Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2017, 13:05   #66
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Ruszyli w pośpiechu po drodze natykając się na gobliny, ale te pojedyncze osobniki uciekały przed nimi z wrzaskiem zapewne uznając, że bohaterstwo jest przereklamowane.
Gdy dotarli do kanału obecnie przypominającego bardziej dziką rzekę, dostrzegli małą tratwę zbudowaną z luźno powiązanych bali i Jarvisa próbującego nią sterować. Zatrzymał się przy nich i rzucił pospiesznie - wsiadajcie!
Chaaya zgrabnie wskoczyła na pokład tratewki, pokazując czarownikowi trzymany w garści medalion. Białowłosy również wskoczył… ale do wody, która wezbrała i spieniła się gdy ten przemienił swoją formę.
- No to ruszajmy. - Mag zaczął odbijać się kijem od dna kanału, gdy Godiva wskoczyła na tratwę. - I jak było?
- Za krótko! Ledwie ich zaatakowałam, a już byli martwi. Za silna jestem - stwierdziła dumnie i przesadnie entuzjastycznie smoczyca.
- Oboje spisali się całkiem nieźle - odparła dyplomatycznie bardka, spoglądając na towarzysza z troską i czułością. - Nic ci nie jest? Co z Gozrehem?
- Odesłałem go do jego wymiaru na czas walki. Nie mogę przyzywać legionu bestii i podtrzymywać jego istnienia - wyjaśnił czarownik i uśmiechnął się dodając - siedziałem cicho w norze i tylko przyzywałem kolejne potwory… Byłem bezpieczny cały czas. Za to zamartwiałem się o was.
- Udało nam się wziąć ich z zaskoczenia, więc poszło całkiem łatwo… Nvery ma niezłego cela, no i Godiva jak przywali to nie ma co zbierać. Czułam się im niepotrzebna - zażartowała, puszczając mężczyźnie oczko, po czym nagle spochmurniała i popatrzyła na wisiorek.
~ Ale sprawy nieco się komplikują z tym… artefaktem, ale porozmawiamy na spokojnie, gdy już będziemy bezpieczni ~ dodała w myślach, zaciskając mocniej palce na chłodnym metalu.
~ Dobrze… ~ Mag posłał pokrzepiający uśmiech, przyglądając dziewczynom. - A teraz siadajcie i rozkoszujcie się podróżą. Zaśpiewałbym serenadę, ale nie jestem, aż tak okrutny… by was torturować moim głosem.
Tawaif przysiadła w nogach Jarvisa, obserwując trasę przed sobą, od czasu do czasu jednak spoglądała w górę, by się uśmiechnąć.
Po pewnym czasie założyła łańcuszek na szyję i schowała medalik pod kołnierz, rozmasowując odciśniętą dłoń w zamyśleniu.

Przez pewien czas płynęli spokojnie przez kanały, aż dostrzegli krokodyle czaszki na brzegach. A potem… pojawiły się one. Miejscowe koboldy... jednak zamiast atakować, zbierały się po obu stronach kanału głośno jazgocząc i gestykulując i oddając pokłony płynącemu za tratwą Nveryiothowi.
~ Tępe lizusy. Nie potrafią odróżnić PRAWDZIWEGO smoka, od pomniejszych kuzynów ~ skomentował to złośliwie Starzec.
Za to dryfujący gad obserwował dziwne stworzonka o których tylko czytał w Jaskiniowej bibliotece matrony. Zamachał skrzydłami, które oklapły balonami na powierzchni wody, przez co wyglądał jak nienaturalnie nadmuchany, obskubany i zielony… kurak.
Tancerka przyglądała się koboldom z cieniem strachu, pomieszanym z fascynacją, gdy już dotarło do niej, że niczego nie musi się od nich obawiać.
~ Są tylko maluczkimi pod twoimi łapami, przejmujesz się ich opinią? ~ Nie chciała urazić Pradawnego, zważywszy, że lubił się czepiać każdego jej słówka i myśli, ale jego obruszone słowa mimowolnie wywoływały w niej pobłażliwy uśmiech.
- Cześć. - Nvery wzbił się na wyżyny swojej elokwencji i przywitał się z samiczką w pięknym, nienagannym i staroświeckim drakonicznym.
- O szczęśliwy dniu w którym to wielki smok przemówił do swych mniejszych braci. O obdarz nas wielki smoku swymi słowami mądrości. Obdarz nas łaską swej uwagi - odezwał się przywódca koboldów, perfekcyjnie posługując się smoczym dialektem.
- Obdarz, obdarz… - powtórzył jaszczurzy ludek.
~ I tak każdego dnia i nocy. Banda upierdliwców. Jako młody smok zniewoliłem takie jedno plemię, ale gdy stać mnie było na lepsze sługi, przepędziłem ich na cztery wiatry ~ wspominał Starzec, a Godiva nie była specjalnie zainteresowana koboldami, rozkoszując się wspomnieniami niedawnej walki.
- To… w sumie, lider tych goblinów co się z wami tłuką, nie żyje… jeśli chcecie, możecie ich teraz napaść i przegonić - odparł zielonołuski, na chwilę zatrzymując się przy koboldzie. - No to cześć… - pożegnał się i popłynął dalej, wyraźnie zblazowany. Chaaya zachichotała w rękę, oglądając się na czarownika.
~ Słodkie są… nawet ~ wtrąciła telepatycznie.
~ Nie dla swych ofiar. To mistrzowie pułapek i zasadzek. Za to w bezpośredniej walce… ~ zanim mężczyzna zdołał wyjaśnić, przywódca koboldów wrzasnął. - Słyszeliście słowa mądrości starszego brata, zabijmy naszych wrogów, spadnijmy na nich jak stado wywern… - tu wtrącił się poirytowany Starzec. ~ Protestuję przeciwko zrównywaniu wywern i koboldów ze smokami. Te podrzędne kreatury nie mają ze mną nic wspólnego.
- Jak znam koboldy, to walka będzie krótka i obie strony się szybko rozejdą w swoją stronę. Koboldy to tchórzliwa rasa… nie pokonają goblinów - odparł z uśmiechem Jarvis patrząc jak jaszczurzy ludek znika wśród ruin.
- Ekhm… - Dholianka chrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę. - Chciałabym wam powiedzieć, że Starzec nie ma nic wspólnego z koboldami. Macie to sobie zapamiętać - odparła śmiertelnie poważna. - I z wywernami chyba też nie ma…
- Z kimś jeszcze nie ma? Może niech napisze całą listę istot z którymi nie jest spokrewniony. - Zaśmiała się sarkastycznie Godiva.
~ I dlatego my smoki mamy okres godowy. Zupełnie nie wiem co niebieskie lubią w życiu rodzinnym. Dla mnie te kilka miesięcy podlizywania się do czerwonej Arrkahayty były wystarczająco męczące, by nie mieć ochoty na spotykanie jej przez kolejne kilka lat ~ burknął sublokator tawaif, urażony ironią Godivy.
- Zzz… całą podrasą niebieskoskrzydłych - odparła posłusznie bardka, uśmiechając się do smoczycy. - Zielonymi też gardzi… i białymi w sumie… inaczej. Nie gardzi tylko sobą, reszta to śmiecie. Zapamiętajcie.
Nvery prychnął w wodę, w końcu dając sobie radę ze skrzydłami, które schował pod taflą.
~ Nie czułeś się samotny? Wszystkich od razu odrzucasz i traktujesz jak gorszych od siebie… nie tęskniłeś nigdy za towarzystwem? ~ spytała Pradawnego, nie do końca rozumiejąc dlaczego tak bardzo wszystkich nienawidził.
~ Miałem swych niewolników. No i może ty potrzebujesz towarzystwa, ale ja cenię samotność i możliwość spoglądania na me królestwo, bez drugiego pyska trzaskającego mi nad uchem ~ wyjaśnił łaskawie.
~ Wiesz… czasem warto trzymać przy sobie przyjaciela, który powie ci na przykład… kiedy czynisz jakiś błąd. Niewolnicy nie zastąpią ci istoty… równej sobie. Z którą mógłbyś dzielić poglądy, lub sprzeczać się dla sportu własnego umysłu i poszerzania horyzontów.
~ Równej sobie? Takie się pokonuje i zabija… Nikt nie może być równy lub wyżej ode mnie. Jestem smokiem Chaayu, nie możesz mnie oceniać za pomocą swych zwykłych ludzkich kategorii ~ syknął pogardliwie gad.
~ Chciałam być miła… ~ odparła nieco zmieszana, przytulając policzek do nogi czarownika. ~ Jakoś pomóc lub doradzić… myślałam, że skoro jesteście istotami rozumnymi i to bardziej od nas… to sama nie wiem. Nie ważne.
~ Jesteśmy istotami rozwiniętymi bardziej od was ludzi. Stoimy na wyższym poziomie intelektualnym ~ wyjaśnił spokojnie Pradawny. ~ Doceniam… łaskawie doceniam twoją troskę, aczkolwiek ona jest niepotrzebna. Nie czuję się samotny i opuszczony. Jestem zadowolony z siebie.
Speszona dziewczyna już nic nie odpowiedziała, wracając spojrzeniem na mijane krajobrazy.


Czarownik zatrzymał tratwę, gdy dopłynęli do bezpiecznych i ludnych obszarów miasta. Zanim jednak do nich dopłynęli, Nvery musiał wleźć na pokład tratwy i siedzieć niczym zmokła kura. Bowiem zmiana postaci bynajmniej nie wysuszyła smoka.
Jarvis z ulgą skończył przewożenie całej grupki, bądź co bądź, był to jakiś wysiłek. I z wyraźnym zadowoleniem, jako ostatni, opuścił pokład.
- Jak chcecie świętować zwycięstwo? - zapytał z uśmiechem.
Białowłosy nałapał się pijawek, które z czułością pielęgnował na swojej skórze, nie było ich dużo… bo większość zeżarł gdy był jeszcze smokiem. Te które ocalały, miały możliwość spokojnego upasienia się na przedramionach chłopaka… zanim trafią do sakiewki, a później pyszczka Ślicznotki.
Biedne ważki dawno wyzdychały, ale i je czekał marny los w brzuszku gekonicy.
- Przebierzmy się najpierw bo wyglądamy jakbyśmy szli na wojnę… lub z niej wracali, a później możemy iść do tawerny coś zjeść i wypić… co wy na to? - Chaaya popatrzyła na skrzydlatych z wyraźnym oczekiwaniem.
- Ja nie chcę… - Zielony burknął, ale bardka szybko mu przerwała.
- Może trafimy na wampira?
- To chcę… - zreflektowała się gadzina z miną butnego chłopca, który właśnie został przekupiony.
- Wspaniale. - Kobieta uśmiechnęła się lisio i spojrzała na Niebieską.
- No to chodźmy - odparła z uśmiechem Godiva, nie wiedząc o wcześniejszych planach tawaif i nagle zdecydowała. - I musimy się wszyscy upić… żadnych wyjątków.
Jej jeździec tylko skinął głową, będąc de facto przegłosowanym. Cała ekipa, ruszyła więc do ich obecnego domu jakim były trzy hotelowe kwatery. Gondolą, którą kierował ktoś inny, ku uldze samego czarownika. Gdy jednak dotarli na miejsce i wkroczyli do swych pokoi, mag okazał się nie tak zmęczony jak twierdził, skoro objął kochankę od tyłu w pasie i przyciskając zaborczo do siebie, wodził ustami po jej szyi, a dłonią po tkaninie okrywającej piersi.
Tancerka wpasowała się w ramiona przywoływacza, mrucząc cicho w zadowoleniu, jakby tylko czekała na tę chwilę. Przez pewien czas dawała się pieścić, nieustawicznie jednak prowadząc ich oboje do łóżka. W końcu odezwała się, obracając przodem do kompana i zarzucając mu ręce za szyję opadła wraz z nim na materac.
- Musimy porozmawiać… albo raczej musisz mnie wysłuchać… - Pogładziła mężczyznę delikatnie po policzku, muskając wargami kącik jego ust w oznacze nieśmiałej czułości. - Proszę.
- Wiesz dobrze, że masz całą moją uwagę tylko dla siebie. - Uwagę tę okazywał delikatną wędrówkę ustami po jej szyi, ale nie posuwał się dalej z pieszczotami, tuląc się do leżącej na łóżku Chaai.
- To trochę zajmie… ułóż się wygodnie… - Skinęła na miejsce obok, obkręcając się delikatnie, by móc podeprzeć głowę na ręce i patrzeć na rozmówcę.
- Jak poszłam szukać ziół to… przytrafiło mi się coś. Z początku myślałam, że wpadłam w pułapkę, która miała mnie zamknąć w jakiejś iluzji, ale to wyglądało jak wspomnienie miasta i czasów minionych. Na drodze którą szłam spotkałam parę elfów. Rozmawiali ze sobą na tematy polityczne… Starzec mi tłumaczył to co udało mu się zrozumieć. Niby nic ważnego, ale… gdy oswoiłam się z ich obecnością, podeszłam do nich bliżej, by móc się napatrzeć… - Zawstydziła się, rumieniąc na twarzy i na chwilę umilkła, odgarniając kosmyki włosów z twarzy czarownika.
- Rozmowa zeszła na temat pewnego artefaktu, którego stworzył mężczyzna… był to medalion z głową jednorożca na jednej stronie… na drugiej zaś było coś wypisane w nieznanym mi języku. Pomyślałam, że to dziwny zbieg okoliczności. Przybyliśmy odbić amulet, który również był wizerunkiem jednorogiego… Przyjrzałam mu się… tak jak im obojgu zresztą. - Znowu się zawstydziła, chrząkając niezręcznie. - Ładni byli… - dodała na swoje usprawiedliwienie.
- Wtedy… wtedy oni mnie zauważyli i się do mnie odwrócili, nie powiem trochę się przestraszyłam, że nagle mnie wessało w inną czasoprzestrzeń, ale wtedy tamci zostali zaatakowani przez drowa i cała wizja się rozpłynęła, a ja do was wróciłam. Ulżyło mi kiedy przed atakiem, wytłumaczyłeś mi, że w tym mieście takie… zdarzenia mogą być “normalne” i nie zaprzątałam sobie tym głowy, aż… nie zabiliśmy przywódcy goblinów i nie podniosłam artefaktu.
Chaaya rozwiązała kołnierzyk i wyciągnęła medalion, ściągając go przez głowę i podając go Jarvisowi, by mógł go obejrzeć.
- Są różne teorie… na temat miasta. Te przenikanie się przeszłości z teraźniejszą w La Rasquelle jest chaotyczne i tylko niektóre z tych wydarzeń powtarzają się regularnie… zawsze w tym samym miejscu i czasie. Miasto było puste, gdy pierwsi ludzie je odkryli. Opuszczone od wieków, pomijając demony. - Uśmiechnął się do niej dodając - nie musisz się martwić swoim bezpieczeństwem. Elfy z przeszłości wydają się być odrobinę świadome obecności świadków. Nie wiem czy nas widzą, ale na pewno nie słyszą i nie mogą zrobić krzywdy, a nawet dotknąć - zaczął wyjaśniać Jarvis. - Poza tym niektórzy sądzą… a bardziej wierzą, bo tu jest kult Unisono… żyjącego miasta. W każdym razie wierzą oni, że La Rasquelle jest w pewnym stopniu żywe i że jest organizmem zbudowanym z nas, jak wędrujące po bagnach stada mrówek… i, że miasto pokazuje wybranym jednostkom to co chce przekazać.
Trącił palcem medalion. - To co chcesz z nim zrobić?
- Elfka mówiła, że jest zakazane tworzenie tak potężnych magicznych przedmiotów… nie wiem co on potrafi robić, ale gdy rzuciłam wykrycie magii, by ocenić co mogą smoki zabrać ze zwłok goblinów… to prawie oślepłam. Przez niego. - Przekręciła wisior na drugą stronę, pokazując zapisaną ściankę. - Starzec umie to odczytać. Może wartoby się dowiedzieć… skoro nawet elfy… - zacięła się. - Nie chcę, by przeze mnie, ten przedmiot wpadł w niepowołane ręce. To nie może być czysty przypadek, że spotkałam na swojej drodze samego twórcę medalionu, który może nawet wtedy zginął zamordowany przez swojego pobratymca… dalekiego, akurat wtedy, kiedy jakiś nieznajomy zlecił nam odzyskanie przedmiotu.
- Więc kilku kapłanów wielkiego Unisono ucieszyłoby się z twoich słów - zażartował czarownik i nachylił się, by musnąć swymi wargami usta tancerki. - Nie mam złudzeń, że nasz zleceniodawca wcale nie szukał sentymentalnej pamiątki i domyślam się, że ten medalion ma w sobie potężną magię. I jeśli nasz klient będzie podejrzewał, że my go mamy to wyśle po nas kolejnych awanturników, by go “odzyskać”.
- Nie drwij sobie ze mnie… - burknęła speszona bardka, odwzajemniając drobny pocałunek. - Może po prostu za dużo myślę, może nie powinnam tego analizować i po prostu oddać go zabierając należne mi 900 sztuk złota. - Wzruszyła ramionami, pochylając się i kładąc głowę na piersi mężczyzny, wsłuchując się w bicie jego serca.
- Nie drwię… może trochę żartuję, by poprawić ci humor. Ale nie drwię. - Znów cmoknął tym razem czubek jej głowy. - Możemy mu oddać. Z artefaktami… zwłaszcza starożytnymi, jest ten problem, że ciężko je zidentyfikować, a co za tym idzie… samo posiadanie artefaktu nie daje umiejętności posługiwania się nim. Możemy nie oddawać, ale nie wiem czy… powinniśmy zatrzymać. Może sprowadzić na nas kłopoty.
- Martwie się. A co jeśli to któryś z wampirów zlecił to zadanie? Co jeśli jest na tyle stary, by móc zidentyfikować artefakt? Nie mówie już o samych demonach, które posiadają większą wiedzę od zwykłego śmiertelnika… no i smoki. Pradawne. Jak Starzec. - Usiadła, oglądając jednorożca z markotną miną.
~ A co ty o tym myślisz? Przesadzam? ~ Nimfetka zwróciła się wprost do czerwonołuskiego.
~ Głupie zabawki śmiertelnych elfów są niczym wobec potęgi antycznego smoka ~ odparł dumnie Starzec.
- W tej chwili wampiry miasta mają jednego wspólnego wroga… Vantu. Jeśli któryś z nich potrzebuje artefaktu, to właśnie po to, by go osłabić bądź zniszczyć - wyjaśnił Jarvis, siadając obok dziewczyny i dodał. - Wyrzucimy medalion do rzeki, w ołowianym pudełku. Nie dostaniemy pieniędzy, ale… i tak nie robiliśmy tego dla pieniędzy.
~ Skoro tak, to nie będziesz mieć problemu z identyfikacją go ~ odparła rezolutnie, biorąc pod łuski pradawnego.
- Nie wiem… z jednej strony możemy dobrze przyczynić się twojemu rodzinnemu miastu… a z drugiej strony, poważnie mu zaszkodzić - mruknęła w zamysleniu bardka.
- Na razie schowajmy go dobrze. Mamy trochę czasu do namysłu - odparł ciepło mag, uśmiechając się, a Starzec… coś tam chrząknął i zamilkł.
~ Ja tu czekam… ~ Chaaya nie dała się tak łatwo zbyć. ~ Nie chowaj się, tylko czytaj co tu jest napisane.
~ To pokaż mi tak bym mógł przeczytać. ~ burknął Pradawny.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wyższością, odwracając medalik na drugą stronę.
~ Czytaj na głos, a później przetłumacz ~ ponagliła z dziecięcą niecierpliwością.
~ El tha’ea suthilana, ass…. szlag… assair’thea? Nie… their. Głupie eldari z tych ich głupią gramatyką i głupimi zasadami składniowymi. Assair’their tevarln’aivi. Egheler ~ odparł poirytowany Czerwony.
Bardka już dłużej nie mogła powstrzymywać gadziego uśmieszku, który wykwitł jej na delikatnej twarzyczce. ~ Jak mniemam… to nie było prawidłowe tłumaczenie tej sentencji.
~ Grrrr… Tej sentencji nie warto tłumaczyć. To poetycki bełkot ~ burknął urażony Starzec.
~ Chce posłuchać ~ nalegała nieustępliwie, ściskając mocniej medalion. ~ Proszę… ~ Była szczera, może trochę się naigrywała ze starego smoka, ale zdecydowanie podziwiała za wiedzę oraz starania w odczytaniu napisu.
~ Me serce… Nie… Au, em, ag...el… Aaaa… Nasze serca związane jednym oddechem, prowadzą mnie do gwiazd twego spojrzenia. Tak to brzmi. Typowe elfie bzdury ~ rzekł w końcu Pradawny. ~ I to nie najlepsze.
~ Ach… to słodkie. Myślisz, że to o tej dziewczynie w płaszczu? ~ spytała z rozrzewnieniem, przyciskając łańcuszek do piersi. ~ Dziękuję ci. To wiele dla mnie znaczy… daruje ci identyfikację… na razie ~ odparła łobuzersko, spoglądając na Jarvisa.
- Możemy go schować, choć wolałabym nosić przy sobie - odezwała się w końcu do lubego, uśmiechając ciepło.
- Z czasem to może stać się niebezpieczne. Ale na razie go zatrzymaj. - Uśmiechnął się w odpowiedzi czarownik, delikatnie głaszcząc Chaayę po włosach.
- Tooo ile mamy jeszcze czasu dla siebie? - spytała rozkosznie, przysuwając się do mężczyzny z psotliwymi iskierkami w oczach. - I… najważniejsze, czy nie jest pan zmęczony dzisiejszymi wydarzeniami. - Zarzuciła mu nogi na kolana, a ręce na szyję. Składając szybkiego całusa na policzku.
- Na pewno starczy na odrobinę zabawy. Przynajmniej na jeden szalony raz. - odparł Jarvis, cmokając czubek nosa tawaif, potem usta, a później szyję. Pochwycił dłoń kobiety i położył na kroku swych spodni, by wyczuła jak zmęczony jest… Nie był chyba za bardzo, skoro Chaaya czuła rosnącą reakcję na swój dotyk.
- Tylko… tylko raz? To nie wiem czy opłaca mi się rozbierać - mruknęła zadziornie, oglądając się na stolik, na którym to rano się kochali. - Ciągle nie przetestowaliśmy na nim innych pozycji, o ile pamiętam zostały jeszcze trzy z naszej listy…
- To prawda… może odsuniemy ten posiłek na nieco później - wymruczał Jarvis, sięgając ustami do jej szyi i wodząc po skórze językiem. - Godiva się zgodzi, a Nvery… po zmroku łatwiej o wampiry.
- Nim się nie przejmuj… i tak ostatnio jest jakiś taki… inny. Dodatkowa chwila samotności, zawsze zabrzmi dla niego jak nagroda. - Bardka wsunęła się pupą na kolana czarownika, podgryzając go zaczepnie w brodę.
- Cóż… ale żeby nam nie umknął… Miało być wspólne wyjście. - Palce Jarvisa zabrały się za rozbieranie dziewczyny ze stroju, który na sobie miała, poczynając od uwolnienia jej piersi. Kręcąc zaś pupą bardka dobrze wyczuwała jak dużego apetytu nabiera jej kochanek…. coraz wyraźniej wyczuwała.
- To grzeczny i ułożony chłopiec… nie chadza samemu na panienki, jak nie dostanie na to pozwolenia. Zresztą… ma teraz swoją Ślicznotkę, pewnie próbuje jej zaimponować zdobyczami z mokradeł - odpowiadała cicho, skupiona na odpinaniu kolejnych guzików w kamizelce i koszuli maga. W końcu pozbyła kochanka górnej warstwy odzienia, dotykając z pietyzmem lekko sinawych śladów po swoich ugryzieniach.
W jakiś dziwny sposób widok ten ją ukontentował, a nawet napawał dumą. Wstając, kołyszącym ruchem zrzuciła z bioder suknię i będąc w samej bieliźnie, przyjrzała się jeszcze raz postawie Jarvisa.
- Jesteś prześliczna… - uśmiechnął się czarownik zsuwając się z łóżka i klękając przed dziewczyną. Jego dłonie spoczęły na jej pośladkach, a usta wodziły po udach. - ...rozkoszna. Nie wiem, czy bardziej chcę cię wielbić, czy posiąść… taki duży dylemat.
Tawaif uśmiechnęła się czule do przywoływacza i sięgając do kokardek swoich majtek, rozwiązała je, by materiał mógł opaść na ziemię. - Jedno nie wyklucza drugiego - szepnęła, wierzchem dłoni gładząc maga po policzku. Najdelikatniej jak potrafiła, jakby się bała, że jej dotyk, może go stłuc.
- Rób na co masz ochotę… oddam ci się zawsze i wszędzie.
- Wiesz… że to tak nie działa - wymruczał cicho Jarvis, przesuwając delikatnie językiem po jej udzie. - Nie chcę tylko robić na co mam ochotę. Chcę to na co oboje mamy. Usiądziesz na stoliku i rozchylisz nogi?
- Usiądę… - odparła polubownie, miło zaskoczona słowami kochanka. Podchodząc powoli do mebla, kręciła pupą na boki, jak miękkie i hipnotyczne wahadło, po czym wskoczyła na blat trzymając nogi złączone, a dłonie spoczywające na kolanach. - A jak szeroko mam je rozsunąć? - spytała niczym grzeczna dziewczynka.
- To zależy od tego jak szerokie chcesz dać mi pole do popisu - odparł czarownik nadal klęcząc i chłonąc wzrokiem każdy jej ruch i gest. - Będę wredny i będę samolubnie rozkoszował się tobą pieszcząc cię.
To był absurd. Gdzie w tym wszystkim był egoizm, skoro to ją będzie obdarzał pieszczotą?
- Nie mogę się wprost doczekać… - Jej dłonie rozchyliły ściągnięte ze sobą uda, powoli otwierając się zapraszająco przez przywoływaczem. Niczym kurtyna przed sztuką w teatrze. - Jestem ciekawa twego samolubstwa, tak często o nim prawisz, że zaczynam wierzyć, że gdzieś i kiedyś może faktycznie taki byłeś - mruknęła z lekko pobłażliwym uśmieszkiem.
- Dziś… po zabawie, co ty na to? - język mężczyzny leniwie muskał skórę jej ud i łona, wodząc powoli po dobrze znanych sobie szlakach, od czasu do czasu muskając wrażliwy na pieszczoty obszar powyżej jej kobiecości. - Wystrój się tak, by być kusząca, a uczynię cię potem moją… całkowicie moją i samolubnie wykorzystam twoje ciało.
- Jak się wystroję… kto wie, z kim skończę w łóżku… - odparła z zimną i perfekcyjnie wykalibrowaną wyższością, nie dając Jarvisowi złudzeń, co do tego, że bez jej zgody nawet nie mógłby na nią popatrzeć. - Jesteś pewien, że chcesz zagrać w tę grę?
- Nie… trochę się boję. Że mógłbym się w niej zatracić… i skrzywdzić cię przez przypadek - odpowiedź padła po dość długiej ciszy, w której to ciało tawaif koncentrowało się na doznaniach wywoływanych delikatnych dotykiem języka kochanka.
Kobieta nic nie odpowiedziała, przyglądając się czule czarownikowi i odgarniając mu kosmyki z czoła. Przyjemne ciepło, rozlewało się drżącą falą po podbrzuszu, przyprawiając ją o rumieńce i roziskrzone spojrzenie.
Było jej z nim dobrze i czuła się całkowicie bezpiecznie w jego objęciach, nawet wtedy kiedy nie była pewna, czy pragnęła pieszczot jakie jej sprawiał. Tym bardziej więc, martwiło ją jego stwierdzenie.
Jarvis tymczasem zaczął wędrówkę ustami wyżej, przechodząc na brzuch i pisząc czubkiem języka na jej skórze spirale i znaki, które nie miały znaczenia. Czuła jego pocałunki na brzuchu i słyszała jak uwalnia dolne partie swego ciała, od ciężaru spodni.
- Zresztą… kiedy ty nie jesteś kusząca, co? Chyba nigdy - zapytał żartobliwie.
- O zdziwiłbyś się… - odparła ze śmiechem, wprawiając swój biust w lekkie drżenie. - Myślę, że Nveryioth miałby tu szerokie pole do popisu… - stwierdziła z niejaką grozą, nagle milknąc niepewnie.
- Co się stało? Czymś się zmartwiłaś? - czarownik przerwał pieszczoty i spojrzał w górę na twarz kochanki.
Chaaya uśmiechnęła się przepraszająco, biorąc w dłonie twarz kochanka, gładząc go kciukami po policzkach. Brwi miała ściągnięte w zmartwieniu, ale w oczach nie dostrzegł żadnych negatywnych emocji.
- Nie zdradziłabym cię Jarvisie… i nie zdradzę. - Wypowiedziała słowa bardzo cicho, że mag nie był pewien, czy nie usłyszał ich we własnych myślach. - Nie dlatego, że nie mogłabym… ja… po prostu nie chcę. - Kąciki ust drgnęły lekko w dół, a bardka pochyliła się, by pocałować go w usta.
Jarvis czule odpowiedział na ów pocałunek, delikatną pieszczotą języka muskając wargi kochanki. Wsunął palce we włosy dziewczyny, głaszcząc ją po głowie i rozkoszując się tą chwilą delikatności między nimi. - Tooo… mam kontynuować zabawę, czy może przejdziemy do bardziej intenystywnych doznań?
- Dobrze znasz odpowiedź na to pytanie… ale skoro się tak łaskawie ofiarujesz to poklęcz jeszcze troszeczkę. - Zachichotała psotliwie, opierając się z tułu rękoma i przebierając wesoło nogami.
- Stanowczo za dobrze się bawisz w tej sytuacji - teatralnie “pomarudził” Jarvis, pochwyciwszy jedną nogę tawaif ręką i zaczął wodzić ustami wzdłuż niej tak daleko jak sięgał w tej pozycji, jednocześnie pieszcząc podbrzusze partnerki zwinnymi ruchami palców, niczym złodziej dobierający się do dobrze znanego mu zamka.
- No już, już… pozwól mi się tobą nacieszyć, zanim zamienisz się w tego mitycznego samoluba. - Zacmokała, przeczesując palcami włosy czarownika. Oddech tancerki z każdą chwilą przyspieszał, przyprawiając ją o szeroki i koci uśmiech zadowolenia. Jeszcze chwilę, a dziewczyna straci ochotę na samego maga, na rzecz jego czarodziejskich paluszków i języka.
Trudno było stwierdzić, czy to go martwiło. Chaaya miała okazję nieraz się przekonać, że zabawę, Jarvis przedkładał od gry wstępnej, którą rozgrzewał jej ciało do czerwoności, sprawiając, że niemal sama się na niego rzucała. Teraz też, jego palce poruszały się w jej intymnym zakątku, trącając struny pożądania, a język przyjemnie pieścił skórę.
Tawaif jednak zdawała się być opanowana, głaszcząc jedynie kochanka po głowie, jak ulubionego pupila. Nie broniła się przed spełnieniem, ale również nie dążyła do niego jak zuchwała dzikuska. Przyjmowała pieszczotę jak dama, z cieniem uśmiechu na licu, aż do samego końca, które obwieściła z rozleniwionym westchnieniem.
Jarvis uniósł się z kolan z wesołym uśmiechem i łobuzerskim błyskiem w oku. Pocałował delikatnie bardkę, po czym wędrując powoli ustami po jej szyi, przystąpił do zdobywania jej powolnym ruchem, by czuła jak się z nią łączy. Bez pośpiechu i nadal głaszcząc opuszkami palców jej uda.
Ta zarzuciła mu ręce za szyję, skubiąc go pieszczotliwie wargami po policzku i uchu. Nogi mimowolnie szerzej się rozsunęły, jedną łydką oplatając w kolanie czarownika.
W końcu dłonie zaczęły zjeżdżać po barkach, delikatnie napinając paznokciami skórę pod sobą. Wkrótce mag poczuł pożądliwe palce na swoich pośladkach, przyciskające jego biodra do łona kochanki. Jarvis nie spieszył się jednak, poruszając biodrami powoli i delikatnie, rozkoszując się miękkością Chaai, wodząc ustami po jej obojczykach i piersiach. Z premedytacją przedłużał zabawę, lecz tawaif wiedziała że długo tak nie wytrzyma.
Taki powolny rytm miał swoje plusy. Mężczyzna mógł delektować się bliskością z kochanką. Jej ustami błądzącymi na delikatnej skórze ucha i szyi. Jej dłoniom pewnie poczynającym na jego pupie, poddającym jego pośladki miarowym i zsynchronizowanym z jego ruchem uciskom opuszków. Jej piersiom rozlanym na rozgrzanym torsie, swobodnie ocierającym się po coraz bardziej mokrej powierzchni.
Nie tylko Jarvis długo tak nie wytrzyma. Oddech kobiety zaczynał przyśpieszać i urywać się, gdy jej ciało przeszywały coraz silniejsze dreszcze.
W końcu, bardka odchyliła się do tyłu, opierając rękoma o blat stołu, zapierając się i przygotowując na ostrzejszą część dzisiejszego występu.
Jarvis... nachylił się bardziej, by ustami rozkoszować biustem dziewczyny dumnie wyprężonym w jego kierunku, by pochwycić za jej biodra władczo i trzymając mocno, rozpocząć kolejne silne szturmy, wprawiające cały stolik w skrzypienie.
Jego gorący oddech owiewał dekolt Chaai, ale prawdziwy żar promieniał z podbrzusza, zalewając jej umysł kolejnymi doznaniami, gdy czuła w sobie twardą obecność kochanka przeszywającą jej ciało.
Mag miał okazję być świadkiem wewnętrznej walki u tancerki, która starała się zachować… z godnością? Tłumione wstydem jęki, wyrywały się ust, burząc spokój na śniadej twarzy tawaif, która po pewnym czasie odchyliła głowę do tyłu, poddając się rytmowi ich ciał.
Czarownik nie był pewien z kim się właśnie kochał. Wyglądała jak Chaaya, smakowała jak Chaaya i przynosiła mu taką samą rozkosz jak ona, a jednak była inna. Była delikatna, dumna, trochę wstydliwa i zdecydowanie mniej zachłanna. Była zmienna… nie rozumiał u niej tej ciągłej zmiany charakteru. Ale i nie dopytywał się, nauczony, by szanować czyjeś sekrety. Zmienność jej natury wszak była częścią samej bardki i w każdej postaci jaką mu się przedstawiała, czarownik zauważał coś, co sprawiało, że była mu taka droga. Tą niewinną delikatność, która budziła w nim czułe struny, nawet jeśli zamaskowana była drapieżnością. Coś co sprawiało, że chciał ją objąć, przytulić i nigdy już nie puścić.
Niemniej w tej chwili ogień, który w nim płonął przekroczył już barierę woli. Ruchy bioder, które nabrały siły i impetu nie mogły już spowolnić. Dlatego trzymając mocno Chaayę i żarliwie całując jej nagie ciało, Jarvis ciągnął oboje do gwałtownego i namiętnego spełnienia… które dziewczyna przyjęła z niespotykaną kruchością, kryjąc się w ramionach kochanka, jakby ten miał uchronić ją, w tej chwili słabości, przed otaczającym ich światem. Drżące opuszki palców, wczepiła jak małe zwierzątko pod wystające obojczyki czarownika, wtulając twarz w zagłębienie jego klatki piersiowej, od której odbijał się gorący i rozdygotany oddech. Nogi splotła pod biodrami, przytrzymując mężczyznę jak najbliżej siebie, odsuwając na chwilę, nieustępliwie zbliżającą się rozłąkę z nim.
Potarłszy noskiem mostek Jarvisa, cmoknęła go delikatnie, uspokajając się.
- Mógłbym cię tak w ogóle nie wypuszczać. Moglibyśmy w ogóle nie wychodzić z łóżka, z tego pokoju - wymruczał mag, wodząc dłońmi po plecach i głowie dziewczyny.
- Nie chce zrobić Godivie przykrości… - mruknęła mu z mokry tors, przytulając się policzkiem.
- Wiem, wiem… - tulił nadal tawaif w zamyśleniu. - Jak chcesz możemy tak poleżeć, aż do wyjścia… co ty na to?
Odpowiedzią na jego pytanie było zarzucenie rąk za szyję, gdy Chaaya wczepiła sie w niego jak gotowe do przeniesienia zwierzątko.
- Wykorzystujesz sytuację… - Ten wyrzut zabrzmiał jednak ciepło i czule. A sama bardka została uniesiona w górę i powoli przeniesiona na łóżko. Po chwili oboje w nim leżeli, delektując się ciepłem swych ciał i odgłosami własnych oddechów.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline