Cigogne przemierzał cmentarz, który zamieszkiwał ostatnie noce. Teraz zostało mu tylko posilić się, ale nie miał ochoty szukać ruchomego celu. Przyglądał się nagrobkom, szukając relatywnie świeże zwłoki.
Takich jednak w tej starej nekropolii nie bylo, cmentarz był przed lokacyjny i dawno już nie używany. Teraz chowano zmarłych za murami, a bramy były już zamknięte.
Kapadocjanin westchnął.
- Będę musiał rozważyć później swe leże… - powiedział, w sumie do nikogo (może poza szczurem czy dwoma) i spojrzał na miasto. No cóż, może spotka jakiegoś rzezimieszka, albo kobietę lekkich obyczajów. Do tej pory noc była… owocna w dostarczaniu rozrywek. Spokojnym krokiem ruszył ulicami, szukając czegoś co zaspokoi jego głód.
Psia jednak była pogoda w tą październikową noc. I nawet ludzie upadli zdawali się pochować w swoich norach.
Tak myślał Cigogne nim przez eter nie rozniósł się jakiś rozpaczliwy wrzask.
- Jeżeli to kolejny Lupin, to opuszczam to miasto… - mruknął do siebie Kainita i ruszył w stronę krzyku. Śmierć krzyczącego, nie ruszała go, nawet martwy będzie w stanie go zaspokoić.