Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2017, 18:46   #57
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Robert "RJ" Jordan
Lewiatan, Tortuga, kilka dni wcześniej.

Powszechnym określeniem na najemników była fraza “żołnierze fortuny” i choć Robert daleki był od wierzenia w podobne zabobony, tym razem Pani Fortuna (jeśli istniała) uśmiechnęła się do niego naprawdę szeroko. Co prawda Totto nie oddzwonił - może nic nie zdążył się dowiedzieć - ale wszystkie jego pozostałe kontakty odezwały się prędzej czy później, przynosząc ze sobą ciekawe informacje.

Dr. Ivo & Mr. Fish stwierdzili, że co prawda nikt o psioników ich nie pytał, ale jakiś czas temu bliżej nieznany kolekcjoner zaczął skupować różnej maści psi- i pre-techowe urządzenia i artefakty. Nic niezwykłego; bogaci kupcy z Lotusa często zbierali tego typu przedmioty dla ich wartości i szpanu, ale Ivo twierdził, że “kto ma wiedzieć, ten wie” że akurat lista wtedy poszukiwanych rzeczy nie była dziełem majętnego dyletanta.

- Jakbym miał coś zgadywać, to powiedziałbym, że ktoś stara się coś zbudować według starych wzorców. Jakiś psitech. Nie mam pojęcia jaki, ale musi być to jebitnie wielkie i zużywać mnóstwo energii. - mówił naukowiec, mierzwiąc siwe, przetłuszczone włosy - Ale, ale. Jakbyś znalazł tego gagatka, to podrzuć mu moje CV, co? Ja i pan Ryba chętnie zaciągniemy się na jego łajbę, bo cokolwiek to będzie, to będzie epickie!

Madame Prang podziękowała za ostrzeżenie w swoim jak zwykle nienagannym stylu; nic nie wiedziała, ale jakiś czas później, na Roberta “przypadkowo” wpadła Mei z koleżanką “z branży”. Koleżanka miała do opowiedzenia krótką historię: otóż miała swojego stałego klienta, “dzikiego” psionika, pracującego jako asasyn dla jednej z “rodzin” Wolnej Floty. Niedawno ów człowiek zjawił się u niej bardzo podekscytowany, zostawił olbrzymi napiwek i... zniknął. Opuścił kolejne dwa zaplanowane spotkania, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało! Koleżanka Mei była bardzo niepocieszona i głównie żaliła się Jordanowi na niesprawiedliwość losu i “gdzie ona takiego drugiego klienta znajdzie”, ale w potoku słów RJ wyłapał, że zaginiony psionk chwalił się dziewczynie, że “zaczyna pracę dla nowego, potężnego gracza” i paplał coś o jakiś ukrytych drzwiach czy też niewidzialnej bramie. O jakiej i co to niby miało znaczyć, ani Mei, ani jej przyjaciółka nie wiedziały. Ale obie zgodziły się co do tego, że psioników nigdy nie było wielu wśród ich klientów, ale ostatnio nie ma ich wcale, jakby wszyscy wyparowali... albo zrobili sobie gremialnie przerwę od rozkoszy płatnej miłości.

Besaba miała swoje powiedzenie że “jakbym zwracała uwagę na wszystko co podejrzane na Lewiatanie, to by mi mózg eksplodował”, ale po kilku drinkach i dogłębnym maglowaniu ją przez najemnika coś zaczęło jej się kojarzyć: przez ostatnie kilka miesięcy w kosmodromie lądowały statki, które nie należały do żadnej znanej kobiecie grupy; były dość nowoczesne i w dobrym stanie, dobrze wyposażone (“wojskowe”, jak podejrzewała) i zawsze dobrze chronione przez doskonale uzbrojonych i opancerzonych ludzi. Besaba narysowała nawet Robertowi symbol, jakim były oznaczone niektóre jednostki. Zasugerowała też, że może więcej informacji znajdzie się w logach obsługi naziemnej, ale sama nie miała do nich dostępu. A na koniec, już mocno “rozmiękczona” wlanym w siebie alkoholem, rzuciła Jordanowi pijacki wyrzut, że “chce się z nią spotkać TYLKO kiedy ON czegoś potrzebuje, ale tak NORMALNIE na kawę zaprosić czy na spacer to nie...!” i zaległa na barze w pijackiej drzemce.

Ostatnim źródłem najemnika byli Tazoki. Osiłki nigdy nie grzeszyły wielką bystrością i okazało się, że los psioników nic ich nie interesuje; po prostu dodali dwa dwóch i wyszło im, że jeśli sprzęt wyleciał z Lotusa, to musiał znaleźć się na Tortudze... a oni chętnie położyliby na nim łapy. Mieli nawet swoich naocznych świadków, twierdzących, że owszem, skrzynie z bronią i sporo pojazdów opuściło płytę lądowiska... ale problem był w tym, że nic z tego nie “wypłynęło” - ani na wolny rynek, ani nie znalazło się w arsenałach gangów. Po prostu zapadły się pod ziemię. Uuk, lider bandy, zaproponował nawet Jordanowi swoiste partnerstwo - część łupów w zamian za pomoc w zlokalizowaniu i “odbiciu” skrytki z “zaginioną” bronią, ale więcej szczegółów nie znał, oprócz tego, że niemal na pewno trzymano to gdzieś na Lewiatanie.

Tak więc wyglądały “połowy” Jordana w kilka dni od wzięcia zlecenia. Dużo luźnych nitek, które na razie nie układały się w sensowną całość... a może jednak? Tak czy inaczej, mimo że informacje, jakie uzyskał, tyczyły się “sprawy”, nie przybliżyły go ani o krok do informacji o tym, gdzie może znaleźć poszukiwanych przez Lotusa ludzi. Ale od czegoś trzeba było zacząć...

***

Kilka kolejnych dni minęło Robertowi na zbieraniu informacji i przygotowaniu się przylotu pozostałych operatorów. Powoli dochodziły do niego szczegóły zlecenia: Klepak wysłał mu zdjęcia celów z krótkim opisem (i podkreśloną na czerwono adnotacją: “nie zabijać, określić położenie, nawiązać kontakt -> zaraportować i czekać na dalsze instrukcje!!”), następnie przyszły zdjęcia “turystów”. Te nie były idealne - wyglądały jak zrobione z jakiś kamer bezpieczeństwa - ale wystarczające, by najemnik mógł rozpoznać bez pudła swoich “podopiecznych”.

Potem na datapad przyszły koordynaty skrytki wraz kodem; dzięki temu Jordan odebrał w jakimś szemranym lombardzie pudełko, w którym znajdowały się kolejno:

*5 kluczy magnetycznych do modułu mieszkalnego
*kartka z adresem i słowem-hasłem, umożliwiającym kontakt z kimś, kto trudnił się wyrabianiem fałszywych dokumentów (jednak by takie wykonać, delikwent musiał dać się zeskanować osobiście)
*kość ze 100 kredytami “na wspólne drobne wydatki”
*stary “jednorazowy” datapad, zaklejony plastrem, na którym napisano “pomoc medyczna - używać tylko w uzasadnionym przypadku”
*kilka wydrukowanych zdjęć z podobiznami “celów”

Wynajęta przez Klepaka kryjówka mieściła się na wyższych kondygnacjach części mieszkalnej Lewiatana; była dość spora, jak na warunki panujące na statku, ale za to zagracona i brudna. Poprzednia ekipa ją zamieszkująca nie zadała sobie trudu, by uprzątnąć z niej ani śmieci, ani mocno przeterminowanego żarcia, ani rozwieszonych na sznurkach ubrań. Być może zostawiła też coś przydatnego, ale w wszechobecnym syfie trudno było to odnaleźć; wymagałoby to naprawdę długich i dokładnych poszukiwań. Ogólnie rzecz biorąc, mieszkanie nie prezentowało się zbyt okazale. Jednak zawsze mogło być gorzej, prawda?

***

Załatwiając swoje sprawy, Jordan jednocześnie miał szeroko otwarte oczy i uszy, pomny ostrzeżeń fixera. I o ile znaków nadciągającego kataklizmu nie sposób było dostrzec, *coś* rzeczywiście wisiało w powietrzu. Wszystko na Lewiatanie - i szerzej, na Tortudze - opierało się na delikatnym balansie pomiędzy poszczególnymi gałęziami Wolnej Floty, które - choć zwykle przeciwko sobie - starały się nie zaburzać równowagi sił i nie doprowadzać do sytuacji otwartej wojny, zadowalając się bardziej dyskretnymi sposobami na uzyskiwkanie przewagi. Coś jednak w tym delikatnym mechanizmie zacięło się ostatnimi czasy; chodziły słuchy, że ktoś nie gra “zgodnie z zasadami” i że w półświatku może nastąpić siłowe przetasowanie starych układów. Na Lotusie - który był przedłużeniem interesów grup z Tortugi - na skutek kilku krwawych zamachów - doszło do lokalnej wojny między poszczególnymi “rodzinami”, co skwapliwie wykorzystał Konglomerat, dokonując szerokiej fali aresztowań. Wzajemnym oskarżeniom wewnątrz Wolnej Floty nie było końca, a na Lewiatanie odbijało się to czkawką w postaci coraz poważniejszych utarczek pomiędzy miejscowymi przedstawicielami każdej z rodzin i rosnącego poczucia niepewności wśród zwykłych mieszkańców.

Poszczególne Miasta Wolnej Floty prześcigały się w grożeniu sobie wzajemnie i przygotowywaniu na najgorsze; na Lewiatana - postrzeganego jako neutralny, bezpieczny port - szybko zaczęły ściągać grupy uchodźców, którzy nie chcieli ginąć za podrażnione ambicje swoich Kapitanów.

Atmosfera na Lewiatanie gęstniała; w tej sytuacji wiecznie skonfliktowana Rada postanowiła się wreszcie spotkać i wziąć na siebie trud negocjacji i oczyszczenia atmosfery na tyle, by planeta nie pogrążyła się w wyniszczającej wojnie domowej.

Dla RJ oznaczało to niestety komplikacje: w oczekiwaniu na przybycie na Lewiatana poszczególnych Big Bossów Tortugi co prawda zapanowało tymczasowe zawieszenie broni, ale również podniesiono standardy bezpieczeństwa, obawiając się prowokacji Lotusa czy podobnych “wypadków”. Oznaczało to, że przybywające na Lewiatan statki dokładnie kontrolowano (co wcześniej nie zdarzało się niemal wcale), a po ulicach miasta zaczęły krążyć uzbrojone po zęby bojówki poszczególnych gangów, łypiące na siebie podejrzliwie i szukające czegokolwiek co - ich zdaniem - mogłoby zagrozić chwiejnemu porządkowi. A przy okazji załatwiając własne porachunki - a tym samym zmuszając część “biznesmenów” z Lewiatana do zwinięcia swoich interesów w obawie przed wyrównaniem rachunków. A jakiekolwiek podejrzenia o kontakty z Lotusem czy przynależność do “niewłaściwej” grupy (szczególnie krzywo patrzono na wolnych strzelców) zaczęły być naprawdę poważnym utrudnieniem w tej napiętej, paranoicznej i ciężkiej atmosferze...



Teraz.
Kosmodrom, Lewiatan, Tortuga.



Kyle, Alsharan, Mika

Podróż minęła “turystom” spokojnie i przyjemnie - na miłej pogawędce (jak widzieli to Mika i Cyrulik) lub mniej komfortowo - czyli na wysłuchiwaniu bezsensownej paplaniny przymusowych współtowarzyszy (jak widział to Kyle). Lot trwał dość długo, można było się nawet zdrzemnąć w trakcie. W pewnym momencie przez zachrypnięty interkom padło polecenie pilota, by się przypiąć i zabezpieczyć sprzęt - a potem statek jęknął, a pasażerowie poczuli nagłe skoki ciążenia. Podczas lądowania światło to przygasało, to zapalało się znów, z rur i przewodów kapało i syczało potępięńczo, a Kyle nawet zauważył, jak z jednej ze ścian odgina się blacha, odsłaniając izolację poszycia. Wydawało się, że transportowiec rozpadnie się na kawałki, zanim dotknie ziemi, ale jakimś cudem się udało - w końcu ogłuszający huk wymęczonych silników ucichł, a wszyscy poczuli charakterystyczne “tąpnięcie” pneumatycznych nóg o grunt, oznaczające, że szczęśliwie znaleźli się na stałym podłożu.

Klapa włazu nie otworzyła się jednak; trójka kryminalistów siedziała w ciszy, patrząc na to na siebie, to na drzwi, niepewna, czego się spodziewać, dopóki głośnik znów nie zaskrzeczał:

- Ktoś was zaraz odbierze. Poczekajcie chwilę, mamy jakieś problemy.

A po dłuższej chwili:

- Kurwa. Kontrola statku. Otwieram właz, mam nadzieję, że macie jakąś przekonywująca historyjkę... albo przynajmniej potraficie się pozbyć inspekcji po cichu...

I rzeczywiście, trap z tyłu statku opadł, odsłaniając fragment ciasnego, zawalonego sprzętem, skrzyniami i złomem hangaru. Na razie nikt nie pojawił się w wejściu, a w hałasie portu trudno było usłyszeć zbliżające się kroki. Mieli więc chwilę dla siebie, by obmyślić jakiś plan... tylko jaki?
RJ
Trzeba było przyznać, że Klepak umiał dozować napięcie. Po załatwieniu wszystkich wstępnych przygotowań, fixer zamilkł na dłużej, nie reagując na próby kontaktu. Być może postanowił się “przyczaić” i przeczekać obecne zamieszanie na Lewiatanie, być może załatwiał jakieś inne interesy... Tak czy inaczej odezwał się dopiero w ostatnim możliwym momencie: na datapad Jordana przyszły dane statku, którym miała przylecieć ekipa z Lotusa... 2 godziny przed planowanym lądowaniem! Najemnikowi ledwo starczyło czasu, żeby ogarnąć się i dotrzeć do kosmodromu, a samo odszukanie transportowca też “zjadło” mu sporo czasu.

W chaotycznej plątaninie korytarzy, hangarów, magazynów, warsztatów i pomieszczeń technicznych, jakim był kosmodrom Lewiatana mężczyzna odnalazł w końcu właściwy port - mały, boczny hangar, używany przez mniej zamożne załogi, których nie stać było na opłacenie pełnej obsługi naziemnej. Spiesząc się, by odebrać swoich “gości”, minął kilka stojących statków i pracujących przy nich ludzi; “Cali” była ostatnia w rzędzie.

Kiedy dochodził do lądowiska, uważnie przyglądając się otoczeniu, dostrzegł coś, co kazało mu się zatrzymać przed wcześniejszym statkiem i udawać niezmiernie zainteresowanego wyładunkiem jakiś mrożonek: kilka metrów przed transportowcem “Cali”, oparty o stos skrzyń stał osiłek, w którym najemnik rozpoznał członka gangu “ochraniającego“ tą część portu. Mięśniak miał przy sobie pistolet i elektryczną pałkę; niby rozglądał się po okolicy, ale tak naprawdę bardziej zainteresowany był paleniem jakiegoś narkotyku z trzymanej w dłoni fifki.

Za nim, przy otwartym trapie, stała czwórka ludzi: dwóch podobnych “fizoli” osłaniających kobietę w roboczym, technicznym ubraniu, która sprawdzała coś na datapadzie. Przed tą trójką stał facet w niekompletnym vacc-sucie, opierający się o siłownik trapu - najpewniej pilot statku. Wyglądał na zdenerwowanego; palił papierosa za papierosem i tłumaczył coś kobiecie, która wydawała się zupełnie nieprzekonana. W pewnym momencie zniecierpliwiona techniczka machnęła krótko ręką, a jeden z towarzyszących jej ochroniarzy poprawił broń i ruszył ku tyłowi statku, gdzie Robert dostrzegł otwierający się drugi trap, prowadzący prawdopodobnie do ładowni.

Wyglądało na to, że “Cali” właśnie załapała się na kontrolę... a sądząc po nerwach pilota, jej wyniki mogły nie być korzystne dla załogi. Co więcej, żadnego z poleconych ochronie Jordana ludzi nie było nigdzie widać...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline