18-06-2017, 07:43
|
#137 |
| Wiatr zawodził jękliwie, szeleściły trawy i listowie. Schowany między kamulcami wraz z elfką Thyri pochwycił mocno Lorelei za ramię, by się przypadkiem nie wychyliła zza bezpiecznej osłony. Elfy były tak samo lekkomyślne i beztroskie jak hobbici, ot co... Drugą ręką chwycił leżący obok fragment gałęzi.
Chwilę później nad kamulec wzniósł się zatknięty na kijaszku piękny krasnoludzki szyszak, zakolebał się kusząco... i nie wywołał deszczu orczych strzał, ani właściwie niczego nie wywołał. Szyszak zniknął i objawił się ponownie, tym razem zatknięty kusząco na głowie mistrza budowniczego. Thyri wyszedł zza osłony i poprawił pas kilofem obciążony, obrócił się w prawo i lewo jak panienka dygająca przed kawalerem.
Wiatr nadal zawodził jękliwie, szeleściły trawy i listowie. Nikt się nie połaszczył i nie chciał mistrza Thyriego zaatakować zdradziecko. Krasnolud westchnął, machnął na Lorelei i potoczył się ku drzewu, za którym truchło goblinie stygło, by stwora przeszukać. Do nikogo szczególnego wyraził mrukliwe przypuszczenie, że na pewno paskud jest więcej. |
| |