Usiadła obok, obejmując go w pasie i kładąc policzek na ramieniu. Szumiało jej w głowie, przyjemne uczucie. Niekoniecznie spowodowane alkoholem - jego nie wypiła dużo. Znajdowali się w małżeńskim łóżku - terenie zarezerwowanym dla kogoś kompletnie innego. Vesna wdarła się do tego sanktuarium bez wyrzutów sumienia. Simon chyba też miał to gdzieś.
- Tak, prędko nie wstani - potwierdziła równie konspiracyjnie, kładąc się na plecach i ciągnąc mężczyznę za sobą -
Jest bezpieczni.
Na co jej pozwolił nakrywając swoim ciałem, jednak nie przygniatając. Utrzymując się na łokciach spoglądał w jej oczy, chłonąc ów widok. Dałby wiele by móc się nim cieszyć częściej niż tylko w tych wyrwanych światu chwilach. By nie musieć się kryć, uciekać do wybiegów, kłamać i oszukiwać. Tak, dodawało to smaczku tej znajomości, jednak w jego umyśle powoli rodziło się pragnienie czegoś więcej, czego jednak nie mogli mieć. Teraz jednak, mając ją w swoim łóżku, mógł na chwilę zapomnieć o tym wszystkim co im groziło, co dzieliło i z czym musieli za każdym razem walczyć. Mógł udawać że poza nimi nie ma nikogo.
- Mam coś dla ciebie - poinformował ją, muskając wargami jej obojczyk.
- Zobaczyłem i pomyślałem że mogłoby ci się spodobać. Planowałem dać ci to po twoim powrocie ale… - mówiąc sięgnął do szuflady, z której wyjął płaskie, czarne pudełko.
- Nie musisz jej nosić jeżeli ci się nie będzie podobała - dodał, bowiem nie był pewien czy tego typu ozdoby były obecnie modne czy nie.
-
Prezent… dla mnie? - wpierw pojawiło się zdziwienie, ręce odruchowo sięgnęły po ciemny prostokąt. Chwilę obracały go pod różnymi kątami, niezdecydowane co zrobić dalej.
-
Ale ja nie ma nic dla ciebie - następne przyszło zmieszanie, a po nim ciekawość. Prezent? Pomyślał o niej i kupił… coś. Szybko otworzyła pudełko i zamrugała. Na ciemnoczerwonej wyściółce leżała srebrna bransoletka. Oczka ukształtowano na podobieństwo kluczy wiolinowych. Podobną miała Sam, tyle że jej składała się z kwiatów.
- Simon to piękne - szepnęła z zachwytem, dotykając ostrożnie ozdoby i wyjmując z pudełka. Przesuwała ją między palcami, oglądając dokładnie w nikłym świetle nocnej lampki.
- Jest piękna - poważne dotąd oblicze rozjaśnił uśmiech. Wyciągnęła ramiona, obejmując go za szyję i pocałunkiem próbując przekazać to wszystko, czego nie umiała wyrazić słowami. Bo jak wyrazić wdzięczność, rozczulenie, radość i miłość… zwłaszcza po angielsku?
Jemu jednak nic więcej nie było trzeba. Obawa o to jak ów prezent zostanie przyjęty prysła, niczym bańka mydlana. Przytulił ją nie przerywając pocałunku i trzymał niczym niezwykle cenny skarb, który lada chwila mógł mu zostać odebrany.
- Ty jesteś piękna - oświadczył z czułością gładząc jej włosy.
- Zasługujesz na piękne rzeczy. Cieszę się, że ci się podoba, Vesno - odsunął się i wziąwszy od niej bransoletkę zapiął ją na jej prawym nadgarstku, a następnie złożył na nim pocałunek. Jedyne co teraz chciał to tulić ją, nie wypuszczając z objęć przez całą noc, a najchętniej i dłużej.
-
Dziękuję, jest bardzo przepiękna - powiedziała szczerze, czekając aż ułoży się na plecach dzięki czemu mogła przykleić się do jego boku, układając głowę na unoszącej się miarowo piersi. -
Oddałaby każde ładne rzeczy za ciebie. Na stałe - wyrzuciła na wydechu, zaciskając szczeki. Nie powinna tego mówić, nie wolno było. Układ wyglądał tak, a nie inaczej… ale czasami robiło się ciężko. Odetchnęła i dodała martwo -
Wybacz, to… chodzimy spać. Ty do pracy wstaje, musisz odpocząć. Ustawie budzik i… kocham cię Simon - powiedział, wypuszczając nagromadzone w płucach powietrze.
Oddech zamarł mu w piersiach na dźwięk jej ostatnich słów. Nie… Nie mogła tego powiedzieć, a on nie mógł przyjąć tego wyznania. Nie ważne, że coś w głębi jego serca westchnęło z ulgi i radości. To nie mogło mieć miejsca, nie miało do tego prawa. Jedyne zakończenie jakie był w stanie dostrzec wiązało się z bólem i łzami i… I złamanym sercem. Czy może powinien być ze sobą szczery i przyznać, że nie tylko jej serce zostanie złamane. gdyby te słowa nie padły wszystko mogłoby dalej toczyć się utartym już torem. Złudnie bezpieczne, nie raniące nikogo. Mógł udawać, mógł… Ale padły, a on poczuł jak panika ponownie sięga swymi palcami jego gardła.
- Śpij, moja droga - zdołał wydusić z siebie, pragnąć powiedzieć coś innego, coś czego powiedzieć nie mógł. Wiedział, że zrani ją zarówno wyznając swoje uczucia jak i tego nie robiąc, jednak większe zło wciąż leżało w ich wyznaniu. Będzie miał tydzień by przemyśleć wszystko, by to sobie ułożyć, a później… Sam nie wiedział co będzie później.
Udała, że nie wyłapała nagłego spięcia, zajęta programowaniem alarmu w telefonie. Ustawiła go na czwartą, co dawało im całe trzy i pół godziny tylko dla siebie. Odłożyła elektroniczne ustrojstwo na nocny stolik, walcząc z gorzkimi okruchami, drapiącymi wewnętrzną stronę powiek.
- Ja rozumi... masz Sam. Rodzinę. Ja przecie wie. To w porządku jak jest - mówiła, układając się tak jak poprzednio - głową na unoszącej się miarowo piersi
- Tak jest dobrze...jestem i będę tu. Dla ciebie. Ty też bądź... obiecałeś - zakończyła, całując go na dobranoc. Ciemność ponownie zapanowała w pokoju, dając złudne poczucie zamknięcia w bezpiecznym kokonie atramentowej czerni. Pozorów normalności, mimo że zwrot "normalność" już dawno nie funkcjonował w słowniki Pavičić.
... i dziś
Ostatnie pół godziny przed wyruszeniem pod szkołę stanowiło walkę pamięci z ociekającym czasem… i poczuciem winy, narastającym niczym nowotwór wewnątrz trzewi, zaraz pod splotem słonecznym. Pamiętać o instrumentach, o walizkach, o prowiancie. Przepakować ubrania dla Kim gdzieś na górę torby, aby móc wręczyć je zaraz po przyjeździe, gdy tylko ojciec-terror znajdzie się wystarczająco daleko. Przypilnować Sam, zaopiekować się i wspomóc w pierwszym życiowym kacu, wmusić lekkie śniadanie, zapakować do podręcznego bagażu dodatkową butelkę wody. Nie myśleć o Simonie. Posprzątać dokładnie sypialnię, utylizując dowody zbrodni aby pani Parker ich nie zauważyła. Wykopać Jacka, uprzednio faszerując go tostami i sokiem pomarańczowym. Nie płakać. Zająć się Byronem, jego też nakarmić. Zmienić mu opatrunki, potem przypomnieć raz jeszcze o zbliżającej się podróży i wymóc aby na sto procent stawił się przed autobusem, bo przecież Chorwatka będzie czekać, bez niego wyjazd będzie niepełny. Jak niby miałby być, jeśli jej najlepszy przyjaciel na świecie zostanie w mieście?
Krzątała się po kątach, dopinała plan działania punkt po punkcie, dzięki czemu znalazła jeszcze parę minut na zaszycie się w łazience i doprowadzanie do stanu względnej używalności. Posiniaczona szyja rzucała się w oczy - napuchnięta i pobolewająca, odcinała się siniejącą pręgą od zwykle jasnej, porcelanowej karnacji… od czego jednak były podkład oraz puder? Zrównały one koloryt skóry, a dziewczyna dla pewności owinęła wraży element szalem. Nie potrzebowała zbędnych pytań, rodzących równie niepotrzebne domysły i teorie… Simon tak samo. Cicha tajemnica miała nią pozostać dla dobra nie tylko pary współwinnych w zbrodni, lecz także ich rodzin i otoczenia. Dlatego dziewczyna założyła pogodną maskę, przywołując na twarz czarujący uśmiech.
Ten towarzyszył jej wpierw podczas podróży samochodem Parkerów, potem przy witaniu ze znajomymi przy szkolnych autobusach. Nie schodził z twarzy Vesny nawet wtedy, gdy przyszło się żegnać z Simonem. Pomachała mu wesoło ręką, dziękując za gościnę i życząc udanego tygodnia bez dodatkowych kłopotów z młodzieżą domową, do której też jakimś dziwnym trafem się zaliczała. Prawdziwą ulgę poczuła dopiero na widok Silvy, kręcącego się na uboczu, z plecakiem gotowym do drogi. Szybko zagoniła go do taszczenia dobytku, samej w tym czasie otaczając córkę kochanka opieką i wsparciem. Pilnowała jej… przez cała trasę do miejsca docelowego. Podawała wodę, poprawiała wysuwającą się spod głowy poduszkę, pozwalając odespać ostatnią noc. Sama też w pewnym momencie przymknęła oczy, ukołysana miarowym kołysaniem jadącego autobusu. Zatopiona w stanie pośrednim między snem a jawą, dotrwała do końca podróży, zbyt otępiała aby czuć prawdziwą radość, choć miejsce należało do wyjątkowo urokliwych. Obcowanie z naturą zwykle pozwalało się Chorwatce wyciszyć, lecz dziś w każdym cieniu i świetlnym rozbłysku na tafli jeziora widziała jego twarz. Dławiący smutek rozpanoszył się na dobre w sercu, odbierając światu barwy i głębię. Uśmiech przyklejony do twarzy jednak wciąż pozostawał radosny. Dziewczyna śmiała się i żartowała z Byronem, wymieniła parę zdań z pozostałymi, lecz przede wszystkim holowała Sam, by pomóc się jej rozpakować. Mówiła drobne uprzejmości, odpowiadała na zaczepki i tryskała entuzjazmem, otaczając córkę kochanka ochronnym parasolem. Tym fizycznym również, kiedy wyciągnęła go z torby. Ostre słońce źle wpływało na skórę, wolała więc osłonić ją przed jego niepotrzebnym dotykiem. Razem przeszły pod flagę Była jej to winna - tak sobie tłumaczyła, co stanowiło lepsze wytłumaczenie niż fakt, że młoda Parker, prócz charakteru, odziedziczyła po ojcu jeszcze jedną rzecz - spokojne, szare oczy, za których wzrokiem Chorwatka zatęskniła, ledwo wyjechali poza teren szkoły, zostawiając problemy St Cloud za plecami... w teorii.
Życie niestety układało się kompletnie inaczej do tego, na co w skrytości ducha naiwny człowiek liczył.