć to jak nie puścić pawia w busie i ile jeszcze do końca podróży.


Na szczęście nie było tak znowu daleko, chyba że zwyczajnie część drogi przespała. Jakby nie było liczył się sam fakt dotarcia na miejsce. Nie patrząc na nikogo, Sam zabrała swój bagaż i podreptała za Ves z wyjątkowo nieszczęśliwą miną. Spacery na łonie natury niekoniecznie były tym, co by chciała teraz robić, chociaż zazwyczaj nie mogła się ich doczekać. Zamiast tego ograniczała się do minimum, oddając w dłonie Vesny i licząc na jej opiekę do czasu, w którym nie odzyska pełni sił i władzy nad sobą. Miała nadzieję, że nastąpi to szybko.

W domku zajęła to łóżko, które akurat było wolne i sąsiadowało z Ves lub było połączone z tym, które koleżanka zajęła. Ledwie zwróciła uwagę na to kto jeszcze z nimi miał spać. Za dużo energii potrzebne było do kontrolowania samego funkcjonowania by się jeszcze przejmować towarzystwem. Skorzystała jednak z okazji do przemycia twarzy zimną wodą, w złudnej nadziei iż działanie to wspomoże jej proces dochodzenia do siebie. No ale pomogło, chociaż tylko na senność, która jej nie dawała spokoju bo żołądek wciąż uparcie się buntował. Przysięganie, że już nigdy nie tknie śliwowicy było chyba nieco górnolotne ale i tak trochę pomagało, więc aktywnie się temu oddawała, zrzucając całą winę na trunek. Jakby nie spojrzeć to był tym, kto nie mógł się bronić. Co prawda mogła też winą obarczyć Vesnę, ale wtedy musiałaby sporą jej ilość walnąć na siebie, a na to jeszcze nie była gotowa. Może później…

Zostawiając rozpakowywanie na później i zgarniając tylko butelkę z wodą mineralną, odczekała aż jej nagle powstała przyjaciółka przygotuje się do ponownego stawienia czoła światu i dzikiej naturze, po czym w jej towarzystwie opuściła domek. Nie odzywała się, chyba że ktoś koniecznie chciał z nią pogadać i w sumie swoją uwagę poświęcała głównie na trzymaniu pozycji pionowej i zawartości żołądka tam, gdzie powinna się znajdować. Jedyne co to rzuciła słaby uśmiech Jack’owi gdy obok niego przechodziły ale już na cokolwiek więcej nie było jej stać. Zdając się w pełni na przewodnictwo Vesny, ruszyła na poznawanie nowego terenu modląc się o to by zakończyło się jak najszybciej i by wszyscy dali jej wreszcie spokój.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 17-06-2017 o 23:35.
Grave Witch jest offline