Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2017, 08:32   #18
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


Usiadła obok, obejmując go w pasie i kładąc policzek na ramieniu. Szumiało jej w głowie, przyjemne uczucie. Niekoniecznie spowodowane alkoholem - jego nie wypiła dużo. Znajdowali się w małżeńskim łóżku - terenie zarezerwowanym dla kogoś kompletnie innego. Vesna wdarła się do tego sanktuarium bez wyrzutów sumienia. Simon chyba też miał to gdzieś.
- Tak, prędko nie wstani - potwierdziła równie konspiracyjnie, kładąc się na plecach i ciągnąc mężczyznę za sobą - Jest bezpieczni.

Na co jej pozwolił nakrywając swoim ciałem, jednak nie przygniatając. Utrzymując się na łokciach spoglądał w jej oczy, chłonąc ów widok. Dałby wiele by móc się nim cieszyć częściej niż tylko w tych wyrwanych światu chwilach. By nie musieć się kryć, uciekać do wybiegów, kłamać i oszukiwać. Tak, dodawało to smaczku tej znajomości, jednak w jego umyśle powoli rodziło się pragnienie czegoś więcej, czego jednak nie mogli mieć. Teraz jednak, mając ją w swoim łóżku, mógł na chwilę zapomnieć o tym wszystkim co im groziło, co dzieliło i z czym musieli za każdym razem walczyć. Mógł udawać że poza nimi nie ma nikogo.
- Mam coś dla ciebie - poinformował ją, muskając wargami jej obojczyk. - Zobaczyłem i pomyślałem że mogłoby ci się spodobać. Planowałem dać ci to po twoim powrocie ale… - mówiąc sięgnął do szuflady, z której wyjął płaskie, czarne pudełko. - Nie musisz jej nosić jeżeli ci się nie będzie podobała - dodał, bowiem nie był pewien czy tego typu ozdoby były obecnie modne czy nie.

- Prezent… dla mnie? - wpierw pojawiło się zdziwienie, ręce odruchowo sięgnęły po ciemny prostokąt. Chwilę obracały go pod różnymi kątami, niezdecydowane co zrobić dalej.
- Ale ja nie ma nic dla ciebie - następne przyszło zmieszanie, a po nim ciekawość. Prezent? Pomyślał o niej i kupił… coś. Szybko otworzyła pudełko i zamrugała. Na ciemnoczerwonej wyściółce leżała srebrna bransoletka. Oczka ukształtowano na podobieństwo kluczy wiolinowych. Podobną miała Sam, tyle że jej składała się z kwiatów.
- Simon to piękne - szepnęła z zachwytem, dotykając ostrożnie ozdoby i wyjmując z pudełka. Przesuwała ją między palcami, oglądając dokładnie w nikłym świetle nocnej lampki.
- Jest piękna - poważne dotąd oblicze rozjaśnił uśmiech. Wyciągnęła ramiona, obejmując go za szyję i pocałunkiem próbując przekazać to wszystko, czego nie umiała wyrazić słowami. Bo jak wyrazić wdzięczność, rozczulenie, radość i miłość… zwłaszcza po angielsku?

Jemu jednak nic więcej nie było trzeba. Obawa o to jak ów prezent zostanie przyjęty prysła, niczym bańka mydlana. Przytulił ją nie przerywając pocałunku i trzymał niczym niezwykle cenny skarb, który lada chwila mógł mu zostać odebrany.
- Ty jesteś piękna - oświadczył z czułością gładząc jej włosy. - Zasługujesz na piękne rzeczy. Cieszę się, że ci się podoba, Vesno - odsunął się i wziąwszy od niej bransoletkę zapiął ją na jej prawym nadgarstku, a następnie złożył na nim pocałunek. Jedyne co teraz chciał to tulić ją, nie wypuszczając z objęć przez całą noc, a najchętniej i dłużej.

- Dziękuję, jest bardzo przepiękna - powiedziała szczerze, czekając aż ułoży się na plecach dzięki czemu mogła przykleić się do jego boku, układając głowę na unoszącej się miarowo piersi. - Oddałaby każde ładne rzeczy za ciebie. Na stałe - wyrzuciła na wydechu, zaciskając szczeki. Nie powinna tego mówić, nie wolno było. Układ wyglądał tak, a nie inaczej… ale czasami robiło się ciężko. Odetchnęła i dodała martwo - Wybacz, to… chodzimy spać. Ty do pracy wstaje, musisz odpocząć. Ustawie budzik i… kocham cię Simon - powiedział, wypuszczając nagromadzone w płucach powietrze.

Oddech zamarł mu w piersiach na dźwięk jej ostatnich słów. Nie… Nie mogła tego powiedzieć, a on nie mógł przyjąć tego wyznania. Nie ważne, że coś w głębi jego serca westchnęło z ulgi i radości. To nie mogło mieć miejsca, nie miało do tego prawa. Jedyne zakończenie jakie był w stanie dostrzec wiązało się z bólem i łzami i… I złamanym sercem. Czy może powinien być ze sobą szczery i przyznać, że nie tylko jej serce zostanie złamane. gdyby te słowa nie padły wszystko mogłoby dalej toczyć się utartym już torem. Złudnie bezpieczne, nie raniące nikogo. Mógł udawać, mógł… Ale padły, a on poczuł jak panika ponownie sięga swymi palcami jego gardła.
- Śpij, moja droga - zdołał wydusić z siebie, pragnąć powiedzieć coś innego, coś czego powiedzieć nie mógł. Wiedział, że zrani ją zarówno wyznając swoje uczucia jak i tego nie robiąc, jednak większe zło wciąż leżało w ich wyznaniu. Będzie miał tydzień by przemyśleć wszystko, by to sobie ułożyć, a później… Sam nie wiedział co będzie później.

Udała, że nie wyłapała nagłego spięcia, zajęta programowaniem alarmu w telefonie. Ustawiła go na czwartą, co dawało im całe trzy i pół godziny tylko dla siebie. Odłożyła elektroniczne ustrojstwo na nocny stolik, walcząc z gorzkimi okruchami, drapiącymi wewnętrzną stronę powiek.
- Ja rozumi... masz Sam. Rodzinę. Ja przecie wie. To w porządku jak jest - mówiła, układając się tak jak poprzednio - głową na unoszącej się miarowo piersi - Tak jest dobrze...jestem i będę tu. Dla ciebie. Ty też bądź... obiecałeś - zakończyła, całując go na dobranoc. Ciemność ponownie zapanowała w pokoju, dając złudne poczucie zamknięcia w bezpiecznym kokonie atramentowej czerni. Pozorów normalności, mimo że zwrot "normalność" już dawno nie funkcjonował w słowniki Pavičić.





... i dziś


Ostatnie pół godziny przed wyruszeniem pod szkołę stanowiło walkę pamięci z ociekającym czasem… i poczuciem winy, narastającym niczym nowotwór wewnątrz trzewi, zaraz pod splotem słonecznym. Pamiętać o instrumentach, o walizkach, o prowiancie. Przepakować ubrania dla Kim gdzieś na górę torby, aby móc wręczyć je zaraz po przyjeździe, gdy tylko ojciec-terror znajdzie się wystarczająco daleko. Przypilnować Sam, zaopiekować się i wspomóc w pierwszym życiowym kacu, wmusić lekkie śniadanie, zapakować do podręcznego bagażu dodatkową butelkę wody. Nie myśleć o Simonie. Posprzątać dokładnie sypialnię, utylizując dowody zbrodni aby pani Parker ich nie zauważyła. Wykopać Jacka, uprzednio faszerując go tostami i sokiem pomarańczowym. Nie płakać. Zająć się Byronem, jego też nakarmić. Zmienić mu opatrunki, potem przypomnieć raz jeszcze o zbliżającej się podróży i wymóc aby na sto procent stawił się przed autobusem, bo przecież Chorwatka będzie czekać, bez niego wyjazd będzie niepełny. Jak niby miałby być, jeśli jej najlepszy przyjaciel na świecie zostanie w mieście?

Krzątała się po kątach, dopinała plan działania punkt po punkcie, dzięki czemu znalazła jeszcze parę minut na zaszycie się w łazience i doprowadzanie do stanu względnej używalności. Posiniaczona szyja rzucała się w oczy - napuchnięta i pobolewająca, odcinała się siniejącą pręgą od zwykle jasnej, porcelanowej karnacji… od czego jednak były podkład oraz puder? Zrównały one koloryt skóry, a dziewczyna dla pewności owinęła wraży element szalem. Nie potrzebowała zbędnych pytań, rodzących równie niepotrzebne domysły i teorie… Simon tak samo. Cicha tajemnica miała nią pozostać dla dobra nie tylko pary współwinnych w zbrodni, lecz także ich rodzin i otoczenia. Dlatego dziewczyna założyła pogodną maskę, przywołując na twarz czarujący uśmiech.

Ten towarzyszył jej wpierw podczas podróży samochodem Parkerów, potem przy witaniu ze znajomymi przy szkolnych autobusach. Nie schodził z twarzy Vesny nawet wtedy, gdy przyszło się żegnać z Simonem. Pomachała mu wesoło ręką, dziękując za gościnę i życząc udanego tygodnia bez dodatkowych kłopotów z młodzieżą domową, do której też jakimś dziwnym trafem się zaliczała. Prawdziwą ulgę poczuła dopiero na widok Silvy, kręcącego się na uboczu, z plecakiem gotowym do drogi. Szybko zagoniła go do taszczenia dobytku, samej w tym czasie otaczając córkę kochanka opieką i wsparciem. Pilnowała jej… przez cała trasę do miejsca docelowego. Podawała wodę, poprawiała wysuwającą się spod głowy poduszkę, pozwalając odespać ostatnią noc. Sama też w pewnym momencie przymknęła oczy, ukołysana miarowym kołysaniem jadącego autobusu. Zatopiona w stanie pośrednim między snem a jawą, dotrwała do końca podróży, zbyt otępiała aby czuć prawdziwą radość, choć miejsce należało do wyjątkowo urokliwych. Obcowanie z naturą zwykle pozwalało się Chorwatce wyciszyć, lecz dziś w każdym cieniu i świetlnym rozbłysku na tafli jeziora widziała jego twarz. Dławiący smutek rozpanoszył się na dobre w sercu, odbierając światu barwy i głębię. Uśmiech przyklejony do twarzy jednak wciąż pozostawał radosny. Dziewczyna śmiała się i żartowała z Byronem, wymieniła parę zdań z pozostałymi, lecz przede wszystkim holowała Sam, by pomóc się jej rozpakować. Mówiła drobne uprzejmości, odpowiadała na zaczepki i tryskała entuzjazmem, otaczając córkę kochanka ochronnym parasolem. Tym fizycznym również, kiedy wyciągnęła go z torby. Ostre słońce źle wpływało na skórę, wolała więc osłonić ją przed jego niepotrzebnym dotykiem. Razem przeszły pod flagę Była jej to winna - tak sobie tłumaczyła, co stanowiło lepsze wytłumaczenie niż fakt, że młoda Parker, prócz charakteru, odziedziczyła po ojcu jeszcze jedną rzecz - spokojne, szare oczy, za których wzrokiem Chorwatka zatęskniła, ledwo wyjechali poza teren szkoły, zostawiając problemy St Cloud za plecami... w teorii.
Życie niestety układało się kompletnie inaczej do tego, na co w skrytości ducha naiwny człowiek liczył.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-06-2017 o 08:56.
Zombianna jest offline